Rozdział 5
– Powtarzam po raz piąty, masz biec szybciej. Inaczej nie odczytam wyników.
Co za okropny babsztyl. Przydzielono do mnie kobietę, która lubiła się znęcać. Najpierw pobrała mi krew. Potem zrobiła rentgen całego ciała i długo się przyglądała wynikom, jakby szukała we mnie jakiś niedoskonałości. Oczywiście nie pozwoliła mi zobaczyć, bo według niej nic nie zrozumiem. Teraz od trzech godzin kazała mi biec na bieżni i co jakiś czas zwiększała prędkość. Powoli zaczynałam mieć dość. Nie żebym się męczyła, ale jej krzyki i narzekania działały mi na nerwy.
– Już mam dość – odkrzyknęłam.
Musiałam do niej krzyczeć, bo znowu zamknęli mnie w szklanym pomieszczeniu i nie miałam pewności, czy mnie ona słyszała. Przez szybę pokazała mi gestem jeszcze chwilę. Maszyna zwolniła i czym prędzej z niej zeszłam. Nie wiadomo czy szalona pani doktor nie zachce powtórki. Na szczęście drzwi uchyliły się z kliknięciem i stała już tam wyprostowana jak struna. Jej obcasy miarowo stukały o podłogę podczas chodzenia. Miała na sobie też czarne spodnie z prostymi nogawkami i błękitną koszulę. Zazdrościłam jej, mi nie dali nic poza tym białym kombinezonem i conversami. Zaprowadziła mnie do małego gabinetu z kanapą, biurkiem i stalowym krzesłem. To tutaj przesłuchuje swoje ofiary po morderczych badaniach.
– Siadaj, Roksano. – Wskazała mi oliwkową kanapę. – Przed nami ostatni etap. Nie martw się zadam ci kilka prostych pytań.
Jakoś nie wierzyłam w tę troskę. To sadystka. Uśmiechnęłam się do niej promienie i spytałam, na co jeszcze czekamy. Usiadła obok mnie z plikiem papierów w jednej dłoni i w drugiej trzymała długi, ostry.... ołówek. Takim sprzętem można naprawdę komuś zrobić krzywdę.
– Imię i nazwisko, wiek, miejsce zamieszkania, imiona rodziców i ewentualnie rodzeństwa.
Serio? Czy oni już nie mają tych wszystkich informacji przecież mnie obserwują.
– Roksana Maruszko lat siedemnaście, mieszkam obecnie z Agnieszką Dyguń. Imiona rodziców to Adrian, Teresa. Mam tylko jednego brata, Sebastiana.
– Dokładna data urodzenia.
– Czternasty kwietnia 1998.
– Brązowy kolor włosów jest naturalny? Nosisz okulary, soczewki?
– Tak. Nie
– Od kiedy zdarzają się bóle głowy i chwilowa utrata wzroku?
– Około dwóch miesięcy.
– Czy zdarzały się ataki lub niekontrolowane ruchy?
Chciałam od razu zaprzeczyć, ale przypomniała mi się akcja z Wiktorem. Wtedy nie do końca nad sobą panowałam.
– Jeden raz.
– Dwa – poprawiła mnie, postukując ołówkiem o kartkę. Ledwo powstrzymałam się przed nerwowym odskoczeniem z dala od niej.
– Gdy tu przyjechałaś, zaatakowałaś pielęgniarkę i złamałaś jej rękę.
Serio. Żałowałam, że tego nie pamiętałam. Dotąd nie skrzywdziłam muchy, a tu proszę uderzyłam chłopaka w szczękę i złamałam kobiecie rękę. Co się ze mną dzieje? Przechodzę kolejny etap dojrzewania czy co? Tutejszy klimat źle na mnie działa.
– Teraz musisz się uważnie skoncentrować. Sprecyzuj mi wszystkie swoje zdolności i nie chodzi mi o hobby. Tylko o takie nadnaturalne.
– Jak w Avengers?
– Tak.
– Potrafię mówić płynnie w kilkunastu językach, których nigdy się nie uczyłam. Liczę w pamięci jak komputer i zapamiętuję wszystko, co zobaczę. Ta ostatnia jest czasami nie przydatna na sprawdzianach, bo zamiast strony z podręcznika widzę na przykład tańczącego kota i to mnie dekoncentruje. Jeszcze jedno, czasem wzrok wyostrza mi się tak, że widzę drobne kamyczki na trawie z drugiego piętra.
– Interesujące, jeszcze nie badałam tak dobrze rozwiniętego okazu.
Nie spodobało mi się słowo okaz. Brzmiało to jakbym była robakiem, ale czy to oznacza, że jest więcej takich osób jak ja? Nie byłam jedyna. Bałam się wcześniej swojej odmienności. Teraz chętnie dowiedziałabym się o sobie więcej.
– To na tyle. Moje wyniki są już gotowe. Możemy teraz zameldować się pułkownikowi Kotowskiemu.
Po drodze umierałam z ciekawości, co ten babsztyl wynotował w swoich bezcennych notatkach. Tym razem pułkownik był sam w gabinecie. Zaprosił nas obie, żebyśmy usiadły przed jego biurkiem.
– Pani doktor, jak poszły wyniki?
– Rewelacyjnie, jak dotąd to najlepszy przypadek, który badałam. Mam podejrzenia, że OMG wprowadził do jej krwi najdoskonalszą wersję genu ulepszenia.
– Dziękuję, połóż dokumenty i zostaw nas samych. – Odczekał aż sadystka wyjdzie z gabinetu i dopiero wtedy zwrócił się do mnie. – Nie jestem zbytnio zaskoczony. Muszę opowiedzieć ci nieco o twojej przeszłości. Zapewne jesteś ciekawa, jak to się stało, że masz możliwości przekraczające ludzkie granice. Otóż to wina Organizacji Manipulacji Genetycznej. Na czele przedsięwzięcia stał Oskar Raczyński, który do dziś jest dla nas nieuchwytny. Dwadzieścia lat temu oficjalnie zamknięto jego laboratoria za nielegalne mutacje na człowieku. Od tamtego czasu ścigam jego organizację.
– Nadal nie rozumiem, co to ma ze mną wspólnego.
Pułkownik skrzywił się jakby coś sprawiło mu ból. Możliwe, że wspomniał tragiczne wydarzenia z przeszłości. Czułam się rozerwana. Z jednej strony obawiałam tego, co powie, a z drugiej to byłam ciekawa. Miałam prawo wiedzieć.
– Jedenaście lat temu zaatakowałem z moim oddziałem jedną z tych placówek eksperymentalnych. Odnaleźliśmy tam sześćdziesięcioro dzieci w różnym wieku. Na zawsze zapamiętałem ich smutne twarzyczki. Każde z nich brało udział w teście, które nazwaliśmy ulepszeniem. Z zemsty wysadziliśmy cały budynek, niszcząc wieloletnie efekty ich pracy. Pamiętam ty byłaś najmłodsza, miałaś może z sześć lat. Mieliśmy nadzieję, że ze względu na twój wiek, to nie wyrządzili w twoim mózgu zbyt dużych szkód. Dlatego daliśmy tobie i Sebastianowi szansę wychowania w normalnej rodzinie. Oboje też nie pamiętalibyście tego, co robili wam w ośrodku. Siostra agentki Dyguń od razu zgodziła się zaadoptować waszą dwójkę.
– Co się stało z innymi dziećmi?
– Większość ich organizmów nie wytrzymało i umarły. Próbowaliśmy na wszelkie sposoby im pomóc, ale bezskutecznie. Ci, co przeżyli, wychowali się tu, w ośrodku pod dobrą opieką. Oprócz ciebie i Sebastiana to została tylko jedenastka z was.
– Zatem jestem jakimś eksperymentem?! Całe moje życie to jedno wielkie kłamstwo.
– Przykro mi, Roksano. Z całych sił staraliśmy się zapewnić ci wszystko, co najlepsze.
– Sebastian wie?
– Tak.
To pewnie, dlatego pokłócił się z rodzicami i wyjechał. W pełni go rozumiałam. Sama tak bym zrobiła, ale ostatnio w moim życiu wydarzyło się zbyt wiele. Przed kim mam uciec? Przed samą sobą?
– Pułkowniku, jak to się stało, że jestem uzdolniona?
– Aplikowano ci serum, które odblokowało nowe, nieużywane sektory mózgu i stąd twoje zwiększone zdolności. Przez to masz też inną strukturę komórek i mięśni. Niestety nie znamy jeszcze składu tego serum. Cóż, Doktor Stan lepiej by to wyjaśniła. Wiemy tylko, jak zapobiec negatywnemu działaniu i przegrzaniu.
– Przegrzaniu?
– Tak mówimy na różnego rodzaju zaburzenia w twoim organizmie. Musisz widzieć, że badaliśmy wielu Uzdolnionych i żaden z nich nie dorównuje tobie. Mamy przypuszczenia, że byłaś ich ostatecznym gotowym wynikiem badań. W twojej krwi znajduje się gen, który wilki tak koniecznie chcą zdobyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top