Following Footsteps

Ten dzień od samego rana było zimny i nieprzyjemny – wiał wiatr i już wcześnie po południu zrobiło się zupełnie ciemno. Tak samo jak Hogwart opuszczała powoli świąteczna atmosfera, razem z nią przez okna wylatywała również chęć do nauki u większości uczniów.

Również Ruby nie czuła się najlepiej.  Złapał ją okropny katar, który męczył ją w dzień i w nocy, a do tego miała trzy eseje do napisania.

Nadszedł wieczór, a ona niemal zapomniała o tym, czego dowiedziała się dwa dni wcześniej. Remus miał coś ważnego do załatwienia, przez co nie mógł spotkać się z Marleną. Cóż, oszustwo można było wyczuć już na kilometr. Chciała jednak sama się przekonać.

Tym razem musiała być wyjątkowo ostrożna, aby nie narazić się na zdemaskowanie. Wydobyła z kufra pelerynę–niewidkę i zarzuciła ją na siebie. Usiadła w pokoju wspólnym, czekając aż chłopak wyjdzie ze swojego dormitorium.

Zegarek na jej ręce wskazywał godzinę dwudziestą, kiedy on zszedł ze schodów.

Przeszedł przez pomieszczenie i upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu, zniknął za portretem Grubej Damy. Możnaby pomyśleć, że nikt już się nie zjawi, ale nieminęła minuta, a na dole stawiła się Marlena z podejrzliwym wyrazem twarzy.

Również wyszła na korytarz ostrożnie, stawiając kroki by nie hałasować. W ślad za nią ruszyła Ruby, oddychając jak najciszej mogła. Nawet najmniejszy szelest mógł ją zdradzić.

Szła więc za brunetką, zachowując pewną odległość. Serce waliło jak szalone. Robiła to już kilka razy, więc przyśpieszony puls mogła wytłumaczyć tylko stresem i zmęczeniem.

A może po prostu bała się odkryć prawdę?

▪︎▪︎▪︎

Śledzenie Remusa i Marleny okazało się nie takie proste. Remus miał niezłe tempo i ewidentnie gdzieś mu się spieszyło, za to Marlena również niemal biegła, nie chcąc stracić go z oczu.

Zadaniem Ruby było więc utrzymanie dobrego tempa, ale również pozostanie czujnym. Jednocześnie bardzo starała się nie przewrócić czy potknąć o własne nogi.

Dla niej było to na porządku dziennym, ale dziś nie mogła sobie pozwolić na taką wtopę.

W pewnej chwili Marlena gwałtownie skręciła w któryś z korytarzy, przez co Ruby na kilka sekund straciła ją z pola widzenia. Nasłuchiwała uważnie, lecz nie słyszała absolutnie niczego. Nie miała pojęcia gdzie podążyła McKinnon, a przed nią również Lupin.

Świetnie, pomyślała, teraz jeszcze ich straciłam.

Wybrała więc pierwszy z korytarzy, mając nadzieję że to właśnie tędy podążyli jej rówieśnicy.

Gdy więc usłyszała kroki, odetchnęła z ulgą. Była pewna, że to któreś z nich.

Zaraz jednak zorientowała się że ktoś ewidentnie stoi za nią, mogła wyczuć czyjąś obecność.

– A cóż to za nocne spacery, panienko? – usłyszała ten mrożący krew w żyłach, znienawidzony głos. Ktoś jednym ruchem zerwał z niej pelerynę.

Oczywiście był to nikt inny jak Bernadette, która chyba miała kłopoty z zaśnięciem i postanowiła poszukać wałęsających się po szkole uczniów.

W zasadzie Ruby mogła się spodziewać, że gdzieś ją spotka, wszak nauczycielka zdawała się być zawsze tam gdzie ona. Aczkolwiek akurat tego wieczoru zależało jej by nie została przez nikogo zauważona. Jak na złość musiała dać się złapać, nawet będąc niewidzialną.

– Tak więc włóczysz się po nocy, a do tego jesteś posiadaniu nie byle jakiego magicznego artefaktu. Myślę że będę musiała z tego wyciągnąć poważne konsekwencje. – wygłosiła Devall, kręcąc głową z niedowierzaniem. Widać było, że sprawia jej to przyjemność. – Nie zapominaj o naszej terapii.

Gryfonka przełknęła ślinę. Zdała sobie sprawę, że wpadła po same uszy.

– Powiedz mi, Ruby Wetherby, czyżbym była dla ciebie zbyt mało surowa? Moja stanowczość nie wystarcza?

Utkwiła wzrok w podłodze, nie mając odwagi spojrzeć na kobietę.

– Wydawało mi się, że rozpowiedzenie po szkole o twoim lęku oraz małym zauroczeniu wystarczy, aby cię złamać. Teraz dopiero widzę dlaczego jesteś w Gryffindorze. Faktycznie masz w sobie odwagę. Ale to już więcej ci nie pomoże. Chciałaś wojnę, dostaniesz ją. – wysadziła ze złością Bernadette. – Aha, no i oczywiście konfiskuję to – wskazała na trzymaną w ręku pelerynę – Możesz już się z tym pożegnać, raczej już do ciebie nie wróci.

Mówiąc to schowała magiczną płachtę do swojej ogromniastej torby i odeszła, postukując obcasami.

Głowa Ruby buzowała. Ogarnęły ją jednocześnie wściekłość i frustracja w stosunku do nauczycielki, do tego rozczarowanie i bezsilność, bo nie mogła już nic zrobić.

Ze złością kopnęła w ścianę. Omal nie uderzyła się głową w ramę wielkiego okna, przez które wpadało światło odbijane przez księżyc w pełni.

Zgubiła Remusa i Marlenę.

Dostała po łapach za przebywanie poza dormitorium.

A peleryna–niewidka przepadła.

I to na dobre.

🌟

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top