1. Urodziny
Selainę wyrwał ze snu dźwięk telefonu. Mruknęła zirytowana i podniosła się z łóżka, by odebrać.
- Kim jesteś, duszo nieczysta, by przerywać mi spokojny sen?
Usłyszała śmiech po drugiej stronie i mruknęła:
- Kathrin to, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką nie daje ci uprawnień do tego, żeby budzić mnie o tak nieludzkich porach. Dobrze wiesz, że położyłam się wczoraj później spać, bo czytałam.
- Uuu, nie ,,Kitty''? Widzę, że robi się poważnie. Daj spokój, tyle razy czytałaś już ,,Hobbita''. Dobra, ja dzwonię w zupełnie innej sprawie. Z samego rana wyszłam na miasto ogarnąć różne rzeczy i jak coś, to śniadanie masz w kuchni. Ja chcę się tylko upewnić, że nie zapomniałaś o naszych wieczornych planach. W końcu nie codziennie kończy się dwadzieścia cztery lata!
- Każde urodziny obchodzi się tylko raz, wariatko. I nie, nie zapomniałam. Tylko proszę, nie zamawiaj żadnych striptizów! To, że nie zaprosiłaś tam Tony' go, nie daje ci uprawnień, by bawić się tak jak na wieczorach panieńskich.
Prychnięcie po drugiej stronie.
- Twój chłoptaś powinien trochę wyluzować, będziemy tylko my. Dobra, ja muszę kończyć, najlepsza impreza w mieście nie zrobi się sama!
Dziewczyna pokręciła głową z uśmiechem i rozłączyła połączenie. Może i Kathrin była zdrowo szurnięta, ale nie wymieniłaby tej wariatki na nikogo innego. Czasem nawet nie dziwiła się swojemu chłopakowi, że był zazdrosny o jej przyjaciółkę.
Ociągając się nieco ostatecznie weszła do łazienki i stanęła przed lustrem, by doprowadzić się do porządku. Jej białe falowane włosy, sięgające prawie połowy pleców opadały na ramiona. Wiele osób często żartowało, że gdyby nie wzrost, to byłaby dzieckiem elfa i nie ma się co dziwić. Los obdarzył ją dość niskim wzrostem (czego jej przyjaciółka nie dawała zapomnieć), nienaturalnie fioletowymi oczami oraz naprawdę niezwykłą urodą.
To jednak nie była jedyna anomalia jaką w sobie odkryła. Już jako dziecko panowała nad czterema żywiołami, o czym wiedziała tylko Kitty. Zawsze przerażało ją jej życie i zdolności, ale po tylu latach nauczyła się z tym żyć.
Rozczesała włosy, przykryła niewielkie cienie pod oczami, ubrała wygodne spodnie i koszulkę z krótkim rękawem, przewiązując bluzę w pasie. Dopiero później zorientowała się, że w jej kieszeni znajdował się aparat, którego nie miała już gdzie odłożyć.
Udała się do kuchni, gdzie zjadła kanapki naszykowane przez współlokatorkę, ubrała buty i upewniła się, że na szyi ma naszyjnik, a nadgarstek jak zawsze oplata bransoletka. Nie pamiętała skąd ją miała, ale towarzyszyła jej od zawsze i czuła się z nią bezpieczniej, gdziekolwiek by nie była.
Wzięła do ręki kołczan z łukiem i strzałami, a także dwa sztylety i zamykając dom na klucz, zmierzała w stronę parku, by trochę potrenować.
Wiele osób uważało, że miała bardzo dziwne zainteresowania jak na osobę w tych czasach, ale ona po prostu była sobą. Zakochała się w tej broni równie mocno jak w świecie stworzonym przez Tolkiena i konsekwentnie realizowała swoją pasję. Uczyła się walczyć i strzelać z łuku odkąd skończyła piętnaście lat i była z siebie naprawdę dumna. Niekiedy udawało jej się nawet trafiać w cel, nie patrząc na niego zbyt dokładnie.
Ze sztyletami sprawa była trochę bardziej skomplikowana, bo nikt nie chciał jej uczyć posługiwania się tą bronią, a rodzice stanowczo zabraniali jej samego posiadania tak niebezpiecznych narzędzi. Stąd też zdobyła je dopiero po ukończeniu pełnoletności, a z braku nauczyciela, uczyć musiała się sama z filmów czy książek. Nie szło jej to zbyt dobrze, ale nie zniechęcała się. W końcu praktyka czyni mistrzem.
Wyrwała się z rozmyślań, gdy zobaczyła, że dotarła na miejsce. Znajdowała się w parku mało uczęszczanym przez ludzi, więc nie stanowiła zagrożenia, a to dużo ułatwiało, gdy nie musiała uważać na innych. Jak zawsze trenowała około trzy godziny, po czym spakowała wszystko i zaczęła się rozciągać. Gdy skończyła przewiesiła aparat przez szyję, chwyciła broń i zamierzała sięgnąć po bluzę, nie zdążyła jednak tego zrobić. Poczuła się dziwnie. Zaczęło jej się kręcić w głowie, lekko zakłuło ją serce, a świat wokół niej zawirował. Drżącymi dłońmi zaczęła wybierać numer do przyjaciółki, ale nim zdążyła usłyszeć choćby drugi sygnał, pochłonęła ją ciemność i runęła na trawę. O jej obecności w tamtym miejscu stanowiła jedynie bluza przewieszona przez jedną z gałęzi drzewa...
Krótki, bo muszę uciekać do pracy, mam nadzieję, że przetrwam. Kolejny wpadnie pewnie do końca tygodnia, ale nie jestem w stanie określić dokładnego dnia. Zostawiam was z tym i pijcie dużo wody!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top