Rozdział 10
🔝Kos🔝
Podczas, gdy rozpakowywałam torbę z moimi rzeczami, które zabrałam dziś po południu z domu cioci Agnieszki, ktoś zapukał do drzwi. O wilku mowa. W drzwiach stanęła Agnieszka i bez pozwolenia weszła do środka. Wolno obróciła się wokół własnej osi, jakby oglądała otoczenie. Następnie wzięła do ręki jedną z porozwalanych na łóżku sukienek.
– Nawet tu przyjemnie – powiedziała, patrząc na stertę ubrań leżących w kącie.
Zanim przyszła byłam w trakcie sprzątania tego bałaganu, który sama zrobiłam, szukając pary legginsów. Oczywiście zapomniałam, że zapakowałam je do osobnej torby i niepotrzebnie wszystko wyrzuciłam z plecaka. Często tak robię z różnymi przedmiotami, odłożę gdzieś w inne miejsce, a potem nie pamiętałam gdzie.
– Roksano. – Położyła dłoń na moim ramieniu i zagryzła górną wargę. – Wiem, że masz do mnie żal. Teresa i Adrian byli wspaniałymi rodzicami, kochali cię jak własną córkę. Gdy zaadoptowali ciebie i Sebastiana, zamieszkali w innym miejscu, żeby nikt nie nabrał podejrzeń. Byli w pełni świadomi ryzyka, którego się podjęli dla waszej dwójki. Przez jedenaście lat był spokój i nie wiedzieliśmy, co niedługo się wydarzy. Starałam się was chronić. Jednak mi się nie udało i bardzo tego żałuję.
– Dlaczego Sebastian wiedział, że jesteśmy adoptowani, a ja nie? Jestem jakaś gorsza? Myśleliście, że nie zrozumiem?
– Nie, nic z tych rzeczy. Popełniliśmy głupi błąd. W tym czasie dzieciaki kończyły szkolenia i mogły brać udział w naszej małej wojnie. KOS chciał zwerbować Sebastiana do oddziału Ulepszonych. Daliśmy możliwość dołączenia, bo on w przeciwieństwie do ciebie, rozwijał swoje umiejętności. Pułkownik nie wiedział, co z tym zrobić, więc powiedzieliśmy mu prawdę. Teraz wiemy, że nie było to zbyt mądre posunięcie.
– Nie chcieliście żebym i ja odsunęła się od rodziców?
Ciocia Agnieszka pokiwała głową. Trochę lżej zrobiło mi się na sercu. Nie mogłam ich winić za to, że starali się zapewnić nam dobry dom. Objęłam ciotkę w pasie. Zaskoczona, ostrożnie mnie przytuliła. Miałam tylko ją i Seba. Nie mogłam się na nią wiecznie gniewać. Gdy się odsunęła, wydarła szybko mokry policzek.
– Nie przyszłam tu się rozczulać – zaśmiała się lekko. – Ubierz tę sukienkę i uczesz się. Możesz zostawić okular w bazie. Zaraz jedziemy.
– Co? Gdzie?
– To niespodzianka. – Puściła oczko i wyszła z pokoju.
Lubiłam niespodzianki. Nawet bardzo. Założyłam fioletową sukienkę do kolan i z rękawem trzy/czwarte. Prosta bez zbytecznych ozdób, pasuje do beżowych półbutów. Włosy związałam w kucyk. Poprawiłam kreski eyelinerem i nałożyłam trochę błyszczyku na usta. Wychodząc, zabrałam skórzaną kurtkę z podłogi.
Pobiegłam do windy i pojechałam na piętro zero. Tam czekała Agnieszka. W drodze nie chciała mi zdradzić nic z tego, gdzie jedziemy. Zaparkowała na pustym parkingu w lesie (parku?). Byłam tu po raz pierwszy.
– Podążaj tą ścieżką. – Wskazała na wydeptany fragment trawnika między krzakami.
Kierowana ciekawością pobiegłam, uważając na wystające konary drzew. Dotarłam do skalnego przesmyku i tu droga się kończyła. Chyba musiałam wejść w szczelinę. Czułam się jak dziecko, które poznawało nowe miejsca na placu zabaw. Przecisnęłam się bez trudu, ale nie byłam pewna, czy ktoś grubszej postury mógłby tu wleźć. W połowie drogi dostrzegłam migoczące ogniki, które rzucały swój blask na sąsiednią ścianę. Znalazłam się w korytarzu oświetlonym świecami. Podążałam pod górę drogą światła. Wyszłam na pustą przestrzeń, a tam siedziała na czarnym kocu czwórka Ulepszonych - Alicja, Karolina, Weronika i Hugo. Alicja wstała i cmoknęła mnie w policzek.
– Z okazji twojego dołączenia do grupy zorganizowaliśmy dla ciebie trochę atrakcji.
Uśmiechnęłam się do nich zaskoczona, że w ogóle pomyśleli dla mnie coś zrobić.
– Ja nie mam nic dla was.
– Nie wygłupiaj się. Musisz przejść przez wszystkie zadania i dobrze się bawić. To w zupełności wystarczy.
– Udowodnisz czy do nas pasujesz – dodał Hugo. – Zgadzasz się przyjąć nasze wyzwania?
– Jasne dawajcie, co macie. – Podniosłam dumnie głowę.
Udowodnię, że pasuje choćbym miała zmienić siebie. Prawdziwe oblicze człowieka poznajesz po tym, jak zachowywał się w różnych sytuacjach.
– Oto pierwsze zadanie. – Karolina wskazała na przepaść. – Musisz zjechać na sam dół.
– Nie martw się mamy mocną linę i zapięcie. Zjedziesz na sam dół lekko jak piórko – uspokoił mnie Hugo. – Kto pierwszy?
Zgłosiła się Weronika. Jak to się mówi? Cicha woda brzegi rwie. Do tej pory sądziłam, że jest zbyt nieśmiała, by zaryzykować. Usiadła na metalowym krześle i zjechała w dół. Następna byłam ja. Gdy pas bezpieczeństwa się zatrzasnął, odbiłam się od krawędzi i pojechałam w dół. Wiatr szarpał moją sukienkę i rozwiewał włosy. Zacisnęłam oczy ze strachu, ale na szczęście szybko je otworzyłam. Ominąłby mnie taki piękny widok. Widziałam miasto w oddali, góry i rozciągające się pode mną kwitnące górskie łąki. Leciałam jak ptak. Wydawało się, że jechałam chyba z godzinę. Tak naprawdę to tylko pięć minut. To najdłuższe pięć minut mojego życia. Karolina skoczyła na ziemię tuż obok mnie.
– Roki, boisz się odrobiny bólu?
– Nie – zaprzeczyłam.
– To doskonale się składa. – Zdjęła prawy rękaw kurtki, odkrywając wytatuowanego czarnego ptaka, kosa.
– Wszyscy ulepszeni go robią, dla każdego symbolizuje coś innego. Mój przypomina mi o tym, żeby zawsze wierzyć w siebie. Alicji to odwaga. Weroniki - nadzieja, a Hugona - sprawiedliwość. Ty musisz mieć swój. Mimo, że ma różne znaczenia to nas jednoczy, jako grupę, bo przyświeca nam wspólny cel.
Jakby na potwierdzenie jej słów między nami przeleciała para kosów. To nie przypadek, że zrobiły to właśnie w tym momencie. To przeznaczenie.
Spodobał mi się ten pomysł był świetny. Zrobię sobie taki i mój będzie oznaczał wolność. Kolejny tatuaż nie zaszkodzi. Miałam już jeden za uchem, w kształcie gwiazdek. Drugi na biodrze - Never give up and forever fight! Moje życiowe motto.
***
Dwie godziny później...
Wracaliśmy drogą do bazy, ja z nową dziarą na ramieniu. Po drodze kupiliśmy gorącą czekoladę. Alicja odrzuciła włosy za ramię.
– Mówiłam wam, że jest taka sama jak my.
– Nie, to ty twierdziłaś, że nie skoczy na urwisku – rzekł Hugo, poprawiając okulary.
– Nie prawda! – Pokazała mu język.
– Ważne, że skoczyła i nie musimy się kłócić, co kto powiedział. Zostało jeszcze kilka rzeczy do zrobienia tej nocy.
Zakrztusiłam się kawą. Głos Weroniki brzmiał jak mowa robota. To tyle, jeśli chodzi o zmiany jakie wyrządziło serum. Jak widać, nie były to tylko pozytywne cechy. Mnie na szczęście ominęły mutacje czy inne odchylenia zdrowotne.
*----*
Tym razem wstawiam bez korekty. Ten ptak na górze to nowy tatuaż Roki :-)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top