Wstęp (jak zawsze)
To opowiadanie jest... dziwne. I w zasadzie śmieszne. Koncept jest durny, ale dokładnie dlatego zdecydowałem się go pociągnąć. Akcja dzieje się w moim mieście, bohaterka chodzi do mojej szkoły, pierwsze zdanie opisu pochodzi z kampanii reklamowej Muzeum Bursztynu, nawet niektóre standy zostały niedyskretnie ochrzczone po ulicach. No i... na tym podobieństwa się kończą, bo to nie jest praca typu self insert. Bardziej... półkontrolowana erupcja kreatywności skierowana na własne podwórko. Często można się w różnych miejscach natknąć na poradę, żeby pisać o tym, co się zna. No więc...
P r o s z ę b a r d z o. xD
To jest też chyba moje pierwsze opowiadanie, które można bezboleśnie przeczytać bez ŻADNEJ wiedzy o oryginale – a to dlatego, że jest od niego całkowicie odklejone. Nie jestem nawet w stanie określić, w jakim uniwersum dzieje się akcja – czy w tym pierwszym, czy tym z partów 7-8, czy może zupełnie nowym. Dlatego jeżeli dla kogoś „jojo" kojarzy się głównie z szybko kręcącą się zabawką na sznurku, to może po prostu potraktować tę pracę jak głupią młodzieżówkę z mocami. Odbiór powinien być taki sam.
To nie znaczy oczywiście, że zaniedbałem fanów oryginału. Jojo nawiązaniami stoi, więc w hołdzie dla tego fascynującego ekosystemu inspiracji umieściłem w tekście mrugnięcie okiem dla każdej z ośmiu części. Niektóre są oczywiste, a niektóre specyficzne. Jeżeli ktoś chce mieć dodatkową frajdę z tekstu, to polecam powczytywać się między wiersze. Kiedy praca będzie już skończona, pewnie dodam na końcu „odpowiedzi" czy jak to nazwać.
Parę ogólnych informacji na sam początek, żeby później nikt nie poczuł się rozczarowany: to nie będzie długa praca. Prawdopodobnie również nikt w niej nie zginie. Ton opowieści będzie raczej nieporównywalnie lżejszy od tego, do którego mógł kogoś przyzwyczaić oryginał. No bo... to ma właśnie być takie opowiadanie. Lekkie. Trochę głupie, trochę przesadzone.
Jeszcze jedna sprawa: jeżeli ktoś jest ze mną już dłużej, to pewnie wie, że jestem fanem rysunków jako okładki i często męczę o nie dupsko osobom zdolniejszym ode mnie, kiedy zachce mi się coś opublikować. Tym razem musiała się ze mną użerać przefajna i przecudowna IwakitoYang. Zdaję sobie sprawę, że ten zasrany portal pewnie zmasakruje jakość bardziej niż Giorno pana czekoladę, ale chciałbym, żeby każdy poświęcił chwilę na docenienie tego cuda, ponieważ cudo jest to niewątpliwe.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top