ღŻyć dla zemstyღ
~Witam ^^
Jimin coraz bardziej bladł na twarzy, gdy nie był w stanie zatamować rany postrzałowej. Nawet obecni w piwnicy nie byli w stanie nic na to zaradzić, kiedy byli związani.
— Jimin wytrzymaj — powiedział zmartwiony Yoongi, który lękał się o stan Jimina. — Spróbuję się uwolnić — dodał, szarpiąc swoimi rękoma.
— To nic nie da — szepnął słabo Jimin. — Umrę.
— Nawet tak nie mów — powiedział nerwowo Hoseok. — Razem z Jaewanem próbujemy się rozwiązać, bo mamy najłatwiej. Jesteśmy coraz bliżej, więc posłuchaj męża i wytrzymaj — dodał niespokojnie, gdy razem z prawnikiem próbowali się rozwiązać. Jimin westchnął cicho, gdyż czuł, że wytrzymanie tego jest nie do zniesienia. W końcu się wykrwawi i nie będzie w stanie się uratować, a z każdą chwilą coraz mniej czuł swoją nogę.
— Widzę, że jeszcze się trzymasz — rzekł Youngjoon, który wszedł do pomieszczenia, patrząc w stronę Jimina. Hoseok z Jaewanem zaprzestali walczyć z węzłami, nie chcąc zostać przez niego przyłapanymi. — To dobrze. Taehyung ma jeszcze godzinę, zanim z wami skończę — dodał, gdzie zaraz do środka weszli mężczyźni z butlami.
— C-Co to jest? — zapytał niespokojnie Changsoo, widząc, jak rozlewają ciecz po pomieszczeniu.
— Coś, co was zabije — odpowiedział mu, gdzie zbliżył się do niego. — To benzyna — uśmiechnął się, tuż przed jego twarzą, a wszyscy otworzyli szerzej oczy, słysząc jego słowa.
— Boże — zapłakała bezsilnie Minseo, widząc, że przez własne błędy zginą niewinne młode osoby. — Zabij nas, ale oszczędź tych chłopaków — powiedziała załamana, a Youngjoon skierował na nią swe oczy.
— Widzę, że honorowa jak zawsze. Szkoda, że dla mnie taka nie byłaś w przeszłości — rzekł z chłodem, gdzie zbliżył się do kobiety, ujmując jej podbródek. — Ale za to dałaś mi coś wartościowego. Twojego syna rzecz jasna — uśmiechnął się chytrze.
— Zostaw go w spokoju. On nigdy nie powinien być częścią twojej zemsty! — krzyknęła zdruzgotana.
— Ja żyłem dla zemsty, a ona urzeczywistniła się tylko dzięki jego istnieniu — powiedział, a Changsoo patrzył na niego z niedowierzaniem.
— Zawsze byłeś nienormalny, ale mogliśmy szybciej dostrzec, jaki z ciebie psychopata! — krzyknął zdenerwowany.
— Ach, zamknij się. To również twoja wina, bo się pojawiłeś — mruknął z chłodem w głosie. — To wasza wina, jaki spotkał los waszego ukochanego syna — rzekł, patrząc na nich z pogardą. — A szczególnie twoja... Minseo — spojrzał w jej oczy, gdy kobieta dobrze wiedziała, że to wszystko jest jej winą. — To ty mnie zdradziłaś...
~Czas przeszły~
Młoda Minseo była uważana w miasteczku za wyjątkową młodą dziewczynę. Była piękna i dobra, a jej rodzina pochodziła z wyższych sfer, jednak to nie znaczyło, że jej życie usłane było różami. Wręcz przeciwnie. Jej matka po śmierci ojca przejęła się jej losem i pragnęła pokierować jej życiem w dobrym kierunku. Bez względu na wszystko.
W końcu ułożenie jej życia z mężczyzną z dobrej rodziny było jej priorytetem, a wieloletnia przyjaźń z rodziną Jeon była idealną okazją na przyjęcie jednego z synów małżeństwa.
Państwo Jeon posiadali trójkę synów, z czego jeden był z rodziny zastępczej oraz córkę. Kobiecie zależało na pierworodnym synu Jeonów, jednak on umawiał się już z kimś, a drugi syn był zaręczony, więc pozostał jedynie zastępczy syn Song Youngjoon, który słynął z dobrej reputacji i nie posiadała żadnych zastrzeżeniem, aby to on przyjął jej córkę.
Kim Junsoo była surową matką, trzymającą kontrolę nad życiem córki, więc nigdy nie liczyła się z jej zdaniem.
— Mamo, nie chcę wychodzić za Youngjoona — zaprotestowała dziewczyna, nie tak widząc swoją przyszłość.
— Masz już dziewiętnaście lat, więc to już czas, abyś ustatkowała swoje życie i dała mi wnuki — rzekła kobieta, patrząc z uwagą na córkę. — Youngjoon jest miłym i dobrym młodym mężczyzną. Idealna partia dla ciebie — dodała, a Minseo westchnęła głęboko.
— Nie chce tego, mamo — powiedziała, odwracając wzrok.
— A czego ty chcesz? — zapytała ją.
— Chciałbym się uczyć, wyjechać do stolicy, a po ukończeniu szkoły zacząć zwiedzać świat i poznawać kultury innych krajów. Nie czuję się gotowa na małżeństwo, a przynajmniej nie kiedy nic nie czuję. Nie zaprzeczę, że Youngjoon jest przystojnym chłopakiem, ale nie czuję nic do niego. Chciałbym wyjść za kogoś, kogo będę szczerze kochała, a nie patrzyła na jego pochodzenie — wyznała matce, chcąc być z nią szczera.
— Ambitna córka mi się trafiła — pokręciła głową na boki. — Wolę, żebyś nie robiła tego, bo jeszcze sobie życie zniszczysz. Przed śmiercią chcę mieć pewność, że będziesz wiodła dobre życie. Daj szansę Youngjoonowi, on się bardzo tobą zainteresował i chcę zacząć się z tobą spotykać, Minseo — powiedziała, w ogóle nie słuchając córki i jej pragnień. — Nie chce słuchać sprzeciwu — wstała z miejsca. — Jutro pojedziesz do domu Jeonów i poznasz go lepiej — dodała, decydując o wszystkim.
Minseo nie podobało się to, że od śmieci ojca jej matka decyduje za nią. Chciała sama decydować o swoim losie, jednak również nie chciała być niewdzięczna.
Następnego dnia pojechała do domu Jeonów, gdzie oczekiwał ją Youngjoon wraz z jego starszym bratem.
— Witaj, Minseo — przywitał ją serdecznie Dongah.
— Witaj — uśmiechnęła się ciepło, po czym spojrzała na Youngjoona, który przyglądał się jej z uwagą.
— Zostawiam was samych. Miłego — rzekł, patrząc na dwójkę, gdzie zaraz odszedł. Youngjoon podszedł do Minseo, która starała się po sobie nie pokazać, jak bardzo nie chciała tutaj być.
— Widzę, że nie za bardzo podoba ci się ta swatka — zaczął, a dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, nie rozumiejąc, jak mógł tak szybko ją wyczytać. — Nie martw się, nie mam ci tego za złe. W ogóle mnie nie znasz i to jest zrozumiałe, jednak mam nadzieję, że dasz mi szansę — uśmiechnął się, wzbudzając w dziewczynie zaufanie.
— Szansę zawsze trzeba dać — odparła ze spokojem.
Tak od tamtej pory dwójka zaczęła się ze sobą często spotykać. Minseo naprawdę polubiła Youngjoona, który wydawał się godny zaufania, lecz nigdy nie darzyła go jakiś szczególnie silnym uczuciem, który mogłaby nazwać miłością. Jednak jeśli jej matka chciała, aby była z nim, to postanowiła być posłuszna, lecz sam związek z mężczyzną był coraz trudniejszy do zniesienia.
— Z kim się spotykasz, kiedy nie jesteś ze mną? — zapytał ją, gdy obydwoje znajdywali się w jego domu rodzinnym.
— Z przyjaciółmi — odpowiedziała szczerze.
— Dziwne, że większość tych przyjaciół to sami mężczyźni — rzekł zdenerwowany, a dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem w oczach.
— Mam prawo spotykać się z przyjaciółmi. To, że jesteśmy narzeczeństwem, nie oznacza, że masz prawo mnie ograniczać — powiedziała niespokojna, gdy zaborczość mężczyzny stawała się coraz trudniejsza do zaakceptowania.
— Tym bardziej mam prawo odezwać się na ten temat. Zabraniem ci się spotykać z tymi przyjaciółmi. Po naszym ślubie będziesz tylko w domu przy mnie — powiedział, chcąc ograniczyć Minseo.
— Nie pozwalam na to. Nie masz do tego prawa! — podniosła zdenerwowana głos, gdy wstała na równe nogi. Youngjoon oburzony jej tonem powstał, gdzie niespokojny uniósł swą dłoń, mając ochotę ją uderzyć za to nieposłuszeństwo.
— Nawet się nie waż tego robić — Youngjoona powstrzymał donośny głos Dongha, który wszedł do salonu wraz z najlepszym przyjacielem Changsoo.
— Dlaczego się do nas wtrącasz, bracie? — zapytał, siląc się na miły ton.
— Bo zamierzałeś podnieść rękę na Minseo. To jest przyzwoita dziewczyna, której należy się szacunek tak jak każdej kobiecie. Nie rób z siebie błazna, bo zaczynam się za ciebie wstydzić i rodzice również — rzekł srogo, a wargi Youngjoona zadrżały w zdenerwowaniu, gdy posiadał nienawiść do ulubieńca rodziców.
— Wybacz, Minseo — zwrócił się do dziewczyny, gdzie zaraz odszedł, nie chcąc stracić kontroli nad sobą.
— Wybacz za niego. Jest strasznie zaborczy — pokręcił głową Dongha.
— To nic. Zauważyłam, że często jest zazdrosny — westchnęła głęboko.
— Nikt nie zmusza cię do bycia z nim. Masz swój wybór, Minseo — powiedział ciepło, a dziewczyna niepewnie spojrzała w jego oczy, słysząc to po raz pierwszy od dłuższego czasu. — Poza tym, przedstawię ci mojego drogiego przyjaciela. Changsoo — wskazał na przystojnego mężczyznę, na którego spojrzała Minseo, a przy spotkaniu ich oczu, poczuła, jak jej serca przyspiesza w piersi, czując coś takiego po raz pierwszy.
— Miło mi cię poznać — wstawił w jej stronę dłoń, którą dziewczyna z przyjemnością uścisnęła.
— Mnie również — uśmiechnęła się ciepło.
Nie mogło być inaczej. Minseo wpadła po uszy, spotykając Changsoo, przy którym jej serce biło szybciej. Czuła przy nim spokój i szczęście, którego pragnęła. Nie było w tym nic dziwnego, że bardzo szybko obydwoje widywali się i dzielili wspólnymi przemyśleniami, poznając się przy tym. Okazało się, że Changsoo również jak ona chciał się uczyć i podróżować, w czym naprawdę się uzupełniali. Bardzo szybko zakochała się w przyjacielu Dongha, który swoją prostotą i dobrym sercem skradł jej serce.
— Jesteś wyjątkową osobą, Minseo. Cieszę, że mogłem cię poznać — powiedział Changsoo, który odprowadził dziewczynę do jej domu, przed którym się zatrzymali. — Mam nadzieję, że będziemy mogli się jeszcze spotkać — uśmiechnął się ciepło.
— Ja również — powiedziała nieśmiało.
— Wiem, że jesteś zaręczona z Youngjoonem, jednak widzę, że wcale nic do niego nie czujesz. Nie zmuszaj się do niczego, wciąż jest jeszcze czas — powiedział, chcąc ubiegać się o jej względy.
— Masz rację... Jednak to moja mama chce, abym wyszła za człowieka z dobrej rodziny i wybrała Youngjoona — wyznała, a Changsoo spojrzał w stronę drzwi, przy których stała matka dziewczyny, która nie wyglądała na zadowoloną widokiem córki w jego obecności.
— Twoja mama nie wygląda na zadowoloną. Pójdę już, ale pamiętaj, że to ty kierujesz swoim życiem, a nie ona. To od ciebie zależy, jak ułożyć swoje życie. Ważne było w nim miejsce dla twojego szczęścia — rzekł z delikatnym uśmiechem, a Minseo do serca wzięła mądre słowa Chansoo, który pożegnał się z nią, a ona spojrzała w stronę niezadowolonej matki.
Minął pewien czas, a Minseo po kłótni z matką zmuszona była do pozostania przy Youngjoonie, który kochał ją, lecz bez jej odwzajemnienia. Minseo kochała Changsoo, jednak jej matka zabroniła się z nim spotykać dla dobra jej przyszłości, gdyż nie chciała nieznajomego mężczyzny, który mógł przynieść jej córce problemy.
Jednak po śmieci rodziców rodzeństwa Jeon cała sytuacja zaczęła się naprawdę komplikować, a raczej pragnienia Youngjoona, który nie otrzymał nic ze spadku ani jego rodzeństwo prócz Dongha, który spełniał warunek testamentu, gdyż jako jedyny wziął ślub, a jego żona nosiła w sobie ich dziecko. Rodzeństwo Dongha nie miało nic przeciwko temu, gdyż Kyunsoo i Raegi pragnęli wyjechać, aby wieść własne życia, niżeli pozostawać w Korei. Kyunsoo wraz z żoną w planach mieli wyjechać do Japonii, a Raegi wraz z mężem do Tajladii, skąd pochodził jej mąż, tak więc nie chcieli się ubiegać o pieniądze rodziców, woląc zapracować na własne życie. Nigdy nie byli żądni pieniędzy, a raczej nauczeni byli ciężkiej pracy, której nauczył ich ojciec. Dongha był odpowiednim spadkobiercą, który jako pierworodny, mógł spełnić wolę ojca o utrzymaniu ich ziemi i pracy w gospodarstwie. Za to z Youngjoonem było inaczej, on nie potrafił zaakceptować woli zastępczych rodziców, którzy bez żony i dziecka nie dadzą mu niczego.
Pewnego wieczoru, gdy Minseo została w domu Jeon, jej przyszły mąż zachowywał się niespokojnie po odczytaniu woli rodziców. Oczywiście uspokajała go i pocieszała, jednak na nic się to zdało. Rozjuszony Youngjoona zaciągnął ją do swojej sypialni, gdzie nie słuchając jej sprzeciwów, rzucił ją na łóżko, chcąc zmusić do współżycia.
— Youngjoon, przestań! — krzyknęła, próbując go od siebie odsunąć.
— Weźmiemy ślub i to jak najszybciej, a potem dasz mi dziecko. Zróbmy je teraz — powiedział, w ogóle nie chcą jej słuchać. Dziewczyna zaczęła krzyczeć i wołać na o pomoc, gdy mężczyzna całował ją i napastliwie dotykał.
— Co tu się dzieje? — Youngjoon zatrzymał się, słysząc głos kobiety, przez co zwrócił w jej stronę swe oczy, gdy zapłakana Minseo, oddychała niespokojnie. Youngjoon spojrzał na ciężarną Hajoon, która była drobną kobietą, o długich kasztanowych włosach oraz oczach ciemnych, jak węgiel. — Wszyscy w tym domu się szanujemy, a w szczególności kobiety, Youngjoonie. Nie chcę wyzwać mojego męża i zmuszać go do kolejnej kłótni z tobą, gdyż tobie brakuje przyzwoitości i szacunku do Minseo. Nie lubię się wtrącać, ale nie będę stała, patrząc na jej krzywdę, kiedy sama jestem kobietą i przyszłą matką. Odsuń się od niej i pozwól odejść — rzekła wyniośle, gdyż jako spokojna i ciepła osoba, w sytuacjach wymagających interwencji, potrafiła być szorstka.
— To, że jesteś żoną mojego braciszka, nie oznacza, że masz prawo do nas wtrącać. Niedługo będziemy mężem i żoną z przyszłym dzieckiem, więc nie wtrącaj się szwagierko — rzekł niemiło, wstając z łóżka, a Hajoon podeszła do niego z zimnym spojrzeniem, gdzie bez żadnego wahania, zaczęła bezlitośnie policzkować mężczyznę, gdy Minseo, patrzyła na nią z zaskoczeniem. Wstała z łóżka, przyglądając się kobiecie, która nie miała strachu w oczach. Youngjoon chwycił się za obolałe policzki, wiedząc dobrze, że jego szwagierka była okrzyknięta w miasteczku bezlitosną kobietą z twardą ręką.
— Nie pozwalaj sobie. W tym domu nikt nie będzie wykorzystywał żadnej kobiety i możesz nazwać mnie feministką, ale zmuszanie młodej dziewczyny do stosunku jest gwałtem i żadne wyjaśnienia tego złego uczynku nie zmienią. Minseo nie wyglądała, jakby chciała być twoją żoną, a co dopiero posiadać z tobą dzieci, przestań być tak żałosny, bo mam dość znoszenia twojej obecności w tym domu i właśnie o tym porozmawiam z moim mężem. Kiedy urodzi się mój syn, zajmiemy się tobą — rzekła z chłodem, a Youngjoon zacisnął swe dłonie, nie mogąc uwierzyć, że to babsko ma więcej praw od niego. Zdenerwowany opuścił sypialnie, gdzie Hajoon podeszła do Minseo. — Mam nadzieję, że więcej tak nie zrobi — powiedziała zatroskana.
— Również mam taką nadzieję, jednak ten cały testament źle na niego wpłynął — pokręciła nerwowo głową. — Dziękuję za twoją pomoc — rzekła z wdzięcznością, gdzie spojrzała z delikatnym uśmiechem na ciężarny brzuch kobiety. — Kiedy będziesz rodziła? — zapytała, nie chcąc dłużej ciągnąć rozmowy o rozjuszonym Youngjoonie.
— Mam termin za kilka dni, więc już niedługo — powiedziała ciepło, całkiem zmieniając swój ton głosu, gdy dotykała dłonią brzucha.
— A jak dacie mu na imię? — zapytała.
— Ja chciałabym Donha, aby miał podobne imię do ojca, ale on chce Jungkook, więc przystałam na jego prośbę. W końcu słuchanie przez kilka miesięcy tego imienia jakoś mnie przekonało — powiedziała rozbawiona.
— Ach, Dongha jak czegoś chce, to szybko nie odpuszcza — zaśmiała się.
— A ty? Dalej chcesz ciągnąć tę farsę z Youngjoonem, czy w końcu odważysz się powiedzieć matce o twoich spotkaniach z Changsoo. Kochasz go i nie ma co dłużej udawać, nawet przed Youngjoonem. Nie kochasz go, a to jest twoje życie, więc powinnaś być z mężczyzną, którego kochasz — rzekła, patrząc w jej oczy. Minseo przytaknęła głową, wiedząc dobrze, że Hajoon ma rację i nie może dłużej godzić się na małżeństwo z Youngjoonem ze względu na matkę, kiedy szczerze kocha Changsoo.
— Masz rację — przytaknęła głową. — Pierw porozmawiam o tym z mamą, a potem z Yougjoonem. Nie mogę go dłużej okłamywać, widząc, że zależy mu na małżeństwie i dziecku, kiedy nie jestem w stanie mu tego dać — rzekła, a kobieta uśmiechnęła się ciepło, widząc, że Minseo jest zdecydowana.
Minęło kilka dni, a w domu Jeonów tętniło szczęściem, gdy na świat przyszedł Jungkook, który bardzo uszczęśliwił małżeństwo.
Jednak sytuacja sprzed kilku dni nie dawała spokoju Dongha, który nie mógł dłużej akceptować wyczynów brata.
— Dobrze, że jesteś — zaczął, gdy w salonie oczekiwał na powrót Youngjoona, który podszedł do niego.
— Czegoś chcesz? — zapytał, unosząc brew, a mężczyzna wstał na równe nogi, gdzie podszedł do młodszego brata, którego w zdenerwowaniu przycisnął do ściany.
— Jeszcze się pytasz?! Przez ten pieprzony testament twoją cholerną żądzę pieniędzy chciałeś skrzywdzić Minseo! — krzyknął zdenerwowany.
— Widzę, że twoja żona ci wszystko powiedziała — parsknął śmiechem.
— Nie bądź bezczelny, bo tracę już do ciebie cierpliwość, Youngjoon! — szarpnął nim. — Jeszcze jeden głupi błąd, a wypierzę cię zbity pysk — warknął, nie posiadając już cierpliwości do młodszego.
— To było raczej do przewidzenia, skoro ty i twoja żona oraz mój bratanek otrzymaliście wszystko — rzekł rozżalony.
— Gdybyś był, chociaż przyjazny i zachowywał się jak członek rodzina, a nie wróg, to nigdy bym tak nie powiedział — powiedział, pokręcając nerwowo głową.
— Jasne — prychnął.
— Możecie przestać się kłócić? — zapytała Hajoon, która przyszła, trzymając w swoim rękach niemowlę.
— Oczywiście. Mój kochany bratanek musi spać — wysilił się na uśmiech, spoglądając na niemowlę, które najchętniej by utopił. — Cieszcie się swoim potomkiem, zaraz ma przyjechać do mnie Minseo — mruknął, odchodząc od małżeństwa.
— Nie mam już do niego sił — rzekł z ciężkością w głosie Dongha.
— On się nie zmieni. Lepiej, żebyś się go pozbył — powiedziała, pokręcając głową w zdenerwowaniu, gdyż osoba Youngjoona budziła w niej obrzydzenia. — Tym bardziej, kiedy nasz synek jest mały, nie powinien tutaj być. Nie podoba mi się to, jak na niego patrzy i jak o nim mówi — dodała, spoglądając w oczy męża.
— To już twoje przewrażliwienie, kochanie. Mój brat jest po prostu rozgoryczony. W końcu mu przejdzie — rzekł spokojnie, lecz Hajoon nie podzielała jego zdania. Youngjoon przysłuchiwał się ich rozmowie, zaciskając swe dłonie.
— Pozbyć to ja się mogę ciebie pieprzona suko — mruknął z chłodem.
Gdy przyjechała Minseo, razem z Youngjoonem wyszli na zewnątrz, gdzie dziewczyna pragnęła z nim od serca porozmawiać i wyjaśnić wszystko.
— Co było tak pilnego, że nalegałaś o rozmowę? — zapytał ją.
— Chciałabym wszystko z tobą wyjaśnić, Youngjoonie. Wiem, że twoje ostatnie zachowanie spowodowane jest tym testamentem, jednak chciałbym być z tobą szczera — rzekła, patrząc w jego oczy. — Jest mi bardzo przykro, ale nie mogę za ciebie wyjść — wyznała, zaskakując Youngjoona.
— Słucham?! Dlaczego?! — zapytał poddenerwowany jej wyznaniem.
— Od jakiegoś czasu jestem zakochana w innym i nie mogę wyjść za kogoś, kogo nie kocham — odpowiedziała mu, a Youngjoon patrzył w jej oczy, które utkwiły w jego pamięci. Piękne i bijące szczerością oraz niewinnością.
— Jak możesz mi to robić?! — zapytał, chwytając w zdenerwowaniu za jej ramiona. — Poświęciłem ci cały mój czas i pokochałem, a ty chcesz mi powiedzieć, że kochasz innego?! Kogo?! — zapytał, podnosząc głos.
— Rozumiem twoje zdenerwowanie, to zrozumiałe... Jednak nie mogę zmuszać się do bycia z tobą, kiedy cię nie kocham, zrozum. Jesteś dla mnie ważny, ale traktuję cię jak dobrego przyjaciela. Tym bardziej że nawet dla ciebie to małżeństwo zaczęło źle wpływać. Proszę, zrozum moje uczucia. Kocham Changsoo — powiedziała, a Youngjoon pokręcał w niedowierzaniu głową, gdy najpiękniejsza kobieta w miasteczku, którą szalenie od zawsze kochał, wbiła mu nóż prosto w serce, zakochując się w najlepszym przyjacielu jego wroga.
— Jesteś taka sama jak oni... Nie wybaczę ci tej zdrady — puścił ją, gdy nie czuł się najlepiej z wiadomością, jaką mu przekazała, niszcząc wszystkie jego plany o małżeństwie, dziecku i spadku. Zrujnowała wszystko kobieta, która uchodziła za anioła, a była niewierną diablicą. Minseo patrzyła niepewnie na zdruzgotanego Youngjoona, wiedząc, że bardzo go zraniła, jednak nie chciała bardziej go denerwować pocieszeniem i przeprosinami, przez co odeszła bez słowa, czując się lżej, gdy w końcu postanowiła być z nim szczera i zacząć żyć po swojemu.
Nie można uszczęśliwiać kogoś, nie myśląc też o sobie.
Po kilku tygodniach Minseo zjawiła się wraz z Changsoo na pogrzebie Hajoon, która bardzo się rozchorowała i nie było dla niej żadnych szans. Była zasmucona z tego powodu, że mały Jungkook pozostał bez matki. Widok smutku Dongha na pogrzebie łamał jej serce, gdyż wiedziała, jak bardzo cenił i kochał swoją żonę.
Jednak jedyną osobą, która nie okazała smutku był Youngjoon, który przepełniony był zadowoleniem, pozbywając się ze swojej drogi szwagierki.
— Moje kondolencje, Dongha. Wiedz, że możesz na nas liczyć — rzekła, gdy podeszła do zasmuconego mężczyzny, przy którym stał Youngjoon, który starał się nie okazać swej wściekłości na jej widok.
— Dziękuje, Minseo. Moja żona była wyjątkową kobietą i pozostawiła mi nasz skarb, którym jest Jungkook. Jednak nie wiem, jak potoczy się życie bez niej — powiedział, starając się trzymać twardo.
— Wiesz, że masz nas, przyjacielu. Będzie dobrze — rzekł Changsoo, który przytulił najlepszego przyjaciela, którego spotkało takie nieszczęście.
— Dziękuje. Dobrze jest mieć takich przyjaciół — uśmiechnął się, a Minseo spojrzała na milczącego Youngjoona, z którym nie rozmawiała od czasu ich rozstania.
— A jak ma się mały? — zapytała.
— Może i jeszcze nie jest rozumny, to wyczuwa jej brak — odpowiedział.
— Mój kochany bratanek z pewnością sobie poradzi i ty również bracie — rzekł pocieszająco Youngjoon.
— Na to potrzeba czasu — westchnął głęboko. — Zajmę się wychowaniem Jungkooka na dobrego człowieka tak, jak pragnęła tego Hajoon — rzekł ze spokojem w głosie. — Mój brat wyjeżdża, więc zostanę sam — spojrzał na Youngjoona.
— Dokąd się wybierasz? — zapytał Changsoo.
— Chcę odpocząć od tego miejsca i brat mnie w tym popiera. Wybieram się do Wietnamu — odpowiedział mu.
Youngjoon jak chciał, tak zrobił. Wyjechał z kraju, aby przemyśleć i pogodzić się z rozstaniem, jednak nie potrafił wybaczyć tej zdrady Minseo.
Wrócił po trzech latach, gdzie pragnął rozpocząć na nowo plan zdobycia majątku, jednak idąc miasteczkiem, dostrzegł piękność, dla której oszalał. Gdy zbliżył się ku niej, zatrzymał się napięcie, widząc jej ciężarny brzuch, przez który wściekły zacisnął swe dłonie. Dziewczyna, dostrzegając go, uśmiechnęła się ciepło, podchodząc do niego.
— Wróciłeś już — rzekła, zatrzymując się przed nim.
— Ta.. Trochę mnie nie było i widzę, że jesteś...
— W ciąży — dokończyła za niego, gdzie szczęśliwa, objęła dłońmi brzuch. — Nawet nie wyobrażasz sobie, jak jestem szczęśliwa. Mój synek już niedługo będzie z nami. Razem z Changsoo nie możemy się doczekać — powiedziała szczęśliwa, a jej szczęście doprowadzało Youngjoona do wewnętrznego szału.
— Więc wyszłaś za niego? — zapytał, starając się nie zabrzmieć wrogo.
— Tak — przytaknęła głową. — Jesteśmy ze sobą szczęśliwi. A ty kogoś tam znalazłeś? — zapytała zaciekawiona.
— Nie. Nie miałem czasu na takie rzeczy — odpowiedział, odwracając nerwowo wzrok.
— Rozumiem. Twój bratanek rośnie, jak na drożdżach i nie może doczekać się narodzin dziecka — powiedziała.
— No proszę. Widzę, że wszyscy tutaj są naprawdę szczęśliwi. Cieszę się, że ci się powodzi — wysilił się na uśmiech. — Będę się zbierał. Może wpadnę do was któregoś dnia — powiedział.
— Zawsze jesteś mile widziany — uśmiechnęła się, a Youngjoon odwrócił się, gdzie odszedł, czując, jak krew w nim wrze. Nie mógł uwierzyć, że Minseo jest szczęśliwa z Changsoo i spodziewa się jego dziecka. Nie mógł jej tego wybaczyć, kiedy zamiast jego wybrała Changsoo, a przez ich przeklęte dziecko całkiem ją straci. Przez ostatnie lata planował odbicie i zyskanie uczuć Minseo, kiedy ona zdążyła ułożyć sobie życie, nie patrząc na to, jak go potraktowała. Dla niego zasłużyła na najgorszą karę, gdyż nawet nie jest w stanie jej wybaczyć.
— Niewdzięczna suka. Wszyscy cię tu uwielbiają, a jedyny ja nienawidzę. Rozciąłbym ci ten brzuch, z bachorem Changsoo — warknął ostro. — Sprawię, że twojego przeklętego bachora będą nienawidzić...
Youngjoon po swoim powrocie musiał przywyknąć do hałaśliwego bratanka, który nie zaprzestawał mówić o dziecku, którego nie mógł się doczekać.
— Minseo urodziła — poinformował Dongha, który wszedł do salonu, w którym siedział Youngjoon wraz z Jungkookiem, którego bardzo ucieszyła ta informacja, a go wręcz przeciwnie.
— To dobra wiadomość — wysilił się na uśmiech.
— Wujku? — mały Jungkook spojrzał na niego.
— Słucham, drugi bratanku? — zapytał.
— Myślisz, że dziecko będzie chciało pobawić się moim samochodzikiem? — zapytał go, gdy swoje przeniósł na samochodziki. — Nie wiem, który mu się bardziej spodoba — powiedział, nie mogąc się zdecydować.
— Jungkook, to jest niemowlę, więc jeszcze nie będzie się bawić samochodzikiem — odpowiedział na jego pytanie, a czterolatek objął dłońmi policzki.
— Muszę być dobrym hyungiem, to moja kolejna rola — powiedział z powagą w głosie, czując się odpowiedzialnym za kolejnego przyjaciela.
— Już jesteś, Jungkook. Pojedziemy do szpitala i go zobaczymy — rzekł pan Jeon, którego słowa ucieszyły Jungkooka.
Na drugi dzień Youngjoon wraz z bratem i jego synem pojechali do szpitala odwiedzić Minseo, która po ciężkim porodzie, wyglądała na naprawdę szczęśliwą.
— Ciociu! — zawołał Jungkook, podbiegając do jej łóżka.
— Witaj, Jungkook. Widzę, że wziąłeś ze sobą samochodziki. To dla mojego synka? — zapytała zaciekawiona, a chłopiec przytaknął w potwierdzeniu głową.
— Wybacz, ale nie dało się go przekonać. Chciał za wszelką cenę wziąć te samochodziki — rzekł Youngjoon, który wraz z bratem podeszli do niej.
— Cieszę się, że przyszliście — uśmiechnęła się ciepło, patrząc na braci, a do sali weszła pielęgniarka z niemowlęciem, do którego zbliżył się mały Jungkook. Przyglądał się z uwagą, jak Minseo bierze w swe ramiona dziecko, gdy ten widok dobijał Youngjoona.
— Czemu nie ma oczu? — zapytał nagle Jungkook, zauważając, że dziecko ma je zamknięte. — I dlaczego jest łyse? — dopytywał, wywołując śmiech u kobiety.
— Ma oczy i niedługo je otworzy, a co jego łysej główki, to z czasem urosną mu włosy — odpowiedziała na pytania Jungkooka, który przyglądał się z uwagą dziecku, które trzymało palec kobiety swoją małą rączką.
— A jak ma na imię? — zapytał.
— Dohan — odpowiedziała.
— Dohan? — zapytał zaskoczony Youngjoon, na którego wszyscy spojrzeli.
— Coś ci nie pasuje w tym imieniu, bracie? — zapytał Dongha.
— Nie, jest ładne. Jednak osobiście dałbym Taehyung — odpowiedział, jednak jego uwaga została zignorowana przez nich. W końcu przyszedł Changsoo, którego cieszył widok małżonki i ich syna, co było najgorszym widokiem dla Youngjoona.
Mężczyzna wyjechał na kilka miesięcy do stolicy, gdzie po swoim powrocie postanowił odwiedzić Minseo, która otwierając mu drzwi, wpuściła go środka, ciesząc się na jego widok.
— Myślałam, że to opiekunka, ale chyba spadłeś mi z nieba — rzekła ucieszona.
— Coś się stało? — zapytał ją.
— Muszę wyjść po lekarstwa dla Dohana, ale opiekunka nie przychodzi. Mógłbyś z nim zostać? — zapytała z nadzieją. — Postaram się jak najszybciej wyrobić — dodała.
— Zostanę z nim, nie martw się — uspokoił ją.
— Dziękuje — uśmiechnęła się, będąc mu wdzięczna. — Mały jest w swoim pokoju na górze. Zaraz wracam i cię ugoszczę — powiedziała, gdzie wzięła receptę, z którą opuściła dom. Youngjoon uniósł wzrok w stronę schodów, gdzie udał się na górę. Wszedł do pokoiku, gdzie grała pozytywka z wiszącej zabawki nad łóżeczkiem. Podszedł do łóżeczka, gdzie mógł zobaczyć kilkumiesięcznego chłopaka, który drzemał. Westchnął głęboko, opierając się o barierkę, gdy najgorsze myśli przechodziły przez jego głowę na widok dziecka.
— Tak bardzo cię nienawidzę bachorze — mruknął z chłodem w głosie. — Odebrałeś mi wszystkie szanse na naprawienie sytuacji. Niepotrzebnie się narodziłeś, zrobiłeś najgorszą rzecz, rodząc się. Dlaczego nie zdechłeś?! — wycedził wściekły, gdy był rozgoryczony faktem, że Minseo nie jest już jego i pozostał z niczym. Wyciągnął swą dłoń ku dziecku, gdzie zatrzymał się, kiedy chłopiec otworzył swe duże piękne oczy, które go oczarowały. Zatracił się w nich, jak w oczach jego matki, widząc przed sobą nadzieję na lepsze życie i wynagrodzenie jego cierpień, które otrzymał od rodziny i matki chłopca. — Jesteś piękny, Dohanie. Czuję, że ty możesz być moim ideałem... z pewnością — uśmiechnął się, czując, że to dziecko jest jego nagrodą od życia. — Będziesz moim pocieszeniem za zdradę twojej matki. Żyje dla zemsty, a ty będziesz żył dla mnie. Z tymi pięknymi oczami i moim wychowaniem wyrośniesz na pokusę, dla której wszyscy oszaleją, a tylko ja będę mógł cię mieć, Taehyung...
Minseo szła w stronę miasteczka, chcąc jak najszybciej uporać się z zakupem lekarstw, jednak zatrzymała się napięcie, gdy wpadła na kobietę, która uchodziła za wiedźmę w miasteczku, przez co chciała ją minąć i nie próbować z nią wchodzić w dyskusję.
— Strzeż się — rzekła Hagun, przez co zaskoczona Minseo spojrzała na nią. — Na twoją rodzinę może spaść wielkie nieszczęście. Masz blisko siebie zło, które tylko czeka na moment, w którym odbierze ci wszystko, co cennego zyskałaś — powiedziała.
— O czym ty mówisz? — zapytała niespokojna.
— O twojej przyszłości. Trzymaj, to powinno cię ochronić — rzekła, wręczając jej talizman do dłoni. — Przed nieszczęściem z twoim synem i faktem, że więcej dzieci nie urodzisz — dodała, a zmartwiona jej słowami Minseo, odeszła od niej, gdzie pośpiesznie ruszyła drogą do domu, martwiąc się o syna, którego zostawiła z Youngjoonem. W drodze opuściła talizman, gdzie prędko przedostała się do domu, wbiegając po schodach na piętro. Gdy przedostała się do pokoju Dohana, uspokoiła się, widząc, jak Youngjoon się nim opiekuje, trzymając w swoich rękach.
— Wróciłaś już? — zapytał zaskoczony.
— Tak — przytaknęła głową.
— Mały się przebudził, ale już zasnął — powiedział, gdzie położył chłopca do łóżeczka. Minseo poczuła się źle, że pomyślała o Youngjoonie, jak o zagrożeniu dla jej syna. Jednak nie dostrzegała jego prawdziwej strony i nienawiści, którą do niej żywił.
~
— To wszystko jest moja wina, gdybym wtedy zauważyła... Dohan nie miałby takiego okropnego życia — zapłakała bezsilnie Minseo.
— Gdybyś nie była zdradziecką suką, nic by się nie stało, a dziecko byłoby nasze. Jednak ty mnie nie kochałaś i wolałaś tego śmiecia — spojrzał z pogardą na Changsoo, który zacisnął w zdenerwowaniu zęby.
— Mogłam zauważyć twoją nienawiść... i to jak patrzyłeś na moje dziecko.. Dohan zawsze się chował za mną, kiedy do nas podchodziłeś. Jestem złą matką, która nie potrafiła go ocalić przed takim potworem! — krzyknęła, a Hoseok spojrzał ze smutkiem na kobietę, widząc, że ani trochę nie przestała czuć się źle przez to, jak żyć musiał Taehyung.
— No widzisz, jaka ślepa i głupia byłaś — parsknął śmiechem, gdzie odsunął się od niej. — Sunleee nie żyje i teraz czas na was... — spojrzał na zegarek, widząc, że Taehyungowi zostało jeszcze piętnaście minut.
~
Taehyung z Jungkookiem i panem Jeonem podjechali pod dom państwa Kim, wiedząc, że wiele ryzykują. Jednak policja nie zdąży dotrzeć tutaj w piętnaście minut i nie mogli ryzykować życia przetrzymywanych.
— Zacznę od tego, że was przepraszam — zaczął pan Jeon, który spojrzał na dwójkę. — Za zapomnienie o tobie, Jungkook i za krzywdzenie cię Taehyung — dodał, po czym podał broń dwójce. — Będzie jeszcze czas, aby porozmawiać i się przeprosić, ale kto wie, co tam się stanie, dlatego wolę przeprosić przed pójściem tam. Użyjcie broni, jeśli będzie taka konieczność i wyciągnijmy z tego domu przetrzymywanych — rzekł, patrząc na nich z uwagą.
— Tato, nie pieprz tak, jakbyś się żegnał, kiedy dopiero, co wróciłeś. Jak zginiesz, to ci nie wybaczę — rzekł ostro Jungkook, który nie chciał podchodzić do tego w taki sposób.
— Spokojnie, dziad nie chce odejść z nieczystym sumieniem, ale nie wie, że nikt z nas nie ma mu nic za złe — zmrużył swe oczy, patrząc na mężczyznę.
— Jak zwykle cięty — zaśmiał się pod nosem.
— Spróbujmy uniknąć takich ryzykowanych sytuacji. Najważniejsze, aby wyciągnąć moich rodziców i resztę — powiedział, a ojciec, jak i syn się z nim zgodzili.
— Jest tu jakieś szybsze wejście do piwnicy? — zapytał Jungkook, zerkając na Taehyunga.
— No jest od drugiej strony domu. Tam jest drugie wejście — odpowiedział.
— No dobrze. To ty i Jungkook pójdziecie od podwórka, a ja wejdę od domu — rzekł pan Jeon.
— Tylko uważaj na siebie — westchnął ciężko Jungkook.
— Nie miej swojego staruszka za słabeusza. Byłem na swojej służbie wojskowej — rzekł dumny, odchodząc od nich jako pierwszy.
Jungkook razem z Taehyungiem udali się w stronę piwnicy od tyłu domu, chcąc jak najszybciej dostać się do przyjaciół. Gdy zbliżyli się do schodów, dźwięk strzału spowodował, że Taehyung się zatrzymał, widząc, jak Jungkook upada przed schodami prowadzącymi do piwnicy. Oszołomiony szybkim działaniem, zwrócił swe oczy za siebie, mogąc ujrzeć Youngjoona, który najwidoczniej oczekiwał na jego przyjście. Dochodzący dym z piwnicy i zraniony w rękę Jungkook spowodował, że zaczął panikować, nie wiedząc, co robić.
— W końcu raczyłeś się pojawić i to z moim bratankiem — rzekł z zadowoleniem mężczyzna. — W końcu go dobiję...
— Mówiłeś, że ich wypuścisz! Przyszedłem przed czasem! — krzyknął zdruzgotany, gdzie przykucnął przed zranionym Jungkookiem.
— Plany się zmieniły i mój kaprys. Zmuszę cię siłą, skoro postanowiłeś uciec ze szpitala — oznajmił, a jasnowłosy spojrzał na niego z niedowierzaniem.
— Uciekaj — szepnął Jungkook, który nie mógł pozwolić na to, aby stała się krzywda Taehyungowi.
— Nie zostawię cię — spojrzał na niego zasmucony, widząc, że potrzebuje pomocy.
— Nic mi nie będzie. Uciekaj, zanim cię stąd zabierze — powiedział, nie chcąc, aby nad nim płakał. Taehyung wstał niepewnie, gdzie zamierzał posłuchać Jungkooka. Jednak nie zamierzał uciekać bezpowrotnie, lecz zyskać na czasie, zanim zjawi się policja, dlatego pobiegł w stronę stajni, gdzie Youngjoon spojrzał za nim.
— Więc tak chcesz się ze mną bawić? — zapytał podirytowany. — Zaczekaj tu na mnie bratanku, jak go złapię, zakończę twoje męki — rzekł do chłopaka, który trzymał się za krawiącą rękę, zaciskając swe wargi. Mężczyzna udał się śladami Taehyunga, zostawiając bruneta, który spojrzał w stronę drzwi, od piwnicy. Podniósł się z ziemi, gdzie z ciężko dysząc, udał się w stronę drzwi.
— Wytrzymaj, Taehyung — szepnął, chcąc zaufać chłopakowi i wierzyć w to, że uda mu się przytrzymać Youngjoona jak najdłużej. Wszedł do piwnicy, gdzie zakrył nos, kaszląc wyraźnie przez nadmiar dymu, mogąc dostrzec związanych zakładników, którzy byli bardzo niespokojni.
— Nie chce w taki sposób umierać! — krzyknął spanikowany Hoseok.
— Jeszcze żyjesz, więc nie panikuj — rzekł Jaewan.
— Uwolnię was — powiedział Jungkook, którego głos był dla nich zbawieniem.
— Jungkook! Szwagrze, ja ci za to stopy wycałuje — powiedział ucieszony Hoseok, gdy Jungkook podszedł do niego, rozwiązując go i Jaewana.
— Spokojnie, akurat tego nie musisz robić — powiedział, pokręcając głową na boki.
— Trzeba pomóc Jiminowi, jest ranny — rzekł niespokojny Yoongi, do którego podbiegł Hoseok. Zaskoczony Jungkook spojrzał na nieprzytomnego Jimina, który potrzebował natychmiastowej pomocy medycznej. Rozwiązany Yoongi wraz z Hoseokiem podeszli do Jimin, którego rozwiązali, zabierając z piwnicy, gdy Jungkook i Jaewan zajęli się rodzicami Taehyunga. Kiedy wszyscy opuścili piwnicę, którą pochłaniały płomienie, Jungkook upadał na ziemię, z trudem łapiąc oddech, gdy wszyscy ciążyli nad rannym Jiminem.
— Zaraz przyjedzie policja i pogotowie. Trzema mu zatamować ranę — powiedział w ich stronę, a Minseo podeszła do niego.
— Gdzie jest Taehyung? — zapytała zmartwiona kobieta.
— Uciekł w stronę stajni, a Youngjoon ruszył za nim. Trzeba mu pomóc — powiedział, a kobieta otworzyła szerzej swe oczy, po czym spojrzała na broń w dłoni rannego Jungkooka, która mu odebrała. — Co pani robi?! — zapytał.
— Wybacz, ale nie zostawię go z tym szaleńcem — powiedziała, gdzie zaraz pobiegła w stronę stajni.
— On ją zabije.. — szepnął, wstając z trudem, musząc ją powstrzymać przed zniszczeniem ich planu.
Taehyung wbiegł do ciemnej stajni, gdzie schował się za boksem, mając nadzieję, że rannemu Jungkookowi udało się wszystkich wydostać, a pan Jeon zajął się ludźmi Youngjoona. Słysząc nuconą przez mężczyznę melodię, zacisnął dłonie, starając się oddychać spokojnie. Jednak w jego oczach zebrały się łzy, gdy rozpoznawał tę melodię.
— Pamiętasz tę melodię, Taehyung? — zapytał Youngjoon, który zbliżał się w jego stronę. — Twoja matka ci ją puszczała, gdy byłeś dzieckiem, a potem ja ci ją zawsze nuciłem. Dzięki niej zawsze czułeś się lepiej. Wiedziałem, co dla ciebie najlepsze — rzekł, a łzy sunęły się po policzkach przerażonego Taehyunga. — Jesteś słaby i nie masz ze mną szans. Nauczyłem cię bycia opornym na uczucia, jednak również nauczyłem cię uległości, a ona sama w sobie jest twoją słabością. Nie jesteś w stanie się mnie pozbyć, bo wiesz, że ja jestem twoim jedynym źródłem istnienia — mówił, a Taehyung zamknął swe mokre powieki, nie chcąc przytakiwać na te słowa, jednak wiedział, że ma rację. Jest słaby... — Boisz się mnie i samotności oraz tego, że ponownie się zgubisz...
— Sny — szepnął. — A raczej wspomnienia — dodał.
— Wspomnienia? — uniósł w zdumieniu brwi.
— Nie dają mi spokoju — opuścił głowę, gdy łzy w zdruzgotaniu opuszczały jego oczy. — W-Wiem, że powinienem zapomnieć, ale tak szybko się nie da... Kiedy jestem sam, boję się, że go zobaczę i znowu się zbyt bardzo oddale od domu — wyznał, a mężczyzna patrzył na niego ze smutkiem, gdy Hoseok stał przy wejściu ze łzami w oczach, podsłuchując rozmowę.
— Ale jesteś w dobrym miejscu, w domu, gdzie wszyscy cię kochają i nikt tutaj nie chce cię skrzywdzić i zabrać z tego bezpiecznego miejsca, którym jest twój dom — powiedział ze spokojem, a Taehyung przytakiwał głową w zrozumieniu.
— Może po prostu dom nie jest bezpieczny, kiedy go nie ma — powiedział ze smutkiem.
— Myślę, że na to szczególny wpływ ma stosunek ludzi, którzy nie pomagają ci zapomnieć. Kiedy jesteś z mężem, czujesz potrzebny spokój, bo macie tylko siebie i nie jesteś narażony na spotkania z ludźmi, ale nie możesz też tylko na jego obecności polegać. Teraz jest taka sytuacja, że pan Jeon jest w ciężkim stanie i jesteś z pewnością przerażony niewiedzą, co będzie dalej i czy mimo wcześniejszego zachwiania, nie będzie jeszcze gorzej. Jednak ty nie jesteś słaby, masz w sobie wiele siły, bo całe życie walczyłeś o przetrwanie i musisz pamiętać, że zawsze sobie poradzisz z kimś, czy zupełnie sam — rzekł, patrząc na chłopaka, który we łzach zacisnął wargi.
— Mimo wszystko boję się tego — szepnął. — To wszystko, co się dzieje, nie jest normalne i czuję, że będzie tylko gorzej — powiedział, jak czuł. — Może i ma pan rację, że mam w sobie siłę, ale na jak długo? — zapytał, jakby siebie. — Moją największą słabością jest bycie uległym kusicielem. Moja przeszłość nie pozwala mi zapomnieć o tym i wiem, że nigdy nie zaznam spokoju, dopóki będę tkwił między dobrą stroną siebie a tą złą — rzekł szczerze.
— A powiedz mi, czym różni się twoja dobra strona od tej złej? — zapytał.
— Moja dobra strona jest jak najcieńsze szkło, które łatwo zniszczyć, a ta zła strona jest stworzona przez złą osobę, która zrobiła ze mnie kogoś, kto jest dla ludzi złem, czyli tym, kim jestem teraz.
— To ja cię stworzyłem i wszystkiego nauczyłem, Taehyung. To mnie powinieneś być lojalny! — krzyknął, coraz bardziej się zbliżając. Taehyung zacisnął swe dłonie, wiedząc, że jego terapeuta od samego początku miał rację. Nie jest dobry ani nie jest też zły. W końcu to Youngjoon chciał, aby w siebie wątpił i polegał tylko na nim, jednak teraz przyszedł właściwy moment, aby w końcu przestać polegać na innych, a zacząć polegać na sobie. Przestać się krytykować za wyrządzone zło i uważać siebie za kogoś potwornego, a po prostu zacząć sobie ufać.
— Jesteś głupcem, jeśli tak myślisz — rzekł ostro, zaskakując swoimi słowami Youngjoona, który się zatrzymał. — Nie ty mnie stworzyłeś i nie ty będziesz mnie kontrolował. To moja matka mnie urodziła i to ja siebie na nowo stworzyłem oraz nauczyłem innego życia. Ten dzisiejszy Taehyung był zawsze taki sam i zawsze będzie, ale nie będzie się już bał i robił za marionetkę. Dzisiejszy ja, ufa sobie i najbliższym — powiedział zdecydowany.
— Cóż za motywujące słowa, na nagrobku każe je sobie zapisać — parsknął. — Przestań się oszukiwać, Taehyungie. Dobrze wiesz, jaka jest prawda. Beze mnie jesteś nikim — rzekł z chytrością, a zdenerwowany Taehyung powstał na równe nogi, gdzie wymierzył w stronę Youngjoona broń. — Zabijesz mnie, maluszku? — zapytał, unosząc brew, jednak zdziwił się, gdy dłoń Taehyunga nie drżała, a zdecydowanie w niego mierzyła.
— Nie zasługujesz na śmierć, śmieciu! — podniósł głos. — Zasługujesz na długie i nędzne życie w samotności, której to ty się boisz! — dodał, a mężczyzna otworzył szerzej swe oczy.
— Zabije cię i kurwa nie będę żałował przeklęty bachorze! — krzyknął, wymierzając w niego bronią. — Pójdziemy do przeklętego piekła razem i zawsze pozostaniesz ze mną, moja pokuso! — dodał, a Taehyung patrzył na niego, nie chcąc okazać strachu, jednak dźwięk strzału spowodował, że spojrzał w stronę wyjścia ze stajni, gdzie ujrzał swoją matkę. — Minseo? Jak strzelasz, to chociaż spróbuj celnie — rzekł, patrząc w stronę zdesperowanej kobiety.
— Mamo, co ty tutaj robisz?! Odejdź! — krzyknął Taehyung, który nie chciał narażać matki na niebezpieczeństwo, jednak zaskoczył się, gdy Youngjoon chwycił go i przyłożył do skroni broń, patrząc na kobietę, która krzyknęła, widząc, do czego zmierza.
— Zostaw go!
— Trzeba było posłuchać syna i się nie wtrącać — rzekł z chłodem, przytrzymując Taehyunga, który zacisnął powiekę, gdy z trudem łapał oddech. — Żyłem dla zemsty, a teraz mogę na twoich oczach zabić to, co kochasz. Wcześniej się nie udało, ale teraz jesteśmy tylko we troje — uśmiechnął się pewnie. — Chciałem dać ci szansę, Taehyung. Jednak nie zasługujesz na nią tak jak twoja matka. Zemsta będzie idealna, gdy pozbędę się zdrajców — dodał.
— Psychol! — syknął, próbując się uwolnić.
— Siedź cicho i pożegnaj matkę, zanim do ciebie dołączy — powiedział, a Taehyung spojrzał zapłakany na matkę, która zrozpaczona pokręciła głową, jednak dostrzegając Dongha i Jungkooka za jego plecami, spojrzała w oczy Youngjoona.
— Nie wystarczy ci to, co zrobiłeś? Porwałeś mojego syna i nie pozwoliłeś go wychować, pokazując mu świat od najgorszej strony. — powiedziała rozżalona.
— Ty śmiesz jeszcze tak mówić?! A ty co mi zrobiłaś?! Zostawiłaś dla tego śmiecia! — krzyknął, tracąc do niej cierpliwość. — Zasłużyłaś pierwsza na śmierć — wymierzył w jej stronę broń, jednak pan Jeon ogłuszył go, uderzając w głowę, puszczając tym samym Taehyunga. Upadł na ziemię, gdzie Dongha, wymierzył broń w stronę leżącego brata.
— Lepiej niczego nie próbuj. Już dla ciebie za późno, dawno było — powiedział, patrząc na niego z chłodem w oczach, a Taehyung wtulił się w Jungkooka, który objął go zdrowym ramieniem, czując, jak młodszy oddycha niespokojnie.
— Nie dam się złapać pieprzonej policji! — krzyknął, chcąc wstać, jednak stopa pana Jeona twardo uderzyła w jego klatkę piersiową, przez co z trudem złapał oddech.
— Dasz i odpowiesz za wszystkie swoje czyny, bracie..
— Taehyung — zawołała Minseo, która podbiegła do dwójki, gdzie Taehyung odsunął się od Jungkooka, aby znaleźć się w ramionach matki. — Tak bardzo cię przepraszam — powiedziała zapłakana.
— Mamo, nie masz za co — szepnął.
— Mam — rzekła, a Jungkook, jak i jego ojciec patrzyli na dwójkę.
Niedługo po tej sytuacji pojawił się wydział kryminalny, który zakuł Youngjoona, zabierając go do specjalnego wozu, który od razu zawiesie go do aresztu.
Pogotowie zabrało rannego Jimina, ale także Jungkooka.
— Jadę z nim — powiedział Taehyung, który wsiadł do pojazdu.
— A kim pan dla niego jest? — zapytał ratownik.
— Mężem — odpowiedzieli równo, a ratownik popatrzył to na jednego, to na drugiego.
— W takim razie nie widzę żadnych zastrzeżeń — rzekł, a Taehyung podszedł do rannego Jungkooka, którego chwycił za dłoń.
— Dziękuje za twoją pomoc — powiedział z wdzięcznością. — Uratowałeś wszystkich — uśmiechnął się ciepło.
— Taki był twój plan — zauważył.
— A ty go wykonałeś, będąc rannym. Szaleniec — pokręcił lekko głową.
— Z ręką da się jeszcze coś zdziałać — uśmiechnął się ciepło, choć wyglądał blado.
— Nie mów za dużo. Musisz wyzdrowieć i do mnie wrócić — rzekł z powagą w głosie. — A jak wrócisz ze szpitala, dostanie ci się za te wszystkie kłamstwa. Nie myśl, że zapomnę o tym — dodał surowo, a ciemnowłosy zaśmiał się cicho.
— Zdaję sobie z tego sprawę. Jednak... mam marzenie, a nawet dwa.. — powiedział, patrząc w oczy młodszego.
— Jakie? — zapytał zaciekawiony.
— Aby Taehyung był wolny... — szepnął, a w oczach Taehyunga zebrały się łzy, gdy Jungkook ujął dłonią jego policzek. — I był moim mężem — dodał.
— Będzie.
~
No to mamy ostatni rozdział ^^
Jutro widzimy się w epilogu
Trochę był długi, więc dlatego tak późno dodaję 7k słów :D
Zostawcie po sobie:
Głosy i Komentarze
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top