6
- Scott, kretynie, wstawaj! - krzyknął Stiles, zakładając na siebie bokserki. - Obydwoje mamy kaca, zaraz spóźnimy się na lekcje, jesteśmy nadzy i mam nadzieję, że nie robiliśmy przed sobą striptizu - powiedział płaczliwie, rzucając na McCalla byle jakie ubrania.
Naprawdę nie wiedział, jak to się stało. Wypili odrobinę Ognistej i teraz nic nie pamiętali. Obydwoje nie mieli na sobie niczego, a Stiles nie chciał wiedzieć, co robili. Miał też nadzieję, że Peter, ani żaden inny nauczyciel lub uczeń ich razem nie widział, bo byłby straszny przypał.
- Kurwa, Stiles, głowa mnie boli - jęknął szatyn, nie ubierając się, tylko leżąc z zamkniętymi oczami.
- Obiecałeś mi coś - powiedział i kopnął go w prawą nogę.
- Wiesz, że leżącego się nie bije? - zapytał, ale faktycznie się podniósł i ubrał cholerne bokserki. - Mam nadzieje, że my... ten... no wiesz, nie zrobiliśmy ze sobą nic głupiego.
Stiles spojrzał na niego niepewnie, nie bardzo wiedząc, co mu odpowiedzieć. Chwilę panowała cisza, aż w końcu obydwoje się głośno zaśmiali.
- Nawet po pijaku nie jesteśmy takimi kretynami - powiedział rozbawiony Stilinski, kiedy Scott zaczął się ubierać, podobnie jak on.
Zadzwonił dzwonek, a oni dopiero byli na pierwszym piętrze, gdzie mieli dostać się na piąte.
- Boże, czemu ty śpisz tak daleko od sali? - zapytał, sapiąc McCall.
- Śpię koło sali, ale obudziliśmy się skacowani w zupełnie innym miejscu! Już nigdy z tobą nie piję!
Chłopaki biegli szybko na górę, ledwo oddychając.
- Wejdźcie do sali - sapnął Stiles, kiedy byli na miejscu.
Nienawidził McCalla.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top