6. Sooyeon

Nie pojawił się dzisiaj w szkole na pierwszej lekcji. Zostawił mnie samą i musiałam zmierzyć się z tym wszystkim sama. To były moje pierwsze spostrzeżenia, gdy Heeseung powiedział mi w trakcie drogi do szkoły, że Sunghoon nie pojawi się na kilku dzisiejszych lekcjach. Z jednej strony poczułam złość i rozczarowanie, że chłopak nie raczył powiedzieć mi o tym osobiście. Z drugiej jednak doskonale go rozumiałam, ponieważ do szkoły przyszłam niczym zombie. 

To był jeden z tych dni, kiedy najchętniej zanurzyłabym się w kołdrze i nie wychodziła z łóżka. Po całonocnym zamartwianiu się o sytuację w szkole i czekających mnie problemach w domu, obudziłam się z uczuciem, jakby cała energia została ze mnie wypompowana.

Wczorajsza kłótnia z rodzicami trwała przez cały wieczór. A wszystko było spowodowane tą głupią karą, na którą sobie zasłużyliśmy z Sunghoonem. Miałam nadzieję, że chociaż on miał mniej problemów w domu z tego powodu.

Przemierzałam samotnie szkolny korytarz, ponieważ tego dnia nie było również moich przyjaciół, którzy mieli jakieś spotkanie poza szkołą w ramach projektu realizowanego przez uczniów z kółka teatralnego. 

W miarę jak szłam korytarzem, czułam się coraz bardziej przytłoczona. Każdy krok wydawał się cięższy od poprzedniego, a każdy szmer i szept, które docierały do mnie z różnych stron, potęgowały uczucie obcości. Czułam się, jakby wszystkie oczy były zwrócone na mnie, a ich zainteresowanie było nieprzyjemnym przypomnieniem mojej obecnej sytuacji.

Byłabym w stanie znieść to wszystko sama, gdyby nie one. Zatrzymały mnie w drodze do następnej klasy. Zaskoczona, odwróciłam się, by zobaczyć grupkę dziewczyn otaczających mnie z każdej strony. Ich pewność siebie i złośliwe uśmiechy sprawiały, że czułam się jeszcze bardziej przytłoczona.

– Czyżby to panienka naszej szkolnej gwiazdy? – zadrwiła blondynka, a ja próbowałam sobie przypomnieć, kim właściwie była.

– To na pewno złodziejka chłopaków – powiedziała druga z nich, przewracając oczami. – Przecież Sunghoon jest tylko Nayeon.

Zamarłam, słysząc jej słowa. O Nayeon słyszałam już wcześniej. Była jedną z najpopularniejszych dziewczyn w szkole, niemal wszyscy o niej mówili. Wiedziałam, że Sunghoon miał z nią kiedyś styczność, ale nie sądziłam, że te dziewczyny będą miały tak silną opinię na ten temat.

– Co? Nie masz nic do powiedzenia? – naciskała trzecia z nich, patrząc na mnie z wyraźnym zadowoleniem, że udało im się wytrącić mnie z równowagi.

Zacisnęłam zęby. Ich prowokacje zaczynały mnie coraz bardziej irytować, ale wiedziałam, że jeśli dam się sprowokować, wygrają. Mimo to nie mogłam zostawić tego bez odpowiedzi.

– Po prostu zastanawiam się, jak ubrać w słowa to, co chcę przekazać – odpowiedziałam, obdarzając ich złośliwym uśmiechem. – Obawiam się, że Nayeon może tego nie zrozumieć.

Dziewczyny zamilkły na chwilę, zaskoczone moją odpowiedzią. Blondynka, która wcześniej się odezwała, zmrużyła oczy, a jej wyraz twarzy zmienił się z wyższości na irytację.

– Lepiej uważaj, co mówisz – rzuciła ostro. – Nayeon ma swoje sposoby, żeby takie jak ty nie miały tu życia.

– A ja mam swoje sposoby, żeby takie jak ty przestały być zabawne – odpowiedziałam spokojnie, patrząc im prosto w oczy.

Ich twarze spochmurniały, a atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Wiedziałam, że nie powinnyśmy dalej tego ciągnąć, ale byłam zbyt zła, by się wycofać.

Nagle w tłumie dostrzegłam postać, która nie mogła umknąć mojej uwadze. Zbliżała się do nas pewnym krokiem, a dziewczyny od razu zmieniły swoje nastawienie. To była Nayeon. Wysoka, z długimi, falującymi włosami, ubrana w idealnie dopasowany strój, jak zawsze przyciągała spojrzenia. Uśmiech, którym obdarzyła swoje koleżanki, zniknął, gdy tylko jej wzrok spoczął na mnie.

– To coś jest dziewczyną Sunghoona? – zapytała chłodno, a jej głos przeszył powietrze jak lód.

Zadrżałam, słysząc jej ostre słowa, ale nie chciałam pokazać, jak bardzo mnie to dotknęło. Wiedziałam, że Nayeon była typem osoby, która czerpała satysfakcję z wytrącania innych z równowagi, i nie zamierzałam jej dawać tej satysfakcji.

– "To coś" ma imię – odpowiedziałam, patrząc na nią z determinacją. Czułam, jak napięcie między nami narasta, a dziewczyny wokół obserwowały, wyczekując, co się wydarzy. – I nawet jeśli, to chyba nie jest to twój interes.

Nayeon zmrużyła oczy, a jej uśmiech stał się jeszcze bardziej kpiący.

– Och, widzę, że mamy tu wojowniczkę – odparła, krzyżując ramiona i przyglądając mi się z góry. – Sunghoon był zawsze mój, a ty... jesteś tylko małym przystankiem na jego drodze. Wszyscy to wiedzą.

Dziewczyny za nią zachichotały, jakby właśnie usłyszały najlepszy żart dnia. Czułam, jak zaciska mi się gardło, ale nie zamierzałam ustąpić.

– Może lepiej, żebyś z nim o tym porozmawiała, zamiast robić scenę w korytarzu – powiedziałam, trzymając się swojego tonu. – To on decyduje, z kim spędza czas.

Nayeon uniosła brew, jakby nie spodziewała się takiej odpowiedzi, ale jej twarz pozostała niewzruszona.

– Może i tak – odpowiedziała, zbliżając się do mnie o krok. – Ale pamiętaj, że w tej szkole to ja mam ostatnie słowo. Nie licz na to, że długo tu wytrzymasz, jeśli będziesz się wtrącać w nie swoje sprawy.

Była blisko, za blisko, ale udało mi się nie cofnąć, chociaż napięcie między nami było niemal namacalne.

– Zobaczymy – odparłam chłodno, odwracając się na pięcie, zanim dałam jej szansę na odpowiedź. W duchu modliłam się, żeby moje nogi nie zaczęły drżeć, zanim dotrę do najbliższej klasy.

Za sobą słyszałam jeszcze złośliwe śmiechy dziewczyn, ale odetchnęłam, gdy w końcu oddaliłam się od nich.

Ledwo odeszłam kawałek od Nayeon i jej świty, kiedy wpadłam na Jake'a i Jay'a, którzy właśnie wychodzili zza rogu. Na ich twarzach od razu pojawiło się zdziwienie, kiedy zobaczyli moją wyraźnie zirytowaną minę.

– Ej, wszystko w porządku? – zapytał Jake, podchodząc bliżej i przyglądając mi się z troską. – Wyglądasz na wkurzoną.

Jay natychmiast dorzucił swoje trzy grosze, uśmiechając się, ale z niepokojem w oczach. Widział z kim przed chwilą rozmawiałam.

– Coś ci zrobiły te dziewczyny?

Zatrzymałam się, biorąc głęboki oddech, żeby się uspokoić. Wiedziałam, że nie ma sensu wybuchać przed nimi, ale to napięcie z Nayeon wciąż we mnie buzowało.

– Nie, nie zrobiły mi nic – skłamałam, choć mój głos zdradzał więcej, niż bym chciała. – Po prostu wiecie jakie są. Tylko pogadały, ale nic nie zrobili

Jay spojrzał na mnie podejrzliwie, jakby nie do końca wierzył w moje słowa, ale nie naciskał. Jake z kolei położył mi rękę na ramieniu w geście wsparcia.

– Nie przejmuj się nimi – powiedział spokojnie. – Nayeon lubi mieszać, ale nie warto jej poświęcać uwagi. Sunghoon się nią nie przejmuje, więc ty też nie powinnaś. Cały czas uważa się za jego dziewczynę, a on nawet nie zwraca na nią uwagi.

– Łatwo powiedzieć – mruknęłam, z trudem ukrywając frustrację. – Ale dzięki. Po prostu... potrzebuję chwili, żeby ochłonąć. Nie lubię takich dziewczyn. Za kogo się ona uważa?

Jay westchnął, patrząc na mnie uważnie, a jego spojrzenie było pełne zrozumienia.

– No cóż, zawsze były dziewczyny, które myślą, że mogą kontrolować wszystko i wszystkich – powiedział cicho, jakby próbował mnie uspokoić. – Ale to nie oznacza, że mają rację. Nayeon jest tylko jedną z nich, a ty nie musisz się tym przejmować.

Jake przytaknął, jego ręka wciąż spoczywała na moim ramieniu, jakby próbował mi przekazać trochę swojej energii i pewności siebie.

– Serio, Soo – dorzucił z powagą. – Sunghoon nigdy nie dał jej żadnych powodów, żeby myślała, że jest kimś więcej. To, że ona sobie coś ubzdurała, nie oznacza, że musisz się tym martwić.

– Wiem, wiem... – odpowiedziałam, próbując uśmiechnąć się, choć wciąż czułam to wewnętrzne napięcie. – Po prostu... jest w tym coś, co mnie denerwuje. Nie chcę, żeby ktokolwiek mieszał w moim życiu, a tym bardziej taka jak ona.

Jay zaśmiał się pod nosem, ale w jego oczach pojawiła się troska.

– W takim razie, jakby co, jesteśmy po twojej stronie – rzucił, puszczając mi oczko. – A teraz chodź, pójdziemy gdzieś, gdzie nie ma takiej toksycznej atmosfery.

Ich pojawienie się poprawiło mi humor, ale tylko na chwilę. Nayeon zdążyła mnie wyprowadzić z równowagi, a to uczucie ciągle we mnie siedziało, jak nieprzyjemna chmura, której nie mogłam się pozbyć. Jake i Jay chcieli mnie pocieszyć, a ich obecność była dla mnie wsparciem, ale nie mogłam wyrzucić z głowy tego, co wydarzyło się kilka minut wcześniej.

Moje myśli ciągle krążyły wokół Nayeon i jej złośliwego uśmiechu. Miałam przeczucie, że ta sytuacja to dopiero początek. Przez ten cały udawany związek z Sunghoonem, wszystko wydawało się jeszcze bardziej skomplikowane. Była pewność, że to nie skończy się dobrze – coś wisiało w powietrzu. Może to tylko intuicja, ale czułam, że Nayeon nie odpuści tak łatwo.

– Nie mogę uwierzyć, że zgodziłam się na to wszystko – westchnęłam, patrząc w dal, jakby odpowiedź miała przyjść z nieba.

Jay spojrzał na mnie z zaskoczeniem.

– Mówisz o Sunghoonie? – zapytał ostrożnie.

Kiwnęłam głową.

– To miało być coś łatwego, coś na chwilę – zaczęłam. – Mamy dopiero drugi dzień i teraz wszystko wydaje się coraz bardziej skomplikowane, i to przez ludzi takich jak Nayeon.

Jake pokiwał głową, jego wyraz twarzy stał się poważniejszy. Wiedział co mam na myśli.

– Wiemy, ale trzeba to przetrwać – powiedział Jake, a w jego głosie słychać było pewność, jakby sam niejednokrotnie mierzył się z podobnymi problemami. Patrzył na mnie poważnie, ale z ciepłem, które dawało mi trochę otuchy.

– Łatwo ci mówić – westchnęłam, zerkając na niego spod zmarszczonych brwi. – To nie ty będziesz musiał użerać się z Nayeon i jej paczką.

– Może i nie – odpowiedział spokojnie – ale znam takich ludzi jak ona. Lubią mieszać i czerpać satysfakcję z tego, że ktoś się denerwuje. Jeśli dasz im się złamać, będą to robić jeszcze częściej.

Jay wtrącił się, próbując rozładować atmosferę.

– A poza tym, Sunghoon nie wydaje się przejmować Nayeon, więc dlaczego ty miałabyś to robić?

Przewróciłam oczami, choć słowa Jaya miały sens.

– Wiem, ale to nie znaczy, że ta cała sytuacja mnie nie wkurza. To dopiero drugi dzień i już czuję, że mam dość.

Jay westchnął, po czym klepnął mnie delikatnie w ramię.

– Daj spokój, Soo. Trzeba to jakoś przejść. Masz nas, a Nayeon? Ona sama wyjdzie na głupią, jeśli nie przestanie.

Siedzieliśmy na podwórku, ciesząc się chwilą spokoju po chaotycznym początku dnia. Wokół nas panował ruch – uczniowie rozmawiali w grupkach, śmiechy odbijały się echem między murami szkoły, a gdzieś z oddali dochodziły odgłosy sportowych rozgrywek. Mimo to, my siedzieliśmy w cieniu dużego drzewa, starając się oderwać od zaistniałej sytuacji.

Słońce przebijało się przez gałęzie, rzucając migotliwe cienie na trawę. Powoli zaczynałam się uspokajać, ale myśli o Nayeon i całej sytuacji z Sunghoonem wciąż krążyły mi po głowie. Chociaż Jay i Jake robili wszystko, by mnie rozśmieszyć, mój nastrój wciąż nie wracał do normy.

Nagle, kątem oka zauważyłam w oddali postać, która nie mogła mi umknąć. Sunghoon. Szedł w naszym kierunku, jego kroki były pewne, choć wydawało mi się, że w jego postawie kryje się coś więcej – jakby był trochę spięty. Jego sylwetka wyraźnie rysowała się na tle jasnego nieba, a rozpuszczone włosy poruszały się lekko pod wpływem wiatru. Wyglądał, jakby dopiero co wrócił po przerwie, którą sobie zrobił na początku dnia.

Moje serce przyspieszyło, a wszystkie myśli, które wcześniej tak bardzo starałam się odsunąć na bok, natychmiast do mnie wróciły. Jay zauważył moją zmianę nastroju i odwrócił głowę w stronę, w którą patrzyłam.

– No proszę, nasz zaginiony bohater – zażartował, choć w jego głosie wyczułam nutę napięcia. Jake spojrzał na mnie, jakby chciał się upewnić, czy jestem gotowa na to spotkanie.

Sunghoon zbliżył się do nas szybkim krokiem, a kiedy był już przy mnie, poczułam jego obecność tak wyraźnie, jakby wszystko wokół nagle zniknęło. Nachylił się nade mną, a zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, poczułam na swoim czole delikatny, krótki pocałunek. Moje serce przyspieszyło, a wszystkie napięcia, które towarzyszyły mi przez cały dzień, na moment ustąpiły miejsca zaskoczeniu.

– Ludzie się gapią – szepnął mi do ucha, jego głos był niski i lekko rozbawiony. Jego ciepły oddech otulił moją skórę, wywołując dreszcz, który przeszedł po moich plecach.

Spojrzałam na niego i nie mogąc powstrzymać się przed odruchowym działaniem, uśmiechnęłam się w jego kierunku, choć wewnątrz wciąż czułam się zagubiona. Wiedziałam, że inni na nas patrzą, ale to była część tej gry. Udawanie było naszą umową, ale z każdą chwilą to wszystko wydawało się coraz bardziej skomplikowane.

Jake i Jay obserwowali nas z boku, jakby wyczuwali, że dzieje się coś więcej, ale nie komentowali tego. Po prostu czekali, jakby cała scena, którą właśnie rozgrywaliśmy, była częścią czegoś większego, co sami do końca nie rozumieli.

– Lepiej uśmiechnij się jeszcze szerzej – dodał Sunghoon, nie odsuwając się ode mnie. – Im bardziej się gapisz, tym więcej będą gadać.

– I tak już gadają – odpowiedziałam, próbując zachować lekki ton, chociaż w środku czułam narastającą frustrację. Spojrzałam na Sunghoona, który wciąż nie odsuwał się, jego twarz blisko mojej, a uśmiech wciąż błąkał się na jego ustach.

– To prawda – przyznał z rozbawieniem, po czym wyprostował się, ale nie odszedł daleko. – Ale chyba o to właśnie chodzi, prawda?

Oczywiście, że chodziło o to, żeby ludzie widzieli nas razem. Musieliśmy sprawić, by wszyscy uwierzyli, że między nami rzeczywiście coś jest. Kiedy plotki rozprzestrzenią się wystarczająco, cała ta farsa stanie się bardziej wiarygodna, nie tylko dla znajomych w szkole, ale przede wszystkim dla moich rodziców. Wtedy może odpuszczą, przestaną mnie naciskać i dać mi trochę przestrzeni.

Spojrzałam na Sunghoona, który wydawał się całkowicie wyluzowany, jakby ta sytuacja w ogóle go nie dotyczyła. I wtedy dotarło do mnie, że coś tu nie pasowało. Wczoraj też się przejmował tym, jak zareagują jego rodzice, a dzisiaj jest tak wyluzowany?

– Hoon, a co ty taki na luzaku?- zapytał Jake- rodzice nie czepiali się o wczoraj?

Spojrzałam na Sunghoona, widząc, jak jego luźna postawa zaczyna się zmieniać. Na wspomnienie o rodzicach jego uśmiech zniknął, a twarz stężała. Oczy Jake'a i Jaya natychmiast skierowały się na niego, zauważając tę nagłą zmianę.

– Nie chcesz wiedzieć – odpowiedział cicho, z wyraźnym napięciem w głosie. – Byli wściekli. Bardziej niż myślałem. Mam szlaban na wszystko, a ojciec groził, że porozmawia z nauczycielami, żeby dowiedzieć się dokładnie, co się stało.

– Chcieli się dowiedzieć, co się stało? – zapytałam z niedowierzaniem, patrząc na Sunghoona. W głowie od razu zaczęły mi się kłębić myśli. Jeśli jego rodzice rzeczywiście porozmawiają z nauczycielami, sprawy mogą wymknąć się spod kontroli już na samym początku naszego planu. Nie mogliśmy do tego dopuścić.

Od Autorki: Kochani! Mamy kolejny rozdział. Trochę więcej dialogów, ale to chyba na plus co nie? Wrzesień zaczął się strasznie dla mnie, ale pisanie co mała przyjemna odskocznia od natłoku wszystkiego.

Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, ci się podoba. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top