Turning Point

Można było powiedzieć, że mecz Gryfonów z Krukonami bardzo szybko odszedł w niepamięć.

O tyle o ile każde pojedyńcze zwycięstwo zawodnicy z domu Godryka hucznie świętowali, o tyle tym razem postanowili odpuścić sobie wielką imprezę. Ta poprzednia nie skończyła się najlepiej, nie dało się o tym zapomnieć. Może gdyby nie miała ona miejsca, Henry wciąż by żył.

Na poprzednich eliksirach Slughorn z widocznym niezadowoleniem zapowiedział kolejne spotkanie Klubu Ślimaka. Odkąd do tego stowarzyszenia z buciorami wparowała Bernadette, Horacy czerpał coraz mniejszą przyjemność z prowadzenia tych zebrań.

Jak wiadomo, Ruby z całego serca nienawidziła tego nietolerancyjnego klubu. Chodziła z przymusu, czasem wywijając się w jakiś sposób. Tym razem jednak postanowiła przyjść bez narzekania. Skoro będzie tam Bernadette, będzie Slughorn, to może tej podłej kobiecie wymsknie się coś, co mogłoby połączyć ją ze śmiercią Henry'ego. Musiała znaleźć jakiś dowód.

McGonagall od owej rozmowy w gabinecie dyrektora zdawała się usilnie unikać Remusa i Ruby. Nie patrzyła nawet na nich na transmutacji, jakby udając że oni w ogóle nie istnieją. A więc pozostawała lojalna swojej znajomej i postanowiła nie uwierzyć słabej, pokrzywdzonej uczennicy. Trzeba więc było wziąć sprawy w swoje ręce.

Liczyła, że po raz kolejny jej się poszczęści i usłyszy jakąś ciekawą rozmowę dwóch nauczycieli przed samym spotkaniem, ale niestety. Slughorn i Bernadette nie zamienili ze sobą ani słowa. Horacy wyglądał na poirytowanego. Zapewne miał już tego wszystkiego dość.

– Witajcie, witajcie – nauczycielka stała w drzwiach i fałszywie uśmiechała się do nastolatków.

Przez swoją dosyć potężną posturę zajmowała większość przejścia, więc aby znaleźć się w sali należało się przecisnąć. Ruby w duchu podziękowała Merlinowi za swój niski wzrost. Najbardziej w świecie bała się dotknąć tej nietoperzycy, nawet jeśli byłoby to przypadkiem.

Uczniowie się zbierali, zajmując miejsca naokoło dużego stołu. Blondynka usiadła na przypadkowym krześle bardziej z rogu, licząc że tutaj będzie bezpieczna.

– Ruby.

Na krótką chwilę jej serce stanęło, lecz zaraz wróciło do normy. Chyba przez swoje zamyślenie wystraszyła się stojącej za nią osoby. Teraz była już wyczulona na takie zagrania.

Remus usiadł na krześle obok niej.

– W porządku? – zapytał troskliwie, patrząc na nią z lekkim uśmiechem.

– Dobra, wszyscy, już cicho. – zarządziła groźnie Bernadette. Nikt nie odważył się odezwać.

Kobieta założyła ręce na piersi. Dzisiaj wyglądała jeszcze upiorniej niż zwykle przez mocny makijaż oka. Mogła startować w konkursie na najlepszego stracha na wróble.

– Dobra. Koniec pogaduszek i bzdetów. Dzisiaj opowiem wam o świętej ideologii, która jest jedyną właściwą i godną. Każdy jej zwolennik to porządny, szanujący się czarodziej. Nie ma miejsca dla ślamazar, maminsynków i szlam. To coś tylko dla prawdziwych, poważnych osób.

Uczniowie słuchali uważnie. Niektórzy wyglądali na zszokowanych, a niektórzy – o zgrozo – na zaciekawionych. Ruby z przerażeniem patrzyła po twarzach swoich kolegów i koleżanek. Miała wielką nadzieję, że nikt nie weźmie tych bzdur na poważnie.

– Świat powinnien leżeć w naszych rękach i do tego dążymy. Najważniejszym celem jest oczyszczenie rasy czarodziejów. Szlamy nie są nic warte i powinny być traktowane na równi z mugolami. – ciągnęła Bernadette, spacerując po pomieszczeniu. – Jedyną słuszną decyzją czarodzieja jest wybór strony wygranych. Jeżeli komuś coś nie odpowiada, może w tej chwili opuścić tą salę.

Nikt nawet się nie poruszył.

– Na tym świecie jest tylko jeden człowiek, który jest godny dzierżenia władzy nad wszystkim. Czarny Pan.

Blondynka wstrzymała oddech. Ten monolog nie zmierzał w dobrym kierunku.

– Jesteście już prawie dorośli, możecie już za siebie decydować. A decyzja jest prosta: czy stajecie po stronie dumnych zwycięzców czy zgorzkniałych przegranych? Czy chcecie zajmować się poważnymi zadanami na miarę dobra ludzkości czy nudzić się nad jakimiś papierami w Ministerstwie Magii?

Na twarz Bernadette wkradł się posępny uśmieszek. Siedzący na krześle Slughorn spuścił głowę i nie wyglądał na zachwyconego słowami kobiety. Jego twarz zdradzała strach. Najpewniej został zmuszony do przebywania tutaj i trzymania buzi na kłódkę.

– Przyszedł wasz czas. – kontynuowała nauczycielka, nie zaprzestając swojego spaceru po pomieszczeniu. – Wybierzcie mądrze lub żałujcie do końca swojego życia.

Urwała, rozglądając się po uczniach. Pewnie ciekawiło ją, czy zrobiła na nich wrażenie. W większości jej się to udało – część dziewczyn zdawała się nieco speszona lub zaskoczona, chłopcy wydawali się spięci. Devall siała strach wśród młodzieży, bo wszyscy siedzieli jak na szpilkach.

– Możecie już iść. – zakończyła chłodno i bez pożegnania wyszła na korytarz.

Od razu rozpoczęły się rozmowy, szepty i słowa oburzenia lub zaciekawienia. Niektórych zainteresowała opowiedziana przez Bernadette ideologia, niektórzy podchodzili do niej z dystansem.

– Tu na pewno nie chodzi o nic dobrego – stwierdził rzeczowo Remus. – Oby nikt nie połknął haczyka. Ona tylko na to czeka.

Niestety, część członków Klubu Ślimaka wyraziła swoje zainteresowanie wykładem nauczycielki i z racji tego że Devall się ulotniła, zasypywali pytaniami biednego Horacego.

– A opowie nam pan profesor coś więcej?

– Na czym właściwie to polega?

– Chcę wiedzieć coś więcej o Czarnym Panu.

Slughorn przetarł czoło i westchnął. Chyba nie miał do tego wszystkiego siły.

– Proszę zaczekać z pytaniami do następnego spotkania, wtedy zadacie je pani profesor.

Zrezygnowana młodzież powoli wychodziła z klasy, widząc, że od nauczyciela nie uzyskają więcej informacji.

Za nimi podążyła z wolna także Ruby, wciąż zszokowana tym, co właśnie usłyszała. Jakieś fakty o Czarnym Panu kilka razy obiły jej się o uszy, ale to było już coś poważniejszego. Bernadette chciała przekabacić nastolatków na swoją stronę. Z pewnością należała do zwolenników tego czarodzieja i trafiła do tej szkoły nie przez przypadek.

Uświadomienie sobie tego wywołało u Gryfonki silny ból głowy. Oczywiście, od miesięcy podejrzewała, że jej terapeutka coś ukrywa, ale chyba nie wpadłaby na to, że jest jedynie wysłanniczką kogoś innego i ma za zadanie żerować na nieletnich...

Ruby czym prędzej pobiegła do wieży, po drodze niemal nie wpadając na Marlenę, i niemal rzuciła się na swoją szafkę nocną. Szybko wydobyła z niej pergamin i pióro.

Rodzice,

Mam do Was wielką prośbę. Czy możecie napisać coś więcej o Czarnym Panu? Jedna z nauczycielek o nim opowiadała i nie zapowiada się na nic dobrego. Poza tym czy wszystko u Was w porządku?

Buziaki,
R.

Jej list wyszedł dosyć chaotycznie, w dodatku został zapisany na kolanie, ale to się w tamtym momencie nie liczyło. Potrzebowała jakichkolwiek informacji jak najszybciej.

Kim właściwie był ów Czarny Pan, tak słynny i tajemniczy? Jaki był jego cel, czego naprawdę pragnął? I czy cały Hogwart był teraz w wielkim niebezpieczeństwie?

🌟

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top