ღWsparcieღ

~Witam :D

Przez myśli Taehyunga przechodziły najgorsze rzeczy i sam fakt, że słowa Seunlee łączyły się w jakąś całość przy ostatnim zachowaniu Jungkooka sprawiły, że zapragnął zakończyć kolejne męki w prawdzie, której słyszeć już nie chciał. Wszystko, co działo się w ostatnim czasie, doprowadziło go do stanu, z którego już nie widział wyjścia. Pragnął zakończyć te koszmary, to całe poczucie winy oraz zawiedzenie Jungkookiem, który nie potrafi stanąć z nim twarzą w twarz, by przerwać to, co razem zaczęli. Skoro Jungkook nie czuł się z nim szczęśliwy, to nie miał prawa go przy sobie zatrzymywać, jednak zasłużył na szczerość. Z drugiej strony, po co miał żyć, jeśli Jungkook całkiem zniknie z jego życia, a poczucie winy przez własne błędy w przeszłości nigdy go nie opuszczą.
Zdesperowany swą drążącą dłonią przyłożył broń do skroni, gdzie zamknął zapłakane oczy, chcąc w końcu odpuścić i się poddać.

— Taehyung! — krzyk Minseo spowodował, że otworzył oczy, by na nią spojrzeć, lecz nie powstrzymywał się od tego, co zaczął. — Proszę, odłóż tę broń — rzekła zrozpaczona widokiem własnego dziecka, które w takiej desperacji poczyna się do ostateczności.

— N-Nie — płakał słabo, nie chcąc słuchać kobiety.

— Taehyung proszę posłuchaj Minseo. Nie wiem, co się dzieje, ale nie rób takich rzeczy. Śmierć nie jest żadnym rozwiązaniem — powiedział zmartwiony Hoseok, który nie mógł znieść tego widoku.

— P-Po co mam żyć, kiedy to wszystko staje się coraz trudniejsze?! — podniósł bezsilnie głos, a przerażona Minseo próbowała podejść powoli do chłopaka.

— Czasem w życiu są sytuacje, które utrudniają nam wiele rzeczy, ale ważne jest to, aby się z tym jakoś zmierzyć, Taehyung — rzekła spokojnie. — Ty nie jesteś słaby i nie musisz się poddawać — dodała, przystając przy chłopaku, gdzie chwyciła za jego rękę, w której trzymał broń. Taehyung patrzył w oczy matki, czując dzięki jej słowom pewnego rodzaju spokój, którego przez ostatni czas mu brakowało. Nieprzespane noce i ciągły stres oraz zdenerwowanie doprowadzały go do stanu, w którym jeszcze nigdy się nie znalazł. Miał wiele okazji w życiu, aby zrobić ten ostatni ruch, jednak przez cały czas walczył, więc dlaczego w chwilach zwątpienia i wykończenia psychicznego przez ciągłe koszmary chwycił za broń?
Kobieta odebrała mu broń, a on w bezradności się rozpłakał, za to Hoseok widząc, jak broń zostaje odłożona w bezpieczne miejsce, chwycił się w okolice serca, czując wewnętrzną ulgę.

— Taehyung, dlaczego chciałeś zrobić coś takiego? — zapytał zmartwiony Hoseok, a roztrzęsiony chłopak spojrzał na niego, nie wiedząc, czy powiedzenie prawdy jest dobrym pomysłem, jednak czuł się zbyt samotny, aby móc to wszystko udźwignąć.

— Powiedz nam prawdę, Taehyung. Nie będziemy cię oceniać, a postaramy się tobie pomóc — rzekła kobieta, która ujęła dłońmi twarz Taehyunga.

— P-Przez ostatni czas czuję się wykończony. Nie śpię dobrze, miewam koszmary, a w dodatku dowiaduje się, że Jungkook może mnie nie kochać — zapłakał bezradnie. Minseo patrzyła ze zmartwieniem na roztrzęsionego chłopaka, którego mocno przytuliła do siebie, Taehyung potrzebował tego objęcia, w którym mógł poczuć się bezpiecznie, będąc w ramionach kochającej matki.

— Dlaczego nie powiedziałeś, że coś się dzieje? Wiesz, że z ojcem byśmy tobie pomogli — powiedziała przez łzy, które opuszczały jej oczy.

— Nie chciałem was martwić — podciągnął nosem, a jego słowa sprawiły, że zawiodła jako matka i mogła wcześniej posłuchać męża, który cały czas martwił się o Tahyunga.

— Jesteś naszym synem i takie małe martwienie nas nie jest czymś złym — powiedziała, odsuwając się delikatnie od chłopaka, któremu spojrzała w zapłakane oczy. — Jeśli potrzebujesz pomocy, zawsze możesz na nas liczyć. Ja i twój ojciec wskoczymy za tobą w sam ogień, ale nigdy więcej nie rób czegoś takiego — dodała, a Taehyung przytaknął lekko głową, czując się źle przez to, że tak zmartwił matkę.

— A co to są za koszmary, że nie możesz spać? — zapytał Hoseok, który podszedł do dwójki. — Rozmawiałeś z tym ze swoim terapeutą? — uniósł brew, a jasnowłosy otarł zaczerwienione policzki z łez, by unieść wzrok na Hoseoka.

— Rozmawiałem, ale on powiedział, że to jest poczucie winy — wyznał, a Minseo, jak i Hoseok zmarszczyli w niezrozumieniu brwi.

— Jakie poczucie winy? — zapytali równo.

— Przez to, że zabiłem dziecko Seunlee i Jungkooka. On powiedział, że mam pogodzić się z Seunlee i zacząć mieć z nią dobre relacje.. W moich koszmarach pojawia się dziecko i ciągle słyszę jego płacz.. Dziś chciałem jakoś spróbować się z nią pogodzić, a-ale ta rozmowa jedynie mnie dobiła — powiedział, przykładając w zdruzgotaniu dłoń do oczu, które opuszczały łzy. — Powiedziała mi o Jungkooku i się załamałem, również zdając sobie sprawę z tego, że przez to wszystko to poczucie winy nigdy nie minie, a już przez to wszystko wariuję  — dodał, wplątując palce w swoje włosy, a Hoseok pokręcał w niedowierzaniu głową.

— Twój terapeuta chyba źle do tego podszedł. Seunlee to żmija i godzenie się z nią nawet w dobrej wierze jest niemożliwe, tym bardziej że cię nienawidzi — powiedział z oburzeniem Hoseok, a Minseo zgodziła się z jego słowami.

— Pogadam z nim i wyjaśnię mu całą sytuację. Nie musisz prosić o to, żeby ci cokolwiek wybaczała, Taehyung — chwyciła z troską za jego dłonie. — Kochanie, znajdziemy inny sposób, aby to poczucie winy minęło — dodała, patrząc w oczy syna, który już sam nie wiedział, czy jest jakieś wyjście z tego piekła.

— J-Ja już nie wierzę, że minie — wyszeptał słabo, gdzie łzy sunęły się po jego zaczerwienionych policzkach. — T-To wszystko jest jak jakieś przekleństwo... Pojawienie się tych koszmarów, czy ciągle wyjeżdżający Jungkook, który nie chce tutaj wrócić, nie wiedząc jak mnie zostawić — zapłakał, a Minseo pokręciła głową. — J-Jak go już nie będzie, t-to zostanę całkiem sam — pokręcał w rozpaczy głową, nie chcąc nawet wyobrażać sobie życia bez Jungkooka, który z dnia na dzień coraz bardziej zabija ich miłość.

— Nawet tak nie mów. Nie jesteś sam, masz przyjaciół oraz mnie i ojca. Nigdy nie zostaniesz sam — rzekła z powagą w głosie Minseo. — Nie wiem, dlaczego Seunlee zasiała w tobie takie wątpliwości, ale nie powinieneś jej wierzyć. Musisz porozmawiać o tym z Jungkookiem — dodała, a Hoseok przytaknął na jej słowa.

— Próbuje z nim rozmawiać, ale on unika rozmów na temat ciągłych wyjazdów do stolicy... Jak mam teraz wierzyć w jego szczerość, kiedy słyszę, że cały czas mnie okłamuje? — zapytał bezradnie, a Minseo widząc załamanie Taehyunga, wiedziała, że nie może go zostawić w takim stanie samego.

— Nie rozumiem, dlaczego Jungkook...  — szepnął pod nosem Hoseok, który już niczego nie rozumiał z zachowania Yoongiego i Jungkooka, który zaczął zachowywać się podobnie jak Min.

— Nie denerwuj się więcej, synku. Spakuj się i jedź ze mną do domu — rzekła z powagą w głosie, a Taehyung spojrzał na nią z zaskoczeniem.

— N-Nie mogę — pokręcił szybko głową, nie chcąc opuszczać domu.

— Nie zostawię cię tutaj samego po tym, co ci się stało. Pracownicy jakoś poradzą sobie z tym wszystkim, a do pomocy wyślemy naszego zarządcę. Ty musisz teraz przede wszystkim odpocząć — powiedziała, nie chcąc słyszeć odmowy. — Nie rozumiem, jak Jungkook mógł cię zostawić z tym wszystkim samego, kiedy wciąż nie doszedłeś do siebie — pokręciła głową.

— A-Ale ja chcę poczekać, aż on wróci — chłopak spojrzał w oczy matki.

— Myślę, że dobrze ci zrobi, jeśli zostaniesz trochę u rodziców. Namjoon wraca do pracy, więc osobiście postaram się pomóc i odpuszczę odcinki mojego serialu. Najważniejsze jest to, żebyś poczuł się lepiej — powiedział z troską Hoseok. — Mój Brother nie może się przeciążać — uśmiechnął się ciepło, a Kim westchnął głęboko, wiedząc, że przed dwójką nie uda mu się pozostać w tym domu.

— No dobrze, pojadę z mamą do domu.

~

Późnym wieczorem Namjoon otrzymując telefon od Hoseoka wrócił do domu, gdzie przed wejściem zdjął obuwie, by udać się pewnymi krokami do salonu, w którym siedział Seokjin z Jaejin, pomagając jej w zadaniach domowych do szkoły.
— Możemy porozmawiać? — zapytał z powagą w głosie Namjoon, a Seokjin wraz z dziewczynką unieśli na niego swoje oczy.

— Tato, wróciłeś — powiedziała ucieszona. — Odrabiam lekcje. Pani w szkole powiedziała, że muszę popracować nad pisaniem, więc tatuś mi pomaga — dodała z szerokim uśmiechem.

— Cieszę się, musisz ciężko pracować, żeby ładnie pisać — rzekł z uśmiechem, po czym spojrzał z powagą w oczach na Seokjina, który wstał z miejsca.

— Ćwicz sobie, a ja z tatą Joonem pójdziemy porozmawiać — rzekł ze spokojem Jin, który razem z Namjoonem udali się do kuchni. — O czym chcesz ze mną porozmawiać? — zapytał, zwracając swe oczy na męża.

— O Seunlee. Jak mogłeś ją przyjąć do pracy?! — zapytał zdenerwowany, a raczej oburzony lekkomyślnością chłopaka. — Dobrze wiesz, jaką ona jest osobą. Cieszyłem się, że kogoś znalazłeś do pomocy, ale gdybym wiedział, że to Seunlee to bym ci odradził — pokręcał nerwowo głową, a Seokjin westchnął głęboko.

— Nie rozumiem, dlaczego robisz z tego powodu taki problem — rzekł, patrząc w oczy Joona. — Przyjąłem ją na próbę i daje radę. Nie jest łatwo kogoś znaleźć do pomocy przy zwierzętach — zauważył.

— Cokolwiek Seokjin. Mógłbyś wziąć kogoś na naukę, ale nie brać kurwa Seunlee! — podniósł nieco głos. — Do tego przyjechałeś z nią do domu Jungkooka i Taehyunga. Wiesz dobrze, że Taehyung i ona się nienawidzą. Sam widziałeś, jaka wyszła z tego sytuacja — powiedział zdenerwowany.

— Tak, Taehyung rzucił się na nią, bo myślał, że ona chce otruć Pure, ale wszystko wyjaśniliśmy — oznajmił spokojnie, a Namjoon pokręcał w niedowierzaniu głową. — Nie zwolnię Seunlee, bo przy małej potrzebuję kogoś do pomocy, a nie mam czasu na szkolenia. Poza tym to Jungkook mi ją polecił, więc dziwię się, że wszyscy do mnie idą z pretensjami — dodał, a Namjoon zdziwił się, słysząc jego słowa.

— Jungkook ci ją polecił? — zapytał z niedowierzaniem.

— No on. Dzwonił do mnie i prosił, abym dał jej szansę — odpowiedział.

— Nie no... — przeszedł nerwowo po kuchni. — Ja go zajebie. Ten idiota dobrze wie, że Taehyung i Seunlee się nienawidzą — spojrzał ze zdenerwowaniem na Seokjina. — Wiesz, co się stało, kiedy ona przyszła z nim pogadać? — uniósł brew, a Jin pokręcił przecząco głową. — Taehyung chciał się zabić — oświadczył, zaskakując chłopaka. — Tak właśnie będą kończyły się wasze wizyty — dodał.

— A-Ale nic sobie nie zrobił, prawda? — zapytał niespokojnie.

— Nie, na szczęście pojawiła się Mirae i razem z Hoseokiem go powstrzymali — odpowiedział.

— Przykro mi z tego powodu, ale nie uważasz, że powinni oni jakoś zacząć się tolerować? — uniósł brew. — Wiem, że po tym wszystkim, co się wydarzyło, nie jest łatwo, ale Seunlee wydaje się zupełnie inną osobą. Zmieniła się, od kiedy wyjechała i bardzo dobrze mi się z nią pracuje — wyznał.

— No ja nie wiem, czy się zmieniła, skoro do czegoś takiego doszło — mruknął.

— Myślę, że Taehyung nie daje się jej szansy. W stajni od razu się na nią rzucił i to bezpodstawnie — zauważył. — Jednak jeśli Taehyung ma z tym problem, mogę go informować o naszych przyjazdach — zaproponował, a Namjoon spojrzał na niego zdenerwowany.

— Czyli jej nie zwolnisz? — zapytał z niedowierzaniem.

— Nie mam ku temu powodu — odpowiedział od razu.

— Zrobiłbyś wyjątek dla Tae. Nie bądź naiwny, Jin — rzekł, jednak tymi słowami denerwując Seokjina, który skrzyżował pod piersią ręce.

— No tak.. Ja jestem naiwny i możesz mnie krytykować, a ty wszystko jesteś w stanie zrobić dla Taehyunga — mruknął z chłodem, zaskakując swym tonem Namjoona, który nie spodziewał się usłyszeć takich słów od samego Seokjina. Chłopak jako jeden z nielicznych zawsze rozumiał Taehyunga i jego sytuację, dlatego jego postawa i ton naprawdę zdziwiły Joona.

— O co ci chodzi? — uniósł brew.

— O to, że nie pozwolę się obrażać. To, co robię w mojej pracy i kogo zatrudniam, jest moją sprawą. Nie będę patrzył na sprawy osobiste, kiedy naprawdę potrzebuję pracownika. Nie zwolnię Seunlee, bo ty tego chcesz. Lubię Taehyunga i rozumiem jego sytuację, jednak ja też muszę patrzeć na Jaejin — rzekł, patrząc w oczy męża. — Ty wracasz do pracy, więc nie będzie cię praktycznie całymi dniami, a ktoś z nas musi przy niej być — dodał, a sfrustrowany Namjoon zmierzwił swoje włosy.

— Wiem.. Zostałbym z nią, ale też muszę pomóc Taehyung z nadchodzącymi zawodami — westchnął ciężko. — Znajdziemy jakieś rozwiązanie na tę sytuację. Zrobię wszystko, aby znaleźć ci osobę, która będzie o wiele lepsza od Seunlee — dodał z pewnością w głosie, po czym wyciągnął telefon z tylnej kieszeni spodni. — A teraz zadzwonię do Jungkooka — rzekł, udając się w stronę wyjścia domu ze strony ogrodu. Wyszedł na zewnątrz, gdzie przyłożył do ucha telefon, wyczekując na odpowiedź ze strony kuzyna.

— Słucham? — słyszy zupełnie obcy głos chłopaka, którego za nic nie może rozpoznać.

— Czy mogę rozmawiać z Jungkookiem albo, czy w ogóle dobrze się dodzwoniłem? — zapytał niepewnie, nie wiedząc już, czy aby na pewno wybrał odpowiedni numer.

— Dzwoni pan dobrze. Jungkook nie może teraz rozmawiać, jest tak jakby... zajęty — odpowiedział przeciągle, a brwi Joona się zmarszczyły.

— A ty kim jesteś? — zapytał wprost.

— Lee Jaewan sekretarz Jungkooka — odpowiedział mu od razu.

— To on ma sekretarza? — uniósł brwi zdziwiony.

— Już od jakiegoś czasu — powiedział. — Mam coś przekazać Jungkookowi? — zapytał, a Joon westchnął głęboko, niczego już nie rozumiejąc. Być może oddalenie od kuzynostwa nie było dobrym wyjściem, jednak wolał zająć się rodziną, która bardzo go potrzebowała.

— Proszę przekazać, że dzwoniłem i ma się do mnie odezwać — powiedział, po czym się rozłączył i uniósł oczy na ciemne niebo, próbując jakoś poukładać wszystko w swojej głowie. — Co się do cholery dzieje? — zapytał samego siebie, przenosząc oczy na telefon w dłoni, gdzie poddenerwowany zadzwonił do Yoongiego, mając nadzieję, że chociaż od niego otrzyma odpowiedź na zachowanie Jungkooka w sprawie zatrudnienia Seunlee.

— Hej, Namjoon. Nie mogę za bardzo w tej chwili rozmawiać — usłyszał od razu kuzyna, lecz jego słowa spowodowały, że zacisnął pięść.

— To znajdź teraz czas. Muszę cię o coś zapytać — rzekł podirytowany.

— Teraz jestem akurat z Eunbi i załatwiamy ważną sprawę. Zadzwonię do ciebie jutro — rzekł, starając się zbyć kuzyna.

— Dlaczego kurwa z nią?! — podniósł zdenerwowany głos. — Nie mów, że coś z nią zaczynasz, bo cię zajebie. Jeszcze brakuje tego, żebyś znowu przez tę ladacznicę wrócił do alkoholizmu — mówił zdenerwowany.

— Weź, się uspokój. Jutro zadzwonię  — powiedział krótko, po czym się rozłączył, a Namjoon spojrzał z niedowierzaniem na telefon.

— Co ta dwójka odpierdala..

~

Taehyung spędził noc w domu rodziców, gdzie Minseo spędziła przy nim całą noc, kojąc go swoim dotykiem dzięki, któremu udało mu się po raz pierwszy od kilku dni normalnie przespać noc. Wiedział, że zmartwił jedynie rodziców, którzy nie zasłużyli na więcej cierpienia, jednak był im wdzięczny.
Budząc się w swoim pokoju, podniósł się do siadu, rozglądając po wnętrzu ospałymi oczami. Jego oczy zatrzymały się na białej szafie z dużym lustrem, gdzie ujrzeć mógł własne odbicie. Spanie w pokoju, który kiedyś należał do niego, było naprawdę przyjemne, gdyż nawet złe koszmary nie mogły się przez niego przedostać.
Obudził się, czując znacznie lepiej, choć najchętniej spędziłby w łóżku kolejne godziny, aby poukładać myśli, to nie chciał pozwolić czekać rodzicom ze śniadaniem.

Po załatwieniu porannych czynności zszedł na dół, udając się prosto na patio, gdzie siedzieli, jego rodzice. — Dzień dobry — przywitał ich szczerym uśmiechem, siadając naprzeciw dwójki, która obdarzyła go ciepłym uśmiechem.

— Wyspałeś się? — zapytała z troską kobieta.

— Dawno tak dobrze nie spałem — przyznał szczerze.

— Od razu mówiłem, żebyś u nas został. Sam widzisz, że tutaj jest ci lepiej, niż być samemu w tamtym wielkim domu — rzekł z opanowaniem Changsoo, który bardzo cieszył się z obecności Taehyunga, lecz martwiło go to, co chciał uczynić wczorajszego dnia. — Co powiesz, żebyśmy przed dzisiejszą kolacją zagrali w partię szachów? — zapytał.

— Jestem za, jednak ty zawsze jesteś w tym lepszy ode mnie — zauważył.

— Bo ty się dekoncentrujesz — uśmiechnął się pod nosem. — Powiedz mi, co dzieje się z Jungkookiem? — zapytał nagle, a Taehyung słysząc jego pytanie, spuścił oczy na pusty talerz.

— Sam nie wiem... Ciągle wyjeżdża i wymyśla preteksty, aby nie wracać, gdy pytam go powrót. Seunlee powiedziała mi wczoraj, że się z nim widziała i on nie chce wracać, bo nie wie jak ode mnie odejść — wyznał z bólem w głosie, a Changsoo zacisnął w zdenerwowaniu pięści.

— Nie słuchaj jej — Minseo ujęła dłoń chłopaka, który spojrzał na nią z niepewnością w oczach. — Ona chce zasiać w tobie ziarno niepewności. Kiedy Jungkook wróci, porozmawiasz z nim, skoro przez telefon próbuje uniknąć tej rozmowy — rzekła, chcąc uspokoić Taehyunga, który uśmiechnął się słabo.

— Jakiekolwiek są intencje Jungkooka, nie pozwolę na to, aby krzywdził mojego syna — rzekł srogo mężczyzna.

— Pierw im daj możliwość wyjaśnienia wszystkiego — rzekła Minseo.

— Jeśli to wszystko okaże się prawdą, a Jungkook faktycznie mnie nie chce, to nigdy mu nie wybaczę... Również sobie nie wybaczę tego, że głupio w niego wierzyłem — zacisnął dłonie na udach, a dwójka patrzyła na niego ze współczuciem.

— Trzeba być dobrej myśli — szepnęła kobieta, nie chcąc, aby Taehyung pogrążył się w jakieś depresji i ponownie spróbował coś sobie zrobić. — Chciałabym, żebyś dzisiaj ze mną gdzieś poszedł — rzekła w stronę chłopaka, który spojrzał na nią z zaciekawieniem.

— Dokąd? — zapytał.

— W miejsce, gdzie będziesz mógł sobie wybaczyć — oznajmiła, naprawdę intrygując tym Taehyunga, jednak sam Changsoo nie był przekonany co do pomysłu żony, której bardzo zależało na pomocy własnemu dziecku.

~

Po południu Taehyung wraz z Minseo udali się do miejsca, którego najmniej spodziewał się chłopak. Dlatego, gdy tylko zatrzymali się przed budynkiem, spojrzał z niedowierzaniem na matkę, która posłała mu jedynie niewinny uśmiech.
— Rozumiem wszystko mamo, ale jak niby kościół ma mi pomóc w wybaczeniu sobie? — zapytał kobietę. — Zresztą nie chodzę do tego miejsca, bo jestem tu niemile widzianym homoseksualistą i pokusą. Nie rozumiesz, że jak tam wejdę krzyż spanie — powiedział w stronę kobiety, który pokręciła jedynie głową, słysząc te bezdurne słowa.

— Nie mów takich rzeczy. Kościół jest miejscem dla każdego człowieka niezależnie od tego, jaką mamy orientację. To jest świątynia, w której możesz porozmawiać z Bogiem i dać sobie szansę na wybaczenie wcześniejszych błędów — wyjaśniła, obejmując chłopaka, którego zaczęła prowadzić po schodach w stronę wejścia.

— A-Ale nie uważam, że to dobry pomysł.. — spojrzał niepewnie na kobietę, czując silny opór przed wejściem do miejsca, w którym wszyscy go nienawidzą. — Mamo, ja naprawdę nie chcę tam wchodzić — zatrzymał się przed wejściem. — Rozumiem, że jesteś wyjątkiem osoby, która toleruje moją odmienność, ale dla tych wszystkich ludzi jestem złem — powiedział, jak właściwie było. Sam proboszcz kościoła zabronił mu wchodzić do miejsca świętego, uważając go za pokusę przesłaną przez samego diabła, więc wchodzenia i kuszenie losu nie było teraz czymś, czego potrzebował. Rozumiał, że jego matka chciała dobrze, jednak mógł zgodzić się na coś, co jedynie przyniesie burzę.

— Przestań tak mówić. Jesteś moim synem i masz prawo wejść do kościoła. Ludzie za bardzo uwierzyli w brednie Haran, że tak uważają — powiedziała, pokręcając głową. — Posiedzimy tylko kilka minut, żebyś mógł w milczeniu spróbować sobie wybaczyć i wyjedziemy. Proszę, chociaż spróbuj — poprosiła, a Taehyung westchnął głęboko, czując, że nie może odmówić matce.

— Niech ci będzie — zgodził się, po czym obydwoje weszli do kościoła. Taehyung rozglądał się po wnętrzu budynku, w którym nie było ludzi, co oczywiście bardzo go cieszyło. Chłopak wraz z matką zajęli miejsca w ławce przed ołtarzem, gdzie obydwoje ukucnęli. Jasnowłosy spojrzał z uwagą na matkę, która wykonała symbol przeżegnania, a on przy jej przykładzie uczynił podobnie i złączył swe dłonie, by w totalnej ciszy patrzeć w stronę zawieszonego krzyża.

"Jakkolwiek silna jest twoja siła, w którą tak wierzy moja mama, pozwól mi wybaczyć sobie to, co zrobiłem... Błagam również o to, aby Jungkook mnie nie zranił, a moja wiara w niego była równie silna co wcześniej."
Modlił się w ciszy, a myśli o tym, że Jungkook może go nie kochać, sprawiały, że łzy opuszczały jego oczy, gdy świat zaczął tracić wcześniejsze barwy.
Przeżywał wewnętrzny ból, który niestety zbyt otwarcie okazywał się na zewnątrz. Taehyung wierząc w to, że jest tutaj tylko i wyłącznie z matką, starał się mimo wszystko nie okazywać tego, co w tej chwili czuje, jednak nie byli sami. W tym całym pustym miejscu przyglądał się jemu młody chłopak, który patrzył z zafascynowaniem na urodę Taehyunga, przez którego jego serce zabiło znacznie szybciej.

— Możemy już wracać — powiedział Taehyung, który otarł rękawem swoje policzki, by wstać z miejsca, a kobieta uczyniła to samo. Obydwoje udali się do wyjścia z kościoła.

— Muszę zacząć powoli szykować się do pogrze... — zatrzymała się Haran, gdy przed wejściem do kościoła ujrzała osobę, która nigdy nie powinna przekraczać miejsca świętego. — Jakim prawem samo zło weszło do miejsca świętego?! — podniosła głos, gdzie wraz z przyjaciółkami podeszła do Taehyunga i Minseo.

— Daruj sobie. To miejsce jest dla wszystkich — rzekła niemiło Minseo, widząc, że kobieta szykuje się do słownego ataku.

— Na pewno nie dla osoby wysłanej przez samego szatana! — wykrzyczała w jej stronę.

— Dokładnie. Ten chłopak jest złem wcielonym — przytaknęła na jej słowa przyjaciółka, a dwie inne przytaknęły głowami na jej słowa.

— On jest pokusą i złem dla synów, którzy powinni obrać dobrą drogę w pojednaniu z kobietą i Bogiem — rzekła pani Haran, a Taehyung westchnął głęboko, widząc, że przyjście tutaj nie mogło się inaczej skończyć.

— Jestem taki zły, że każdy z waszych synów chce przeze mnie przejść na złą stronę, jak widzę? — uniósł brew, a kobiety spojrzały na nią ze zdenerwowaniem w oczach.

— Jesteś złem i każdy może być narażony na twoje oblicze, które sprowadza mężczyzn na pokuszenie — powiedziała z oburzeniem Haran.

— Myślę, że każdy ma własny rozum, a mój syn nie ma nic wspólnego z tym, kto jak postępuje — rzekła z powagą w głosie Minseo, która nie mogła słuchać tych głupot.

— Twój syn jest złem, który przyniósł klątwę na nasze miasteczko, a w dodatku zabił dziecko mojej córki i sprowadził drugą na ten obrzydliwy homoseksualizm! — podniosła głos, a wokół nich zebrało się pełno ciekawskich ludzi, którzy tylko czekali na taki moment. — Nie ma prawa przekraczać progu kościoła, jak sam nasz proboszcz oświadczył — dodała, a zdenerwowany Taehyung zacisnął dłonie, czując się źle, widząc wokół nienawistne spojrzenia ludzi.

— Nie słuchaj tej wariatki, Taehyung. Wracamy do domu — powiedziała Minseo, patrząc z gniewem na panią Haran, gdzie chwyciła za dłoń syna. Za to pani Haran w zdenerwowaniu za przekroczenie świętego miejsca i zniszczenie jej córki, chwyciła za pierwszy lepszy kamień, którym rzuciła w Taehyunga. Wszyscy zaskoczyli się działaniem Haran, jednak wcale jej za to nie krytykowali, a za to patrzyli na Taehyunga, z którego czoła zaczęła sunąć się brunatna ciecz.

— Jestem zdania, że zło, które już zapuściło korzenie, trzeba zniszczyć, bo dla tej pokusy nie ma żadnego ratunku, by być normalnym człowiekiem. On już od narodzin stał się grzechem! 

~

Haran przesadziła, można powiedzieć, że fanatyzm sięgnął wszystkich tych ludzi.
Następny rozdział we wtorek^^ Mam nadzieję, że ten wam się podobał ^^ Miłego weekendu i widzimy się w niedziele z Criminal Moonem :D

Zostawcie po sobie:

Głosy i Komentarze

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top