Rozdział 21

Przejrzałam się krytycznie mojemu nowemu wyglądowi. Ścięłam włosy do ramion i pocieniowałam. Wyszło nawet nieźle. Ciężkie treningi sprawiły, że moje ciało stało się umięśnione i gibkie jak u akrobatek.
Kiedyś trenowałam balet w dzieciństwie, ale to były zamierzchłe czasy. Wtedy był okres w moim życiu, gdy chciałam być kimś innym niż sobą. Chyba każde dziecko przechodzi taki etap w życiu.

Ukłoniłam się nisko do mojego odbicia i wyszłam z pokoju. Alicja miała dla mnie niespodziankę. Już nie mogłam się doczekać, co to będzie. Weszłam podekscytowana do jadalni. Zamarłam. Przy stole siedział Piotrek i śmiał się z jakąś dziewczyną. Co on tu nadal robił? Nie powinno go tu być, bolało mnie serce, gdy ich widziałam Piotrka w towarzystwie tej dziewczyny, a z drugiej to już nie był mój Piotr. Mój Piotr umarł dwa dni temu i nigdy go nie odzyskam. Chciałabym podejść do nich, ale nie mogę. Odwróciłam się i wybiegłam. Usłyszałam kroki za sobą, odwróciłam się z nadzieją, że to Piotrek. Alicja złapała mnie za rękę i szybko objęła.

– Przepraszam, nie wiedziałam, że on tu będzie. Wiem, co czujesz, widząc go.
– Kim była tamta dziewczyna obok Piotra?

– To Coral.

– Coral – mruknęłam pod nosem.

Dlaczego z nią Piotrek swobodnie rozmawiał, a ze mną nie? Musiałam się dowiedzieć, co w tej dziewczynie było wyjątkowego.

– Co?

– Nic takiego. Mówiłam do siebie – wymusiłam na sobie uśmiech.

– Jesteś gotowa na moją niespodziankę?

– Jasne.

– Zatem chodźmy na zewnątrz.

Stałam się ignorować zrytą ziemię i długie koleiny, przypominające wgłębienia po pazurach. Wilki zostawiły tu swoje ślady. Przeskoczyłyśmy przez druciany płot i pobiegłyśmy głębiej w las.
Alicja nagle przestała biec.

– O co chodzi? – zapytałam niepotrzebnie, bo jakaś postać przeciskała się przez krzaki.

Jasne niemal białe włosy... muskularne ramiona... prosty nos, zmysłowe usta... czarne oczy okolone długimi rzęsami i lekki zarost... To nikt inny niż "Pan Obrażony". Zbliżyłam się do niego wolnym krokiem i zatrzymałam pół metra od niego. Musiałam stanąć na palcach, żeby spojrzeć mu w oczy. Pomyślałam, że jest nawet przystojny. Nie. Stop. Co się ze mną dzieje? Dopiero, co straciłam Piotra. Nie wolno mi tak myśleć.

– Czego chcesz? – warknęłam.

Wciąż pamiętałam jak oschle mnie potraktował. Nie będę dla niego uprzejma, żadnej karty ulgowej. Nie zasłużył na lepsze traktowanie.

– Ktoś musi was pilnować – powiedział zmysłowym głosem, nie odrywając wzroku od mojej twarzy.

Czułam jak palą mnie policzki. Odwróciłam się i zasłoniłam twarz włosami.

– Niech ci będzie – odparła Alicja. – Dobra ruszajcie się jeszcze kawał drogi przed nami.

Unikałam Alexa jak to tylko najbardziej możliwe, mimo to czułam jego palący wzrok na sobie. Dotarliśmy do podnóża pionowej, skalnej ściany. Alicja pokazała na ściankę górską i podskoczyła podekscytowana.

– Będziemy się wspinać? Bez żadnego zabezpieczenia i lin?

– Tak

– Ja nie potrafię się wspinać.

– Umiesz

– Umiem?

– Tak

Z Alicja nie było dyskusji, gdy mówiła tak przekonującym tonem głosu. Uważałam, że powinna występować w programach motywacyjnych dla kobiet, które próbowały zrzucić nadmierne kilogramy. Słuchając Alicji, człowiek od razu zyskiwał pewność siebie i miał odwagę dokonać niemożliwego.

– Nie ma obaw. Będę ciebie asekurował.

– Poradzę sobie sama – prychnęłam jak kotka.

Podeszłam do stromej ścianki. Dlaczego Alex był taki irytujący? Przez niego nie maiałam wyboru, nie mogłam się wycofać, bo wyjdę na idiotkę. Znalazłam wgłębienia, w które wsadziłam nogi i się pociągnęłam do góry. W połowie drogi prawa noga ześliznęła mi się z otworu. Poczułam silną dłoń na tali, która podtrzymała mnie, aż nie utrzymałam równowagi.

– Ostrożnie – mruknął za moimi plecami głos Alexa i zanim ruszył dalej, zaczekał aż wejdę wyżej.

Przez chwilę myślałam, że spadnę. Serce podskoczyło mi do gardła ze strachu. Na szczęście Alex był blisko. Dotarłam bezpiecznie na szczyt. Wczołgałam się i położyłam na zimnym podłożu. Nie miałam siły żeby wstać. Alicja kucnęła obok i spojrzała w kierunku przepaści. Alex stał tuż przy krawędzi z rękoma w kieszeniach. Jakoś zebrałam się w sobie i podeszłam do urwiska.

– Dziękuję – szepnęłam w kierunku Alexa i spojrzałam przed siebie.

Słońce zachodziło za horyzontem, tworząc wielobarwny, świetlisty łuk. W dole rozciągało się morze falujących drzew, które stykały się z niebem. Widać jak dzień zmienia się w noc. Dwie siostry dzień i noc. Jedna umiera, żeby druga mogła się narodzić. Warto było się tu wspiąć choćby tylko dlatego, by to zobaczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top