Rozdział 8

Dzisiaj trochę wcześniej, ale potem raczej nie będę dostępna 🤷‍♀️ Zapraszam ❤️
_______________

Zachowałam się jak zwykły tchórz.

Gdy James poszedł otworzyć mojej matce, uprzednio zabierając moje rzeczy z widoku, to nie wykonałam jego prośby. Chciał tylko, abym poczekała na niego w salonie, kiedy on ją spławi.

Cóż... nie zrobiłam tego, tylko uciekłam tylnim wyjściem, zabierając wszystko ze sobą.

- Deborah! - zawołał Derek, kiedy tylko weszłam do domu. Przewróciłam oczami, patrząc na niego z mordem w oczach, ale nic sobie z tego nie zrobił. Widziałam, że był wściekły, kiedy się do mnie zbliżył. - Czy ty wiesz, że wszyscy się o ciebie martwili? Nikomu nie powiedziałaś, że gdziekolwiek wychodzisz!

- Przepraszam, ale już od wielu lat się nikomu nie spowiadam ze swoich zamiarów - warknęłam w odpowiedzi, próbując zignorować bolesny skręt żołądka. Żałowałam, że uciekłam przed Jamesem, ale... nie mogłam sobie pozwolić na takie spoufalanie.

Na Boga, prawie dałam sobie zrobić palcówkę u niego w salonie!

- Jesteś w domu, to może powinnaś się nad tym zastanowić! - wysyczał, łapiąc mnie za ramię. Zmrużyłam oczy, nawet nie próbując udawać skruchy.

- To nie jest mój dom od wielu lat, Derek - skrzywił się i odsunął, jakbym go uderzyła. Może jemu też należało zrobić terapię wstrząsową, podobnie jak rodzicom.

- Spokój! - Suzy krzyknęła, stając tuż obok nas. Posłałam jej niezadowolone spojrzenie, podobnie jak mój starszy brat. - Ona jest dorosła. Robicie szum, bo nagle zerwała się wam ze smyczy, którą myśleliście, że znowu jej założyliście. Odpuść, Derek!

- Nie wierzę, że jej bronisz - warknął, z czym musiałam się zgodzić. Dla mnie to też był niemały szok.

Święta Suzy po mojej stronie! Świąteczne cuda nadeszły!

- Idź do rodziców i powiedz im, że Debbie już tutaj jest - moja przyszła szwagierka klepnęła mężczyznę w ramię, posyłając mu mordercze spojrzenie. Derek w końcu się ruszył, mrucząc coś o cholernych hormonach i wyszedł zostawiając nas same.

Zacisnęłam usta w wąską linię, przyglądając się kobiecie.

- Masz malinkę na szyi, Debbie - szepnęła i mrugnęła do mnie z uśmiechem, po czym poszła do salonu. - Chodź, to dam ci dobry krem kryjący. Wiesz, póki Derek nie widział, bo jakiś dziwny syndrom broniącego psa mu się włączył odkąd wróciłaś. Niby popiera pomysł tego, że James jest dobrym facetem, ale czy na pewno dla jego młodszej siostry?

Jezu. Kiedyś ktoś mi powiedział, że sojusznika można znaleźć w osobie, której nigdy się o to nie podejrzewało... No to chyba Suzy jest tego żywym przykładem.

- Derek zawsze miał dziwne fazy - mruknęłam, idąc za nią na piętro. Weszłyśmy do pokoju gościnnego, który widocznie czasami zajmowała z Derek'iem. - Dlaczego mi pomagasz?

- Mamy być siostrami, to chyba logiczne? - odwróciła się w moją stronę zaskoczona, po czym westchnęła. - Wiesz... może nie od zawsze się lubiłyśmy, ale gdy Derek wracał z randek po kryjomu, to zawsze chroniłaś mu tyłek. Chcę się odwdzięczyć i uważam, że nie ma co się wtrącać w twoją relację z porucznikiem. Sami sobie świetnie radzicie.

- Znam go od trzech dni, Suzy - prychnęłam, biorąc od niej krem. Podała mi tez lusterko i aż jęknęłam, widząc zaczerwienie na szyi. Derek pewnie tego nie zauważył, bo był zbyt nastawiony na to, aby mnie ochrzanić za nieodpowiedzialne zachowanie, całe szczęście.

Inaczej nie dałby mi żyć.

- Może czasami warto zaryzykować? - zapytała cicho, kiedy ja skupiłam się na smarowaniu malinki. Gdy zobaczę Jamesa... ucieknę pewnie jeszcze dalej.

Czy warto było ryzykować dla tak krótkiej znajomości? Nie.

Czy miałam ochotę zaryzykować? To już inne pytanie.

- Wiesz, Debbie... Nie będę ci mówić, czy to dobry facet dla ciebie czy nie - mruknęła, przyglądając mi się, gdy nakładałam krem z domieszką podkładu. Rzeczywiście ładnie pokrył zaczerwienienie. - To twoja decyzja. Pomyśl o tym, czego ty naprawdę chcesz. Jeśli masz ochotę spróbować, to spróbuj, nie zastanawiaj się nad konsekwencjami. Nie idziesz z nim od razu przed ołtarz.

Szczerze wątpiłam, że jeszcze kiedyś stanę w białej sukni z welonem.

- Zawsze, gdy będę wracać do domu, to on będzie sąsiadem. Jak spróbuję i nie wyjdzie, to wszyscy mogą mieć do mnie pretensje, że to ja jestem ta zła - prychnęłam, oddając jej rzeczy. Uśmiechnęła się ciepło. - Zresztą zobacz, jak on wygląda a jak ja. Już z tego względu powinien trzymać się z daleka ode mnie.

- Jesteś piękna, Debora - zaśmiała się perliście, na co moja twarz wykrzywiła się w grymasie. Naprawdę ona też będzie mi coś takiego wmawiać? - Pretensje możemy mieć tylko do Franka. Nie daj mu wygrać i po prostu żyj własnym życiem, a nie tym, w którym on rządzi.

- Deborah Carter, gdzie ty, do cholery, jesteś?!

Suzy pokręciła z niedowierzaniem głową, gdy usłyszałyśmy donośny krzyk mojej matki z dołu. Nie miałam najmniejszej ochoty spotykać się z tym ziejącym ogniem smokiem, w którego pewnie się przemieniła, aby mnie mnie zbesztać.

Zaśmiałam się cicho, na co Suzy przyjrzała mi się z lekkim niezrozumieniem.

- Ostatni raz wykrzyczała to pytanie, gdy byłam w liceum i wymykałam się na randkę z Chrisem, co podejrzewała - parsknęłam z szerokim uśmiechem, a moja przyszła odpowiedziała tym samym. - Już wtedy chciała mnie widzieć z Frankiem i nigdy nie miała pretensji o moje późne powroty, gdy już się z nim spotykałam. Nikt się wtedy nie spodziewał, że będzie takim skurwysynem.

- Dlatego uciekłaś? Chciałaś się znowu poczuć jak w liceum? - Suzy parsknęła śmiechem, zbijając mnie z tropu.

Jezu, skąd ona się urwała?

- Nie - prychnęłam, przewracając oczami. - Nie mogłam pozwolić, aby...

Zatrzymałam się, zanim powiedziałam cokolwiek więcej. Chryste, Carter, gdzie ty masz głowę?!

- Całowaliście się?! - krzyknęła szeptem, otwierając szeroko usta. Naprawdę to było takie oczywiste? - O Boże. A seks?

Otworzyłam szeroko oczy. Czy ona o to zapytała czy miałam omamy słuchowe?!

- Deborah! - drzwi gwałtownie się otworzyły, a ja miałam wrażenie, że stanęłam przed obliczem prawdziwej Furii wprost z Hadesu. Jednak nie, to tylko moja ukochana matka. - Natychmiast na dół! Obydwie!

* * *

Usiadłam na schodach, patrząc wprost w ciemność. Po rodzinnej awanturze zamknęłam się w pokoju i udawałam, że mnie w ogóle nie ma. Następny dzień był straszny; ciągłe kłótnie, pokazy siły i dominacji. Istnie świąteczna atmosfera.

- Ach, jak będę miała większy brzuch, to będziesz musiała znaleźć inną miejscówkę - mruknęła Suzy, zajmując miejsce obok mnie. Uniosłam brew do góry, ale nie mogła tego zobaczyć, bez żadnego zapalonego światła.

- Skąd wiedziałaś? - mruknęłam, opierając się o ścianę i robiąc tym samym więcej miejsca dla kobiety. Zaśmiała się cicho.

- Te schody tak działają na rodzeństwo Carter. Derek też tu przesiadywał i rozmyślał, kiedy uciekłaś do Seattle - szepnęła, prostując nogi. Zmarszczyłam brwi, czekając na kontynuację. - Zamartwiał się, nie wiedząc czy zadzwonić czy nie. Nie miał pojęcia jak się zachować, a czym więcej czasu mijało... tym łatwiej było udawać, że nic się nie stało.

- Minęło pięć lat, a on zadzwonił sam z siebie po roku - jęknęłam cicho, przypominając sobie ten ból, który czułam w tamtym okresie. To było jak najgorsze tortury. Kołatanie serca, bezsenność, poczucie beznadziejności...

Już nigdy nie chciałam się tak czuć.

- Wiem, Debbie - mruknęła. - Chciałabym nas wszystkich bronić i mówić, jak było nam w tym wszystkim trudno się odnaleźć, ale jedno trzeba powiedzieć głośno. Daliśmy ciała na całej linii, a gdy twoi rodzice przedwczoraj wspomnieli o twojej próbie... Czuliśmy, że było coś nie tak po tym telefonie. Derek i ja nie wiedzieliśmy, co wtedy zrobić, ale gdy o tym myślę, to wiem jedno... nigdy sobie nie wybaczę tego, że nie ciągnęliśmy rozmowy. To ty byłaś najbardziej poszkodowana, a my zachowaliśmy się tak, jakby to nas najbardziej dotknęło.

- Nie będę zaprzeczać - odpowiedziałam, a serce ścisnęło mi się boleśnie. To nie z nią powinnam odbywać taką rozmowę, tylko z rodzicami, bratem... Chryste, ta kobieta coraz bardziej mnie zaskakiwała.

Na tyle, że poczułam się w tym miejscu odrobinę lepiej.

- Czy wy nie możecie, do diabła, spać? - niski, zachrypnięty głos zza nas był pełen nagany. Odwróciłyśmy się obie w jego kierunku, widząc tylko zarys męskiej sylwetki. - Przeziębisz się, Suzy.

- Zabieram naszą przyszłą córkę na damskie plotki, ale ty od biedy też możesz posłuchać, kochanie - parsknęłam cichym śmiechem, słysząc odpowiedź kobiety. - Chodźcie do kuchni. Przyda nam się gorąca czekolada, a takie rozmowy najlepiej przy niej wychodzą.

- Jakie rozmowy? - Derek jęknął, asekurując Suzy, gdy ta wstawała.

Zapaliłam światło i zaczęliśmy schodzić, chociaż moja przyszła szwagierka zaczęła żywo gestykulować, przez co musiałam się trzymać trochę za nią.

- Rozmawiałyśmy z Debbie o tym, jak daliśmy ciała pięć lat temu, zostawiając ją z tym samą - zauważyłam jak jedna z dłoni mojego brata zwinęła się w pięść, aby po chwili się rozluźnić. - Nie ma co tego ukrywać. Ta rozmowa powinna się odbyć już długi czas temu, to przynajmniej byśmy wiedzieli...

Wszystko wydarzyło się w jednym momencie. Jeden z dywaników na schodach był źle przymocowany, a gdy Suzy na nim stanęła to się ześlizgnął po stopniu, powodując, że straciła równowagę. Derek rzucił się do przodu, próbując ją złapać, ale upadła z głośnym łoskotem na podłogę, lądując na dłoniach.

Zamarliśmy, obserwując ją uważnie, gdy głośno jęknęła.

- Kurwa. Chyba złamałam rękę.

Droga do szpitala nigdy nie była taka długa. Nawet wtedy, gdy jechałam do niego z pociętą twarzą, to się tak nie martwiłam jak w tym momencie.

- Derek...

- Ani, kurwa, słowa - syknął mój brat, nawet nie odwracając się w stronę Suzy, która rzucała mu pełne bólu spojrzenia. Zacisnęłam mocniej dłonie na jej zdrowej ręce, czując jak drżała. Posłała mi zaniepokojone spojrzenie, na które tylko wzruszyłam ramionami.

No cóż, mój brat czasami musiał sam się uspokoić.

- Nie jest ci zimno? - zapytałam cicho, patrząc uważnie na lekkie dresy, które miała na sobie i zimową kurtkę. Cud, że udało nam się przebrać w takie rzeczy w tak krótkim czasie, gdy Derek stał nad nami jak kat.

- Nie... tylko ręka mnie boli, a reszta jest w porządku - mruknęła cicho, po czym westchnęła.

Zaczynałam czuć, że takie szybkie ubieranie się miało więcej minusów niż plusów, bo musiałam przyznać, że mi robiło się odrobinę chłodno. Zdążyłam tylko zmienić krótkie szorty od piżamy na cienkie dresy do tego sportowe buty, top na ramiączkach i puchowa kurtka, a na zewnątrz około dziesięciu stopni.

Cudownie. Mam nadzieję, że się nie rozchoruję przez ten dziki wyścig z czasem, który był totalnie niepotrzebny.

- Derek, zwolnij! - jęknęła Suzy, wysiadając z auta, gdy tylko znaleźliśmy się na parkingu. Posłał jej niezadowolone spojrzenie, po czym skierował je także na mnie.

- Idę z tą nieszczęśnicą do lekarza, a ty podpytaj się jakich papierów potrzeba. Nawywijałyście, to teraz też się przydaj, Deborah - warknął, obejmując swoją kobietę w talii i prowadząc ją w stronę wind. Sama ruszyłam za nimi ślamazarnym tempem, widząc jak Suzy posłusznie opuściła głowę, nawet nie próbując się bronić.

Chryste. To był tylko wypadek, którego nikt nie mógł przewidzieć. Dobrze, że skończył się prawdopobnie tylko na złamanej ręce.

- Dobry wieczór - Derek zaczepił jakąś pielęgniarkę, a ja stanęłam dalej, aby ich nie podsłuchiwać. Chciałam im dać trochę prywatności, która im się należała.

- Proszę się kierować prosto korytarzem, a następnie skręcić w lewo - odpowiedziała pielęgniarka głośno, wskazując odpowiedni kierunek. - Tam będą musieli się państwo zarejestrować i zajmie się wami lekarz.

- Dziękujemy - Suzy kiwnęła jej głową, po czym pociągnęła zdrową ręką mojego brata. Spojrzała się na mnie, przystając na chwilę. - Mogłabyś nam załatwić jakąś kawę? I batonika dla mnie, bo umrę z głodu, a Derek... jemu może weź jakąś melisę.

- Tylko spróbuj, to nie ręczę za siebie - warknął, rzucając mi groźne spojrzenie, pod którym zobaczyłam lekkie rozbawienie. Dobrze, nerwy zaczynały go opuszczać.

- Jasne - uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam w drugą stronę, bo wcześniej widziałam jakieś oznaczenie baru czy też maszyny z napojami.

Bingo. Nie musiałam nawet iść tak daleko, aby zobaczyć odpowiednie miejsce z automatem. Stanęłam przed nim, wpatrując się w nazwy kaw ze znużeniem.

Ile by oddała za to, aby być teraz w swoim łóżku. Zwłaszcza, że poziom adrenaliny mi opadł i czułam coraz większe zmęczenie.

- Deborah? - odwróciłam się zaskoczona, patrząc z niedowierzaniem na mężczyznę w mundurze. Jasne włosy były roztrzepane w nieładzie, a niebieskie oczy bystro na mnie patrzyły. Granatowa koszula podkreślała muskularne ramiona, podczas gdy czarne spodnie były zbyt luźne, aby móc cokolwiek powiedzieć o jego nogach, czy też biodrach. - Wieki cię nie widziałem. Nie wiedziałem, że wróciłaś do Horsetown.

- Mało osób o tym wie, Dan - uśmiechnęłam się lekko, podczas gdy on zmierzył mnie spojrzeniem.

W ostatniej chwili się powstrzymałam przed przestąpieniem z nogi na nogę. Nie mogłam pokazywać dawnym znajomym, że się denerwowałam ich obecnością; to zawsze było odkryciem słabości, na co starałam się uważać.

- Daniel! Gdzie ty się włóczysz? Chłopaki jadą na jednostkę, trzeba napisać raport! - znajomy, zachrypnięty głos rozbrzmiał w korytarzu, a po chwili w zasięgu mojego wzroku znalazł się James. Spojrzał się na mnie uważnie, by po chwili przenieść swój surowy wzrok na Daniela. - Więc?

- Już idę, poruczniku - mruknął niezadowolony i skinął mi głową. - Miło było cię zobaczyć, Deborah. Musimy się jakoś umówić niedługo.

Skinęłam powoli głową, czując jak żołądek skręca mi się z nerwów. Unikałam wzrokiem porucznika, wpatrując się w plecy Daniela, gdy od nas odchodził. Czy tylko ja miałam wrażenie, że powietrze stało się teraz dużo gęstsze?!

Chryste. Nikt nie powinien tak dobrze wyglądać w stroju do pracy.

- Co ty tutaj robisz, do diabła? I to na dodatek prawie pół naga, elfie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top