ღJesteś Pokusąღ
Marzec
Jak za mgłą powracają chwile, których pamiętać się nie powinno, lecz wykłute jak kamienna rzeźba nie potrafią odejść bez wcześniejszego zburzenia. Takie zburzenie jest możliwe, gdy uda się wyrzeźbić nową stronę siebie, którą zaakceptujesz i pokochasz. Jednak pokochanie siebie jest najtrudniejszym etapem do szczęścia. Spójrz w lustro i powiedz sobie: Kocham cię. W ten przekonasz się, jak trudno jest przyznać miłość do samego siebie, jednak pokonując ten tor, będziesz w stanie przejść na następny etap. — Zmierzenia się z nienawiścią ludzi.
Marcowy dzień tygodnia, gdzie pełno uczniów tutejszej Seulskiej szkoły zmierzało do budynku, w którym rozpocząć mieli codzienną naukę. Biegnąca czwórka, która mijała zabudowanie liceum, przeszła przez wysoki płot, dzielący teren szkoły, by biegiem ruszyć w stronę zatłoczonych ulic, śmiejąc się w przepływie adrenaliny. Dwie dziewczyny i dwóch chłopców nie oglądało się za siebie, gdy w ten dzień postanowili opuścić zajęcia.
— Stać! — Jasnowłosy chłopak, trzymał na ramieniu swoją torbę, gdy razem z przyjaciółmi usłyszeli wołanie dyżurującego nauczyciela, stojącego za bramą. Jasnowłosy Jimin zerknął na ciemnowłosego Taehyunga, który szturchnął go w ramię, pośpieszając go tym samym.
— Nie oglądaj się za nim — powiedział, gdzie pobiegł za dziewczynami, a Jimin z szybko bijącym sercem pobiegł za przyjacielem.
— Nie oglądaj się za nim? Łatwo mu mówić.. Zobaczymy, jak jutro przyjdzie nam się z nim zmierzyć — burknął pod nosem, śpiesząc za przyjaciółmi, którzy wbiegli na opustoszałe uliczki, gdzie w końcu raczyli się zatrzymać. — To, co teraz robimy? — zapytał, spoglądając na całą trójkę.
— Skoro udało nam się wyjść za wagary, to trzeba to dobrze wykorzystać — odpowiedział z pewnością w głosie Taehyung, który widząc zdenerwowanie na twarzy Jimina, mimowolnie wywrócił oczami i położył swą dłoń na jego ramieniu. — Nie bądź cieniasem, Jimin. Jiran i Raeji tak nie pękają, jak ty — zauważył, a zdruzgotany Jimin założył swoje dłonie na biodrach.
— Ja się martwię o naszą przyszłość — rzekł na swoje usprawiedliwienie. — Znaczy się o to, co może nas spotkać jutro w szkole — dodał.
— Mam gdzieś tę szkołę, tego nauczyciela i wszystkich tych ludzi! — sarknął, krzyżując pod piersią ręce, a zaś Jimin przyłożył do swojego czoła dłoń.
— Ty tak mówisz, bo nie zależy ci na szkole, ale ja nie chce zawieść mojej mamy — westchnął. — Powiem Hoseokowi i cię opierzy za to, co robisz — pokręcił głową na boki.
— Śmiało — wzruszył ramionami.
— Chłopaki! Wszyscy zgodziliśmy się razem opuścić zajęcia, więc nie dramatyzujcie — wtrąciła się Jiran, spoglądając to na jednego to na drugiego.
— Zamiast prowadzić tę niepotrzebną konwersację, chodźmy na karaoke — dołączyła do niej Raeji, która śmiało chwyciła za dłoń Jiran, gdy dwójka patrzyła zawzięcie w swoje oczy.
— Dobra — powiedzieli równo, odwracając głowy w przeciwnym do siebie kierunku.
— Jesteście zabawni, kiedy nie podzielacie wspólnego zdania, ale naprawdę chodźmy już — powiedziała z rozbawieniem Jiran, która razem ze swoją partnerką Raeji ruszyły jako pierwsze w dobrze znanym im kierunku. Jimin postanowił ruszyć za nimi, jednak Taehyung spostrzegając znajomy samochód, zagryzł się na wnętrzu policzka, niepewnie przenosząc wzrok na oddalającą się trójkę.
— Tae-ssi, nie idziesz? — zawołał Jimin, który przystanął w miejscu, spoglądając w jego stronę.
— Zaraz do was dołączę — odpowiedział, a Jimin jedynie przytaknął w zrozumieniu głową i oddalił się od ciemnowłosego nastolatka, który powoli podszedł do znajomego pojazdu. Rozglądając się niepewnie, podszedł do drzwi, gdzie wsiadł do środka. Siedemnastolatek zajął miejsce na przednim siedzeniu, gdzie odwracając swoją twarz w stronę Youngjoona, otworzył szerzej swoje oczy, gdy ujął dłońmi jego policzki, przywierając wargami do jego ust. Powitanie starszego mężczyzny nie powinno go szokować, jednak wciąż był bardzo młody i nauczony uległości. Oddawał posłusznie jego pocałunki, nie chcąc sprzeciwiać się człowiekowi, który jako jedyny mu pomógł.
Odrywając się od ust nastolatka, mężczyzna pieścił go swoim gorącym oddechem, gdy Taehyung nieśmiało uniósł na niego swoje ciemne i kuszące oczy.
— Tęskniłeś za tatusiem? — zapytał, pieszcząc obuszkiem palca jego policzek, a chłopak pragnął więcej dotyku mężczyzny.
— Bardzo — odpowiedział, a jego policzki pokrywały się delikatnymi rumieńcami. — Czemu nie powiedziałeś, że wracasz? — zapytał.
— Miałem wiele spraw na głowie — odpowiedział. — Zresztą chciałbym, żebyś dziś przyszedł do mojego mieszkania. W końcu będziesz miał szansę wykazać się w tym, do czego cię przygotowałem — rzekł, patrząc z pewnością w oczach na chłopca, którego przez lata dobrze wychował.
— To coś ważnego? — zapytał zaintrygowany.
— Twoje najważniejsze zadanie, Taehyung — uśmiechnął się pewnie, lecz siedemnastolatek niepewny tego uśmiechu, opuścił swoje spojrzenie, wlepiając je w swoje dłonie. — Nie powinieneś być teraz na lekcjach? — uniósł brew.
— Powinienem, ale mam taki kaprys, że nie chce tam chodzić — oznajmił mu, wyprostowując się na siedzeniu, gdzie przeniósł swoje oczy w przednią szybę pojazdu. Youngjoon słysząc jego słowa, zaśmiał się pod nosem, gdzie swoją dłoń umieścił na głowie młodszego.
— Bądź egoistyczny i walcz o to, czego pragniesz, ale zawsze dla mnie — rzekł, patrząc w oczy chłopaka.
— Zawsze wszystko robię dla ciebie, tatusiu — zatrzepotał swoimi długimi rzęsami. — Jestem tylko tobie oddany i zawsze wierny.. Nauczyłeś mnie wszystkiego, więc cokolwiek mam zrobić, to zrobię to dla ciebie. Ty uratowałeś moje życie, a ja ci je powierzam — uśmiechnął się delikatnie.
~
Popołudniowe karaoke z przyjaciółmi Taehyung przesiedział niespokojnie, myśląc głęboko nad tym, jakie zadanie pragnie powierzyć mu Youngjoon. Nie chciał go pod żadnym względem zawieść, ponieważ był mu potrzebny jak dla ziemi woda, jak dla marzących płatki śniegu, jak deszcz dla smutku, jak powietrze dla życia. Youngjoon był dla niego wszystkim. Początkiem i końcem, nie mógł zawieść go, cokolwiek stanie mu na drodze.
Zamyślony patrzył w wyświetlony ekran z tekstem piosenki, do której w tej chwili Park Jimin śpiewał, lecz czuł się wyłączony w tym, co go otaczało, koncentrując swoją całą uwagę na słowach Youngjoona.
Po wspólnie spędzonym czasie, gdy niebo zaczynało się powoli ściemniać, on pożegnał się z przyjaciółmi i samotnie udał się do domu mężczyzny, który oczekiwał jego przybycia.
Wszedł swobodnie do mieszkania, do którego otrzymał dużo wcześniej klucze. Udał się do przestronnego salonu, którym paliło się światło. Pomieszczenie było ozdobione w jasnych odcieniach ścian, jak i mebli, lecz stojąca pośrodku sofa wyróżniała się ciemnozielonym odcieniem wraz z postawionym przed nią szklanym stolikiem. Youngjoon siedział na sofie, gdzie spokojnie pił kawę, a widząc go, automatycznie obdarzył go ciepłym uśmiechem, który od dnia ocalenia był dla niego najpiękniejszym widokiem prawdziwego zaufania, którym go obdarzył.
— Jesteś w końcu — powiedział z zadowoleniem, gdzie poklepał miejsce obok siebie, a siedemnastolatek niepewnie usiadł obok niego. — Dobrze się bawiłeś? — zapytał, a ciemnowłosy chłopak przytaknął głową. — Pamiętaj, aby się do nikogo nie przywiązywać, Taehyung. Potem utrata boli bardziej, a obdarzanie innych miłością, tylko cię zrani — wyjaśnił młodszemu, który słuchał jego słów, zawsze traktując je jak świętość.
— Tylko ciebie kocham, tatusiu — powiedział szczerze, gdzie obdarzył mężczyznę swoim spojrzeniem, w które intensywnie wpatrywał się mężczyzna. Jego dłoń spoczęła na policzku chłopaka, który niepewny tego intensywnego kontaktu wzrokowego, starał się nie odrywać od niego swoich oczu.
— Ja ciebie też tylko kocham, maluszku — odparł z pewnością w głosie. — Jesteś moją małą pokusą, która zrobi dla mnie wszystko. Ciężko jest się tobie oprzeć — wyznał, a policzki Taehyunga nieco się rozgrzały przez jego słowa.
— C-Co mam dla ciebie zrobić, tatusiu? — zapytał, a w oczach mężczyzny można było ujrzeć zdecydowanie.
— To jest dla mnie bardzo ważna sprawa, Taehyung. Tylko tobie mogę ją powierzyć — rzekł, wstając z sofy, gdzie wyciągnął dłoń do zmieszanego jego słowami chłopaka, który niepewnie chwycił za jego dłoń, by powstać i ruszyć za nim do niewielkiego przejścia, w który stało duże prostokątne lustro, od podłogi aż do sufitu. Obydwoje zatrzymali się przed lustrem, gdzie mogli ujrzeć swoje odbicia, a mężczyzna przyciągnął naprzód mniejszego, usadawiając swoje dłonie na jego wąskiej talii. Taehyung niespokojnie nabrał powietrza do płuc i niepewnie uniósł swoje oczy w odbicie mężczyzny za jego plecami, gdzie ujrzeć mógł jego szaleńcze spojrzenie, które sprawiało, że miękły mu kolana. — Nie bój się patrzeć w swoje odbicie, maluszku — wyszeptał do jego ucha, a Taehyung zamknął w słabości swoje powieki, gdy wyczuł na swojej szyi jego wilgotne usta. — Chciałbym, abyś dla mnie wykorzystał mojego brata — oznajmił, między mokrymi pocałunkami na słodkiej skórze Taehyunga, który otworzył swoje oczy, słysząc jego słowa.
— J-Jak wykorzystał? — zapytał niepewnie.
— Swoją piękną urodą, niewinnością, uległością, która przyciąga wszystkich do bram piekielnych — odpowiedział mu, spoglądając w oczy chłopaka w odbiciu lustra. — Pragnę, abyś dla mnie wyciągnął z niego wszystkie jego dobra. Oczaruj go sobą i spraw, że wyjdzie za ciebie i odda ci cały swój majątek — dodał z chytrością w oczach.
— A-Ale czy mi się uda zrobić coś takiego? — zapytał, będąc niepewnym tego, co ma uczynić. — Nie sprawię, że na mnie spojrzy — opuścił swoje spojrzenie, wlepiając je w podłogę, a Youngjoon pokręcił głową, gdzie ujął palcami jego podbródek i zmusić do spojrzenia w swoje odbicie.
— Nigdy w siebie nie wątp ani w to, że możesz zdobyć wszystko, wystarczy nie patrzeć na nic nieznaczące osoby i przejść po ogniu, podając pod swoje nogi ofiary, by posiąść wszystko — powiedział, a Taehyung słuchał go z uwagą.— Jesteś piękny i tą urodą możesz zdobyć wszystko, Taehyung.. Cały ty, a przede wszystkim twoje dzikie oczy są dla wielu mężczyzn prawdziwą pokusą. Ty cały, Jesteś Pokusą.
.
Taehyung podniósł się do siadu, oddychając niespokojnie, gdy do sypialni weszła jedna ze służących. Chłopak trzymał się w okolicy swojej piersi, pokręcając głową przez powracające wspomnienia.
— Zły sen? — zapytała sympatycznie kobieta, jasnowłosy podniósł na nią swoje oczy.
— Niestety, ale to wspomnienia. Lepszy byłby już zły sen od nich — odpowiedział i cicho westchnął. Zdjął z siebie okrycie, gdy kobieta postawiła na szafce tacę z jego śniadaniem. — Nie musiałaś się fatygować, żeby mi do łóżka podawać — zauważył, spoglądając na uśmiechniętą kobietę.
— Pan dziś tak długo spał, że postanowiłam zrobić dziś po mojemu — powiedziała na swoje usprawiedliwienie.
— A która jest już godzina? — zapytał zmieszany.
— Zbliża się trzynasta — odpowiedziała, a zaskoczony Taehyung uchylił swoje wargi, nie mogąc uwierzyć w to, że zmarnował cały poranek na spokojnym drzemaniu, gdy cały kurnik za domem czekał na niego.
— Mogłaś mnie obudzić wcześniej. Trzeba zająć się wszystkim i dopilnować pracowników — powiedział, wstając pośpiesznie z łóżka.
— Wybacz — zaśmiała się pod nosem, widząc, jak chłopak nieporadnie starał się ubrać. — Pan Jungkook dzwonił i kazał przekazać panu, aby wypoczywał i nie martwił się wszystkim — powiedziała z ciepłym uśmiechem na ustach, a Taehyung spojrzał na nią.
— Coś poza tym mówił? — zapytał zaciekawiony.
— Tylko że niedługo postara się wrócić — odpowiedziała, a na ustach chłopaka pojawiło się zawiedzenie, gdyż już długo nie widział męża. Jungkook od dwóch tygodni siedzi w stolicy i wraca na kilka dni, by potem ponownie wyjechać. Właściwie częściej go nie było, niż był, a tak przynajmniej było już od kilku miesięcy. Niby powinien zdążyć się, przyzwyczaić do takiego życia, jednak potrzebował przy sobie męża. Chciał być wyrozumiały i na początku myślał, że to takie chwilowe wyjazdy, lecz stały się one rutyną, a on pozostawał samotny w miasteczku. Tęsknił za obecnością Jungkooka, przy którym budził się każdego poranka, tęsknił za jego pocałunkami i ramionami, w których czuł się najlepiej.
— Zawsze tak mówi — szepnął, nie ukrywając swojego zawiedzenia. — Nie rozumiem, co on ma tam tak ważnego, że cały czas siedzi w stolicy i nie chce mnie ze sobą zabrać — powiedział, nieco rozżalony, gdy zakładał na siebie świeżą koszulę. — Chyba jestem tylko od tego, żeby zajmować się domem — westchnął, gdzie zaraz zniknął w łazience, przystając przed umywalką. Chwycił za swoją szczoteczkę do zębów, na którą nałożył pasty i zaczął w zdenerwowaniu szorować zęby.
— Niech się pan nie denerwuje. Pan Jungkook ciężko pracuje i tęskni za panem. Niedługo się zobaczycie — powiedziała pocieszająco kobieta, która przystanęła przy futrynie. — Wzięłam, już pragnie i wracam do moich obowiązków. Proszę się dziś nie denerwować. Pan doktor mówił, że ma pan tego unikać — dodała, po czym odeszła.
— Łatwo mu mówić — powiedział z pełną buzią piany, którą zaraz wypluł do zlewu. Opłukał swoje usta, by zaraz zająć się twarzą. Otarł ręcznikiem swoją twarz, by spojrzeć z rozgoryczeniem w swoje odbicie. — Jungkook jak ja cię.. — syknął, trzymając pięść przy swojej twarzy. — Dobra, ogarnij się i nie rób scen. On pracuje i też tęskni, tak jak ty za nim tęsknisz, bądź wyrozumiały — mówił do swojego odbicia, chcąc podnieść się na duchu. Jego psychiatra radził mu, aby próbował rozwiązywać wewnętrzny konflikt z samym sobą przed lustrem i o dziwo, jakoś to działało.
~
Taehyung zszedł na dół, gdzie z zawsze otwartego salonu usłyszeć mógł wyraźny dźwięk telewizora. Wykrzywił lekko swoje usta i przedostał się do środka, gdzie ujrzeć mógł na dużej kanapie swojego przyrodniego brata Jung Hoseoka, który dramatyzował przy oglądaniu oper mydlanych.
— Riccardo, jak możesz mi to robić?! Znaczy jej, ale też mi, bo jestem po jej stronie!— wykrzyczał zdruzgotany, gdy cały jego serialowy świat sypał się na jego oczach, a on jedynie mógł bezczynnie siedzieć przed telewizorem i przeklinać na głównego bohatera.
— Co ty tutaj robisz? — zapytał, zakładając dłonie na swoje biodra, gdzie przystanął przed telewizorem, zasłaniając bratu ekran.
— Brother.. Weź, się odsuń, tutaj się życie odgrywa! — podniósł desperacko głos, próbując coś dostrzec za stojącym chłopakiem.
— Hoseok, nie masz własnego telewizora w domu? — zapytał z niedowierzaniem w głosie, wiedząc, że ten zawsze każdego dnia musi przyjść do niego przeżywać kolejne losy jego ulubionych bohaterów, których z każdą nową operą mydlaną przybywało.
— Wasz jest idealny.. Czuję się, jakbym był w tym serialu — odpowiedział mu.
"Riccardo, to nie jest dziecko Jose.. To dziecko jest twoje" — dramatyczny koniec odcinka sprawił, że nawet Taehyung spojrzał na to z zaciekawieniem, gdy Hoseok zaczął głośno wiwatować.
— No moja Esperansa w końcu mu powiedziała prawdę! — wykrzyczał w radości, gdy jego głos mieszał się z piosenką, która kończyła cały odcinek, zostawiając widzów z niewiedzą. — No, ale jak teraz Riccardo na to zareaguje? — zapytał, wydając w niezadowoleniu dolną wargę. — To, takie sad — przyłożył do oczu dłoń, a Taehyung patrzył na niego z niedowierzaniem.
— Czy ty kiedyś przestaniesz to oglądać? — zapytał go.
— Nie ma opcji — odpowiedział z głupkowatym uśmiechem. — Zresztą mógłbyś ze mną oglądać. To przypomina nieco twoją historię z Seunlee — zaśmiał się, a zdenerwowany Taehyung nadymał policzki, by rzucić się z rękoma na starszego brata, który w ich szarpaninie położył go na kanapie, zaczynając łaskotać młodszego.
— Hobi, nie! — krzyknął przez śmiech, którego nie był w stanie powstrzymać. Starszy nie był litościwy dla swojego brother, chcąc go trochę podrażnić. Gdy Taehyung z trudem łapał oddech, a łzy zebrały się w kącikach jego oczu, odsunął od niego swoje dłonie.
— Dam ci spokój, kiedy zgodzisz się wyjść ze mną na miasto — zaproponował.
— Nie mam na to czasu — pokręcił lekko głową.
— Zawsze tak mówisz. Kiedy ty ostatnio wyszedłeś z tego domu, hm? — uniósł brew, a widząc, jak chłopak otwiera swoje usta, postanowił go wyprzedzić. — I wyjścia do matki i ojca się nie liczą! — wystawił w jego stronę palec wskazujący. — Nie liczę na odmowę — dodał, a Taehyung westchnął głęboko, widząc, że tym razem nie uda mu się spławić Hoseok.
— Okej. Możemy wyjść — zgodził się w końcu, zadowalając tym rudowłosego.
— Super. Dziś idę wieczorkiem na randkę i chciałbym trochę z tobą pogadać — powiedział podekscytowany. — Chciałbym z Jiminem, ale on jest od jakiegoś czasu nieswój — podrapał się po karku.
— A co mu się stało? — zapytał zdziwiony.
— To dość trudna sprawa. Kiedy Jimin będzie chciał, to ci powie — powiedział, wstając z kanapy, jednak to w ogóle nie uspokoiło Taehyunga, który przez słowa Hoseoka zaczął martwić się o przyjaciela, z którym tak rzadko się widuje. Mimo że mieszkają w tym samym miasteczku, to on osobiście nie był chętny do wspólnych wyjść, gdy miał tak wiele na głowie przy pilnowaniu całego gospodarstwa i spraw finansowych. Od kiedy Jungkook zaczął wyjeżdżać, jego relacje towarzyskie naprawdę się zmniejszyły.
— Chyba będę musiał w końcu się z nim zobaczyć — rzekł, wstając z kanapy. — A teraz chodźmy już na to miasto— podszedł do brata, który obdarzył go ciepłym uśmiechem. Obydwoje ruszyli do wyjścia, gdzie zatrzymali się przed drzwiami, gdy do środka wpadł zadyszany Namjoon wraz z jego małą córeczką Jaejin.
— O super, że cię zostałem, Taehyung — powiedział ucieszony Joon, który podał zmieszanemu Taehyungowi do ręki torbę. — Proszę zostań z Jaejin do wieczora. Razem z Jinem musimy jechać do sąsiedniego miasteczka i nie mamy z kim jej zostawić. To chyba nie będzie dla ciebie problem — dodał, patrząc desperacko w oczy Taehyunga.
— A-Ale ja..
— Dzięki. Wieczorem ją odbierzemy — nie dał mu dokończyć, gdyż szybko opuścił dom, zostawiając dwójkę w osłupieniu.
— Nie umiem się dzieckiem zajmować — dokończył szeptem, po czym spojrzał na starszego brata. — Ty ją weź — rzekł, chcąc wcisnąć mu do ręki torbę z rzeczami dziewczynki.
— Ja? Nie ma mowy, mam randkę — rzekł, odpychając od siebie torbę, którą zaczęli się wymieniać na przemian, gdy dziewczynka przyglądała się ich niedorzecznemu zachowaniu. Zacisnęła swoje usta i nadepnęła jednemu i drugiemu na stopy, wywołując u nich nieprzyjemny odgłos bólu.
— Mój palec — syknął Kim.
— Mój mini, pyci.. dzidek — Hobi złapał się za małego palca, mając w kącikach oczu łzy, po czym obydwoje spojrzeli na roześmianą dziewczynkę.
— Któryś z wujków musi się mną zająć, ale przed tym trzeba było was otrząsnąć — wytłumaczyła, gdzie z radością chwyciła za dłoń Taehyunga. — Osobiście to wybieram cię wujku Tae, bo na wszystko pozwalasz, w przeciwieństwie do wujka Hobiego, który każe zawsze coś robić — uśmiechała się od ucha do ucha, gdy dwójka braci wymieniła się krótkimi spojrzeniami. To była prawda, Taehyung pozwalał Jaejin robić co chce, bo osobiście nie miał pojęcia ani ręki do dzieci. Owszem lubił je, ale nie nadawał się opieki nad nimi, gdyż zbyt dobrze wykorzystywały jego niewiedzę.
— Nie mam wyjścia — westchnął, odstawiając torbę z jej rzeczami. — Chodźmy na miasto i na jakieś lody — uśmiechnął się do dziewczynki, która ucieszyła się tą propozycją.
Całą trójką udali się na miasto, gdzie Jaejin szła cały czas przy Taehyungu, nie zamierzając puszczać jego dłoni. Zadowolona trzymała w swojej wolnej dłoni kupionego loda, gdy Hoseok i Taehyung rozmawiali, przechadzając się po parku. Przechodząc obok przyjaciółek pani Haran, Taehyung zauważyć mógł, jak szepczą do siebie, najprawdopodobniej o jego obecności w miasteczku, jednak trudno było mu znieść ich nieprzyjemne spojrzenia, które okazywały mu pogardę i lęk.
Hoseok zauważając u młodszego smutek, spojrzał w stronę, gdzie patrzyły jego oczy i zrozumiał skąd wziął się nagły smutek u jego brother.
— Nie przejmuj się nimi. Nie są warte twojej uwagi — powiedział pocieszająco, lecz to wcale nie uspokoiło Taehyunga.
— Minęło już trochę.. i nic się nie zmieniło. Wciąż czuję się jak intruz w tym miejscu — westchnął ciężko, a rudowłosy pokręcił głową, nie chcąc, aby Taehyung przejmował się nieprzyjemnymi ludźmi w tym miasteczku.
— Z pewnością jeszcze długo się do ciebie nie przekonają, dlatego nie warto się nimi przejmować — położył swoją dłoń na ramieniu młodszego, który spojrzał niepewnie w jego oczy.
— Kiedy nie ma Jungkooka ciężko mi samemu wyjść z domu. Wolę unikać styczności z tymi ludźmi — wyznał bratu.
— Tęsknisz za nim, ale musisz też sam sobie radzić. Twój psychiatra powiedział wyraźnie, że nie masz się izolować, a wychodzić do ludzi. Wiem, że po tym, co się stało, jest ci ciężko, ale musisz w końcu zapomnieć o tym — rzekł pocieszająco, a Taehyung uśmiechnął się słabo.
— Gdyby to było takie łatwe.. Poczucie winy i wspomnienia mnie nie opuszczają, a jeszcze zaczynam się denerwować wyjazdami Jungkooka — powiedział niespokojnie.
— Nie mów, że myślisz o zdradach, jak Jimin — pokręcił w niedowierzaniu głową, a jasnowłosy spojrzał na niego ze zmieszaniem w oczach.
— Zdradzie? — uniósł brwi. — Nie, nie myślałem o czymś takim. Ufam Jungkookowi — powiedział z pewnością w głosie.
— To dobrze — uśmiechnął się.
— A.. Jimin ma jakieś podejrzenia? — zapytał dyskretnie, a Hoseok uchylił swoje usta, chcąc mu odpowiedzieć, jednak widok stojącej na drodze Seunlee, która patrzyła z szaleństwem w oczach na Taehyunga i małą dziewczynkę trzymającą jego dłoń spowodowało, że rudowłosy chłopak zmarszczył automatycznie brwi.
— Zbliżają się kłopoty — szepnął w stronę brata, który słysząc jego słowa, spojrzał w stronę gdzie stała Seunlee. Zagryzł się automatycznie na wnętrzu policzka, nie ciesząc się ani trochę na jej widok. Wystarczyło mu już to, że musiał naoglądać się jej w święta. Dziewczyna podeszła do nich, gdzie unosiła się wyższością przed Taehyungiem, który mimowolnie zmierzył ją od stóp do głów.
— Wstydziłbyś się pokazywać z jakimkolwiek bachorem w tym miasteczku, dzieciobójco! — warknęła ostro, nie siląc się już na miłą i ogarniętą przed osobą, którą całym sercem gardziła.
— Widzę, że w Wietnamie mózgu ci nie wymienili, a szkoda — wysilił się na uśmiech Taehyung.
— Nie bądź śmieszny. Może ze mną wygrałeś ostatnim razem, ale wojnę wygram ja — ostrzegła go, a rozbawiony Taehyung roześmiał się, czego nie uczynił Hoseok, który patrzył na nią wrogo.
— Jesteś zabawna, Seunlee. Po tym wszystkim wciąż myślisz, że coś wskórasz, jednak na marne będą twoje próby, bo każdy wie jaką suką jesteś — warknął w jej stronę, gdy obydwoje patrzyli z zawziętością w swoje oczy.
— Cokolwiek — prychała, po czym podeszła do niego, gdzie wyrwała rączkę Jaejin od dłoni Taehyunga sprawiając, że dziewczynka zapłakała w strachu przed tym, co robiła Seunlee. — Nie masz prawa na moich oczach pokazywać się z dzieckiem po tym, jak moje zabiłeś! — wysyczała z jadem w głosie, gdzie trzymała przy sobie Jaejin.
— Zostaw ją — Taehyung spojrzał niepewnie na płaczącą dziewczynkę, która chciała się jej wyrwać, gdy najwidoczniej on był winien tej całej sytuacji pokazując się z dzieckiem na oczach urażonej Seunlee. — To nie jest moje dziecko, a Seokjina. Straszysz ją — rzekł, podchodząc niepewnie do rozdrażnionej dziewczyny, która niepewnie spojrzała na płaczącą Jaejin, gdzie biorąc głęboki wdech i wydech, puściła ją. Przerażona Jaejin podbiegła do Hoseoka, który przygarnął ją do siebie, nie mogąc uwierzyć w to, co zrobiła Seunlee.
— Lecz się. Wystraszyłaś dziecko bądź z siebie dumna — pokręcił w niedowierzaniu głową Hoseok.
— Nigdy nie pozwolę temu prostakowi posiadać żadnego dziecka. Zresztą wszyscy w miasteczku od dłuższego czasu mówią tylko o tym, że Jungkook nie chciałby żadnych z tobą wychowywać, a tym bardziej trwać przy tobie w wierności, żałosna pokuso wszystkich mężczyzn.
~
Wybaczcie za problem z tym rozdziałem, ale nie mam wpływu na to, że poprzednio 3/4 części się usunęło. Wstawiłam na nowo i mam nadzieję, że teraz już z nami tekst pozostanie ^^
Widzimy się w piątek!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top