Crowded Room
Nim ktokolwiek zdążył się spostrzec, nadszedł wyczekiwany przez wszystkich z piątego roku poniedziałek. Do późnych godzin w niedzielę pokój wspólny Gryffindoru był okupowany przez ostatnich wyrzutków, którzy gorąco liczyli, że ogarną cały materiał w jedną noc. W rozpoczynający ten ciężki tydzień poranek stawili się w wyznaczonej sali ledwo żywi.
– Ciężko uwierzyć, że to już teraz – westchnęła ciężko Dorcas, poprawiając przed lustrem herb u szaty. – Przygotowywaliśmy się do tego ponad rok i wreszcie jesteśmy u progu naszych egzaminów, które przesądzą o naszej przyszłości. Niesamowite.
– Nie gadaj tyle – upomniała ją Lily, która wgapiała się w swoje notatki. Ona należała do niepokojąco dużej grupy uczniów, którzy odłożyli naukę na ostatni moment. Teraz jej oczy szybko śledziły tekst, w pośpiechu zapewne kodując niezbyt wiele z tych informacji.
SUM-y dla rocznika tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego rozpoczynały się, tak jak każde inne, od zaklęć i uroków. Niektórych cieszył ten fakt, niektórych wręcz zatrważał. Marlena wzruszyła obojętnie ramionami.
– Zdaje mi się, że profesor Flitwick coś nas nauczył, więc damy radę. Na praktycznym machnę różdżką i już za to dostanę jakieś punkty. – tłumaczyła swojej blond współlokatorce. Marlena w ten poranek spała najdłużej, spokojna o swój los.
Ona do tematu egzaminów podchodziła totalnie na luzie, nie stresowała się ani trochę. Za to Dorcas gorączkowała się niesamowicie i wyglądała na przerażoną. Lily nie dawała nic po sobie poznać, w stu procentach skupiając swoją uwagę na ostatnich powtórkach.
O godzinie ósmej rano piątoklasiści zebrali się przed wyznaczonym pomieszczeniem, oczekując na swój pierwszą misję: zaklęcia i uroki, część pisemna. Sporo zainteresowanych trzęsło się lub przygryzało paznokcie ze stresu, niektórzy, tak jak Marlena, zachowywali stoicki spokój. Ruby nie należała do żadnej z grup – jednocześnie jej umysł nie martwił się o wynik, a w tym samym czasie serce waliło jej jak szalone. Gdy profesor McGonagall zaprosiła wszystkich do środka, nogi zrobiły jej się jak z waty.
Usiadła przy stoliku opatrzonym jej nazwiskiem i wpatrywała się w ciemny blat przez chwilę. Ciężko jej było uwierzyć, że właśnie miała napisać pierwszego SUM-a, czas leciał tak nieubłaganie szybko. Ale faktycznie, siedziała właśnie w dusznej sali pełnej swoich zestresowanych rówieśników i miała poddać swoją wiedzę i umiejętności ważnej próbie. Musiała udowodnić rodzicom, ale też przede wszystkim sobie, że jest w stanie zrobić coś dobrze, że potrafi to zrobić. Że nie jest głupsza od innych.
Ze strony pani profesor padło kilka słów przywitania, przestrzegła ona przed wszelkiej maści oszukiwaniem oraz życzyła powodzenia. Bez dłuższego tracenia czasu wręczyła każdemu arkusz i można było zaczynać.
Wielka klepsydra stojąca przy katedrze rozpoczęła odmierzanie czasu, a uczniowie bez ociągania zabrali się do pisania. Ze względu na ich dosyć sporą ilość, każdy z testów zawierał nie więcej niż kilka poleceń, które w sprawnym tempie dało się rozwiązać w pół godziny. Dwie osoby zakończyły rozwiązywanie po piętnastu minutach.
Ruby od samego początku skoncentrowała się maksymalnie na zadaniach. Najpierw przeczytała ich treści, aby mniej więcej zorientować się w temacie, po czym po kolei przystąpiła do ich rozwiązywania.
Zaklęcie lewitacji miała w małym palcu, a rozweselające w mig sobie przypomniała. Nie odrywała wiecznego pióra od arkusza przez kilkanaście minut, jej mózg pracował na najwyższych obrotach. Z obawą że odpowiedzi na pytania wylecą jej z głowy, błyskawicznie je zapisywała i przechodziła dalej. Ku jej radości poziom trudności nie był zbyt wysoki i poradziła sobie ze wszystkim bez większych problemów. Na jej twarz wpłynął lekki uśmiech – póki co nie miała powodów do zmartwień.
Na sali panowały mieszane nastroje, część zebranych nie rozpraszała się i pochylała nad swoją ławką, część już po niedługim czasie zaczęła się wiercić, co spotkało się z groźnym spojrzeniem profesor McGonagall. Napięta atmosfera nie pozwalała zapomnieć o fakcie, że w tej właśnie chwili ważą się losy i kotłują się emocje.
Po zaledwie kwadransie w górę poszły dwie ręce. Minerwa z początku była lekko zaskoczona, ale zaraz zdziwienie zniknęło z jej twarzy na rzecz dumy i zadowolenia. Widząc dwójkę dobrze uczących się nastolatków mogła być pewna, że nie olali oni sprawy, lecz po prostu bez trudności poradzili sobie z zadaniami.
– Gratulacje – wyszeptała cichutko, gdy odbierała od Ruby arkusz. Dziewczyna nie wiedziała do końca, w jakim sensie McGonagall wypowiada te słowa, ale po uśmiechu nauczycielki mogła przypuszczać, że tylko i wyłącznie w pozytywnym. Minerwa od początku pokładała w niej wielkie nadzieje i teraz miała przeczucie, że niepozorna uczennica popisała się wiedzą na swoim pierwszym egzaminie.
Jednak to był dopiero początek tej ciężkiej szkolnej drogi. Nieco trudniej zrobiło się jeszcze tego samego dnia pod wieczór, kiedy to przyszedł czas na część praktyczną. Piątoklasiści mogli przed kilka godzin odsapnąć, po czym skierowano ich na drugą partię zaklęć i uroków.
Uczniowie po kilka osób byli wzywani do środka klasy, gdzie nauczyciele mieli oceniać ich umiejętności.
– Ale się cieszę, że mam nazwisko na P – zaśmiał się James – Będę gdzieś na końcu, więc póki co mam spokój. – po tych słowach z ulgą usadowił się na podłodze.
Mina nieco mu zrzedła, gdy Syriusz uświadomił mu, że są wzywani co prawda alfabetycznie, ale nie według nazwisk, a imion. Nie minęło więc więcej niż piętnaście minut, a biedny James został zaproszony do środka. Ruby musiała poczekać trochę dłużej.
Zaprezentowanie zaklęcia zmieniającego kolor i przyspieszającego wzrost większości zdających nie sprawiło trudności. Pedagodzy usadowieni przy stolikach czujnie przyglądali się starającym się wychowankom i zapisywali na kawałku pergaminu swoje odczucia i uwagi. Uczniowie starali się tam zajrzeć, chcąc chociaż wiedzieć czy dobrze im poszło, ale te próby były natychmiastowo udaremniane.
Tak więc pierwszy przedmiot mieli już z głowy, ale nie oznaczało to jeszcze końca tych zmagań. Od razu następnego dnia czekała ich transmutacja, ulubiony przedmiot Ruby.
– Oby dzisiaj poszło mi lepiej niż wczoraj – westchnęła Lily, gdy przed egzaminem czekali na korytarzu. – Wczoraj totalnie schrzaniłam, acendio pomyliłam z avis, a protego z zaklęciem Proteusza. Zapewne dostanę za to nędzny, nawet nie mam co liczyć na zadowalający.
Jej narzekania nie trwały długo. Wszystkich zawołano do środka, by zmierzyli się z zadaniami z transmutacji. Nad porządkiem znów czuwała profesor McGonagall, która tym razem wyglądała na bardzo przejętą. Miała wielką nadzieję, że jej podopieczni popiszą się wiedzą z jej przedmiotu.
W środę odbyła się kontrola wiadomości z zielarstwa. Ruby właściwie nie była pewna dlaczego zdecydowała się zdawać tego SUM-a, ale w tamtym momencie nie miała już wyboru. Na części praktycznej miała za zadanie zaprezentować w jaki sposób prawidłowo opiekować się zębatym geranium. O tyle o ile poprzednie testy poszły jej pomyślnie, ten pozostawiał wiele do życzenia. Wyszła z sali egzaminacyjnej niezbyt zadowolona z siebie.
Nie miała jednak czasu na smutki i kontemplację. Kolejnym wyzwaniem czekającym na nią była obrona przed czarną magią. Dopiero w piątek mogła w spokoju odetchnąć – nie zdawała SUM-a ze starożytnych run, więc miała dzień wolny. Spędziła go na spacerach i przygotowań do drugiego tygodnia testów. Weekend posłużył jej do porządnego wyspania się i odpoczynku w samotności.
Poniedziałek przywitał piątoklasistów eliksirami. Punkt ósma rana profesor Slughorn zaprosił ich do zajęcia swoich miejsc w sali.
– Pamiętajcie, czego was uczyłem – powtarzał gorączkowo – I wszystko będzie dobrze.
I faktycznie, wszystko było. Przepis na Eliksir Wielosokowy nie był dla nikogo wielkim zaskoczeniem, w końcu nauczyciel cały rok powtarzał, że może się on pojawić w arkuszu.
Środowy test z astronomii był dosyć nietypowy w porównaniu do innych. Odbył się dopiero po zmroku, kiedy to zebrano nieco zaspanych nastolatków. Ich zadaniem było wypełnienie mapy gwiazd i planet na podstawie własnych obserwacji przez teleskop.
Ostatnim SUM-em dla części osób urodzonych w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym okazała się historia magii. Niektórzy, na przykład Peter czy James, mieli wolne już od wtorkowej opieki nad magicznymi stworzeniami, tymczasem niewielka grupka, w tym Ruby, musiała zmierzyć się jeszcze z dennym przedmiotem pełnym dat i suchych faktów. Blondynka, zastanawiając się nad jakimikolwiek informacjami o zamieszkach goblinów w XVIII wieku, nie mogła sobie przypomnieć dlaczego postanowiła zdawać tę dziedzinę. Co prawda udało jej się przypomnieć rok powołania Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów, ale poza tym wypadła raczej marnie.
W piątek wieczorem w wieży Gryffindoru panowała powszechna radość. Przedstawiciele piątego roku nie posiadali się ze szczęścia, że udało im się przetrwać te trudne dwa tygodnie.
– Jaka ulga, że mamy to już z głowy – przyznała Marlena, leżąc nas swoim łóżku i gapiąc się w sufit. – Teraz tylko czekać na nasze oceny. Słyszałam, że w tym roku ze względu na okoliczności dostaniemy je szybciej niż poprzednie roczniki.
A więc pozostawało im tylko czekać.
🌟
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top