Rozdział 25
Nie wiedziałam, że będzie tu tak pięknie. Byliśmy z dala od miejskiego zgiełku, w środku serca głuszy. Tutaj nikt nas nie znajdzie. Dom postawiony był tuż nad brzegiem czystego, jak łza jeziora, tak, że mogłabym zobaczyć ryby pływające pod wodą. Drzewa przy brzegu rosły niemal poziomo nad taflą wody. Gęsta dzika winorośl obrosła cały dom, tworząc połączoną, niesamowitą kompozycję sztuki nowoczesnej z naturą. Było widoczne, że ktoś dawno opuścił to miejsce i już nie powrócił.
Zdjęłam tenisówki i usiadłam na jednym z tych drzew nad jeziorem. Woda była chłodna, łaskotała mnie w nagie stopy. Zaopatrzyłam się na łabędzie, które dostojnie płynęły niedaleko brzegu. Wyglądały na zaciekawione nową obecnością w ich cichym zakątku. Nagle z krzaków usłyszałam głośny plusk wody. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam młodego jelonka. Miał już niewielkie poroże i zastrzygł uszami, węsząc w powietrzu. Czułam, jak otacza mnie przyjazna aura tego zakątka ziemi.
– Czy to naprawdę istnieje? – powiedziałam sama do siebie.
– Podoba ci się tu?
Podskoczyłam przestraszona. Alex potrafił bezszelestnie podejść i zaskoczyć. Pokiwałam nieznacznie głową.
– To był mój dom. Mieszkałem tu z rodzicami zanim trafiłem do OMG.
– W środku tego lasu? – zdziwiłam się.
– Oczywiście, co w tym dziwnego? Dla mnie to był raj, miejsce mojego dzieciństwa. Tutaj moja mama pracowała jako projektantka wnętrz, a mój tata był leśniczym. Trochę dziwna była z nich para, ale teraz ich rozumiem.
– Oni nie żyją?
– Mnie i mojego brata porwali, gdy miałem osiem lat. Nie wiem, co się z nimi później stało.
– Przykro mi. Możliwe, że zdołali jakoś przeżyć.
Spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym, nie próbuj mi dawać złudnej nadziei. Ściągnął buty, a potem rzucił je na brzeg, żeby się nie zamoczyły. Zanurzył stopy w wodzie i westchnął, leżąc na drzewie z rękoma pod głową.
– Z nudów nauczyłem się przywoływać wspomnienia. Chciałem je wszystkie odzyskać i z czasem przypomniałem sobie czasy, kiedy miałem dwa lata.
– Myślisz, że ja też tak potrafię?
– Możliwe. Możesz spróbować. Chciałabyś przypomnieć sobie coś konkretnego?
Alexowi było tak łatwo mówić o swojej przeszłości. Chyba mogłam mu zaufać, jeśli on to potrafił.
– Chciałabym zobaczyć swoich biologicznych rodziców.
– Musisz przywołać najwcześniejsze wspomnienie, które pamiętasz. Takie, co mocno zapadło ci w pamięć. Każde wspomnienie jest połączone niewidzialnymi nitkami z poprzednimi i przyszłymi. Musisz złapać za taką nitkę i powoli przyswoić nowe obrazy. Jeśli zrobisz to zbyt szybko, to posklejają się że sobą i możesz je utracić.
– Brzmi to strasznie skomplikowanie.
– W praktyce takie nie jest. Najtrudniejszy jest pierwszy etap znalezienia owych połączeń. Potem jest już łatwo. Spróbuj teraz.
Zamknęłam oczy, biorąc głęboki wdech. Moje najwcześniejsze wspomnienie? Może te, z moich siódmych urodzin?
Miałam wtedy wspaniałe przyjęcie. Dostałam tyle prezentów, że nie mieściły się w moim pokoiku na poddaszu. Był wielki tort, dmuchany zamek i masa przyjaciół. Połowa dzieci z podstawówki zostało zaproszonych. Każdy mógł przebrać się za, co tylko chciał. Ja byłam baletnicą w koronie i skrzydłami wróżki. Zabawnie wyglądałam. Uśmiechnęłam się do siebie.
– Dobrze teraz wyobraź sobie srebrną sieć wokół wspomnienia – szepnął mi do ucha.
To nie było trudne. Złapałam za jedną linkę i pociągnęłam. Nic się nie wydarzyło. Powtórzyłam to, tylko mocniej. Znowu porażka, może ja nie mogłam przywołać swojej przeszłości?
– Nie wychodzi mi.
– Twoja podświadomość próbuje ukryć to przed tobą. Musisz jeszcze próbować.
Wszystko musiało zawsze się tak komplikować. Miałam walczyć z samą sobą. Genialny pomysł.
– Mi też na początku nie wychodziło, ale się nie poddawałem.
Alex wstał i przeciągnął się leniwie.
– Zgłodniałem. Red już pewnie coś ugotował. Idziesz do domu? – podał rękę, żeby mi pomóc wstać. Z łatwością mnie podniósł, ale zachwiał się i wpadł tyłem do wody. Gdy wypłynął, potrząsnął głową, ochlapując wszystko wokół, mnie też. Roześmiałam się.
– Wreszcie dostałeś, to na co zasłużyłeś.
– Ty podstępna, kobieto. Zaraz pożałujesz tego.
Doskoczył do mnie, nim zdążyłam uciec nad brzeg. Złapał mnie za kostkę i wpadłam do zimnej wody. Pisnęłam zła na niego. Próbowałam ochlapać go wodą, lecz zwinnie unikał, nurkując pod wodą. Alex popłynął bliżej i chwycił w pasie. Próbowałam wyrwać się z jego uścisku, ale trzymał mnie bardzo mocno.
– Alex, puszczaj! Słyszysz wariacie, co do ciebie mówię? Puść! – krzyczałam do jego pleców.
Puścił mnie na brzegu i poślizgnęłam się na jakimś kamieniu. Złapał mnie w ostatniej chwili. Inaczej uderzyłabym głową, w którąś z skał.
Świetnie przez niego byliśmy cali mokrzy. Trzęsłam się z zimna, ubrania przykleiły się do naszych ciał.
– Oszalałeś woda jest lodowata!
– Może oszalałem na twoim punkcie - szepnął, że nie dosłyszałam.
– Co tam mruczysz pod nosem? Mów głośniej.
– Mówiłem, że jak nie pójdziemy do domu, to się przeziębimy.
Nagle wpadłam na głupi pomysł.
– Kto pierwszy w środku!
Nie czekałam na odpowiedź, tylko pobiegłam, żeby zdobyć przewagę.
– Hej, to nie fair.
Ominęłam nasze buty porozwalane na trawie. Nagle poczułam dziwny opór powietrza. Alex używał mocy. Myślał, że mnie przechytrzy. Odwróciłam się i posłałam w niego jego parę butów. Uchylił się przed lecącym pociskiem i na moment zdekoncentrował. Tyle mi wystarczyło, żeby przebić się przez jego barierę. Pobiegliśmy pędem do domu, śmiejąc z tej głupiej zabawy.
– Wygrałam – powiedziałam do nadbiegającego Alexa.
– Nie liczy się. Oszukiwałaś.
Posłałam mu słodki, niewinny uśmieszek i ruszyłam za nim do pokoju. Przyniósł dla nas dwie pary ręczników.
– Wytrzyj tym włosy. Zaraz poszukam dla ciebie coś na przebranie. Moja mama trzymała na strychu swoje stare ubrania. Za moment wracam.
Gdy poszedł, mogłam pooglądać wnętrze pokoju. Pierwsze, co zobaczyłam, wchodząc do pokoju był wielki biały fortepian. Podniosłam jego pokrywę i wcisnęłam kilka przypadkowych klawiszy. W moim domu kochano muzykę, każdego gatunku. Mój tata grał na fortepianie, a mama na skrzypcach. Byli w tym dobrzy i połączyła ich wspólna pasja.
– Potrafisz grać na fortepianie? – Alex podał mi jakieś ciuchy. Pokiwałam głową i otarłam rękawem łzy.
– Co się stało?
– Coś mi wpadło do oka. To nic takiego.
***
Przebrałam się w kolorową, długą sukienkę. Wyglądałam jak hipiska. Przydałyby się jeszcze okrągłe okulary przeciwsłoneczne i dredy na włosach do dopełnienia stroju.
– Nie mam nic innego. – Wzruszył ramionami.
– Jest, ok. Dziękuję.
Kierując się smakowitymi zapachami, trafiliśmy do kuchni. Red podrzucał na patelni naleśnika i tańczył w rytm muzyki, lecącej z odtwarzacza płyt. Alex wystawił na stół talerze i konfitury.
– Alex, udało mi się usmażyć kilka naleśników i gaz się kończy. Masz zapasową butlę?
– Nie jak zjemy, musimy po nią iść do miasta.
***
Pięć kilometrów drogi do miasta zajęło nam godzinę czasu. Żałowałam, że nie zmieniłam tej sukienki na coś bardziej praktycznego. Ciągle zaczepiałam o gałęzie drzew, aż poirytowana podciągnęłam ją do góry i wsadziłam za pasek, tak, że stała się bardzo krótka. Uparłam się, że nie zostanę sama w domu i teraz miałam za swoje. Alex mimo upływu lat, wciąż znał wszystkie ścieżki. Musiało mu być ciężko, w końcu powrócił do miejsca swojego dzieciństwa.
– Red, jak odróżnić Wilka od normalnego człowieka? – zapytałam.
– Wilk zwykle porusza się na czterech łapach i jest bardziej owłosiony.
– Marian! Nie o takiego wilka mi chodzi.
- Marian?! – Alex wybuchł śmiechem. – Mnie nie chciałeś powiedzieć swojego imienia.
Nasz Marian obraził się na nas oboje. Na mnie, bo powiedziałam Alexowi jego prawdziwe imię, a na Alexa, bo przez całą drogę mu dokuczał. Miasteczko nazywało się Ryczałt i było niewielkie. Może zamieszkiwało go około czterech tysięcy mieszkańców, nie więcej. Red burknął do nas, że idzie kupić coś do jedzenia, a ja i Alex poszliśmy wymienić butlę. Znaleźliśmy punkt wymiany pustych butli, gdzie stało kilka podejrzanych typów. Żaden z nich nie wyglądał na sprzedawcę. Alex pociągnął mnie za sobą i kucnęliśmy za ciężarówką.
– Pytałaś o wilki. Oto i one. Lepiej jak nie wejdziemy im w drogę.
– Co oni tu robią?
– Zastanawia mnie to samo pytanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top