Change Me

Po egzaminach wszyscy mogli odetchnąć z ulgą. Stresujące chwile przeminęły, ustępując miejsca tym błogim i szczęśliwym. Nie istniał bardziej radosny czas w Hogwarcie niż ten bezpośrednio po testach – pogoda dopisywała, a rok szkolny chylił się ku końcowi, co przekładało się na pozytywne nastroje wśród uczniów.

Gryfoni dla zabawy pogrywali w quidditcha, a Puchoni organizowali pikniki na błoniach. Ślizgoni spode łba przyglądali się wszystkiemu z boku. Krukoni z najmniejszym entuzjazmem wychodzili na zewnątrz – oni woleli przesiadywać w dusznej bibliotece.

– Chciałam wam serdecznie pogratulować zaliczenia SUM-ów – wygłosiła na transmutacji McGonagall. – Jestem z was wszystkich bardzo dumna i wierzę, że nauczyłam was czegoś i przez to mogliście zabłysnąć. W tym roku przekonamy się nieco wcześniej. Normalnie wyniki otrzymalibyście listownie w lipcu, ale tym razem poznacie je jeszcze przed zakończeniem roku.

Większość rocznika zareagowała na tę informację pozytywnie, w tym Ruby. Czekanie i zastanawianie się nad oceną tylko ją stresowało, więc ucieszyła się, że nie będzie musiała tego robić aż tak długo jak się spodziewała.

– Pani profesor, ja panią zapewniam, że z transmutacji wszyscy dostaniemy wybitny! – zapewnił rozradowany James, jak zwykle w dobrym humorze. Swoją drogą, czy on kiedykolwiek miewał złe humory?

– Mam taką nadzieję, panie Potter. – odpowiedziała mu nauczycielka.

Lekcje w maju mają to do siebie, że bardzo się ciągną. Przez ogromne okna wpadają przyjemne promienie słońca i nie dają wysiedzieć w spokoju przez te kilkadziesiąt minut. Na szczęście nauczyciele doskonale o tym wiedzieli i nie męczyli już podopiecznych dodatkowymi esejami do napisania. Wykłady były nieco krótsze i mniej obfite w regułki i zadania, co spotkało się z powszechnym zadowoleniem.

Najprzyjemniejsze były popołudnia, kiedy to po lekcjach wychodziło się z zamku. Co prawda na zewnątrz roiło się od uczniów, ale wystarczyło znaleźć nieco cienia pod drzewem i miało się święty spokój.

Ruby znalazła jedną z nieco oddalonych wierzb i usiadła pod nią, wyciągając nogi. Samotnością jednak mogła nacieszyć się tylko przez krótką chwilę, bo lada moment usłyszała znajomy głos.

– Cześć. – Marlena stanęła pod słońce, przez co żeby dobrze ją widzieć, blondynka musiała zmrużyć oczy. – Nie chcę ci przeszkadzać, ale ktoś był w naszym dormitorium i poprosił o spotkanie z tobą. To raczej ważne.

Zabrzmiało to dosyć podejrzanie, ale przez stonowany ton głosu Marleny można było wnioskować, że to nic złego. Wręcz przeciwnie – McKinnon zdawała się lekko uśmiechać, co tylko rozwiało początkowe obawy Gryfonki.

Oczywiście jak to ona, Marlena nie pisnęła ani słówka co do tożsamości owego tajemniczego gościa. Pewnie dlatego przez całą drogę z błoni do wieży Gryffindoru Ruby dygotała z emocji. Miała pewne podejrzenia, ale wolała się nie nakręcać, choć w głębi serca jednak liczyła, że jest to ta konkretna osoba.

Przed wejściem do dormitorium wzięła głęboki wdech. Przez krótką chwilę zwątpiła w to wszystko – a co jeśli to wszystko to był żart, albo za drzwiami znajdował się ktoś, kogo na pewno nie miała ochoty widzieć? W krótkiej sekundzie w jej głowie zmieszała się masa pytań i wątpliwości, ale nie mogła im pozwolić przejąć nad nią kontrolę. Chwyciła za klamkę i z duszą na ramieniu weszła do środka.

Spodziewała się różnych rzeczy, ale takiego widoku z pewnością nie przewidziała. Jej własne dormitorium było pięknie udekorowane klimatycznymi lampkami, które dodawały surowemu wnętrzu nieco charakteru. Mała rzecz dawała spektakularny efekt.

A na jej łóżku siedział on, pochylając się lekko do przodu. Na dźwięk jej kroków wyprostował się i obdarzył ją ciężkim spojrzeniem ciemnych oczu. Poczuła w brzuchu motylki, zrywające się do lotu i szybujące po jej ciele.

Nie widziała go od dłuższego czasu – głównie przez brak czasu związany z egzaminami. On też przykładał do nich dużą wagę i z winy obojga ich relacja nieco się zatarła. Ruby była szczęśliwa, że to Remus postanowił wyciągnąć do niej rękę i odbudować ich więź, na co ona nie potrafiła się zdobyć. Do tego bardzo się postarał i zadbał o atmosferę i wystrój. No i musiał się trochę nagimnastykować co do samego miejsca, wszak dostanie się do dormitorium dziewczyn wymagało odrobiny wysiłku, w tym wtajemniczenia w spisek Marleny.

Blondynka miała wrażenie, że nie widzieli się wieki. Nie zastanawiając się długo, szybkim krokiem podeszła do chłopaka, uklęknęła przed nim i mocno się w niego wtuliła. Gest tak osobisty zwykle by ją skrępował, ale tym razem wydawał się potrzebny i wytęskniony. Stęskniła się za Remusem i jakaś bliskość była dobrym sposobem, by mu to pokazać. Przez swoje zachowanie chciała mu przekazać: tak, czuję się z tobą komfortowo, jest mi z tobą dobrze.

Nawet nie wiedziała kiedy cały ten czas minął, te dziewięć miesięcy spędzonych w tej szkole, pełnych złych i dobrych chwil. Jednak większość tych dobrych w jakiś sposób wiązała się z Remusem, co czyniło go chyba najbliższą jej osobą w jej życiu. I nawet jeśli nie spędzali wspólnie czasu, między nimi była jakaś mocna więź, której żaden z nich nie potrafił logicznie wyjaśnić.

Po pełnych zabiegania egzaminach moment z chłopakiem smakował niezwykle błogo. Jego towarzystwo wystarczało, by uśmiech nie schodził ze zwykle pochmurnej twarzy blondynki. Lupin wspomniał o testach zaledwie raz, bo to nie było już najważniejsze. Liczyła się obecność drugiej osoby.

I to popołudnie mogłoby minąć w zupełnej harmonii, ale coś musiało ją zaburzyć. Jeden konkretny przedmiot, który miał zburzyć piękną aurę tego wieczoru jak domek z kart. Jeden cholerny notes w czarnej oprawie.

Ruby czytała jego zawartość jeszcze tego samego ranka i przez to zapomniała odłożyć go do szuflady, co miało ją sporo kosztować. Notes leżał złowrogo na jej poduszce i aż kusił, aby go otworzyć. W jednej chwili dziewczyna na moment odwróciła wzrok, a w drugiej szatyn trzymał ten przeklęty przedmiot w dłoniach. Nie było już ratunku.

– Co to jest? – zapytał słabo. Był bystry, mógł już się domyślać, że to nic dobrego.

Już jego krótkie spojrzenie na pierwszą stronę odebrało sens jakimkolwiek tłumaczeniom. Poza tym tutaj nie było czego tłumaczyć. Ruby momentalnie zbladła. Mogła tylko obserwować, jak Remus ze stoickim spokojem przegląda zeszyt. Wszystkie zapiski o nim samym i jego przyjaciołach miał jak na talerzu. Wszystko. Pelerynę-niewidkę, animagię, ale także, o dobry Merlinie, likantropię. To wszystko miał przed oczami.

Dopiero w tamtym momencie pożałowała tego wszystkiego. Śledzenia, podglądania, nadmiernego zainteresowania Huncwotami. Po co właściwie to robiła przez cały rok? Co jej to dało? Teraz miała nauczkę – najbliższy jej sercu chłopak czytał notatki o samym sobie sporządzane przez nią potajemnie. Bolało bardziej niż uderzenie w twarz. Popełniła największy w życiu błąd, niestety zrozumiała to zbyt późno.

Czekała na jakiekolwiek jego słowo jak na ścięcie. Sama nie była pewna, czego może oczekiwać, ale jedno wiedziała na sto procent – Remus będzie nią rozczarowany. Miała rację. Mina chłopaka nie wyrażała ani smutku, ani złości, jedynie zrezygnowanie.

– Nie rozumiem po co to robiłaś – powiedział obojętnie, nie patrząc na nią.

I to ta jego obojętność była dla niej najgorszą karą.

🌟

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top