Wasting Patience
Znów przyszła za wcześnie. Korytarz świecił pustkami, więc rozsiadła się na podłodze.
Wyjęła bordowy notes i pogładziła jego okładkę dłonią. Od felernej rozmowy z McGonagall minęły dwa dni, a jej złość już częściowo wyparowała. W jej sercu został jednak trwały ślad, który prawdopodobnie nie pozwoli jej już nigdy zaufać Regulusowi ponownie.
Postanowiła odsunąć urazę na bok i spróbować znów napisać do chłopaka. Mimo wszystko był jej jedynym przyjacielem w Hogwarcie i nie chciała go stracić.
Witaj.
Cześć.
On jakby czekał na wiadomość z jej strony. Na pewno zaplanował to od początku. Domyślił się, że ona obrazi się na niego, ale szybko ochłonie i pozwoli mu dojść do słowa. Potrzebowała tylko trochę czasu.
Gniewasz się na mnie?
Już nie. To nie ma sensu.
Nie była dumną osobą ani nie miała dobrej reputacji, przez co zapomniała o jego zachowaniu bez zbędnych ceregieli. Miała już dosyć dąsania się. Regulus był dla niej bardzo ważny.
Cieszę się. Zrobiłem to, co uważałem za słuszne.
Znów ta sama śpiewka, którą słyszała już tyle razy. Ochota na wysłuchiwanie takich tłumaczeń nigdy nawet nie istniała. Ale w tej sytuacji kłótnia nie była najlepszym pomysłem.
Możemy przemilczeć ten temat?
Najprostszy sposób to ucieczka od problemu. Zawsze się sprawdza.
Jasne, nie ma sprawy.
Podniosła głowę, gdy rozległy się kroki. W jej stronę zmierzał roześmiany Slughorn i jego świta składająca się z kilkunastu uczniów.
Wybacz, ale muszę kończyć. Mam jakieś spotkanie Klubu Robaka czy jakoś tak.
Ze Slughornem? Życzę powodzenia.
A tak swoją drogą. Jak on to robi, że zawsze jest taki wesoły i pełny energii?
Uczy eliksirów. Na pewno rano nalewa do kawy całą fiolkę Felix Felicis.
Albo może po prostu zamiast kawy pije piwo kremowe.
Uśmiechnęła się. Jej własny żart niemal ją rozbawił. Zwykle nie była skora do opowiadania kawałów, i to jeszcze o nauczycielach.
– Panienka Wetherby! – ropuch zauważył ją i doskoczył do niej jedynym susem. – Wejdź do środka. Zaraz rozpoczniemy spotkanie.
▪▪▪
Nie brakowało ciastek, czekoladowych żab i owocowej herbaty. Wręcz przeciwnie, wszystkiego było aż nadto.
Ruby czuła się trochę przytłoczona tym nadmiarem. Oczywiście nie mogła narzekać na niezwykle miękkie herbatniki, ale po zjedzeniu dwóch miała już zupełnie dość.
– Tak więc twoja matka tam pracowała? – Slughorn zadawał poszczególnym osobom pytania, zajadając się eklerkiem. Już po chwili słuchania tych konwersacji można było zauważyć, że nie pyta tego z czystej ciekawości. Interesowały go tylko fakty o prestiżowej pracy czy dalekich wyjazdach rodziców. Szukał znajomości, które mógłby w przyszłości wykorzystać. Tylko na tym mu zależało.
Marlena, Dorcas i Lily świetnie się bawiły, chichocząc w kierunku profesora. Co nuż wtrącały coś od siebie, aby pozostać w centrum uwagi.
Snape jakby się zawiesił. Nie ruszał się ani o milimetr, Ruby mogłaby przysiąc, że nie widzi ruchu klatki piersiowej przy oddychaniu. Utkwił ciemne oczy w leżącym przed nim cieście, a twarz schował za przydługawymi włosami. On też chyba nie miał uciechy z tego spotkania.
Na szczęście uczniów było zbyt dużo, aby Horacy mógł przepytać każdego z zebranych o pochodzenie czy rodzinę. Ruby znalazła się w gronie niezapytanych jeszcze o to osób, za co dziękowała w duchu. Nie miała zamiaru zwierzać się mężczyźnie ze swoich spraw osobistych. Gdyby wiedziała o prawdziwym celu tego zebrania, nie przychodziłaby w ogóle.
Przeklinała w głowie za stracone dwie godziny, które mogłaby przeznaczyć na naukę do egzaminów. Postanowiła, że już więcej nie pojawi się na spotkaniu Klubu Ślimaka. Sądziła, że to zupełnie bezużyteczne. Myliła się.
🌟
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top