Rozdział 3
Dziś rano obudziłam się w ubraniu i z poduszką odciśniętą na policzku. Szybki prysznic trochę mnie orzeźwił. Włosy związałam w artystycznego koka. Ubrałam się w czarny, duży top sięgający moich kolan i beżowe botki na płaskim obcasie. To nie do końca mój styl, ale na początek mógł być. Zabrałam torebkę i zeszłam na śniadanie. Ciocia stała przy kuchence i smażyła jajecznice.
– Dzień dobry, chyba lubisz jajka?
Postawiła przede mną pełny talerz jajecznicy. Zaburczało mi w brzuchu i rzuciłam się na jedzenie. Nie wiedziałam, że byłam aż tak głodna. W końcu wczoraj piłam tylko kawę i zjadłam jedną rurkę z kremem.
– Cieszę się, że ci smakuje. Tylko pośpiesz się, bo już Monika czeka. Dziś jest poniedziałek i musisz iść do szkoły. Wczoraj zadzwoniłam i przyjmą cię do naszego liceum.
Wytrzeszczyłam oczy. Ta kobieta jest niesamowita. Zdołała zapisać mnie do szkoły w niedzielę. Wolałabym pochodzić po okolicy. Miałam ochotę poużalać się nad sobą. Kurde, umierają rodzice, chłopak zrywa z niewiadomych przyczyn, a musisz iść do szkoły. Nie no, to jest chore.
Zabrałam torebkę, zarzuciłam na siebie płaszcz i wyszłam na podwórko, gdy podjechał srebrny samochód. Piotrek siedział za kierownicą, a Monika machała do mnie z tyłu wozu.
– Cześć! – Objęłam Monikę, która od razu oddała mi czapkę. Piotrek coś niewyraźnie mruknął pod nosem, ale uznałam to za powitanie.
Szkoła wyglądała jak każda inna. Na boisku szkolnym rozgrzewało się parę osób. Monika zaproponowała, że zostanie moim przewodnikiem, na co zgodziłam się bez sprzeciwu. Najpierw zaprowadziła mnie do sekretariatu, gdyby nie ona to nie znalazłabym go - ta szkoła to istny labirynt korytarzy. Sekretariat był pusty, zawołałam do kogoś i z sąsiedniego pomieszczenia, które jest gabinetem dyrektora, wyszła starsza kobieta.
– Tak, słucham.
– Jestem nową uczennicą i nie...
– Ach, rzeczywiście – przerwała mi – Pani Agnieszka Dyguń poinformowała nas telefonicznie. Ty jesteś Roksana, zgadza się?
Pokiwałam głową nieco zaskoczona jej bezpośredniością. Wcisnęła mi plik kartek z planem i informacją dla nauczycieli. Monika czekała przed sekretariatem i zobaczyła mój plan.
– Super. Jesteśmy razem w klasie. Chodź zaraz mamy matmę z profesorem Stedą.
Weszłyśmy do klasy kilka sekund po dzwonku. Nauczyciel nie zwrócił na to uwagi. Podeszłam do biurka i dałam kartę łysawemu nauczycielowi. Na czubku nosa założył okulary. Dlaczego wszyscy moi nauczyciele od matematyki są mało atrakcyjni?
– Jakie masz oceny z matematyki?
– Profesorze, na koniec roku miałam celujący. – Mówiłam prawdę, nigdy nie miałam problemów w nauce.
Tak na prawdę nie mówiłam o moich zdolnościach. W pamięci potrafiłam obliczać bardzo trudne działania matematyczne w równie szybkim tempie jak komputer. Uważałam, że to bardzo dziwne i lepiej nikomu o tym nie mówić o tym zjawisku, jeszcze zamknął mnie w jakimś ośrodku dla umysłowo - chorych.
Profesor Steda wyglądał na zaskoczonego. Poprawił sobie okulary i polecił, żebym coś o sobie powiedziała. Nie lubiłam tego, ale musiałam. Stanęłam na środku przy tablicy. Oczywiście wszystkie oczy były skierowane na mnie.
– Cześć, nazywam się Roksana Maruszko. Przyjechałam z Poznania i lubię aktywny tryb życia.
Chłopcy posyłali do siebie znaczące uśmieszki i od razu pożałowałam tych ostatnich słów. Dzisiejsza młodzież w każdym twoim słowie, geście czy minie widziała coś na podłożu seksualnym.
– Dziękuję Roksano, zajmij jakieś wolne miejsce. Wróćmy do tematu. Kto przypomni, co to są funkcje trygonometryczne i przy okazji je wymieni? – Zerknął do dziennika. – Może Wiktor.
Chłopak w zielonej bluzie wstał z ociąganiem.
–Jestem nieprzygotowany profesorze – powiedział bezczelnie i usiadł.
Nasze spojrzenia się zetknęły, puścił do mnie oczko. Nie lubiłam takich chłopców, którzy myślą, że są wspaniali. Wiktor był tak pewny siebie, że aż promieniował tą pewnością. Do końca lekcji nie przestał obsesyjnie na mnie patrzeć. Dopiero, gdy zadzwonił dzwonek na przerwę, zainteresował się blondynką z pierwszej ławki.
– Roki, chodź pokażę ci szkolny salonik.
Lubię Monikę i ku mojemu zdziwieniu nie przeszkadza mi to, że ciągle mnie pilnuje. Trochę przypomina mi pieska, który plącze się między nogami. W jej przypadku to mi nie przeszkadza.
– O nie, Wiktor na pierwszej – szepnęła Monika i przyśpieszyła kroku, ciągnąc mnie za sobą. Jej wysiłek nie pomógł. Czułam na skórze wzrok jednego z chłopaków. Wiedziałam już nawet, który to.
– Hej mała, czemu się trzymasz z tą sztywniaczką?
– Jak nazwałeś moją przyjaciółkę? – warknęłam.
– Sztywna!
– Sam jesteś sztywny.
– Dostrzegłaś!? Sztywny jestem na twój widok. – Pochylił się i szepnął mi to do ucha.
Ręka sama mi trafiła w jego szczękę. Przysięgam, zrobiłam to nieświadomie. Zwykle nie biłam facetów po twarzy, to był pierwszy raz. Nie wiedziałam, dlaczego tak bardzo wytracił mnie z równowagi, że aż to zrobiłam. Wiktor zachwiał się w tył i wpadł na kolegę, który rechotał po poprzednim żarcie. Nie żałowałam tego, należało mu się. Mimo, że bolała mnie dłoń, to czułam satysfakcję. Nie, żebym lubiła bić facetów po szczęce, ale ja wiedziałam, co to znaczy szacunek wobec siebie. Nie pozwolę żeby ktokolwiek mi nadskakiwał i obrażał moich przyjaciół.
Ktoś pociągnął mnie za rękę zdala od Wiktora i jego bandy. Byłam w lekkim szoku i dopiero po minucie zauważyłam Piotrka i nasze złączone dłonie. Wyrwałam się gwałtownie.
– Tylko mnie nie bij. – Odsunął się na bezpieczną odległość od moich rąk.
Zabrzmiało to trochę zabawnie. Zwłaszcza, że mówił to chłopak dwa razy większy ode mnie.
– Oszalałaś?! To było bardziej szalone od wczorajszej akcji. – Monika nerwowo przeczesała palcami włosy.
– Jakiej akcji? – wtrącił Piotrek.
Nie miałyśmy wyjścia musiałyśmy mu opowiedzieć o wczorajszej ucieczce. Gdy skończyłyśmy, był zły na nas, bo ubzdurałyśmy sobie, że facet nas śledzi. Totalnie nas wyśmiał.
Na kolejnych lekcjach byłam trochę przybita, a na WF biegaliśmy i mi się nie chciało, to usiadłam na trybunach. Wiktor już się odczepił i skończył z epitetami. Wydawałoby się, że wszystko świetnie i pięknie, ale ja się tak nie czułam. Bolała mnie głowa i widziałam niewyraźnie. Raz obraz w moim oku się wyostrzał a raz rozmazywał. To potęgowało ból głowy i zmuszało mnie do zaciskania powiek. Od dwóch miesięcy miewałam takie ataki.
– Roki, wszystko ok? – usłyszałam zaniepokojony męski głos po prawej stronie. To chyba Piotrek, ale pewności nie miałam. Jeszcze nie znałam tu nikogo, żeby perfekcyjnie znać wszystkich ton.
– Tak, to tylko ból głowy zaraz mi przejdzie.
– Wstawaj zaprowadzę cię do pielęgniarki albo odwiozę do domu. Nie możesz tak sama siedzieć.
– Dobra, ok. Zawieź mnie do domu. Możesz pomóc mi dojść do szatni? Niewyraźnie widzę.
Nie odpowiedział nic, tylko wziął mnie na ręce. Objęłam go za szyję i nie protestowałam. Jeśli chce, to niech mnie niesie. Gdyby głowa tak mnie nie bolała, to pomyślałabym, że mu się podobam. Odstawił mnie przed drzwiami od damskiej szatni.
– Poradzisz sobie?
Otworzyłam oczy i ukuło mnie intensywne światło. Pokręciłam przecząco głową. Trochę miałam z tego satysfakcję, bo bawiła mnie ta sytuacja. Byłam ciekawa jego pomysłowości.
– Wejdę tam z tobą i podam ci ubrania. Odwrócę się, a ty się przebierzesz.
Tego się nie spodziewałam. Teraz wycofać się nie mogłam.
– Skąd mam wiedzieć, że nie będziesz podglądał?
– Masz moje słowo. Po za tym nie kręcą mnie niewidome laski.
Skłamał drań jeden. Wiem, kiedy ludzie kłamali. Mimo to dałam się zaprowadzić do środka. Podał mi kolejno moje rzeczy. To urocze, że zapamiętał, w co byłam ubrana rano. Szybko się przebrałam i niosąc mnie, tym razem mocniej przycisnął do siebie. Zauważyłam te minimalne różnice i uśmiechnęłam się pod nosem. Podobałam mu się.
– Roki, na zewnątrz są jacyś faceci w garniturach. Podobni do tego z kawiarni. To nie jest przypadek.
– Po co się tu kręcą?
– Szukają czegoś. Nagabują uczniów. Wyjdziemy tylnym wyjściem na parking.
Szybkim tempem wybiegł na zewnątrz. Nawet się nie zmęczył, a lekka nie byłam. Wyjechaliśmy niezauważeni i szybko dotarliśmy do domu ciotki.
Nagle przypomniało mi się o Monice. Przecież wczoraj ją widzieli w moim towarzystwie i to mnie chyba szukali.
– Piotrek, w szkole została Monika!
– Cholera, zaraz po nią wrócę. Opowiedz wszystko Agnieszce. Przyjedziemy tu za dwadzieścia minut.
Mogłam jedynie pokiwać głową. Na nic więcej mnie nie stać. Opowiedziałam ze szczegółami, po raz drugi tego dnia, wydarzenia i czułam, jakbym przebiegła dwieście kilometrów. Głowa tak bardzo mnie bolała, że nie mogłam się skupić na tym, żeby siedzieć prosto.
– Znaleźli cię zbyt szybko. Sądziłam, że jak wywiozę cię tutaj, to będziesz bezpieczna.
– Kto mnie znalazł, ciociu?
– Wilki, to oni stoją za śmiercią twoich rodziców i teraz szukają ciebie.
Zabili rodziców? Kim oni są? Dlaczego mnie szukają? Skąd o tym wiedziała ciocia Agnieszka? W mojej głowie zrodziło się mnóstwo pytań. To było zbyt dużo. Pierwszy raz w życiu zemdlałam.
*-----*
Liczę, że podoba wam się moje opowiadanie. Niedługo odkryje tajemnicę, kim są wilki i dlaczego szukają Roksany. Jednak to wymaga nieco czasu. Nie mogę od razu zdradzić wszystkich sekretów a jest ich trochę sporo.
Wciągnęło mnie to pisanie, więc spodziewajcie się niedługo kolejnych rozdziałów (~_^)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top