Rozdział 11
Sam oraz reszta watahy widząc jak wkraczamy do rezerwatu z moim niedoszłym porywaczem od razu przybrała wilczą postać. Sam, drugi po Jackobie od razu przybrał bojową pozę. Wedle wilczego prawa, jeśli wampir atakuje członka stada lub jego rodzinę wataha ma obowiązek go zabić. Tato wsłuchując się w moje myśli wystąpił przed naszą grupę.
-Spokojnie Sam, wszystko jest w porządku, nikt nie musi ginąć- odparł poważnie, a Sam wrócił na powrót do ludzkiej postaci.
-Nie będę Cię słuchał!! Ten wampir zaatakował naszą watahę, porwał żonę naszego alfy!!!-jego krzyk przyprawiał mnie o dreszcze.
-Tak i moją córkę!-krzyknął tato.
-Edward spokojnie- zwróciła uwagę mama.
-Tak...przepraszam...
-Musi zostać zlikwidowany!-krzyknął Embry.
-Sam!- głos Jackoba przerwał cały spór.
-Nie możesz mu odpuścić!-zaprotestował Ulej.
-Nie odpuszczam, ale nie mam zamiaru zabijać, to cała różnica-odparł Jake.
-Co masz na myśli?-zapytałam spoglądając na wyprostowanego i władczego męża.
- Samuel zasługuje na karę
-Jake nie możesz...- zaczęłam, a on doskoczył do mnie i spojrzał prosto w oczy
-Gdybym się spóźnił o kilka sekund, ty...- jego oczy zaszły łzami- Nie wyobrażam sobie, że mógłbym Cię stracić- wyszeptał. Pocałowałam go. Czule. Namiętnie. Tak jak tylko ja umiałam.
-Karanie go nie sprawi, że poczujesz się lepiej, zła nie można naprawiać złem, wtedy niszczy się coś mocniej- odparłam spokojnie wciąż trzymając dłonie na jego klatce piersiowej.
Samuel podszedł do nas nim zdążyłam cokolwiek jeszcze dodać.
-Twój mąż ma rację Renesmee- moje imię wypowiedział z nieznaną delikatnością.- Zasługuję na karę...
-Świetnie- odparł Sam, a ja spojrzałam na niego gniewnie.
Skłonił się przepraszająco.
-Jake proszę...- odparłam spoglądając na ukochanego. On jednak zachował zimną pozę.
-Zabieszcie go w katakumby- wiedziałam o nich zbyt mało, by zrozumieć co to oznacza. Jake mówił, że tam przed wiekami wilki dokonywały egzekucji na wampirach, które popełniły dotkliwe zbrodnie na rodzinach wilczych.
-Jake? Skarbie co chcesz zrobić?-zapytałam patrząc jak wilkołaki w ludzkiej postaci prowadzą zrezygnowanego Samuela w stronę podziemi.
-Ness!!! Nie mieszaj się w sprawy stada!! One Ciebie nie dotyczą!!
-Tak sądzisz?!! Myślałam, że nie będziemy mieli przed sobą tajemnic?-odparłam ze łzami.
Podszedł do mnie i otarł czule łzy z moich policzków
-Nie widzisz, że robię to dla Ciebie?-szepnął. Odepchnęłam go od siebie.
- Chyba dla siebie, ja tego nie chcę!- odparłam zalewając się łzami.
-Wyprowadzam się do rodziców- dodałam
-Nessie?
-Skończyłam A L F O... nie zawracaj sobie dalej głowy głupią hybrydą- uciekłam do samochodu, gdzie czekał dziadek i wujek Emciu. Widząc, że płaczę dziadek podszedł do mnie i otarł mi łzy chusteczką, a gdy wsiadłam do auta wujek objął mnie swoim wielkim ramieniem i pozwolił do siebie przytulić.
-Choć tu maleńka, za śliczna jesteś, by tracić czas na płacz-odparł, a potem szepnął mi na ucho- Rose upiekła twoje muffinki- mimowolnie uśmiechnęłam się. Moje życie się waliło, więc gorzej niż teraz nie będzie. Muffinki zdawały mi się takie banalne jak całe to moje krótkie życie. Wtuliłam się w wujka i odjechaliśmy z rezerwatu wiedząc, że mama i tata szybciej dotrą pieszo.
Jackob
Spojrzałem na oddalającą się Nessie i nie wiedziałem co robić.
-Jake co ci odwaliło?-zapytała jak zwykle szczera Bella. Spojrzałem na przyjaciółkę i złapałem za głowę.
- Nie wiem...po prostu...wariuję na myśl, że ten gość chodzi z nami bezkarnie!-nie wiedzieć czemu krzyknąłem.
-Ness mu wybaczyła- odparł Edward, a ja spojrzałem na nią wściekle.
-To wampir!! Zimny krwijopijca i zasługuje na karę!!
-Jake?!
-Nie pouczaj mnie Bells, wiem co robię, to ja tu jestem alfą!!-Bella cofnęła patrząc na mnie z niedowierzaniem i bólem.
- W porządku, skoro wolisz zemstę zamiast Reneesmee rób jak uważasz, ale pamiętaj, że jeśli raz się zatracisz ciężko jest wszystko naprawić, ale kto by tam słuchał zimnych krwijopijców- ostatnie słowa wypowiedziała z żalem. Nim zdążyłem coś dodać odeszli.
Wszystko zostało w moich rękach.
-Jake co z nim robimy?- zapytał nagle Sam.
- Muszę się zastanowić, zostawcie go tam do jutra, rano ogłoszę decyzję- odparłem i ruszyłem w stronę domu zmieniając się w wilka przy samej granicy.
Gdy wszedłem do środka czułem świeży zapach wampirów. Sprawdziłem sypialnię. Wszystkie rzeczy Nessie zniknęły. Usiadłem na naszym wspólnym łóżku i nagle pod stolikiem nocnym coś dostrzegłem. Nasze wspólne zdjęcie z wycieczki do Seattle. Miała wtedy takie słodkie czerwone spinki we włosach. Odwróciłem zdjęcie i przeczytałem jej podpis.
,,Kolejny mój fragment nieba należy do Ciebie skarbie"
Zapłakałem. Co teraz? Co mam zrobić?
Sam nie wiedziałem jaka decyzja będzie dobra.
#Od Autorki
Kolejny rozdział.
Długo czekaliście co?
Myślę, że jest niezły.
Piszę go tak późno, że sama się zastanawiam czy nie jestem wampirem 😝😝😝😝😝
No to by mi pasowało, ale cóż...
Zadowoli was rozdział zwykłej, no dobra nieco kopniętej przyziemnej?
Dawajcie komentarze i gwiazdki, co sądzicie o tym opo?
Pozdrawiam
Roxi
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top