Rozdział 20
Piotr
Korytarz świecił pustkami. Uchyliłem szerzej drzwi i wyjrzałem na zewnątrz. Szare ściany, oszklone od połowy w górę, wydawały mi się zupełnie obce. Korytarz wyłożony zimnym, zielonym linoleum schładzał moje nagie stopy. W pokoju nie znalazłem żadnych butów. Dobrze, że przynajmniej miałem na sobie ten dwuczęściowy strój. Głupio byłoby paradować na golasa.
Zastanawiałem się, gdzie byłem. Nikt nie chciał ze mną rozmawiać. Poza dwoma wyjątkami pani doktor i tej ciemnowłosej dziewczyny, która przyszła tu i próbowała mnie dotknąć. Nie chciałem, żeby to zrobiła. Nie i już. Poczułem bijący od niej chłód, dlatego zacząłem krzyczeć. Poskutkowało, od razu uciekła.
Poszedłem wzdłuż korytarza, przesuwając prawą ręką po ścianie. Pooglądam sobie to miejsce. Zaglądałem przez szybę do sąsiednich pokoi, w nich leżeli ranni mężczyźni. Czyżbym był w jakimś szpitalu? Cztery pokoje dalej od mojego na łóżku szpitalnym siedziała czarnowłosa dziewczyna. Pochylała się nad czymś wystającym z jej ramienia. Zbliżyłem twarz do szyby, żeby lepiej widzieć. Ona nie miała w tym miejscu skóry, to metalowa proteza. Nagle odskoczyłem, bo dostrzegła mnie swoim zimnym spojrzeniem. Chciałem jak najszybciej stamtąd uciekać, ale przyszpiliła mnie wzrokiem do ziemi. Dosłownie nie mogłem się ruszyć.
Wolnym krokiem zbliżyła się do mnie. Jej stalowa dłoń zaciskała się i prostowała przy każdym kroku. Okropnie się bałem. Niepotrzebnie w ogóle wychodziłem i zaglądałem przez szybę. Trzeba było nie wsadzać nosa w nie swoje sprawy.
– To ty chciałeś mnie uratować. Kim jesteś?
– Uratować? To ja kogoś uratowałem?
– Nie pamiętasz?
Pokręciłem przecząco głową. Poczułem, jak moje mięśnie odzyskują władzę w nogach.
– Kim jesteś? – uporczywie powtórzyła pytanie.
W mojej głowie była jedna wielka, czarna dziura jakby coś wysłało moje wszystkie wspomnienia. Nie pamiętałem niczego, co dotyczy przeszłości. Nie wiedziałem, kim jestem i co tu robię.
– Nie wiem.
– Nie wiesz? – Spojrzała na mnie podejrzliwie. – Gdzie jest twój pokój?
Pokazałem i poszła w tamtym kierunku. Stałem teraz sam w korytarzu. Nie chciałem, żeby ona była w moim pokoju, to poszedłem tam zaraz za nią. Byłem ciekaw, co ona tam robiła. Czytała kartkę przyczepioną do poręczy łóżka. Gdy mnie zobaczyła w drzwiach, odczytała ją na głos.
– Piotr Lubowicz, lat 19. Dolegliwość: amnezja wsteczna. Straciłeś pamięć.
– Dlaczego?
– Upadłeś na głowę, jak uciekaliśmy przed zmutowanym wilkiem.
Pomyślałem, że ona żartuje i zabrałem z jej ręki kartkę. Wszystko się zgadzało. Wielkimi literami napisane było - amnezja wsteczna. Czy to oznacza, że nigdy nie odzyskam swoich wspomnień? Wolałbym wiedzieć, jakim byłem człowiekiem.
– Myślę, że masz problem kolego jak ja. Spójrz. - Pokazała na swoje nowe ramię. - Do końca życia będę to nosiła i nic na to nie poradzę. Muszę się z tym pogodzić.
– Jak straciłaś rękę?
– Walczyłam z wilkiem. Tak na marginesie to jestem Coral.
Podała mi swoją prawdziwą dłoń, która była zadziwiająco delikatna.
Roksana
Patrzyłam w wirujący ogień. Języki ognia lizały długie belki ustawione na sztorc. Drewno przyjemnie trzaskało, a z ogniska strzelały iskry. Stojąc pięć metrów od ognia, czułam, jak dotykał mnie swoim ciepłem.
Złapałam za rękę Alicji a drugą Rose. Spojrzały na mnie ze łzami w oczach i złapały kolejne dwie osoby. Utworzyliśmy wielkie koło. Alicja zanuciła The hanging three. Zaraz dołączyliśmy do chóru. Echo naszych głosów niosło się pośród zboczy gór, potęgując nasz śpiew. Czułam jak duchy zmarłych z nami się jednoczą i krążą wśród nas. Usłyszałam głos moich rodziców tuż za moimi plecami, śpiewają razem ze mną. Uśmiechnęłam się, bo poczułam ich widmowe dłonie na ramionach. Obok mnie Rose płakała ze szczęścia, widziała Maxa. Każdy z nas zobaczył osoby bliskie ich sercom. Póki pieśń trwała oni będą z nami. Szczęście tak, jak buchające gorąco z ogniska rozchodziło się po moim ciele.
Byliśmy jednością, mieliśmy wspólny cel - wolność.
Niech nasz wróg pamięta, nie raz po drodze upadniemy, lecz za każdym razem powstaniemy silniejsi i ruszymy dalej po nasze zwycięstwo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top