Rozdział 46

Za bardzo to im się nie śpieszyło. Dwie godziny siedziałam bezczynnie w zamkniętym pokoju z kłócącym się, starszym rodzeństwem, po to żeby zamknęli mnie w kolejnym pomieszczeniu. Czułam, że popełniłam ogromny błąd, lecz nie mogłam się po prostu wycofać. Wczytać poprzedni zapis z gry i udawać, że nic się nie wydarzyło. Gra wciąż się toczyła. Teraz nie tylko moje życie było zagrożone, ale też milionów ludzi. Stawką była już zbyt wysoka, żeby się wyciągać. Każdy zawodowy gracz powiedziałby graj albo giń.

Siedziałam na czarnej, skórzanej kanapie stojącej naprzeciw ściany, gdzie powieszony był tułów ogromnego łosia. Martwe, szkliste oczy zwierzęcia wpatrywały się we mnie, wprawiając w zdenerwowanie i obrzydzenie. Mój ojciec, to jakiś świr. Ja bym dawno zwariowała w tym ośrodku pełnym wypchanych futrzaków. Żeby nie musieć ciągle spoglądać z obawą na łosia, skupiłam się na analizowaniu złączeń w szklanym biurku. Naprawdę miałam wrażenie, że zwierzę zaraz zaskoczy ze ściany i się na mnie rzuci. Westchnęłam już całkowicie znudzona i usłyszałam zgrzyt otwieranych drzwi. Do pokoju raźnym krokiem wszedł Oskar Raczyński, tatuś. Wyglądał na mężczyznę przed pięćdziesiątką, siwizna, której nie widziałam w telewizji, sprószyła jego skronie. Brwi i oczy miałam podobne do niego tak samo ciemne, choć jego wzrok przybladł od długich godzin spędzonych na badaniach przy mikroskopach. Spojrzałam niżej w prawej dłoni trzymał pojedyncze, podłużne pudełeczko podobne do tych, w których wręcza grawerowane długopisy. Mimo swojego wieku wyglądał nawet młodo, gdyż nie dostrzegłam rzucających się w oczy oznak starości. Może to była jedna z jego laboratoryjnych sztuczek. Wynalazł serum młodości albo stał się nieśmiertelny. Roksano, głupia jesteś. Zganiłam się w myślach, nie wiedziałam, czemu mi do głowy przychodziły takie absurdalne pomysły.

Oskar w milczeniu położył pudełeczko idealnie na środku biurka, jakby miał w głowie wyliczone dokładne położenie. Usiadł za biurkiem i połączył końcówki palców, oparł się o blat.

– Nie przywitasz się z ojcem, Roksano? – spytał z wyrzutem.

– Dlaczego miałabym okazać uprzejmość osobie, która zniszczyła mi życie? - odwarknęłam. Miał tupet.

– Zależy od tego, co według ciebie znaczy zniszczyć czyjeś życie. Wszyscy uważają mnie za potwora, którym nie jestem.

– Zabiłeś moich rodziców! – oskarżyłam go.

– Tych oszustów? Kiedy mieli zamiar powiedzieć, że zostałaś porwana z mojego laboratorium? Przez wiele lat próbowałem odnaleźć Sebastiana i ciebie. Przez to mało co nie zwariowałem.

– Oni byli dla mnie jak rodzina, wychowali jak własną córkę, a ty zmieniłeś mnie w to coś. –Wskazałam na siebie.

– Uwierzyłaś w każde słowo KOSa. Nie pomyślałaś, że może Robert Kotowski próbuje cię oszukać? Znam tego starego łgarza. Jeśli mi pozwolisz, to opowiem ci, jakim on jest człowiekiem.

Szybko się zastanowiłam, nic nie szkodzi, jak wysłucham jego pseudo prawdy. Powoli pokiwałam głową.

– Kiedyś OMG miał dwóch współwłaścicieli mnie i Roberta. On zajmował się bazami i promowaniem naszej organizacji, a ja wymyśliłem kolejne udoskonalenia szczepionek. Powoli rozwijaliśmy się, lecz Kotowski pragnął więcej pieniędzy i więcej sławy. Ja dwoiłem się i troiłem, żeby zadowolić swojego wspólnika, aż wpadłem na pomysł na udoskonalenie ludzkiego mózgu. Wtedy nagle Robert zwinął się z swoją częścią pieniędzy i więcej go nie zobaczyłem. Odchodząc z naszej firmy, oczernił mnie przed wszystkimi, a jako on miał większość znajomości, to wszyscy mi uwierzyli. Po tygodniu prasa zaczęła mnie bombardować oszczerstwami i musiałem wstrzymać swoje badania.

– To nadal nie tłumaczy, dlaczego wykorzystałeś dzieci do swoich badań. Wykorzystałeś mnie!

– Uratowanie od śmierci własnej córki nazywasz wykorzystaniem? – Uderzył pięścią w stół. – Wszystkie dzieci, które brały udział w eksperymentach chorowały na białaczkę. Ty również. Każde z was umierało i chciałem temu zapobiec. Uważałem, że problem tkwi w mózgu, chciałem go udoskonalić i miałem rację. Po wszczepieniu serum zaczęliście zdrowieć. Wtedy nie znałem efektów ubocznych tej terapii i teraz też ich nie znam, bo zostaliście siłą wydarci z moich laboratoriów!!!

– Przez twoje badania pięćdziesięcioro dzieci zmarło.

– Bo zostali zabrani z miejsca, gdzie ich stan zdrowia był pod kontrolą. Gdy Kotowski wysadził budynek zniszczył wszystko, więc jak miałem pomóc tym dzieciom. Powiedz mi jak?!

Nie chciałam wierzyć w żadne jego słowo, ale dziwnie wszystko pasowało do reszty jak brakujące puzzle układanki. Udałam odprężenie, lecz wciąż czułam na plecach chłód broni przebijający się przed cienki materiał bluzki. Tylko to nie pozwalało mi zaufać kłamstwom Oskara.

– A te wydzieranie dzieci siłą z domów? To też wina Kotowskiego? – zapytałam łamiącym się głosem.

– To był jedyny sposób na zmuszanie ciebie do ujawnienia. Jakoś musiałem zareagować. Powiedzmy moi podwładni są mało efektowni. Po za tym, to był pomysł Sebastiana. To on zaproponował, że ciebie tu sprowadzi i tego dokonał. To wszystko był jeden wielki blef. – Z uśmiechem oparł się o fotel.

– Zaatakowałeś bazę KOSa, zabiłeś mnóstwo ludzi. Jak możesz być tak nieczuły?

– Nienawidzę Roberta z całego serca i zrobię wszystko, żeby go zniszczyć, tak jak on mnie. Nie cofnę się przed niczym, byle by się zemścić. On tak samo postępował. Roksano, skarbie uwierz mi na słowo. Ja nigdy nie chciałem, żeby do tego doszło. Nie proszę cię o to byś mnie zaraz kochała. Chciałabym, abyś mi zaufała.

– Dobrze – powiedziałam neutralnym głosem. Nie wierzyłam, że te słowo padło z moich ust. Jednak serce miałam zimne jak głaz. Nie wiedziałam, czy mówił prawdę, lecz zaufałam wewnętrznemu głosikowi szepcącemu mi, to bym zachowała czujność.

– Pozwolisz, że pobiorę od ciebie próbkę krwi?

– Nie! – powiedziałam szybciej, niż pomyślałam.

Oskar wstał z fotela, podniósł pudełeczko i usiadł po drugiej stronie sofy jak najdalej ode mnie. Popatrzył na mój skromny kombinezon i głośno wypuścił wstrzymywane powietrze.

– Obiecuję, że nikomu nie stanie się krzywda. To jedynie drobne badanie w celach edukacyjnych.

Chyba nie miałam wyboru, teraz nie zdążę nawet odblokować broni, lecz byłam gotowa do działania w każdej chwili. Musiałam mu się podporządkować. Odsłoniłam lewe ramię i powiedziałam.

– Miejmy to już za sobą.

Później odwrócę jego uwagę i zastrzelę. Zrobię to. Dłonie mi drżały, podczas podwijania rękawa. Bardzo się denerwowałam. Raczyński wyjął strzykawkę z pudełeczka i przejrzał jej się pod światło. Poczułam, jak drobna igiełka wbija się w moje przedramię i zaraz w tłoczku strzykawki pojawił się czerwono - rdzawy płyn. Później przelał jej zawartość do buteleczki wielkości kciuka.

W tym momencie do gabinetu wbiegł Sebastian z uśmieszkiem na twarzy. Co on tu robił? Nie był zamknięty w pokoju razem z Elwirą? Teraz zepsuł mój plan.

– Sebast... – Nasz ojciec przerwał, gdyż usłyszeliśmy głośny ryk syreny, która zagłuszyła jego głos. Oskar w roztargnieniu podał Sebastianowi buteleczkę z moją krwią. Wtedy zrozumiałam, że to moja ostatnia szansa. Sięgnęłam po broń...

*----*

Kto jest tak naprawdę kłamcą? OMG czy KOS? Komu ostatecznie zaufa Roksana?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top