Final Countdown
W Hogwarcie szykowała się impreza, można to było wyczuć od razu. Choć nie na tak dużą skalę co zazwyczaj, ale jednak. Wśród tych, którzy pozostali w zamku, znalazło się trochę imprezowiczów, którzy nie przepuściliby takiej okazji jak Sylwester bez odpowiedniej celebracji. Tym razem miało to być bardziej kameralne przyjęcie w mniejszym towarzystwie, bez większych szaleństw – w końcu brakowało Huncwotów, a to właśnie oni wynosili każdą zabawę na wyżyny. Bez nich, jak i trzech czwartych wszystkich uczniów, zaplanowano niewielką potańcówkę organizowaną przez Hufflepuff.
Puchoni chyba po raz pierwszy podjęli taką inicjatywę, co spotkało się z aprobatą pozostałych – nawet Ślizgoni zadeklarowali swoją obecność. Nikt nie mógł świętować Nowego Roku w samotności. Nawet Ruby jakoś nie miała ochoty zaszywać się gdzieś w bibliotece tego wieczoru. W jej rodzinnym domu obchodzono to święto z pompą, więc i teraz chciała się zabawić, choć ten jeden raz.
Pisała kolejny list do rodziców, podczas gdy Marlena, leżąca na łóżku na plecach z głową skierowaną w dół, czytała jakąś mugolską książkę. McKinnon siedziała cicho i zajmowała się sobą. Nigdy nie przeszkadzały sobie nawzajem. Brunetka miała jedynie zły nawyk pozostawiania szczoteczki do zębów na zlewie, zamiast w specjalnym kubeczku, ale poza tym nie sprawiała zupełnie żadnych problemów.
Ostatnie kilka dni minęło przyjemnie; masowe wyjazdy do domów sprzyjały spędzaniu czasu w spokoju. Mimo że bardzo jej się podobała nieco opustoszała szkoła, Ruby marzyła o podróży do domu. Tęskniła za rodzicami i swoim pokojem. Bardzo żałowała, że nie może cieszyć się tymi świątecznymi chwilami w rodzinnym gronie. W liście zawarła pozdrowienia oraz pytanie o samopoczucie jej babci Mary. To właśnie przez zły stan zdrowia staruszki dziewczyna nie mogła przyjechać na święta. Miała nadzieję, że z kobietą wszystko w porządku i że czuje się lepiej. Była pewna, że państwo Wetherby sprawują nad nią doskonałą opiekę.
Po wysłaniu korespondencji wróciła do wieży, gdzie trwały już przygotowania do imprezy. Zbliżała się dwudziesta, a część Gryfonów zaczęła już gromadzić się w pokoju wspólnym, będąc gotowym na przejście do piwnic, gdzie miały odbyć się tańce.
Po przejrzeniu zawartości swojego kufra stwierdziła, że nie ma absolutnie nic do ubrania na tę okoliczność. Miała ze sobą kilka grubych swetrów, jakieś spodnie, jedną spódniczkę i sukienkę, którą założyła na Bal Bożonarodzeniowy. Ona jednak wydawała się zbyt poważna na dzisiejszą okazję. Zrezygnowana blondynka usiadła na ziemi, przetrząsając walizkę, i mając nadzieję na znalezienie w niej czegoś odpowiedniego.
– Masz, weź moją – usłyszała. Powoli się odwróciła – za nią stała Marlena, gotowa już do wyjścia, trzymająca w ręku wieszak. Wisiała na nim obcisła, czarna sukienka do kolan z cekinowym paskiem, który sprawiał, że była ona ciekawa i niecodzienna. Pasowała idealnie na sylwestrowy dancing. Nastolatka speszyła się. Nie zwykła pożyczać rzeczy od innych, a w szczególności ubrań. Zawstydzona nie wiedziała jak się zachować. Uprzedziła ją jednak Marlena, która ostentacyjnie wcisnęła jej sukienkę do ręki, po czym wyszła z dormitorium, stukając obcasami. Przez chwilę siedziała jeszcze na ziemi, zaskoczona zachowaniem współlokatorki, która zazwyczaj nie zauważała w ogóle jej obecności, a dzisiaj okazała się niezwykle szczodra. Ruby, nie czekając już ani chwili dłużej, pobiegła do łazienki, aby się przebrać.
▪︎▪︎▪︎
Musiała bez bicia przyznać, że czuła się w czarnej sukience zjawiskowo. Piękna kreacja, rozpuszczone włosy i trochę nieumiejętnie zrobiony makijaż o dziwo dodały jej pewności siebie. Gdy więc kroczyła w stronę, skąd dobiegała muzyka i rozmowy, na jej ustach gościł uśmiech.
Jak się później przekonała, dotarcie do pokoju wspólnego Hufflepuffu nie było aż takie proste. Wejście zasłaniała wnęka z ułożonymi beczkami. Za to okrągłe wnętrze sprawiało wrażenie przytulnego i otwartego dla wszystkich. Tutaj królowała żółć i jasne kolory, wszędzie było mnóstwo roślin, zarówno na półkach, jak i pod sufitem. Z gramofonu dobiegały najnowsze piosenki.
Zgromadziło się już sporo osób, które wesoło gawędziły, a kilkoro Krukonów podrygiwało w rytm muzyki. Ruby odszukała pusty fotel pod ścianą, więc szybko do niego podeszła, chcąc przesiedzieć na nim choć chwilę. Niestety, ktoś był szybszy.
Zadowolony z siebie Severus Snape zerknął na nią z wyższością, gdy pojawiła się przy nim. Od razu zapragnęła się ulotnić, lecz on wstał i ustąpił. Zdziwiona nieco jego zachowaniem zajęła jego miejsce, patrząc za nim jeszcze przez moment. Podobnie jak ona nie miał zbyt wielu znajomych, więc pewnie też planował spędzić większość wieczoru pod ścianą.
Jakaś czarnowłosa Puchonka zaczęła przechadzać się po pomieszczeniu, w którym zaczynało się robić ciasno, i rozdawała jakiś musujący, zielony napój. Choć Ruby z początku nie chciała go przyjąć, w końcu złapała kieliszek, by zająć czymś ręce. W końcu od kilkunastu minut praktycznie się nie poruszała, pogrążona w myślach, a przecież była na imprezie. Musiała się bawić, przynajmniej na swój sposób.
Bąbelkowe picie okazało się być niegroźnym, bezalkoholowym sokiem, a zaraz po nim podano małe kanapeczki przygotowane przez kilkoro utalentowanych kucharzy z Hufflepuffu. Jak się okazało, dom Helgi przygotował się bardzo dobrze.
Muzykę podgłośniono, więc teraz cała sala ruszyła w tan. Ruby miała wrażenie, że ona jako jedyna z całego towarzystwa nie wiruje po parkiecie, więc wstała i przycupnęła przy parapecie, delikatnie kiwając się w rytm. Musiała chociaż sprawiać pozory.
– Można? – usłyszała tuż przy uchu. Okazało się że był to Severus, który szarmancko wyciągnął do niej rękę. Policzki dziewczyny zapłonęły z emocji, ale chwyciła dłoń Ślizgona. Nie lubiła go i nie kryła się z tym, ale tego jednego wieczoru mogła na chwilę odsunąć swój niesmak na bok.
Sama nie potrafiła w to uwierzyć, ale była na imprezie pełnej ludzi, tańczyła ze Snape'm, i dobrze się bawiła. Uwielbiała Sylwestra, a pokój wspólny Puchonów oddawał ciepły nastrój niemal jak w jej własnym domowym salonie.
Jej dziwaczne podrygi ciężko było nazwać tańcem, ale Snapowi chyba to nie przeszkadzało. On sam poruszał się nie w rytm, więc byli dobraną parą.
Nie wiedziała, ile trwała w tym zabawowym stanie, ale po czerwonej twarzy chłopaka mogła się domyślić, że niekrótko. Nagle ktoś coś wykrzyknął i muzyka została wyciszona. Uczniowie zaczęli wyciągać swoje różdzki, z których po wypowiedzeniu inkantacji zaczęły się wydobywać srebrne gwiazdki.
– Szczęśliwego Nowego Roku 1976! – zawył ktoś, a pozostali zaczęli klaskać.
– Szczęśliwego Nowego Roku – uśmiechnął się Snape.
🌟
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top