Rozdział 27

Rose

Informator czekał na nas pod mostem. Gruby facet około czterdziestki palił nerwowo papierosa. Widać, że się niecierpliwił.

– Wreszcie jesteście. Ja nie mam dla was istotnych informacji, ale mam adres kogoś, kto zna adresy kilku nowych placówek OMG.

– Chcesz powiedzieć, że jechałyśmy przez pół Europy na darmo? Do kolejnej osoby, która ma te adresy? Przestań kręcić kolego.

– Mówię prawdę.

– Karola, zapoznaj pana z twoją pięścią sprawiedliwości.

Mężczyzna wystraszył się i dostał czkawki. Już nie wyglądał na cwaniaka, lecz na przerażone zwierzę. Karolina ruszyła w jego kierunku, a ten spróbował uciekać. Przytrzymałam go w miejscu mocą.

– Błagam nie róbcie mi krzywdy! Powiem wszystko! Powiem!

Alicja powstrzymała Karolinę machnięciem dłoni. Czasem trzeba silnej motywacji, żeby zaczęli mówić na temat.

– Mów, co wiesz. Tylko się streszczaj, bo nie mam tyle czasu.

– Rząd podpisał papiery z Raczyńskim o udziały w zyskach. Część od razu zgodziła się poprzeć jego projekt, a druga część została zastraszona. Ten pierwszy występ telewizyjny był tylko działaniem przygotowującym ludność do zmian.

– To wszystko wiemy. Przejdź do konkretów.

– Niedługo na wizji rząd ogłosi nowe postanowienia. Słyszałem, że będą przymuszać do oddawania dzieci do ośrodków OMG. Po jednym dziecku z rodziny. To tylko pogłoski. Więcej nic nie wiem. Proszę zostawcie mnie w spokoju.

– Raczyński ma serum?

– Nie mam pojęcia.

– Daj kontakt do tego informatora, o którym mówiłeś.

– Towarowa 16/39 lokal "Pod Różą" schodzi się schodami do piwnicy. Tam popytacie barmana o faceta z ksywą - Ryba. Będzie wiedział o co chodzi.

Gdy tylko pozwoliłyśmy mu odejść, zaczął biec w kierunku miasta. Jego gruby tyłek podstakiwał przy każdym kroku. Jeszcze chwila i grubas zejdzie na zawał.

– Co z tym robimy? – zapytała znudzona Alicja.

– To oczywiste. Musimy powiadomić dowództwo o planowanym telewizyjnym wystąpieniu Oskara i jedziemy pod wskazany adres.

Karola miała rację. Musimy podążać nowym śladem, aż znajdziemy informacje.

***

Pojechałyśmy pod wskazany adres. Dla bezpieczeństwa wysłałam szefowi nasze namiary. Nie lubiłam wchodzić do ciemnych piwnic. Nie wiadomo, jakie robactwo się tam kręciło.

– Nie podoba mi się to miejsce – powiedziała Karolina i poprawiła broń za paskiem.

– Dziewczyny, będziemy bardzo ostrożnie. Rose, kiedy wejdziemy przeskanduj otoczenie. Karola, miej na oku wszystkich podejrzanych typów na oku, jeśli będzie trzeba wyjmij broń. Ja zajmę się barmanem.

W środku śmierdziało dymem i męskim potem. Fuj. Dwie obrzydliwe rzeczy. Mężczyźni zwrócili za nas uwagę, ale zaraz wrócili do swoich poprzednich zajęć. Na środku stało kilka stołów do bilarda, to przy nich bawiło się większość towarzystwa. Oprócz tej sali były jeszcze dwie mniejsze. Nie mogłam dokładnie ich sprawdzić przez grube mury, które tu były. Wydaje mi się, że nie było tu nic podejrzanego. Alicja podeszła do ciemnoskórego barmana. Ubrany był w szarą koszulę, czerwony krawat i stylowy kapelusz. Zupełnie nie pasował do tego miejsca.

– Co dla was podać?

– Szukamy konkretnej osoby, Rybę.

– Nie przypominam sobie. Chyba, że ufundujecie dla mnie lęk na zaniki pamięci.

Alicja sięgnęła do kieszeni i położyła na blacie plik banknotów. Mężczyźnie rozjaśniły się oczy i od razu podziałało.

– Ryba jest u siebie w pokoju. Ma klienta, zaraz was przyjmie.

Wpuścił nas za bar i prowadził długim korytarzem. Kolejny pokój był niewielki. Kilka krzeseł, zegar na ścianie i kolejne drzwi.

– Zaczekajcie tutaj chwilę. Muszę wrócić do pracy.

Gdy tylko odszedł, usiadłyśmy na krzesłach.

– Co o tym myślicie? – zapytała Alicja.

– Coś mi tu nie gra. Nie mogę przebić się przez te grube ściany. Nie widzę, co jest po drugiej stronie.

- Ja też mam z tym problem. To stara, solidna, powojenna piwnica.

- Lepiej, jak najszybciej załatwmy te adresy i stąd spadajmy. Mam dreszcze od tego miejsca.

Usłyszałam dziwny dźwięk, jakby ktoś odblokował pistolet.

– Cicho – szepnęłam. – Słyszałyście....

Nie zdążyłam dokończyć, bo nagle zgasło światło i zapadła ciemność. Moje oczy nie zdołały się szybko dostosować. Ktoś krzyknął. Alicja?!
Coś uderzyło mnie w głowę. Odwróciłam się i rzuciłam się na wysoką postać. Walczyłam z kimś bardzo szybkim, ale zdołałam go trafić, bo usłyszałam trzask łamanej kości. Dostałam drugi raz w szczękę. Poleciałam chyba na ścianę. Tracąc przytomność, poczułam, jak ktoś zawiązuje mi ręce i oczy.

***

Obudził mnie ból w wykręconych ramionach. Czułam też pulsowanie z tyłu głowy. Chyba mam tam wielkiego guza. Spróbowałam się wyprostować, ale moje ręce były mocno związane.

Leżałam na zimnej podłodze obok nieprzytomnej Karoliny. Z wielkim wysiłkiem podczołgałam się do niej i zobaczyłam, że oddychała. Kamień spadł mi z serca. Obawiałam się najgorszego.

Gdzie my jesteśmy i gdzie jest Alicja? Zabrali nam sprzęt i buty. Poczułam nacisk na lewy nadgarstek. Jednak o jednym zapomnieli. W zegarku miałam nadajnik sygnału GPS za jego pomocą można nas odnaleźć. Dzięki niemu KOS nas znajdzie i uwolni.

Usłyszałam trzask otwieranych drzwi. Dwóch osiłków wciągało krwawiące ciało Alicji. Jej twarz była zmasakrowana.

– Potwory! Co jej zrobiliście?

– Nie martw się, śpiąca królewno. Zaraz się przekonasz na własnej skórze.

Złapali mnie pod ramiona i wyciągnęli z celi. Próbowałam się wyrwać, ale każda próba kończyła się kopniakiem w żołądek. Za trzecim razem nie wytrzymałam i z satysfakcją obrzygałam jednemu buty. Za karę uderzył mnie w twarz.

– Szefie, druga się przebudziła. Ta harda.

Szef miał złamany nos. Na mój widok uśmiechnął się złośliwie w połączeniu z krzywym nosem, wyglądał upiornie.

– Rozwiążcie ją. Szykuje się niezła zabawa...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top