ღNowy kolegaღ
~Witajcie ^^ Chciałabym z góry przeprosić za jakieś błędy, ale przyjeżdża moja mama i nie miałam za bardzo czasu, aby to sprowadzić 😅 Życzę miłego czytania ^^
Słowa pani Haran dotarły do wszystkich uczestników zbiorowiska, lecz Taehyung patrzył na nią wrogo, wiedząc, że ta kobieta od samego początku była sfiksowana na punkcie uprzykrzania mu życia oraz jej córka.
Właściwie to nie chciał nawet reagować na jej zachowanie, widząc, że wszyscy ludzie się z nią zgadzają i nie mają nic do tego, że właśnie uderzyła go kamieniem i zraniła. Wiedział, że dla tych wszystkich ludzi to jest coś, czego potrzebowali dla oczyszczenia zła, które według nich pochodziło od niego.
Chciał już chwycić swą matkę i razem z nią odejść, jednak nim się spostrzegł jego matka chwyciła Haran za jej zawsze idealnie upięte włosy, a wokół dwóch kobiet zrobiło się kółko wiernych, którzy kibicowali starej Haran.
— Nie będziesz tak traktowała mojego syna! — krzyknęła Minseo, która puściła jej włosy, po czym jej otwarta dłoń uderzała w jeden i drugi policzek pani Haran. Kobieta nie miała szans na obronę, gdy Minseo z pełną determinacją i wściekłością pozbawiała ją godności przed zebranymi ludźmi, traktując ją jak spraną szmatę.
— Po kimś to zło musiało przejąć geny! — wykrzyczała Haran, która chwyciła się za prawy policzek, który najbardziej ją pobolewał.
— Ciekawe po kim twoja córka ma geny, skoro w przeszłości potrafiła działać z Hagun! — wykrzyczała w jej stronę Minseo, która ciężko dysząc, miała ochotę rozbić tej kobiecie głowę za to, co uczyniła Taehyungowi.
— Mamo... nie warto — szepnął Taehyung, lecz kobieta w ogóle go nie słuchała. Podeszła do Haran, gdzie chwyciła za jej ramiona.
— Skoro jesteś taka wierna i oddana religii, to powinnaś się wstydzić, rzucić w kogoś kamieniem! — warknęła wściekle, a Haran patrzyła na nią z przerażeniem w oczach. — Mój syn nie jest sam i ma rodziców, którzy nie pozwolą go skrzywdzić. Możesz również przekazać te słowa twojej idealnej córce. Jeszcze raz, któraś z was spróbuje go dotknąć, to jako jego matka zabije! — pchnęła ją z siłą na stojące za nią przyjaciółki, które oddawały odgłosy oburzenia. Minseo odwróciła się, chcąc zwrócić się do syna, jednak zaskoczyła się, gdy go już tam nie zastała.
— Pragnę zauważyć, że to ty jesteś winna temu, jakie to dziecko teraz jest — usłyszała za sobą głos Haran, przez co spojrzała w jej stronę zdenerwowana. — Owoc grzesznej miłości okazał się karą dla twojego dzieciaka, dlatego karą od Boga było to, że nie dane było ci go samej wychować. Ty i twój mąż musieliście zostać ukarani nie bez powodu — rzekła, a Minseo nie mogła uwierzyć w jej bezczelność.
— Uważasz, że porwanie dwulatka było moją karą od samego Boga?! — podniosła w żalu głos, a roznoszący się z nieba grzmot spowodował, że większość uniosła oczy na niebo, a w tym Haran, która z pewnym uśmiechem, spojrzała na nią.
— Masz odpowiedź.
Taehyung z zakrwawionym czołem i bolącą głową udał się w stronę ulic miasteczka, gdzie ciężko było mu znieść to, że jego matka musi znosić przez niego całą nienawiść ludzi. Czuł, że nie zasługuje na takich rodziców, a tym bardziej na to, aby być ich dzieckiem. Może lepiej byłoby, gdyby nigdy ich nie spotykał i nie pojawiał się w tym miasteczku, wywołując tę całą nienawiść swym podejściem i chęcią zniszczenia Jungkooka oraz jego kuzynostwa? Przez jakiś czas czuł, że mógł zasłużyć na ich przebaczenie i szansę na lepsze życie. Żyć z ludźmi, którzy nie chcąc go wykorzystać i dla których nie musi wykonywać najgorszych rzeczy z lojalności, a w tym nie musi być uległym chłopcem, który był opuszczony przez większość swojego życia.
Łzy ociekały po jego policzkach, gdy najgorsze myśli przechodziły przez jego głowę. Może, gdyby się nie zakochał, to wszystko byłoby łatwiejsze i mniej bolesne? Zmaganie się z tymi trudnościami bolało, a właściwie to każda wizyta jego terapeuty bolała, gdy widział, że wciąż jest bezużyteczny i boryka się problemami. Kiedy zaczęło brakować Jungkooka, wszystko zaczęło na jego oczach upadać wraz z nim.
Pragnął być normalnym chłopakiem, który dorastał przy rodzicach i nikt nie ma go za złego człowieka, lecz pragnienie, a upływ czasu nigdy nie zwrócą mu tego, co odebrano. Zacisnął dłonie, zatrzymując się na drodze, gdzie wraz z grzmotem zaczął padać deszcz, który moczył jego twarz.
Gdy ktoś zatrzymał się przed nim i wyciągnął w jego stronę dłoń, uniósł wzrok na nieznajomego mu chłopaka, który wyglądał mu na niewiele starszego od niego.
— Pozwól, że ci pomogę — powiedział sympatycznie, lecz Taehyung spoglądał na niego nieufnie. — Nie bój się mnie, nic ci nie zrobię. Chciałbym tylko opatrzeć ci ranę — dodał.
— Jesteś lekarzem? — uniósł brew.
— Tak jakby — uśmiechnął się ciepło, a Taehyung uznał, że bijące ciepło od mężczyzny jest godne próby zaufania, dlatego zgodził się udać z chłopakiem do miejsca, w którym mógłby opatrzyć jego ranę. Niespecjalnie śpieszyło mu się jechać z raną do szpitala, a skoro chłopak zaoferował swoją pomoc, postanowił ją od niego otrzymać. Może to było spowodowane tym, że był pierwszym mieszkańcem tej wioski, który nie patrzył na niego jak na potwora.
— Witam w moich skromnych progach — rzekł, wpuszczając chłopaka do małego mieszkania dla jednej osoby, a zaciekawiony Taehyung rozglądał się po skromnym wnętrzu.
— Ładnie — spojrzał na chłopaka.
— Usiądź tutaj — wskazał na krzesło przed blatem kuchennym, gdzie jasnowłosy zajął miejsce, obserwując chłopaka, który wyciągał z szafki sporą torbę.
— Znasz się na tym? — zapytał, patrząc na chłopaka, który podszedł do niego, by ze skupieniem obejrzeć jego ranę. Taehyung przyglądał się jego skupionym oczom, czując się zmieszanym pomocom kogoś z miasteczka.
— Tak, znam się trochę na tym — odpowiedział mu. — Rany na szczęście nie trzeba zszywać, więc nie będzie bardzo bolało. Może jedynie poszczypać — rzekł z uśmiechem, gdzie sięgnął po wodę utlenioną i gaziki. Mężczyzna, rozlewając wodę na gaziku, przyłożył go do rany Taehyunga, który syknął, wykrzywiają usta w bólu.
— Boli — szepnął. — Dlaczego w ogóle chciałeś mi pomóc? — zapytał z zaciekawieniem. — W tym miasteczku nikt mnie nie lubi i wszyscy mają mnie za złą osobę, więc dziwi mnie twoja chęć pomocy — zauważył.
— Widziałem, co ci się stało przed kościołem, więc szybko za tobą poszedłem — wyznał, patrząc w oczy młodszego, który zaskoczył się jego słowami. — Pierw zobaczyłem cię w kościele i nie kłamiąc, wzbudziłem moje zainteresowanie — dodał, a Kim zmrużył swe oczy.
— Wzbudziłem w tobie zainteresowanie? — uniósł brew, jednak zaraz syknął, przy odczuciu pieczenia.
— Tak. Po raz pierwszy zobaczyłem kogoś tak pięknego — odpowiedział z uśmiechem na ustach. — Dlatego byłem zaskoczony, dlaczego ludzie cię tak potraktowali przed kościołem. Nie rozumiem, jak tak w ogóle można — pokręcił głową, a Taehyung przyglądał się mu ze zmieszaniem w oczach, nie spodziewając się usłyszeć takiej szczerości.
— Najwidoczniej dla pani Haran jestem diabłem — westchnął cicho, a ciemnowłosy chłopak, słysząc jego słowa, pokręcił głową.
— Nawet nie próbuj wierzyć w takie rzeczy. Takie piękne osoby nie mogą być złem — powiedział, patrząc na niego z powagą w oczach. — W rzeczy samej ziarno zła jest w każdym z nas, jednak jak pokierujemy własną duszą, jest już zależne od naszej woli. Na swej drodze spotykamy rzeczy, osoby, które podają nas na pokuszenie, jednak jeśli w tym są szczere uczucia, nie ma czego się lękać — rzekł, a Taehyung słuchał jego słów, będąc nimi naprawdę zafascynowanym.
— Byłeś kiedyś podany na pokuszenie? — zapytał, patrząc w oczy mężczyzny.
— Myślę, że w chwili zobaczenia cię to właśnie poczułem — odpowiedział, zaskakując Taehyunga, dla którego spojrzenie mężczyzny wcale nie było obce. Uśmiechnął się pod nosem, opuszczając lekko głowę, gdy jego rola w życiu najwidoczniej było w niego już wpojona.
— Mężczyźni przeważnie wchodzą w ten stan przeze mnie... Ktoś kiedyś mi powiedział, że samo moje spojrzenie przyciąga i jest pokusą, cały ja... niestety — wyszeptał. — Nawet ty w to wpadłeś. Powiedz, jak się z tym czujesz? — zapytał, patrząc zaintrygowaniem na mężczyznę.
— Kiedy cię zobaczyłem, poczułem, jakby cały świat się dla mnie zatrzymał — powiedział szczerze, gdzie starannie nakleił plaster na czoło chłopaka. — Czuje się w tym naprawdę pogubiony, bo z jednej strony cię pragnę, a z drugiej wiem, że to nie przystoi — wyznał, zasiadając naprzeciw Kima, który był naprawdę zaskoczony jego słowami. — Jednak nie oczekiwałbym od ciebie uwagi i nie mógłbym czegoś oczekiwać od ciebie z tego powodu, że wywołujesz we mnie takie silne uczucia. Inaczej jest, gdy pewne uczucia są szczerze odwzajemniane — rzekł z uśmiechem.
— Kim ty jesteś? — zapytał chłopak, nie rozumiejąc, jak możliwe jest takie poprawne podejście. — Normalnie każdy, kto się tak czuł, zawsze zostawał przeze mnie wykorzystany, gdyż bawiłem się uczuciami innych i potrafiłem wyciągnąć z każdego jak najwięcej dla tej jednej osoby... Wiem, że to złe, ale tak byłem wychowywany — wyznał, łącząc ze sobą dłonie.
— Nie bolało cię sumienie przez to, co robiłeś? — zapytał zaciekawiony.
— Nie bardzo. Dla mnie wszyscy ci mężczyźni byli głupcami, którzy dają się łatwo wykorzystać. Nigdy nie brałem tego wszystkiego na poważnie, jednak pragnąłem zawsze dać z siebie jak najwięcej, aby ich zadowolić. To była w sumie taka gra, że to oni czuli się panami, którzy mają kontrolę, jednak nigdy tak nie było, bo to ja tę kontrolę utrzymywałem — wyjaśnił.
— Dlaczego tak postępowałeś? — uniósł zdziwiony brew.
— Jak mówiłem, do tego zostałem stworzony i robiłem to dla jednej osoby, chcąc tylko ją zadowolić. To nie tak, że nie było mi w ogóle z tym źle, bo czasem było.. Nie za bardzo rozumiałem, kim jestem, po co żyje i dlaczego jest tak, a nie inaczej — rzekł, jak czuł. — Choć wiele się zmieniło i odmieniła mnie miłość do mojego męża, to wciąż nie wiem, kim jestem — wyznał, spuszczając wzrok.
— Jak to? — zapytał zaskoczony.
— No nie wiem, czy jestem Taehyungiem zaginionym synem państwa Kim, czy Taehyungiem znienawidzoną pokusą dla wszystkich ludzi w miasteczku — odpowiedział, patrząc ze smutkiem w jego oczy.
— Myślę, że na to wszystko otrzymasz w końcu odpowiedź i zrozumiesz, kim naprawdę jesteś — rzekł wprost. — Poza tym.. — podparł się po karku. — Ja ci tu mówię, o moich pragnieniach i jak się czuje przez ciebie, a ty masz męża. Wybacz mi moją bezpośredniość Taehyung — chwycił za jego dłoń.
— Nic nie szkodzi. Ceni się szczerych ludzi — uśmiechnął się delikatnie.
— Taki szczery, a nawet się tobie nie przestawiłem — zaśmiał się. — Jestem Yonseok — przestawił się chłopakowi.
— Ładnie — uśmiechnął się zadziornie, gdzie jego opuszki palców przeszły po dłoni mężczyzny, który z uwagą obserwował chłopaka, przez którego jego serce biło znacznie szybciej. Taehyung podniósł się z krzesła, gdzie z zaciekawieniem podszedł do komody, na której stał mały ołtarzyk z krzyżem oraz fotografie mężczyzny z przyjaciółmi. — Jesteś wierzącą osobą, rozumiem? — zerknął w stronę Yonseoka, który zaintrygowany chłopakiem, podszedł do niego, zatrzymując się obok.
— Jeśli mam być szczery, to dostałem to w prezencie — przyznał.
— Ciekawy prezent, ja takiego nigdy nie otrzymałem — zaśmiał się, opierając swą dłoń na meblu. — Widzę, że masz również wielu przyjaciół, choć z takim podejściem do życia nie dziwi mnie ta sympatia — powiedział z uśmiechem, a mężczyzna umieścił swą dłoń na jego ramieniu.
— Skoro moja pokusa musi obejść się smakiem, to przynajmniej bądź moim dobrym kolegą, Taehyung — zaproponował.
— Twoim kolegą? — zapytał, obserwując uważnie zbudowanego mężczyznę, który przytakuje głową.
— Jestem od niedawna w miasteczku i praktycznie mało osób tutaj znam. Właściwie ludzie tutaj trzymają się, jak w jakiś kołach różańcowych i ciężko poznać, kto jest w porządku — dodał, a Taehyung w namyśle, zagryzł się na dolnej wardze.
— Niech będzie — wyciągnął w jego stronę dłoń, którą żwawo Yonseok chwycił. — Mogę ci nawet, co nieco powiedzieć o tutejszych ludziach — powiedział z pewnością w głosie, czując naprawdę dobrze w towarzystwie chłopaka, który wydawał się naprawdę inną osobą w tym miasteczku. — Od kiedy jesteś w tym miasteczku? — zapytał zaciekawiony.
— Od miesiąca — odpowiedział mu od razu. — Ale jakoś niespecjalnie się jeszcze zaaklimatyzowałem — podrapał się po tyle głowy.
— A co skusiło, aby zamieszkać w takiej wiosce? — uniósł brew.
— Potrzebowałem odpocząć od zatłoczonego miasta — uśmiechnął się. — Rozumiem, że to jakiś wywiad zapoznawczy? — uniósł chytrze brew.
— Żebyś wiedział — wzruszył ramionami. — Spotkajmy się jutro w kawiarni, Yonseok — powiedział z pewnością w głosie, chcąc poznać bliżej chłopaka, który sprawił, że poczuł się naprawdę swobodnie, a całe zdenerwowanie go opuściło oraz potrafił się przed nim otworzyć. Czuł, że potrzebował teraz kogoś takiego, gdy czuł się naprawdę samotny.
~
Jungkook podjeżdżając pod dom w Seulu, opuścił pojazd, gdzie od razu udał się do środka. Wszedł w głąb domu, gdzie od razu udał się do swojego biura, gdzie przed biurkiem siedział nad tabletem jego sekretarz.
— Jakieś nowości? — zapytał go, podchodząc do biurka, a oczy młodego chłopaka uniosły się na niego.
— Prócz tego, że konkurencja nie ma z nami szans, to nie — odpowiedział mu z zadowoleniem, gdzie przyglądał się z uwagą ciemnowłosemu, którego przydługawe włosy non stop opadały na twarz. — Powinieneś ściąć te włosy — zauważył, a chłopak westchnął głęboko, stawiając na biurku laptopa.
— Potem się tym zajmę. Teraz najważniejsza praca — oznajmił z opanowaniem, a chłopak pokręcił głową, po czym odłożył tablet i wstał z krzesła, by wziąć wcześniej przygotowaną gumkę do włosów. Podszedł do Jeona, gdzie stanął za nim, ujmując w swoje palce jego włosy. — Chcesz się bawić we fryzjera? — zapytał, nie odrywając oczu z monitora, gdzie wystukiwał litery na klawiaturze.
— Być może — odparł z uśmiechem na ustach, po czym zaczesał włosy chłopaka w mały kucyk, zerkając na bruneta. — Od razu lepiej — rzekł z zadowoleniem, po czym wrócił na swoje miejsce.
— Musisz naprawdę się nudzić — zauważył, podnosząc rozbawiony oczy na młodszego.
— Wykonuję moją pracę zawsze idealnie i na czas, więc w wolnym czasie lubię coś porobić — wzruszył ramionami, po czym przyłożył palec do podbródka. — Poza tym wczoraj dzwonił twój kuzyn i mówił, żebyś do niego zadzwonił. Chyba to było coś ważnego — powiedział, przypominając sobie o wczorajszej rozmowie.
— I dopiero teraz mi o tym mówisz? — pyta z niedowierzaniem w głosie, po czym sięgnął po telefon.
— Wybacz, ale wczoraj tak słodko spałeś, że nie miałem serca cię budzić — powiedział nieśmiało, a Jeon westchnął głęboko.
— Nie mogę się na ciebie gniewać, ale lepiej, żeby to się więcej nie powtórzyło — ostrzegł go, przykładając do ucha telefon. — Hej, Namjoon. Wybacz, że dopiero dzisiaj oddzwaniam, ale mój sekretarz jest nieprzewidywalnym diabłem — powiedział, patrząc z rozbawieniem na chłopaka, który pokręcił głową, wracając oczami do swojego tabletu.
— Hej. Rozumiem... — przeciągnął z głębokim westchnięciem. — Nie wiedziałem, że takiego sekretarza w ogóle posiadasz — powiedział, brzmiąc bardzo pretensjonalnie, przez co Jeon zmarszczył brwi.
— Coś ci w tym przeszkadza? — zapytał. — Albo nie... Czy ja muszę się z czegoś takiego w ogóle tłumaczyć? — uniósł poddenerwowany brew.
— No tak zapomniałem. Ty jesteś właścicielem wszystkiego i możesz robić, co ci się żywnie podoba, ale kurwa telefon mogłeś odebrać — mruknął z chłodem, a Jungkook w ogóle nie mógł zrozumieć chłodu kuzyna. — To był bardzo ważny telefon, ale widać, że ty i Yoongi macie własne sprawy, albo inaczej... "Tajemnice" — zacytował ostatnie słowo.
— Nie będę ci się z niczego tłumaczył, Joon — rzekł z opanowaniem. — Poza tym powiedz, po co dzwoniłeś i co jest tak ważnego? — zapytał, oczekując na odpowiedź Namjoona.
— Dzwoniłem, bo z Taehyungiem coś się stało, ale najwidoczniej ty i twój sekretarz macie własne sprawy, które są ważniejsze od twojego męża — powiedział ze zdenerwowaniem w głosie, a Jungkook słysząc jego słowa, zacisnął w zdenerwowaniu dłoń.
— Nic nie jest ważniejszego od Taehyunga, więc nie sugeruj mi takich rzeczy! — podniósł zdenerwowany głos.
— Ja już sam nie wiem, co mogę ci teraz zarzucać, ale z pewnością jest to kłamstwo — rzekł, jak czuł.
— Lepiej mów, co się stało z Tae — westchnął ciężko.
— Skoro do tej pory tego nie wiesz, to znaczy, że w ogóle się nim nie interesowałeś. Jednak powiem ci tyle, że twoje poparcie w sprawie zatrudnienia Seunlee u Seokjina było ciosem dla Taehyunga. Takim ciosem, że chciał się zabić — oznajmił mu, a chłopak otworzył w zaskoczeniu oczy.
— Co ty mówisz? — zapytał, nie mogąc uwierzyć w jego słowa.
— To, co słyszysz. Jednak powiem ci drogi kuzynie, że jeśli kogoś kochamy i się z nim wiążemy, to trzeba przy tej osobie być i ją wspierać, a nie jeszcze dodawać zmartwień. Myślisz, że Taehyungowi nie jest ciężko, kiedy wiecznie cię nie ma?! — podniósł głos, a Jeon opuścił wzrok na swoją zaciśniętą dłoń. — To jeszcze mu kurwa dodajesz więcej zmartwień Seunlee, która jak na moje oko ani trochę się zmieniła, widząc, do czego prawie doszło. Gdzie ty masz rozum, Jungkook? Ty i Jin normalnie straciliście rozsądek i naiwnie wierzycie w jej zmianę — mówił zdenerwowany. — Jin jest zły na mnie, że zawsze bronię Tae, ale kiedyś coś ważnego mu obiecałem... a obiecałem mu, że nigdy go nie zdradzę i zawsze będę po jego stronie. Dlatego, jeśli chciał zrobić coś takiego, będę wypowiadał się w jego imieniu, nawet jeśli on mnie o to nie prosił — dodał.
— Rozumiem twoje zdenerwowaniu, Namjoon. Nie wiedziałem o niczym i pewnie masz rację, porozmawiam z Seunlee i...
— Nie kurwa! — podniósł głos. — Myślisz, że rozmową coś tutaj zdziałasz?! Zawsze chcesz postępować rozważnie, ale przy tych babach się nie da! Po prostu się nie da! — mówił, co na sercu mu siedziało. — Dziś Haran rzuciła w Taehyunga kamieniem, a potem co będzie? Może pójdziesz do nich na herbatkę porozmawiać, co mogą jeszcze potem zrobić? — zapytał ironicznie, a zdenerwowany Jungkook, przyłożył do czoła dłoń.
— Więc co sugerujesz, że mam zrobić? — zapytał.
— Ja niczego nie będę ci sugerował, bo wiem, że i tak masz wątpliwości oraz wierzysz w jakieś pogodzenie. Jednak jedyne czego chce to tego, żebyś w końcu przejrzał na oczy — powiedział wprost. — Poza tym, kiedy zamierzasz wracać? — zapytał.
— Jeszcze nie wiem — odpowiedział z ciężkością w głosie.
— To jest już druga sprawa, Jungkook. Nie dość, że cię wiecznie nie ma, to jeszcze wierzysz w odmianę Seunlee. Nie sądzisz, że powinieneś częściej być przy Taehyungu? On na pewno czuje się samotny, a tym bardziej, teraz kiedy nie jest mu lekko. Jeśli będziesz dalej go tak zbywał i kazał czekać, to nie zdziwię się, jeśli znajdzie sobie pocieszenie w kimś, kto będzie w stanie go uszczęśliwić, bo w tabeli spadasz z samego szczytu na samo dno — rzekł, naprawdę denerwując Jungkooka tymi słowami, przez co wstał od biurka.
— Jak śmiesz w ogóle mówić takie rzeczy?! — zapytał zdenerwowany. — Taehyung wie, że tutaj pracuje i dlatego mnie nie ma — dodał, idąc w stronę wyjścia.
— To przestań go w tę stronę popychać własnymi błędami. Skoro nie potrafisz go uszczęśliwić, a jedynie dodajesz więcej bólu, to osobiście uważam, że na niego nie zasługujesz — po tych słowach się rozłączył, a Jungkook przeklął głośno, czując się zezłoszczonym po usłyszeniu słów, które mogą okazać się prawdą.
~
Następnego dnia Taehyung wczesnym popołudniem uszykował się do wyjścia z nowo poznanym chłopakiem. Zszedł na dół, gdzie od razu udał się na patio, gdzie jego matka siedziała nad książką, a ojciec ostrzył w gniewie drewno, co było dość dziwnym widokiem.
— Dokądś wychodzisz? — zapytała kobieta, która dostrzegła przyglądającego się im syna.
— Na spotkanie z nowym kolegą — odpowiedział jej szczerze.
— Znamy go? — zapytała zmieszana.
— Raczej nie — pokręcił w zaprzeczeniu głową.
— No dobrze, ale tylko uważaj na siebie — rzekła, odkładając książkę, by zaraz podjeść do syna, patrząc z zatroskaniem na świeżo nałożony plaster na jego czole. — Jeszcze raz bardzo przepraszam cię za wczorajszą sytuację. To moja wina, że do tego doszło — rzekła ze współczuciem, a jasnowłosy ujął jej dłonie.
— A ja ci jeszcze raz powtarzam, że to nie jest twoja wina. To ci ludzie mają nie po kolei w głowie, a głównie pani Haran — rzekł z opanowaniem, nie chcąc, aby jego matka winiła się przez tą żałosną kobietę. — Ale nie wiem, co myśleć o ojcu.. Co on właściwie robi? — zapytał, spoglądając z niepewnością na ojca, który spojrzał na niego z pewnością w oczach.
— Szykuję ostrokół na te wiedźmy z kościoła — uśmiechnął się pewnie, wywołując śmiech u Taehyunga.
— Z pewnością nie spróbują tutaj przyjść — powiedział z rozbawieniem w głosie.
Taehyung pożegnał się rodzicami, po czym udał się na miasto, aby spotkać się z Yonseokiem. Dotarł pod kawiarnię, w której niegdyś często przebywał na rozmowach z Jiminem oraz Seokjinem. Zajął miejsce przy jednym stole w lokalu, gdzie zwrócony był plecami w stronę drzwi wyjściowych. Chłopak, oczekując na przyjście mężczyzny, spojrzał na wiszący zegar, chcąc jeszcze poczekać ze złożeniem zamówienia. Otworzył w zaskoczeniu swe oczy, gdy przed sobą ujrzał bukiet czerwonych róż.
Wyglądały naprawdę pięknie i świeżo, dlatego uśmiech od razu wkradł się na jego usta, po czym odwrócił się w stronę osoby, która wyszła do niego z takim słodkim gestem. Jednak osoba, która była właścicielem kwiatów, spowodowała, że uśmiech zszedł z jego ust, a pojawiło się u niego jedynie duże zaskoczenie.
— J-Jungkook?
~
No to Jungkook się pojawił^^
Co myślicie o nowej postaci Yonseoku? Wzbudził waszą sympatię, czy wręcz przeciwnie?
W piątek widzimy się w kolejnym rozdziale ^^
Zostawicie po sobie
Głosy i Komentarze
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top