Rozdział 17

Piotr

– Hej skarbie, co jest? Wiesz, że ciebie kocham i nie cierpię, gdy płaczesz?

Zerknęła na mnie i usiadła na moich kolanach.

– Miałam zły sen.

– To był sen o mnie?

Pokiwała głową, a z jej oczu spłynęła kolejna porcja łez. To chyba nie był sen o atrakcyjności mojej skromnej osoby.

– Css skarbie, nie płacz już. Zobacz jestem zdrów jak koń i cały twój.

Roześmiała się i żartobliwie walnęła mnie w pierś. Chwała mi. Udało mi się rozbroić tykającą bombę w postaci kobiety. Wycałowałem jej policzki z łez, poczułem w ustach ich lekko słony posmak. Była taka piękna i tylko moja. Nikt mi jej nie odbierze. Nagle odsunęła się ode mnie.

– Słyszysz to?

– Co?

Aktualnie nic nie słyszałem, ale następne jej słowa zagłuszył ryk, przelatujących nad naszymi głowami samolotów. Zobaczyłem na jej twarzy zmartwienie. Patrzyła się w niebo.

– Piotrek, muszę im pomóc. Idź do domu i zamknij wszystkie drzwi i okna.
– Nigdzie bez ciebie nie idę.

– Ja nie żartuję to zbyt niebezpieczne.

– Właśnie niebezpieczne, dlatego nigdzie nie pójdziesz sama.

Roki wyglądała na mega wkurzoną, ale co ona sobie wyobrażała. Nie pozwolę jej tam iść zginąć. Może pójdzie ze mną i się ukryjemy. Wtedy wybuchła pierwsza bomba.

– Trzymaj się blisko mnie i masz robić to, co ci każę.

Nim odpowiedziałem wystartowała biegiem w kierunku, którym leciały samoloty. Była szybka trudno mi utrzymać jej tempo. Biegłem całymi swoimi możliwościami. Miała dziewczyna dobrą kondycję.

***

Pierwszy raz byłem w tym miejscu. Wszędzie zryta ziemia od bomb i dziwne kreatury, biegające na czterech łapach, a między nimi walczyli agenci i żołnierze. Poruszali się tak szybko, że miałem wrażenie jakbym oglądał film science fiction w przyśpieszonym tempie. Niesamowite i jednocześnie przerażające uczucie, przecież to dzieje się naprawdę.

– Piotrek, schowaj się gdzieś, ja muszę tam iść.

Odbiegła kawałek, ale się wróciła i pocałowała mnie żarliwie w usta. Chciałem ją przyciągnąć, lecz wyrwała się z moich objęć i rzuciła się w wir walki. Roki walczyła jakby była tancerką. Strzelała, unikała pazurów bestii i wykonywała swój morderczy taniec. Jej każdy krok był wykonywany z gracją i wielką precyzją. Wygląda jakby robiła to od dziecka. Dotąd nie widziałem jej w tak bezlitosnej i poruszającej się z taką klasą.

Zobaczyłem, jak rozpędzony wóz przejeżdża kilka potworów. Ze środka wysiadł niski chłopak z dwiema dziewczynami. Jedna z nich wyglądała jakby koniecznie potrzebowała pomocy lekarskiej. Dziewczyna z czarnymi włosami i białą skórą jak śnieg, ledwo trzymała się na nogach. Podbiegłem do niej i zacząłem ciągnąć z dala od pola walki.

– Zostaw mnie! – Spróbowała się wyrwać z mojego uścisku.

Na naszej drodze stanął wielki, szary wilk. Uciekaliśmy w kierunku lasu. Bestia mnie dogoniła i powaliła na ziemię. Uderzyłem o coś głową i nim straciłem przytomność, zobaczyłem ranną dziewczynę, strzelającą całą serią w Wilka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top