14. Sunghoon

Siedzieliśmy w moim pokoju, a atmosfera była napięta jak nigdy wcześniej. Jay opierał się o ścianę, krzyżując ramiona na piersi, a Jake nerwowo bawił się telefonem. Sam siedziałem na łóżku, wpatrując się w podłogę, jakby miała dać mi jakieś rozwiązanie.

– Nie możemy tego tak zostawić – odezwał się Jay, przerywając ciszę. – Nayeon jest nieprzewidywalna. Jeśli naprawdę zaczęła grozić Sooyeon, to musimy coś zrobić, zanim sytuacja wymknie się spod kontroli.

Jake westchnął ciężko, odrywając wzrok od telefonu. 

– Wiesz, że nie będzie łatwo. Nayeon zawsze znajdzie sposób, żeby osiągnąć to, czego chce. Jest zbyt uparta, a jej obsesja na punkcie Sunghoona... – urwał, rzucając mi wymowne spojrzenie.

Poczułem, jak moje mięśnie napinają się z frustracji. Wiedziałem, że Jake ma rację. Nayeon nigdy nie odpuszczała, zwłaszcza gdy chodziło o mnie. Od momentu naszego rozstania stawała się coraz bardziej nieobliczalna, a teraz, gdy w moim życiu pojawiła się Sooyeon, jej zachowanie przeszło na zupełnie nowy poziom.

– Nie pozwolę, żeby coś jej się stało – powiedziałem w końcu, patrząc na chłopaków z determinacją. – Jeśli Nayeon myśli, że może zastraszać Sooyeon, to się myli. Musimy ją powstrzymać.

– Jak? – zapytał Jay, unosząc brwi. – Nie możemy po prostu do niej podejść i powiedzieć „hej, przestań". To ją tylko rozjuszy.

Zacisnąłem pięści. 

– Może nie, ale musimy znaleźć sposób, żeby jej pokazać, że nie żartujemy. Może porozmawiam z jej rodzicami albo z kimś, kto ma na nią wpływ. Musimy działać ostrożnie, ale skutecznie.

Jake pokręcił głową. 

– Sunghoon, nie wiem, czy to dobry pomysł. Jej rodzice są prawie tak samo nieprzewidywalni jak ona. Mogą jeszcze bardziej skomplikować sytuację.

Westchnąłem, czując, jak napięcie w moich ramionach rośnie. Nie wiedziałem, co robić, ale jedno było pewne – nie mogłem pozwolić, by Nayeon skrzywdziła Sooyeon. Nie teraz, gdy zaczynała być dla mnie kimś więcej niż tylko częścią naszego udawanego związku.

– Nie ma innej opcji – powiedziałem w końcu. – Jeśli muszę, to porozmawiam z Nayeon osobiście. Ale zrobię to w obecności was obu. Nie chcę ryzykować, że coś pójdzie nie tak.

Jay spojrzał na mnie sceptycznie, ale po chwili skinął głową. – Dobra. Ale pamiętaj, że to niebezpieczna gra, Sunghoon. Jeśli coś pójdzie nie tak, może być jeszcze gorzej.

Jake również przytaknął, choć widziałem w jego oczach wątpliwości. 

– Tylko bądź ostrożny, dobra? Sooyeon już jest wystarczająco zestresowana. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje, jest większy chaos w swoim życiu.

Przytaknąłem, choć w środku czułem, jak ogromna presja spada na moje barki. Wiedziałem, że muszę chronić Sooyeon, niezależnie od kosztów. Była tego warta – nawet jeśli oznaczało to zmierzenie się z własnymi demonami i zrobienie wszystkiego, by Nayeon zrozumiała, że jej czas się skończył. 

– Oh, i jeszcze jedno, Hoon – zaczął Jake, a jego głos nagle przybrał bardziej poważny ton. Zerknąłem na niego, unosząc brwi, oczekując na dalsze wyjaśnienia. Jay spojrzał na Jake'a, przerywając zabawę swoim łańcuszkiem, jakby wyczuwał, że sprawa jest poważna.

– Coś się stało? – zapytałem, czując, jak serce przyspiesza. Nie lubiłem takich nagłych zmian atmosfery. Jake odchrząknął i podrapał się w kark, jakby próbował dobrać odpowiednie słowa.

– W galerii... kiedy byliśmy ty, ja, Jay i Nayeon... wpadłem na Sooyeon – powiedział, patrząc na mnie uważnie. Moje ciało automatycznie się napięło, jakby szykowało się na coś złego.

– Na Sooyeon? – powtórzyłem, nie ukrywając zaskoczenia. – Co robiła w galerii?

– Była tam z przyjaciółmi. Wyglądała, jakby dobrze się bawiła, ale... – Jake zawahał się, po czym spojrzał na Jay'a, jakby szukał wsparcia. – Ale kiedy na nią wpadłem, zauważyłem, że coś było nie tak. Wyglądała na zranioną, Hoon. Miała łzy w oczach.

Poczułem, jak serce mi się ściska, a dłonie zaciskają się w pięści. Sooyeon płakała? Dlaczego? Czy coś jej się stało?

– Dlaczego płakała? – zapytałem ostro, z trudem powstrzymując się, by nie podnieść głosu. W głowie miałem już tysiące scenariuszy.

Jake westchnął, wyraźnie niepewny, jak to powiedzieć. 

– Była w łazience, kiedy na nią wpadłem. Spytałem, co się dzieje, ale nie chciała mi powiedzieć. W końcu... no cóż, powiedziała coś, co daje do myślenia.

– Co powiedziała? – ponagliłem go, a mój głos zadrżał z niecierpliwości.

– Powiedziała, że twoja troska nie powinna wywoływać bólu i łez – powiedział cicho Jake, patrząc na mnie z czymś, co wyglądało jak mieszanka współczucia i wyrzutów. – Powiedziała też, żebym ci to przekazał. Dała do zrozumienia, że widziała nasze towarzystwo. Widziała Nayeon.

Poczułem, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Słowa Jake'a krążyły w mojej głowie, rozbrzmiewając echem. Jej łzy... to moja wina? Czy zrobiłem coś, co ją zraniło? Przecież... przecież nie chciałem. Wszystko, co robiłem, miało ją chronić.

Jay milczał, ale jego spojrzenie mówiło więcej niż tysiąc słów. Obaj czekali na moją reakcję, ale ja nie wiedziałem, co powiedzieć. Czułem się rozdarty między gniewem na siebie, że mogłem ją skrzywdzić, a frustracją na całą sytuację z Nayeon, która najwyraźniej tylko dolewała oliwy do ognia.

– Cholera... – mruknąłem w końcu, chowając twarz w dłoniach. – Nie wiem, co robić. Nie chciałem jej zranić. Chciałem ją chronić.

– Może czas przestać ją chronić na własną rękę i zacząć z nią rozmawiać – powiedział Jay spokojnie, ale jego słowa były jak strzał prosto w serce. – Sooyeon nie jest głupia, Hoon. Widzi więcej, niż ci się wydaje. Jeśli nadal będziesz wszystko przed nią ukrywał, to tylko pogorszy sprawę.

– Jay ma rację – dodał Jake, kładąc mi dłoń na ramieniu. – Musisz z nią porozmawiać. Wyjaśnić wszystko, zanim będzie za późno.

Westchnąłem ciężko, czując, jak ciężar sytuacji coraz bardziej mnie przytłacza. Wiedziałem, że muszę coś zrobić, zanim stracę Sooyeon na dobre. Problem w tym, że nie miałem pojęcia, jak zacząć.

– Macie rację – powiedziałem w końcu, choć słowa te przeszły mi przez gardło z trudem. Nie było łatwo przyznać, że popełniłem błąd. – Muszę z nią porozmawiać. Teraz.

Wyciągnąłem telefon z kieszeni i bez zastanowienia wybrałem numer Sooyeon. W pokoju zapanowała cisza, a Jay i Jake obserwowali mnie w milczeniu. Sygnał rozległ się raz... drugi... trzeci... Ale nikt nie odebrał. Zmarszczyłem brwi, a w moim wnętrzu zaczęło narastać napięcie.

– Nic – powiedziałem, patrząc na ekran telefonu, który wyświetlił informację o nieodebranym połączeniu. Spróbowałem jeszcze raz, tym razem wbijając paznokcie w dłoń, jakbym próbował powstrzymać narastającą frustrację. Sytuacja powtórzyła się.

– Nie odbiera? – zapytał Jake, a w jego głosie słychać było lekkie zaniepokojenie. Pokręciłem głową, czując, jak nerwy mnie zjadają.

– Nie. – Opuściłem rękę, wpatrując się w telefon, jakby to urządzenie mogło mi podpowiedzieć, co dalej robić. – Co, jeśli naprawdę się na mnie obraziła? Albo... co, jeśli coś jej jest?

Jay podszedł bliżej i spojrzał na mnie z mieszanką spokoju i determinacji. 

– Hoon, spokojnie. Jeśli nie odbiera, może po prostu potrzebuje trochę czasu. Nie oznacza to, że jest na ciebie wściekła... Ale jeśli naprawdę się martwisz, to może lepiej sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku.

Westchnąłem ciężko, próbując złapać oddech. To było logiczne, ale ja w tej chwili czułem się jak bomba zegarowa. Myśl o tym, że mogłem zranić Sooyeon, przytłaczała mnie coraz bardziej.

– Macie rację – przyznałem znowu, tym razem bardziej zdecydowanie. – Nie mogę siedzieć tutaj i czekać. Muszę do niej pojechać.

Jake uniósł brwi, a jego usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. 

– Tak trzymaj, Hoon. Ale postaraj się nie narobić większych szkód, dobra?

Jay skinął głową. 

– Tylko pamiętaj, żeby być szczerym. Ona zasługuje na prawdę.

Nie odpowiedziałem, tylko wstałem z miejsca i chwyciłem kluczyki do samochodu. W głowie miałem tylko jedno: muszę zobaczyć Sooyeon i wyjaśnić wszystko, zanim będzie za późno.

Zaparkowałem samochód przed domem Sooyeon, czując jak moje serce bije szybciej z każdą sekundą. To miejsce wydawało się nagle dużo większe i bardziej onieśmielające niż kiedykolwiek wcześniej. 

Wysiadłem z auta, poprawiając kurtkę, i ruszyłem w stronę drzwi. Kiedy zapukałem, od razu usłyszałem kroki po drugiej stronie. Chwilę później drzwi otworzyła kobieta, którą rozpoznałem jako matkę Sooyeon. Wyglądała na nieco zaskoczoną moją obecnością.

– Dobry wieczór – powiedziała, unosząc brwi. – W czym mogę pomóc?

– Dobry wieczór – zacząłem, starając się brzmieć pewnie, choć w środku czułem się jakby grunt usuwał mi się spod nóg. – Jestem Sunghoon. Chłopak Sooyeon.

Jej twarz zastygła na chwilę w wyrazie zaskoczenia, ale po chwili uśmiechnęła się uprzejmie. 

– Chłopak? Pierwszy raz o tobie słyszę.

– Tak, rozumiem – odpowiedziałem szybko, czując, jak pot zaczyna zbierać mi się na karku. – To trochę... świeża sprawa. Chciałem się z nią zobaczyć, jeśli to możliwe.

Kobieta przyjrzała mi się uważnie, jakby próbowała ocenić, czy można mi zaufać. W końcu kiwnęła głową.

– Jest w swoim pokoju. Na górze, drugie drzwi po prawej – wskazała, otwierając szerzej drzwi. – Ale radzę ci, żebyś jej nie zdenerwował. Była dzisiaj... nieco przygnębiona.

– Dziękuję – powiedziałem, wchodząc do środka. – I obiecuję, że zrobię wszystko, żeby poprawić jej humor.

Ruszyłem schodami na górę, czując na sobie wzrok matki Sooyeon. Gdy dotarłem do drzwi jej pokoju, wziąłem głęboki oddech, próbując się uspokoić. Zapukałem delikatnie.

– Wejść – usłyszałem jej głos, lekko przygaszony.

Otworzyłem drzwi i zobaczyłem Sooyeon siedzącą na łóżku z książką w rękach. Wyglądała na zaskoczoną, widząc mnie w progu.

– Sunghoon? Co ty tutaj robisz? – zapytała, marszcząc brwi.

Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem bliżej. 

– Musiałem cię zobaczyć, Soo. Musimy porozmawiać.

– Skąd pomysł, że chcę z tobą rozmawiać? – zapytała chłodno, odkładając książkę na stolik obok łóżka. Jej spojrzenie było lodowate, a ton głosu sprawił, że poczułem się, jakby ziemia usuwała mi się spod nóg.

– Wiem, że jesteś na mnie zła – zacząłem ostrożnie, stając w połowie drogi między drzwiami a jej łóżkiem. – Masz do tego pełne prawo. Ale musisz mi pozwolić to wytłumaczyć.

– Nie wydaje mi się, żebyś mógł coś wytłumaczyć – odpowiedziała, krzyżując ramiona na piersi. – Naprawdę myślisz, że uwierzę w kolejne kłamstwa?

Westchnąłem, przeczesując dłonią włosy. 

– Soo, to nie było tak, jak myślisz. Nayeon... to skomplikowane. Próbuję to wszystko rozwiązać.

– Rozwiązać? – parsknęła z ironią, a jej oczy zwęziły się. – Sunghoon, ty nawet nie miałeś odwagi powiedzieć mi, że tam była. Czy to również było zbyt "skomplikowane"?

Czułem, jak narasta we mnie frustracja, ale wiedziałem, że muszę zachować spokój. 

– Tak, była tam, ale nie dlatego, że chciałem. Przyszła, bo... – urwałem na chwilę, próbując dobrać odpowiednie słowa. – Zaczęła grozić, Soo. Tobie. Mówiła, że cię skrzywdzi, jeśli jej nie posłucham.

Jej twarz zamarła, a na chwilę jej maska obojętności pękła, odsłaniając cień niepewności. 

– Mnie? Dlaczego miałaby to robić?

– Bo wie, że jesteś dla mnie ważna – powiedziałem cicho, patrząc jej prosto w oczy. – I wie, że przez to może mnie zranić.

Sooyeon milczała przez chwilę, wyraźnie zaskoczona moimi słowami. Jej spojrzenie złagodniało, ale zaraz potem znów nałożyła na siebie ochronną maskę.

– Więc zamiast mi o tym powiedzieć, postanowiłeś mnie okłamywać? Myślałeś, że to mnie ochroni? – zapytała, a w jej głosie pobrzmiewał zawód.

– Nie chciałem cię martwić – przyznałem. – To był błąd, wiem. Ale jedyne, na czym mi zależy, to twoje bezpieczeństwo.

Westchnęła ciężko, odwracając wzrok. 

– Sunghoon, nie wiem, czy mogę ci zaufać po tym wszystkim.

Zrobiłem krok bliżej, zmniejszając dystans między nami. 

– Soo, proszę. Wiem, że zawaliłem. Ale jeśli dasz mi szansę, udowodnię ci, że możesz na mnie polegać. Że zawsze będę przy tobie.

Przez dłuższą chwilę trwała w milczeniu, jakby ważyła moje słowa. W końcu spojrzała na mnie z mieszanką zmęczenia i nadziei.

– Nie wiem, Sunghoon. Naprawdę nie wiem. 

Od Autorki: Mamy kolejny rozdział. Jak myślicie, Sooyeon szybko wybaczy i zaufa ponownie Sunghoonowi?

Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, ci się podoba. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top