trzy

-Prze... Oh to ty. - mruknął Taehyung, zauważając, że uderzył w Jeongguka.

-Tae...

-Moje pełne imię to Taehyung. Czego chcesz? - warknął młodszy.

-Przeprosić.

-I jeszcze czego? Nie cieszysz się? Daję ci spokój. - chciał pójść dalej, ale Jeon złapał go za rękę i pociągnął do jakiegoś zaułka. - Co ty odpieprzasz?! Puść mnie! - młodszy zaczął się szarpać.

-Cichutko TaeTae. Tu nikt nas nie usłyszy. - wyszeptał mu do ucha Jungkook, a Taehyung zaczął się bać. Strach był wymalowany w jego oczach. Starszy tylko się zaśmiał i zbliżył do ust niższego. Tamten tylko patrzył mu ze strachem w oczy. Wyższy zbliżył się do taehyungowych ust i musnął je lekko. A Taehyung poczuł motylki w brzuchu. Minho dawno tak nie robił; często był naćpany, a co za tym idzie; agresywny. Kim nigdy go nie zostawił, lecz zdał sobie sprawę, że nie kocha Minho i traktuje go jak rodzonego brata. Więc został przy nim. A teraz chce go wyciągnąć. Domyślał się, że nie da sam rady. Więc podrywał różnych oficerów, komisarzy, aspirantów... Ale tamci tylko szukali dupy do przeruchania. A Jeongguk... Był delikatny. Nie śpieszył się. Nie zaczął rozpinać paska, każąc Taehyungowi klęknąć i obciągać, chociaż Kim wyczuł duży problem. - Pojedziemy do mnie? Możemy tam się poprzytulać, poleżeć razem...

-Tak. - uśmiechnął się młodszy. - Czekałem aż spytasz. - przytulił Jeona, a on podniósł go „na pannę młodą", w odpowiedzi dostając pisk i chichot. - Kookie.

-Hm?

-Dziękuję. - niższy pocałował policzek komisarza.

-Nie ma za co, skarbie.

-A podjedziemy do mnie po rzeczy?

-A twoi rodzice?

-Mieszkam z babcią...

-Oh, przepraszam, nie chciałem.

-Nie to nic.

-Więc... Czy twoja babcia nie będzie miała nic przeciwko?

-Nie powinna. Jeśli mnie nie skrzywdzisz i będę szczęśliwy. - jego łapki były zaplecione wokół szyi komisarza. Z każdą sekundą ich miłość do siebie rosła.

-Nie chcę cię krzywdzić. - Jeongguk pocałował nosek Tae.

-A ja nie chcę krzywdzić ciebie, Kookie. - wyszeptał Taehyung, wtulając się w pierś starszego.

*****

-Kiedy wrócisz? - spytała staruszka, kiedy Kim był gotowy do wyjścia.

-Niedługo, babciu. Nic mi się nie stanie, obiecuję. - uśmiechnął się ciepło i przytulił kobietę.

-Uważaj na siebie. - pocałowała go w czoło.

-Będę.

-Do widzenia. - pokłonił się Jeon i złapał łapkę swojego skarba.

-Do widzenia.

-Kocham cię, babciu. Papa. - zachichotał Kim, kiedy starszy wziął go na ręce.

-Ja ciebie też kocham, Taeś! - krzyknęła za nimi kobieta. - Twoja mama byłaby dumna. - wyszeptała.

*******

-Gukie, tu jest pięknie! - pisnął, siadając na dużej huśtawce. Ogród w posiadłości Jeona był wielki. Na samym środku, wszystkie ścieżki, łączyła duża fontanna.

-Cieszę się, że podoba ci się to, skarbie.

-Ja się cieszę, że tu jesteśmy. - położył swoją główkę na umięśnionych udach mężczyzny, a nóżki skulił, mrucząc, kiedy komisarz głaskał jego śliczne włoski.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top