I'll Be Fine
Gdy powoli rozchyliła powieki, od razu oślepiło ją przenikliwe światło. Wydało jej się ono znajome.
– Panienka Wetherby, dobrze że już się panienka obudziła. – odezwał się jakiś przyjazny głos.
Zaspana blondynka rozejrzała się wokół, leniwie przecierając oczy. Zupełnie nie pamiętała co się stało ani co właściwie tutaj robi. Głowa pulsowała jej z bólu.
– Panienka zemdlała. Znajdujemy się w Skrzydle Szpitalnym. – poinformowała ją szczupła pielęgniarka.
No tak, Skrzydło Szpitalne. Miejsce, do którego wolała już nie wracać. Nie była tutaj od bodajże września, ale niewiele się zmieniło. Nadal pachniało tutaj jakimiś medykamentami, a łóżka i ściany nadal były tak śnieżnobiałe jak wcześniej.
Ruby z trudem podniosła się do pozycji siedzącej.
– Tylko ostrożnie – zaleciła jej pielęgniarka, pomagając jej usiąść. – Jest panienka bardzo osłabiona, radzę się nie nadwyrężać. Powinnaś nabrać sił, ponieważ jutro... – kobieta zawahała się – Jutro odbędzie się pogrzeb Henry'ego.
Blondynka popatrzyła na nią z przerażeniem.
Nagle wszystkie wspomnienia do niej wróciły. Rozmowa Bernadette i Slughorna. Szatnia przed treningiem. Więc to nie był sen, to działo się naprawdę. Henry nie żył.
Poczuła, że jej ciało zaczyna się trząść, a ona sama traci oddech. W jej oczach momentalnie pojawiły się łzy.
Przerażona pielęgniarka natychmiast do niej podbiegła.
Dziewczyna popatrzyła na nią po raz kolejny, jakby czekając aż kobieta powie że to wszystko jest żart. Nie mogła w to uwierzyć, Henry nie mógł być martwy. Nie zasłużył na to.
– Panienko Ruby...
Głos pielęgniarki rozmył się, a jej wykrzywiona w strachu twarz zniknęła z pola widzenia. Ruby opadła na poduszkę bez sił.
▪︎▪︎▪︎
Przed zamkiem zebrał się spory tłum. Słońce przygrzewało zgromadzonych, a lekki wiosenny wietrzyk dawał ukojenie w tak upalny dzień jak dziś. Nikt jednak nie rozkoszował się piękną pogodą.
Od przeszło dwudziestu czterech godzin Hogwart był pogrążony w żałobie i goryczy. Ucichły rozmowy na korytarzach, uczniowie nie śmiali się już tak często. Wszystkich oblało niedowierzanie i żal.
Teraz więc prawie całość uczniów tej szkoły postanowiła oddać honor zmarłemu poprzez udział w jego pogrzebie.
– Henry Britt zawsze się uśmiechał, zarażał wszystkich optymizmem... – opowiadał jeden z bliższych przyjaciół chłopaka, a reszta uważnie słuchała.
– Dacie wiarę że to naprawdę się wydarzyło? Ktoś został zamordowany – szepnęła Lily, obgryzając ze stresu pomalowane na czerwono paznokcie. Wyjątkowo nie zarywała do Pottera, który stał niedaleko, pewnie ze względu na okoliczności. Więc jednak miała trochę wstydu.
Ruby stała tuż obok, oparta o ramię Marleny. Wciąż nie wróciła do pełni sił i ciężko jej było ustać na nogach, ale bardzo chciała wziąć udział w pogrzebie. Pielęgniarka, widząc jak bardzo to dla niej ważne, podała jej eliksir na uspokojenie i zaleciła McKinnon zająć się koleżanką.
– W porządku? – upewniła się brunetka.
Ta pokiwała tylko lekko głową.
– Ale że od razu zamordowany? Kto niby mógł to zrobić i dlaczego? Wszyscy kochali Henry'ego – zauważyła słusznie Dorcas.
– Meadowes, otwórz oczy. On ewidentnie został potraktowany Avadą, nie ma innej opcji. Aż tu śmierdzi zaklęciami niewybaczalnymi. – rzuciła Evans.
Dorcas w milczeniu pokiwała głową.
– Dlaczego ktokolwiek miałby to zrobić? – zastanawiał się na głos Peter.
Syriusz, James i Remus wyjątkowo siedzieli cicho. Znali Britta całkiem dobrze i wiedzieli, jaką stratą dla Gryffindoru jest jego śmierć.
– To on zawsze wszystkich zabawiał, miał miliony świetnych pomysłów i pokłady energii – przyjaciel Henry'ego kontynuował przemówienie, cicho pochlipując. – Miał dla każdego czas i każdemu śpieszył z pomocą. Nie zapomnimy cię, stary.
Ruby nadal miała mroczki przed oczami. Mocniej ścisnęła ramię Marleny.
Stali niemalże na samym przodzie, więc miała idealny widok na stojących obok trumny. Trochę najbliższych znajomych, kilkoro zawodników drużyny, McGonagall, a nawet Dumbledore z posępną miną.
Gryfonka odwróciła głowę, choć sprawiło jej to niemały ból. Między stojącymi w grupkach uczniami stali też nauczyciele, pilnując czy aby nikt nie mdleje lub źle się czuje. Tuż obok Lily stała profesor Sprout i Flitwick, a trochę dalej...
Brwi Ruby ściągnęły się w złości. Bernadette Devall jak gdyby nigdy nic stała sobie z boku, udając nieprzejętą tą całą sytuacją. Może faktycznie nie była, wszak kobieta ta najpewniej nie posiadała serca ani sumienia, ale jak śmiała pojawiać się na pogrzebie?!
Ruby poczuła, że w jej środku się gotuje. Nie miała dowodów, ale podświadomość mówiła jej, że to właśnie ta ropucha osobiście zastosowała na Henrym zaklęcie Avada Kedavra.
Blondynka nieudolnie odepchnęła się od ramienia brunetki. Tego było już za wiele, Devall musiała popamiętać i zapłacić za swoje przewinienia. Należał jej się conajmniej dożywotni pobyt w Azkabanie i wieczne tortury.
– Co ty robisz? Zaraz się wywalisz. – McKinnon przyciągnęła wściekłą blondynkę z powrotem do siebie. Zaraz spojrzała tam gdzie Ruby i zrozumiała, co ta chciała zrobić. – Posłuchaj mnie. Wiem, że jesteś zła i rozgoryczona, ale teraz nie jest dobry czas żeby się z kimkolwiek konfrontować, ledwo stoisz na nogach. Musisz ochłonąć i nabrać sił. Potem, obiecuję, pomogę ci zmierzyć ze sprawcą, nieważne kim on jest. Dobrze?
Ten obrót sprawy nie do końca podobał się Ruby, ale musiała przyznać brunetce rację. Faktycznie czuła się okropnie i kręciło jej się w głowie, więc zapewne zanim zdążyłaby dojść do Bernadette i rzucić się na nią z pięściami, runęłaby jak długa. Musiała więc zostawić to na później.
Dopilnowała jednak, by Bernadette zobaczyła jej zawziętość i wściekłość na twarzy. Złapała z nią kontakt wzrokowy i spiorunowała ją wzrokiem – choćby w ten sposób mogła jej przekazać, że tym razem się nie podda.
Pomści Henry'ego. Znajdzie dowód na winę Devall i będzie patrzyła, jak ta idzie na dno.
– Nigdy nie zapomnimy Henry'ego, w rzeczy samej. – głos zabrała McGonagall. – Proszę wszystkich o zachowanie spokoju, śmierć pana Britta była nieszczęśliwym wypadkiem. – wytłumaczyła podejrzanie szybko i odchrząknęła. – Spotkała nas bardzo przykra sytuacja, ale zapewniam, że nie ma powodów do obaw.
Wśród zebranych rozległy się szmery. Nastolatkowie nie byli pewni, czy mogą wierzyć profesorce.
– McGośka zmyśla, mówię wam – stwierdziła Lily. – Podpowiada mi to mój szósty zmysł. Ona najwyraźniej kogoś kryje. Albo przynajmniej wie, co się stało, ale jeszcze nie wie, kto to zrobił. Oby szybko się dowiedziała, żebym mogła spać spokojnie.
– Tak więc, jak wiadomo, Henry pełnił fukcję kapitana drużyny Gryffindoru – mówiła dalej Minerwa. – Jako opiekun tegoż domu po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że stanowisko kapitana na powrót przejmuje pan James Potter. Panowie Syriusz Black i Remus Lupin również może wrócić do drużyny.
W oczach chłopaków zapaliły się wesołe ogniki. Szczególnie James wyglądał na ucieszonego, w końcu pewnie bardzo tęsknił za quidditchem. Bolało go tylko to, jakim kosztem odzyskał swoją rolę.
– Gratulacje, chłopaki! – rzuciła cicho Marlena.
Jedyne, na co było stać w tamtym momencie Ruby, był słaby uśmiech w stronę Huncwotów.
🌟
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top