Rozdział 13

Pokój pełen luster. W nim stałam ja i mała dziewczynka. Poczułam zawroty głowy i oparłam się o gładką powierzchnię lustra. Bardzo dziwne. Nie odbijałam się w nim, jakby w ogóle mnie tu nie było, ale przecież czułam zimno i widziałam tę małą dziewczynkę, którą chyba skądś znałam. Tylko nie kojarzyłam skąd.

Podeszłam do niej i moja ręka przeniknęła ją na wylot. Natychmiast krzyknęłam i cofnęłam się kilka kroków. Do pokoju weszła wysoka, młoda kobieta, ubrana w elegancką zieloną sukienkę. Nie zauważyła mojej obecności. Dłonie rozłożyła szeroko. Na jej palcach połyskiwały piękne pierścionki. Mała dziewczynka pobiegła do niej na swoich małych nóżkach.

– Mamusiu, chcę do domku – powiedziała mała i wtuliła się w szyję kobiety, która wzięła ją na ręce.

Wyszły z pokoju, a ja pobiegłam za nimi. Nie rozpoznawałam tych korytarzy, którymi szłam. Wyglądało to na część zwykłego domu.

Zatrzymałam się przy dębowych drzwiach. Coś przyciągało mnie do tego pokoju. Kobieta z dziewczynką oddalała się coraz bardziej. Musiałam się zdecydować pokój albo dziewczynka. Gdy tylko dotknęłam klamkę, wszystko znikło. Nawet ja.

***

– Roki, jedz zupę, bo ci wystygnie – zwróciła mi uwagę Karolina i głośno siorbnęła herbatę IceTea z puszki.

Alicja spojrzała na nią swoją groźną miną i rzuciła w jej kierunku serwetkę wymiętą w kulkę. Karolina odbiła ją, niechcący trafiając do zupy Hugona. Na jego miejscu nie jadłabym już jej.

– Ups – powiedziała Karolina i pokazała na Alicję. – To ona zaczęła.

Hugo spojrzał się na nią i odsunął od siebie talerz.

– Szlag, byłem głodny. Nie możecie przyzwoicie się zachowywać przy stole? Mam dość, idę do siebie.

– Lepiej byłoby, gdyby tu był Alex. Kiedy go nie ma, to robimy się nerwowi – westchnęła Alicja.

– Przecież wiesz, jaki jest Alex. On słucha tylko siebie i wróci dopiero, kiedy mu się zachce.

Karolina zgniotła puszkę w dłoni i trafiła nią do kosza pięć metrów dalej.

– Kosz za dziesięć punktów! Twój chłopak, Piotrek, ma dziś mecz.

– On nie jest moim chłopakiem. Skąd o nim wiesz?

Karolina uśmiechała się i puściła oczko do Alicji.

– W nocy krzyczałaś jego imię. Nie! Nie odchodź! Piotrek kocham cię! Piotrek!

Zaczerwieniłam się, ja w nocy nic nie krzyczałam.

– Skorzystałam z naszego archiwum i trafiłam na wszystkie dane twojego Piotrusia. Ma niezłą kartotekę.

– A ja znalazłam w gazecie na drugiej stronie informację o finałowym meczu koszykarskim. Orły kontra nasze lwy.

– To jakiś spisek przeciwko mnie? – zapytałam, podpierając się pod boki. – To żaden mój Piotruś.

– To szkoda... W takim razie same pójdziemy mu kibicować!

Jednocześnie wstały od stołu, uśmiechając do siebie.

– Nie czekajcie. Też chcę iść.

Alicja założyła ręce na piersi i uniosła jedną brew. Dobra niech im będzie.

– Tak to jest mój chłopak.

Przybyły sobie piątkę, jakby były dumne z swojej roboty.

***

Nie weszłyśmy do środka sali, bo bałam się, że ktoś mnie rozpozna. Na przykład Monika, która nadal nic nie wiedziała. Karolina zaproponowała wejście na taras widokowy. Dzięki moim nowym zdolnościom skoczyłam pięć metrów wyżej cicho jak kot. Gdyby mnie nie złapała Alicja, to upadłabym do tyłu na ziemię. Wciąż jeszcze ćwiczę.

Mecz już się zaczął, przegrywaliśmy 35:43. Kurcze chłopaki, co tak słabo gracie.

– Który to on?

Spojrzałam na boisko. Piotrek właśnie był w ataku i zwodził przeciwnika. Podał piłkę wysokiemu blondynowi, który trafił do kosza.

– Żółta koszulka z numerem 7.

– Niezłe ciacho.

– Jak jego koledzy. Spójrzcie na tego mięśniaka z numerem 13 – zawołała Karolina.

Kibicowałyśmy naszym, głośno krzycząc i skacząc. Z góry mamy najlepszy widok na całe boisko. Jestem dumna z Piotrka, nie przyniósł mi wstydu. Fantastycznie grał przez cały mecz.

***

Później, gdy wszyscy wyszli, zeskoczyłam z balkonu na ziemię. Czekałam aż wyjdzie z sali sportowej. Musiałam mu pogratulować zwycięstwa. Wygrali wojewódzkie mistrzostwa koszykówki siedmioma punktami.

Zobaczyłam jak żegna się z kumplami i idzie w moją stronę. Chyba mnie nie widział. Gdy tylko podszedł bliżej, to złapałam go za kurtkę i przyciągnęłam do siebie, całując przelotnie w usta.

– Moje gratulacje. – Uśmiechnęłam się do niego.

– Przyszłaś?

– Trochę się spóźniłam.

– Nie widziałem ciebie. – Pochylił się i pocałował mnie. – To... miło...że...przyszłaś.

Każde słowo wypowiedział między jednym pocałunkiem, a drugim. Któraś z dziewczyn zagwizdała donośnie.

– Hej, gołąbki, musimy już się zbierać.

–  To moje przyjaciółki. Alicja i Karola – przedstawiłam je Piotrkowi.

– Cześć – przywitał się, nieśmiało machając dłonią.

Mój chłopak to taki wstydzioch. Dziewczyny pociągnęły mnie za ręce i pobiegłyśmy w ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top