Cheer Up
Dni powoli mijały, a nastroje w Hogwarcie uległy powolnemu pogorszeniu.
Wraz ze spadkiem temperatury na zewnątrz zmniejszało się również poczucie bezpieczeństwa.
Już nie od wczoraj uczniowie zdawali sobie sprawę, że coś jest na rzeczy, ale większość z nich wolała to ignorować. Czas zabijali grą w quidditcha czy przesiadywaniem godzinami w pokoju wspólnym, zastanawiając się i główkując, co nadejdzie.
Ruby była bardzo niespokojna. Ostatnie wydarzenia wzbudziły w niej wielką obawę, więc stresowała się i pociła nawet podczas lekcji. McGonagall kilkakrotnie pytała jej o samopoczucie, ale wizyta w Skrzydle Szpitalnym jakoś jej się nie uśmiechała. Już raz tam trafiła i wolała już tam nie wracać.
Stres i ciągły strach powodował u niej bóle głowy tak silne, że od razu po lekcjach kładła się do łóżka, by spać aż do wieczora. Później wstawała i próbowała uczyć się do egzaminów, co nie do końca jej wychodziło.
Gdy ogłoszono pierwsze wyjście do Hogsmeade w tym roku kalendarzowym, zapanował ogólny entuzjazm. Nastolatkowie, a w szczególności Gryfoni, uwielbiali te wyjścia do wioski. Mieli wtedy okazję wydać podarowane przez rodzinę pieniądze czy przynajmniej pooglądać kolorowe wystawy.
Dodatkowo można było na chwilę oderwać się od nauki i tych wszystkich esejów do napisania.
Blondynka długo wahała się nad tym wyjściem. Z jednej strony nie czuła ochoty aby się tam udać, z drugiej – była to dla niej sposobność by się nieco wyluzować i zapomnieć o wszystkich swoich problemach.
Tak więc stała teraz wśród swoich rówieśników, tępo wpatrując się w ośnieżoną ziemię.
– Cześć! – z zamyślenia wyrwał ją Henry, tak wesoły i pełny energii jak zawsze. – Pamiętaj o treningu w przyszłym tygodniu. Musimy lepiej przygotować się na następny mecz. Trzymaj się!
Po tych słowach puścił jej jeszcze oczko, po czym oddalił się do pozostałych.
Zdawał się nie przejmować zbytnio przegraną ze Ślizgonami. Choć istotnie była to dla nich druzgocąca porażka, Henry Britt nie należał do osób rozpamiętujących przeszłość. Wolał skupić się na teraźniejszości i to może dlatego dobrze się sprawdzał w roli kapitana drużyny.
Po kilku zdaniach z ust McGonagall o zachowaniu ostrożności, wszyscy mogli rozejść się po Hogsmeade.
W zależności od preferencji, udali się w stronę sklepów odzieżowych, takich jak ten należący do Gladraga, czy też tych ze słodkościami, na przykład Miodowego Królestwa, niezwykle popularnego wśród Gryfonów.
Ruby przypomniała sobie swoją przedostatnią wizytę tutaj. Odwiedziła wtedy herbaciarnię – chyba miała w nazwie jakiś kwiat. Choć dziewczyna nie pamiętała gdzie znajdowało się owe miejsce, postanowiła się rozejrzeć i je odszukać. I tak nie miała nic innego do roboty. Większość osób z jej rocznika od razu skierowała się do pubów, których ona unikała za wszelką cenę.
Kilkanaście minut spaceru wystarczyło, by odnaleźć nieduży, stary budynek. Szyld "Fiołek" już niemal całkowicie wyblakł.
Witana głośnym dźwiękiem dzwonka, dziewczyna weszła do środka. Tak jak poprzednio, herbaciarnia była prawie zupełnie pusta, nie licząc dwóch pochylonych osób siedzących przy oknie. Starsze małżeństwo łypnęło na nią okiem, po czym oboje wrócili do czytania dzisiejszego wydania Proroka Codziennego.
Ruby wybrała stolik możliwie najbardziej z boku, wciśnięty całkiem w róg. Krzesło zaskrzypiało przeraźliwie, gdy już na nim usiadła, a na blacie stołu osiadł kurz, ale mimo to czuła się tutaj przyjemnie. Pachniało tu tajemnicą i jaśminem.
Wybrała z karty napój o zachęcającej nazwie Malinowy raj, po czym rozsiadła się wygodnie. Panująca tutaj niezmącona cisza zupełnie jej nie przeszkadzała.
W pewnej chwili dzwonek u drzwi zabrzęczał, a w progu pojawiły się dwie roześmiane głowy.
– Ruby, tu jesteś! – zawołał wesoło James, szczerząc się do zdezorientowanej dziewczyny.
– Szukaliśmy cię. – rzucił Syriusz.
Obaj weszli do środka, pozwalając zimnemu powietrzu z zewnątrz dostać się tutaj razem z nimi. Staruszkowie przy oknie spiorunowali ich wzrokiem.
Chłopcy szybko zdjęli płaszcze i szaliki z herbem Gryffindoru, by zaraz dołączyć do Ruby przy stoliku.
– Mogliśmy się spodziewać, że znajdziemy cię w takim miejscu – oznajmił Potter, rozglądając się po lokalu. – Pasuje do ciebie.
– Kupiliśmy ci coś. Spójrz tylko.
Syriusz podał jej małą torbę z Miodowego Królestwa. Sam miał jeszcze takie cztery.
Zdziwiona blondynka popatrzyła się po Huncwotach.
– Na co czekasz? Otwórz! – zachęcił James.
Posłusznie sięgnęła do torby, by wyciągnąć z niej garść musów-świstusów. Nigdy wcześniej ich nie jadła, ale słyszała że są całkiem odlotowe.
Ten mały gest wzruszył ją tak bardzo, że bez większego zastanowienia przytuliła obu chłopaków. Oni byli tym równie zaskoczeni co ona.
Nigdy nie pomyślałaby, że w trudnych momentach w życiu humor mogą poprawić słodycze za kilka knutów.
🌟
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top