15. Sunghoon
Przez kilka dni próbowałem na wiele sposobów sprawić, by Sooyeon mi wybaczyła. Pisałem do niej wiadomości, ale często pozostawały bez odpowiedzi. Dzwoniłem, lecz zwykle kończyło się na włączającym się sygnale poczty głosowej. Czułem, jak coś mnie ściska w środku za każdym razem, gdy moje próby nawiązania kontaktu odbijały się od jej milczenia.
Nie mogłem się poddać. Wiedziałem, że muszę naprawić to, co zepsułem, niezależnie od tego, ile wysiłku będzie to ode mnie wymagało.
Kupiłem jej ulubione kwiaty – bukiet jasnoróżowych peonii. Pamiętałem, jak kiedyś wspomniała, że ich zapach przypomina jej spokojne, letnie popołudnia, które spędzała u dziadków. Pod drzwiami jej domu zostawiłem małą kartkę, na której napisałem: „Nie poddam się. Przepraszam za wszystko, Soo. Wiem, że cię zawiodłem, ale naprawdę mi na tobie zależy. Pozwól mi to naprawić. – Sunghoon."
Jednak nie odezwała się.
Spróbowałem innej drogi. Umówiłem się z jej przyjaciółmi – Jamie, Jiwoo i Miną. Chciałem dowiedzieć się, czy czuje się dobrze, czy chociaż w ich towarzystwie potrafi się uśmiechnąć.
– Sooyeon to silna dziewczyna – powiedziała Jiwoo, opierając się o krzesło w kawiarni. – Ale chyba naprawdę ją zabolało to, co się stało. Jeśli mam być szczera, Sunghoon, to musisz pokazać, że jesteś szczery w tym, co mówisz. Nie jakieś gesty w stylu kwiatów czy prezentów. Po prostu bądź szczery.
Słowa Jiwoo utkwiły mi w głowie. Nie chodziło o to, by zasypywać Sooyeon romantycznymi gestami, ale o to, by pokazać, że naprawdę mi zależy.
Następnego dnia zdecydowałem się na odważny krok. Pojechałem pod jej dom wieczorem, kiedy wiedziałem, że będzie w środku. Tym razem nie zamierzałem się poddawać, nawet jeśli drzwi otworzy jej matka.
Zapukałem, a po chwili w drzwiach pojawiła się Sooyeon. Jej twarz wyrażała mieszankę zaskoczenia i zmęczenia.
– Sunghoon... – zaczęła, ale przerwałem jej, zanim zdążyła dokończyć.
– Soo, proszę, wysłuchaj mnie – powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy. – Nie jestem tutaj, żeby cię zasypywać przeprosinami, tylko żeby powiedzieć, że naprawdę mi na tobie zależy. Wiem, że zawiodłem twoje zaufanie i że moje decyzje cię zraniły. Nie będę udawał, że mogę to cofnąć. Ale chcę zrobić wszystko, by to naprawić. Proszę, daj mi szansę.
Sooyeon patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę, a jej oczy zdradzały, że to, co mówiłem, wywołało w niej jakieś emocje. Ale czy wystarczające, by mi wybaczyła? Tego jeszcze nie wiedziałem.
– Niech ci będzie – westchnęła, krzyżując ręce na piersi. Jej ton był pozornie obojętny, ale w oczach widziałem cień ulgi, choć próbowała to ukryć.
Patrzyłem na nią z niedowierzaniem, zastanawiając się, czy dobrze usłyszałem.
– Naprawdę? – spytałem ostrożnie, jakby każde słowo mogło zniweczyć to, co właśnie powiedziała.
– Tak, Sunghoon. Ale nie myśl sobie, że to oznacza, że wszystko wraca do normy – dodała szybko, unosząc podbródek w charakterystycznym dla siebie geście. – Nadal jestem na ciebie zła. Nadal musisz pokazać, że można ci zaufać.
– Rozumiem – powiedziałem natychmiast, kiwając głową z determinacją. – Nie oczekuję, że mi wybaczysz od razu. Po prostu... dziękuję, że dajesz mi szansę. Obiecuję, że jej nie zmarnuję.
Sooyeon westchnęła, jakby wciąż nie była pewna, czy dobrze robi.
– Na razie możemy porozmawiać. Ale nie gwarantuję niczego więcej – powiedziała, opierając się o framugę drzwi.
– W porządku – zgodziłem się z ulgą. – To już więcej, niż mogłem się spodziewać.
Na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, choć szybko zniknął, zastąpiony poważnym wyrazem.
– Masz szczęście, że mam dobry humor – dodała, po czym odwróciła się na pięcie i weszła z powrotem do domu. Przez uchylone drzwi usłyszałem jeszcze: – No chodź, zanim zmienię zdanie.
Nie czekałem na kolejne zaproszenie. Wszedłem do środka, czując, że to może być początek naprawy wszystkiego, co między nami się zepsuło.
– Co masz w planach? – zapytałem, podążając za nią do salonu.
– Robię maraton Vincenzo – odpowiedziała bez wahania, rzucając się na kanapę i chwytając pilota. W jej głosie wyczułem odrobinę ekscytacji, której nie udało się ukryć.
– Vincenzo? – uniosłem brwi z zaciekawieniem, siadając na fotelu obok. – Serio? Mafia, prawnicy i cały ten chaos? To twój sposób na relaks?
– A co? Masz z tym jakiś problem? – rzuciła zaczepnie, spoglądając na mnie kątem oka. – Dla mnie to idealne połączenie akcji, intryg i... – zatrzymała się na chwilę, by spojrzeć na ekran. – No i głównego bohatera, oczywiście.
Prychnąłem, rozsiadając się wygodniej.
– Czyli oglądasz to dla akcji czy dla Song Joong-kiego?
– Jedno nie wyklucza drugiego – odpowiedziała z uśmiechem, wyciągając miskę popcornu z pobliskiego stolika. – Poza tym, nie powinno ci to przeszkadzać. To mój maraton, a ty jesteś tu tylko gościem.
– Aż tak mnie doceniasz, że mogę uczestniczyć w twoim maratonie? – zażartowałem, ale prawdę mówiąc, czułem ulgę, że znów mogę z nią rozmawiać bez napięcia.
Sooyeon tylko wzruszyła ramionami, wkładając do ust garść popcornu.
– Uważaj, Sunghoon. Nie oznacza to, że wybaczyłam ci wszystko – powiedziała, nawet na mnie nie patrząc. Jej ton był neutralny, ale z jakiegoś powodu te słowa i tak wywołały ukłucie w moim sercu.
– Wiem – odparłem cicho, wpatrując się w ekran, choć wcale nie interesowało mnie, co się na nim dzieje. – Ale cieszę się, że mogę tu być.
Nie odpowiedziała. Zamiast tego uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, skupiając uwagę na serialu.
Oglądaliśmy w ciszy, oboje skupieni na ekranie, choć moje myśli krążyły wokół wszystkiego, co się wydarzyło w ostatnich dniach. Czułem, jak napięcie powoli opuszcza mój ciało. Byłem wdzięczny, że Sooyeon pozwoliła mi tu zostać, nawet jeśli jej słowa wciąż były pełne dystansu.
Nagle poczułem, jak jej głowa opada na moje ramię. Zamarłem, czując ciepło jej skóry przez cienki materiał mojego swetra. Spojrzałem na nią ostrożnie, starając się nie wykonać żadnego gwałtownego ruchu.
Jej oczy były przymknięte, a jej oddech równomierny. Wyglądała na zrelaksowaną, jakby w końcu mogła na chwilę odetchnąć. Uśmiechnąłem się lekko, patrząc na nią. Była taka delikatna, a jednak potrafiła mieć w sobie tyle siły, kiedy sytuacja tego wymagała.
– Soo? – szepnąłem, choć nie miałem pewności, czy chciałem ją obudzić.
Nie odpowiedziała, a jej oddech pozostał spokojny. Westchnąłem cicho, delikatnie przesuwając się, by upewnić się, że jest jej wygodnie. Była taka blisko, że mogłem poczuć zapach jej włosów – mieszankę delikatnego szamponu i jej naturalnego aromatu.
Nie mogłem się powstrzymać, by nie pomyśleć, jak bardzo stała mi się bliska. Wszystko, co działo się między nami – od początku naszej udawanej relacji po te ostatnie trudne dni – sprawiło, że poczułem coś, czego wcześniej nie znałem.
Nie chciałem jej stracić. I choć nie powiedziałem tego jeszcze na głos, wiedziałem, że już dawno przestałem traktować to wszystko jako grę.
Spojrzałem na nią jeszcze raz. Wyglądała na tak spokojną, że nie miałem serca jej budzić. Podjąłem decyzję, że przeniosę ją do sypialni, żeby mogła wygodniej odpocząć.
Ostrożnie podniosłem ją z kanapy, starając się nie obudzić. Była lżejsza, niż się spodziewałem, ale każde moje ruchy były pełne ostrożności. Jej głowa opadła na moją pierś, a ramiona luźno oplotły się wokół mnie, jakby podświadomie czuła, że jest bezpieczna.
Wszedłem do jej pokoju, otwierając drzwi nogą. Pomieszczenie było przytulne, pachniało jej ulubionymi kwiatowymi perfumami. Położyłem ją delikatnie na łóżku, poprawiając poduszkę pod jej głową. Jej brwi lekko się zmarszczyły, jakby była na granicy przebudzenia, ale po chwili znowu rozluźniła się, nadal pogrążona w półśnie.
Przykryłem ją kocem, upewniając się, że jest jej ciepło. Na chwilę zatrzymałem się, patrząc na nią. Była taka spokojna, z delikatnym uśmiechem, który zdawał się igrać na jej ustach. W tym momencie wszystko inne przestało mieć znaczenie. Liczyło się tylko to, by była szczęśliwa i czuła się bezpieczna.
– Dobranoc, Soo – szepnąłem, odwracając się, by opuścić pokój. Wiedziałem, że potrzebuje czasu, by wszystko między nami wróciło do normy, ale postanowiłem, że będę czekał tak długo, jak będzie trzeba.
Poczułem ciepło jej drobnej dłoni na moim nadgarstku, które momentalnie mnie zatrzymało. Odwróciłem się, spoglądając na nią zaskoczony. Jej oczy były półprzymknięte, ale jej głos, choć szeptem, brzmiał wyraźnie.
– Nie idź – powiedziała cicho, a jej palce zacisnęły się lekko, jakby bała się, że mimo wszystko ją zostawię.
Serce zabiło mi mocniej. Widziałem, że była jeszcze zaspana, może nawet nie do końca świadoma, co mówi, ale coś w jej głosie sprawiło, że nie mogłem odmówić. Usiadłem na brzegu łóżka, patrząc na nią.
– Soo... – zacząłem, ale nie wiedziałem, co właściwie chciałem powiedzieć. Może zapytać, czy na pewno chce, żebym został. Może zapewnić ją, że wszystko będzie dobrze. Ale zanim zdążyłem cokolwiek dodać, poczułem, jak jej dłoń przesuwa się w dół, chwytając moją.
– Po prostu zostań – wyszeptała, nie otwierając oczu. Jej głos brzmiał cicho, niemal błagalnie, a ja wiedziałem, że w tej chwili nic innego się nie liczy.
Delikatnie ścisnąłem jej dłoń, kiwając głową, choć wiedziałem, że tego nie zobaczy.
– Dobrze, zostanę – odpowiedziałem równie cicho.
Zawahałem się na moment, ale ostatecznie usiadłem obok niej na łóżku. Gdy tylko poczuła, że jestem blisko, szybko się we mnie wtuliła, jakby bała się, że zniknę, jeśli tego nie zrobi. Jej twarz ukryła się w zagłębieniu mojego ramienia, a jej oddech był spokojny, ale ciepły, tuż przy mojej skórze.
Zamarłem, niepewny, jak powinienem zareagować. Moje serce zaczęło bić szybciej, a myśli wirowały w głowie. Czy to było naturalne? Czy powinniśmy tak się zachowywać, mimo całego zamieszania między nami?
Jej drobna dłoń spoczęła na moim boku, a ciało rozluźniło się, jakby moje towarzystwo dawało jej poczucie bezpieczeństwa. Patrzyłem na jej włosy rozsypane po moim ramieniu i nagle poczułem, że to miejsce jest dla mnie właściwe.
Nie chciałem jej budzić ani zakłócać tej chwili, więc delikatnie przesunąłem rękę, kładąc ją na jej plecach. Była taka krucha, a jednocześnie miałem wrażenie, że to ona trzymała mnie w całości.
Siedziałem w ciszy, czując ciepło jej drobnej sylwetki, gdy nagle drzwi do pokoju otworzyły się delikatnie, niemal bezgłośnie. Podniosłem wzrok i dostrzegłem wchodzącego Heeseunga. Jego spojrzenie od razu zatrzymało się na nas – na mnie siedzącym na łóżku i Sooyeon wtulonej we mnie jak małe, ufne dziecko.
Zatrzymał się na progu, unosząc brew w niemym pytaniu. Jego mina była mieszanką zdziwienia i czegoś, co przypominało lekką dezaprobatę.
– Czy ja przeszkadzam? – zapytał szeptem, ale w jego głosie pobrzmiewała nutka rozbawienia.
– Cicho – odpowiedziałem równie cicho, wskazując na śpiącą Sooyeon. – Zasnęła.
Heeseung wsunął się do środka, starając się nie wydać żadnego dźwięku. Oparł się o ścianę, krzyżując ramiona na piersi, a jego oczy wciąż nie opuszczały mnie ani jej.
– Nie wiedziałem, że aż tak się do siebie zbliżyliście – zauważył z nutką ironii, ale w jego głosie nie było złośliwości. – Powinienem się martwić?
Westchnąłem, starając się nie poruszyć zbytnio, by jej nie obudzić.
– Heeseung, nie teraz – mruknąłem, czując, że jego obecność w tym momencie była ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałem. – Coś chciałeś?
– Nic pilnego – wzruszył ramionami, ale jego wzrok łagodniał. – Chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku. Widzę, że jest w najlepszych rękach.
Jego słowa miały w sobie więcej powagi, niż się spodziewałem. Stał jeszcze przez chwilę, jakby chciał coś dodać, ale ostatecznie tylko skinął głową.
– Zajmij się nią dobrze – rzucił na odchodnym i równie cicho, jak się pojawił, zniknął za drzwiami.
Pozostałem na miejscu, słysząc jedynie delikatny oddech Sooyeon. W tamtej chwili zrozumiałem, że to, co dzieje się między nami, staje się coraz bardziej prawdziwe – i to nie tylko dla mnie.
Od Autorki: Jesteście tu jeszcze kochani?
Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, ci się podoba. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top