Rozdział 24
Nareszcie mogłam rozprostować nogi. Zrobiliśmy sobie krótki przystanek na stacji benzynowej. Chłopaki nie oszczędzali maszyn, wciskali z nich, ile się da. Przez to musieliśmy drugi raz zatankować. Dałam znak Redowi, że musiałam do łazienki. Pokiwał głową i wrócił do nalewania benzyny do baku.
Alex był na mnie śmiertelnie obrażony. Ignorował każde słowo, które do niego wypowiem. Tak łatwo nie przebaczuy mi tego występku. Chciałam mu się odpłacić mu za niegrzeczne traktowanie na początku naszej znajomości, a Red wyglądał na rozbawionego tą sytuacją i podśmiewał się z nas. Chociaż teraz zaczynał się irytować naszymi kłótniami.
Weszłam do sklepu. Przy kasie minęłam Alexa, który specjalnie udał, że mnie nie widzi. Nagle zaczął prezentować swój idealny uśmiech do mało atrakcyjnej kasjerki. Dziewczyna zrobiła zaskoczona minę i rozejrzała się na boki, jakby sprawdzała, czy to napewno do niej. Biedna dziewczyna, nie wiedziała, jakim idiotą był Alex. Nie zwracałam uwagi na te głupie gierki. Co on próbował w ten sposób wzbudzić moją zazdrość? Bardzo śmieszne.
Mimo moich złych przypuszczeń, łazienka była nawet czysta. Ostatnim razem damska toaleta była siedliskiem bakterii i grzybów, aż skrecało mnie z obrzydzenia. Szybko załatwiłam swoją potrzebę i przemyłam twarz z kurzu.
Stanowczo wolałam jeździć w samochodzie. Miałam już dość wiatru, piasku leżącego na twarz i tej ciągłej adrenaliny spowodowanej ciągłym zwiększaniem prędkości. Chwilami serce podchodziło mi do gardła i bałam się, że wtedy połamię Redowi żebra. Podziwiałam jego wytrzymałość, narazie nic się nie skarżył.
Wyciągnęłam z lodówki zimnego Tigera i zapłaciłam kasjerce za napój. Chętnie zjadłabym coś pożywnego, ale nie ufałam tym przydrożnym restauracjom. Może wieczorem zatrzymamy się w jakimś mieście i napełnimy puste żołądki.
– Hej, chłopaki, daleko jeszcze do celu?
– Red, słyszałeś coś? – zakpił Alex. – A nie, to tylko brzęczenie muchy.
– Alex, ile razy mam ciebie przepraszać? Jestem pewna, że nie wiesz, o co tak naprawdę się gniewasz.
– Chciałem być miły, a ty wzgardziłaś mną.
– Chyba nie jesteś zazdrosny?
– Śmieszne, nie ma wśród nas osoby, o którą miałbym być zazdrosny. No, poza Redem.
– Och, przepraszam, że uraziłam księciunia. Tak naprawdę nie potrzebnie, zgodziłeś się na ten wyjazd. W ogóle cię nie potrzebuję. Najlepiej będzie, jak wrócisz do bazy.
– Wiesz co? Masz rację, pojadę. Mam dość słuchania twojego gadania.
– Świetnie! To jedź sobie!
– Dobra! Więcej mnie nie zobaczysz!
– To super! Już nie mogę na ciebie patrzeć.
– Doskonale! Ze wzajemnością.
Alex wsiadł na motor i odjechał z rykiem silnika. Red, który odszedł na początku naszej kłótni, właśnie przyszedł i zobaczył tylko kurz, unoszący się za Alexem.
– Nie można was na chwilę zostawić. Gdzie on pojechał?
– Co mnie to obchodzi!? – wrzasnęłam na niczego winnego Reda.
Po chwili opanowałam zdenerwowanie i już na spokojnie wyjaśniłam mu sytuację.
– Nie mogę ani na chwilę was zostawić samych. Nie mogliście, jak dojrzali ludzie spokojnie porozmawiać? Choć raz potraktować sytuację poważnie? Przez was mogą zginąć niewinni ludzie!
– Nie krzycz, już rozumiem.
– Nie, przestanę, jak skończę. Rozumiesz, co się stanie, kiedy złapią nas wilki? Najpierw wykorzystają twoją krew, a potem zabiją.
– Red, ludzie się na nas patrzą.
Pięć metrów od nas stała kobieta, która zamiast do baku, lała benzynę na ziemię. Nasza rozmowa musiała mocno wtrącić ją z równowagi, że tego nie dostrzegła. Red pociągnął mnie za ramię i odpalił silnik. Wsiadłam za nim i mocno objełam. W samą porę, bo motor przechylił się do tyłu i przez chwilę jechał na tylnym kole. Kiedyś spadnę przez jego popisy i z pewnością się zabiję.
***
Ta pizza była przepyszna. Wgryzłam się już w trzeci kawałek. Red zjadał swoją część w rekordowym czasie. Nareszcie nie czułam dokuczliwego burczenia w brzuchu.
– Red, daleko jeszcze do celu? – Wciąż nie wiedziałam, gdzie jechaliśmy.
– Nie, dziś zostaniemy tu na noc, a jutro rano pojedziemy dalej.
Bawiłam się swoją serwetką. Żałowałam, że kazałam Alexowi wracać do bazy. Teraz było mi tak głupio i Red był na mnie zły.
– Red?
– Mhm? – mruknął.
– Red, to twoje prawdziwe imię?
Zawstydził się i spojrzał na swoje buty, jakby nagle zrobiły się najciekawszą rzeczą pod słońcem.
– Marian.
– Co, Marian?
– Tak się nazywam, Marian. Nie lubię tego imienia.
– Dlaczego? Przecież jest w porządku.
Red zawstydził się jeszcze bardziej i nie odezwał się więcej. Chyba nie rozumiałam facetów, a mówło się, że to kobiety były bardziej problemowe.
Poszliśmy do najbliższego hotelu i wynajęlismy dwuosobowy pokój z osobnymi łóżkami. Po ciepłym prysznicu, łóżko było najlepszym miejscem na ziemi. Wtuliłam się w miękkie poduszki i zaraz zasnęłam.
***
Następnego ranka Alex czekał na parkingu. Ucieszyłam się na jego widok, ale starałam się zbytnio tego nie okazywać. Niech sobie nie myśli uparciuch jeden, że mu wybaczyłam. Red ostrzegł mnie spojrzeniem, że mam się nie zaczepiać. Przecież wiem.
– Cześć. Dobrze, że wróciłeś. Red za tobą tęsknił – przywitałam się.
– Roksano, podejrzewam, że pod maską twojej uprzejmości kryje się czysta złośliwość.
– Alex, zamknij się już – warknął Red. – Mam już dość waszych kłótni.
– Tobie nie przeszkadza, jak ona ciebie wykorzystuje i podoba ci się to!
– O co ci chodzi? Myślisz, że cały świat kręci się wokół ciebie? Ja też mam swoje życie prywatne i mam do niego prawo.
– Dość! Koniec! Jedziemy! – krzyknęłam.
Alex prychnął, ale posłusznie odpalił silnik. To będzie trudna podróż. Nie potrafiliśmy wytrzymać ani sekundy bez wywołania kłótni. Trzeba to zakończyć, bo komuś stanie się krzywda.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top