Rozdział 4

                                            Coś mi się wydawało, że ten list z pogróżkami wobec Nessie to tylko początek góry lodowej. Nessi nie chciała o tym mówić. Była jakaś wyciszona i smutna. - Jedziemy do miasta na kawę, co ty na to? - zapytałem, a ona uśmiechnęła się do mnie i skinęła głową - Tak się cieszę, że cię mam wiesz? - odparła, a ja pocałowałem ją mocno i odparłem - Jestem i nigdzie się nie wybieram - potem mocno ją przytuliłem.

** Renesmee **

                      Po tym jak wczoraj wróciłam z Jackobem do domu czułam wciąż dziwny niepokój. Nie bez powodu.  Nie położyłam się z Jackobem, bo chciałam jeszcze poczytać.
                               Gdy Jackob już zasnął, a ja poczułam zmęczenie odłożyłam książkę i zdjęłam bluzkę zostając tylko w staniku. Przeszłam do salonu i zdjęłam spodnie. Teraz byłam tylko w samej bieliźnie. 
                                Miałam zdjąć stanik i włożyć koszulkę na ramiączkach, gdy dostałam sms z nieznanego numeru

,, Szkoda, że tego nie widzisz "

Zamarłam. Czy ten ktoś właśnie mnie podgląda? Wybrałam ten numer i zadzwoniłam.
                        Odebrał- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? - odezwałam się ściszonym głosem. - Zabić cię kwiatuszku - odparł niskim głosem jakiś mężczyzna - Dlaczego? - zapytałam - Tacy jak ty zabili moją rodzinę, teraz ja zabiję was wszystkich... po kolei - odparł i rozłączył się.
       Następnego dnia byłam nieźle przybita. Gdy Jake zaproponował mi wypad do miasta zgodziłam się.
                    Weszliśmy do kawiarni i poszłam zamówić kawę. Zadzwonił mój telefon. Szybko złożyłam zamówienie i odebrałam telefon
- Halo?
-Odwróć się kwiatuszku - usłyszałam znajomy głos łowcy. Spojrzałam za siebie na chodnik za oknem.
                              Stał tam jakiś mężczyzna. Był wysoki i ubrany cały na czarno. Pomachał mi i pokazał zza pazuchy drewniany kołek. Boże, on myśli, że jestem wampirem. Przerażona podbiegłam do stolika, gdzie siedział Jake. - Uciekamy już! - krzyknęłam do niego - Dlaczego? Co się stało? - zapytał porywając się z miejsca - On tu jest - odparłam ze strachem i dotknęłam dłonią jego policzka, by pokazać mu to co przed chwilą się wydarzyło. - Spadamy- odparł i gdy ruszyliśmy biegiem do tylnego wyjścia rozległy się strzały i huk tłoczonego szkła.
                             Napastnik gonił nas i to bardzo szybko. Nic go nie interesowali ludzie na ulicy. Strzelał jak popadnie. Wpadliśmy do autobusu - Niech pan jedzie szybko, jakiś wariat strzela! - krzyknął Jake i w tym samym momencie trzasnęła tylna szyba.
                            Kierowca ruszył, a wszyscy pasażerowie chowali się jak najniższej się dało. Wtulając  się w jego ramiona zastanawiałam co teraz będzie.




#Od Autorki

Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze czyta. Wiem, trochę długo nie pisałam. To opowiadanie jakoś nie ułatwia mi pracy. Jednak spokojnie, będą nowe rozdziały.

Komu się podoba niech daje gwiazdkę i komentuje 😊😊😊😊

Pozdrawiam
Roxi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top