Rozdział 12

Wyrwałam się dziś z ośrodka.

Musiałam sobie przemyśleć kilka spraw. Zastanawiałam się, kim naprawdę byłam. Od dwóch tygodni intensywnie trenowałam i codziennie odkrywałam w sobie coś nowego. Powoli stawałam się kimś innym, przeobrażałam się w potężną istotę. Przestałam być tą osobą z czasów przed wypadkiem rodziców. Stara, poczciwa Roksana została zamieniona na ulepszony model. Nie byłam pewna czy to dobrze.

Odkąd nosiłam okular, zanikły bóle głowy. Doktor Szymaniuk pozwalała mi go nosić coraz rzadziej. Miałam przyzwyczajać się do samokontroli. Szło mi coraz lepiej. Karolina uczyła mnie, jak zapanować nad umysłem. Pomagała uporządkować myśli, żebym mogła je mądrze wykorzystać. To wymagało dużo skupienia. Trudno jest skupiać się nad czymś, do czego nie miałaś nawet punktu odniesienia. Czy ktokolwiek próbował poczuć albo złapać swoje myśli? W ciągu sekundy myśl się zmienia, przekształca i wyślizguje z mojego uchwytu. Alicja się nie poddawała. Podziwiałam jej wytrwałość. Często tylko siedziałyśmy i medytowałyśmy albo zawiązywała mi oczy chustką i kazała opisywać, gdzie co stoi. Tak ćwiczyłam pamięć i koncentrację. W przyszłości z zamkniętymi oczami będę wiedziała, jak wygląda otoczenie. Na początku nie chciałam wierzyć, ale Karolina mi udowodniła. Siłą woli odbiła lecącą w jej kierunku kulkę papieru. Wtedy aż zaniemówiłam z wrażenia. Całą noc próbowałam to powtórzyć. Następnego dnia byłam ledwo żywa. Nigdy więcej tak nie zrobię.

Wylegitymowałam się u strażnika pilnującego wjazdu do bazy KOS i pobiegłam truchtem wzdłuż drogi. Wdech i wydech, wdech i wydech. Krok za krokiem. Biegłam tam, gdzie zaprowadzą mnie nogi.

Chciałam uciec od rzeczywistości. Na moment zapomnieć o wszystkim. Zerwać kajdany z moich rąk. Żyję w strachu i walczę o wolność każdego dnia. Codziennie znosiłam ból spowodowany ćwiczeniami. Czułam, że ścieżka mojego przeznaczenia właśnie ukształtowała swój tor i nie zmienię jej choćbym bardzo chciała. Podjęłam już decyzję, będę walczyć i nie zawiodę.

Znałam tą okolicę. To tu było mieszkanie cioci. Chciałbym zobaczyć się z Moniką, ale nie miałam wyboru, zawróciłam. Powiedziałam, że wracam do Poznania i musiałam utrzymywać tę wersję. To jedna z tych rzeczy, których żałowałam. Nie lubiłam okłamywać ludzi, wolałam być szczera. Wybiegłam do parku i zatrzymałam się przy fontannie. Nie rozpoznawałam będących tu ludzi i chyba nikt mnie nie śledzi. Nic się nie stanie, jak chwilę odpocznę. Minęła mnie kobieta z wózkiem, a dzieciaki grają w piłkę. Oni to mieli beztroskie życie. Uśmiechnęłam się, przypominając sobie swoje dzieciństwo. Byłam tak samo szczęśliwa i nie doceniałam tych chwil, dopóki ich nie straciłam.

– Roksana?

Spojrzałam za siebie i zobaczyłam Piotra w słuchawkach na uszach, który wybrał się tak, jak ja pobiegać. Kurcze, co ja teraz zrobię? Nie mogę teraz po prostu odejść. Szybko podszedł do mnie i zdjął słuchawki.

– Cześć. Co tam? – powiedziałam, patrząc na ziemię. Bałam się spojrzeć mu w oczy.

– Świetnie się bawisz? Znikasz, nie mam od ciebie żadnych wiadomości. Po prostu pytasz co tam? Na nic więcej cię nie stać? Pomyślałaś może jak Monika się czuje?! Jak ja się czuje!?

Obcy facet groźnie spojrzał na Piotra, który na cały głos się wydzierał. Milczałam, spokojnie słuchając jego wywodu. Wiem, że to prawda i zasłużyłam na takie traktowanie.

– Jesteś pieprzoną egoistką! Nie wiem, po co się tobą przejmuję. – Odwrócił się i pobiegł w stronę domu.

Mogłam pozwolić mu odejść. Już nie musiałabym dłużej grać w tę grę. Jednak ja nie zasługiwałam na takie proste rozwiązania. Stracę go, Monikę i nie mogę pogodzić się z tą myślą. Mój głos rozsądku kazał mi zostawić to, jak jest, ale serce mówiło co innego. To silniejsze ode mnie. Pobiegłam za Piotrkiem. Zrównałam się z nim i stanęłam mu na drodze.

– Nie mogłam ci powiedzieć prawdy. Przyrzekłam dotrzymać danego słowa, dlatego skłamałam z tym wyjazdem. Bardzo tego żałuję.

– Żałujesz? Nie mogłaś chociaż zadzwonić?

– Żeby wcisnąć wam kolejne kłamstwa. Nie mogę nic powiedzieć, gdzie bywam, co robię.

– Nie ufasz mi? Nie jestem twoim wrogiem. Zrobiłbym wszystko, żeby ci pomóc.

– Ty, nie wiesz, kim ja jestem, a raczej czym. Nie zdołasz mnie obronić przed tymi facetami, co mnie szukają. Oni są śmiertelnie niebezpieczni. Nie chcę już nikogo narażać. Proszę, uwierz mi.

– Powiedzmy, że ci wierzę. Pomyślałaś, co dalej będzie?

– To nie takie proste. Gdy rozwiążę swoje problemy, to postaram się wrócić do normalnego życia.

– Weszłaś w jakiś krąg mafii? Innych tłumaczeń nie widzę.

– Jesteś blisko, ale to nie to.

– To powiedz mi tyle, ile możesz.

Spacerując po parku, opowiedziałam mu o tym, kim się stałam, dlaczego ci mężczyźni mnie poszukiwali. Miałam wyrzuty sumienia, ale starałam się opisać sytuację, w której się znalazłam, bardzo powierzchownie. Doszliśmy do miejsca, gdzie leżał duży pień drzewa.

– Widzisz? Jestem dziwolągiem. Stworzyli ze mnie potwora.

– Nie jesteś potworem, w głębi serca wiesz, że to nieprawda. – Piotr dotknął mojego policzka. – Wydajesz się bardziej ludzka niż inni, których spotkałem. To niesamowite. Przepraszam za to, że nazwałem cię egoistką. Naprawdę tak nie myślę.

– Nie gniewam się. Chciałabym być taka jak ty. Zwyczajna.

– Twierdzisz, że jestem zwyczajny? – uśmiechnął się kpiąco.

– Wiesz, o co mi chodzi. – Trzepnęłam go lekko w ramię.

Usiadłam na powalone drzewo i oparłam się o nie plecami. Czekała mnie długa droga powrotna.
Piotrek pochylił się i długo mnie całował. Zachowywał się jakby bał się, że za moment zniknę. Nie zniknęłam teraz ani pół godziny temu. Rozkoszowałam się chwilami spędzonymi z nim. W gęstym parku. Z dala od kłopotów od tego, co nadejdzie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top