Money Power Glory

Chwilę zajęło jej przyswojenie sobie tej informacji. Przez ułamek sekundy nie potrafiła w to uwierzyć, ale zaraz zaskoczenie ustąpiło miejsca uldze. Wreszcie sprawa się wyjaśniła – trochę rzeczy nadal pozostawiało nierozwiązanych, ale główna tajemnica wyszła na jaw. Marlena od samego początku podszywała się pod Regulusa.

– Daj mi się wytłumaczyć – poprosiła ze spokojem. Wyglądała na opanowaną, ale z jej twarzy również można było wyczytać, że z jej barków spadł swego rodzaju ciężar.

Kilku spraw McKinnon nie musiała tłumaczyć – Ruby sama połączyła fakty. Przypomniała jej się między innymi sytuacja z początku roku, kiedy to wpadła na swoje współlokatorki w łazience. Marlena zapytała, czy dziewczyny zauważyły dziwne zachowanie Remusa, jednak Lily i Dorcas nic takiego nie dostrzegły. Rzekomy Regulus przynajmniej kilkakrotnie wspominał o Lupinie, sugerując, że ma on coś za uszami. A więc Marlena węszyła przez cały ten czas i próbowała podsunąć coś Ruby.

– Podobał mi się przez jakiś czas. – przyznała brunetka, zwieszając głowę. Ruby przypomniała sobie, że kiedyś ''Regulus'' napisał, że Remus jest ciasteczkiem. Z początku uznała to za jakiś dziwny żart, teraz jednak miało to sens. – Chciałam się do niego zbliżyć, poznać go dokładniej niż inni. Dlatego wymyśliłam, że potrzebuję korepetycji do egzaminów. Sama na pewno dałabym radę, ale liczyłam, że na naszych spotkaniach dowiem się o Luniu czegoś interesującego.

Urwała.

– Niedługo później faktycznie coś odkryłam. Zupełnym przypadkiem dowiedziałam się, że Remus jest wilkołakiem, kiedy śledziłam go w pełnię. Nie sądziłam, że on skrywa aż tak poważne sekrety, zrozumiałam, że wpadłam po same uszy. Byłam wścibska. Merlinie.

Blondynka pokiwała powoli głową, doskonale rozumiała te słowa, sama przecież znajdowała się w podobnej sytuacji. Wciąż czuła się winna, nie chciała narobić takiego bałaganu. Jej ciekawość miała opłakane skutki. Teraz już wiedziała, że nie tylko ona wciskała nos tam, gdzie nie powinna. Obie z Marleną były siebie warte. Siedziały na podłodze, obie zmarnowane i pochłonięte przemyśleniami.

Skoro to Marlena kryła się pod maską młodszego Blacka, kilka spraw zyskało logiczne wytłumaczenie. Ta charakterystyczna szarmanckość i pogoda wyrażana w każdej pisemnej wypowiedzi w rzeczywiście należała do McKinnon. Właściwie to można się tego było domyśleć. Najwyraźniej dziewczyna nieco skrywała swój talent do pięknego wyrażania się.

– Nienawidzę Lily Evans – wyjawiła niewzruszona, wbijając wzrok w ścianę. – Od zawsze zachowuje się podle w stosunku do mnie, chyba że czegoś potrzebuje. Nie pamiętam kiedy ostatnio była dla mnie miła. Wtedy, kiedy wpadłaś w jakiś dziwny trans na meczu quidditcha, skłamałam, że widziałam, jak coś kombinuje. Wiem, nie powinnam, ale to i tak nic w porównaniu z jej występkami. Po prostu miałam ochotę zrzucić na nią winę i wpakować w jakieś kłopoty. Oczywiście nie wyszło, ona zawsze jakoś się wyliże, jest sprytna.

Niechęć Marleny do rudowłosej była tłumiona tak długo, że brunetce widocznie ulżyło, kiedy mogła się z kimś podzielić swoimi odczuciami. Westchnęła ciężko i lekko ścisnęła dłoń koleżanki. Ta spojrzała na nią przyjaźnie.

– Może dlatego kiedy zjawiłaś się ty na początku roku, poczułam jakąś iskierkę nadziei, liczyłam, że coś się zmieni. Jednak okazałaś się inna niż się spodziewałam. Nie gorsza. Inna.

Coś było w tym delikatnym uścisku ręki, coś bardzo intymnego, nawet peszącego. Blondynka z ciekawością spojrzała Marlenie w oczy – bez trudu odczytała z nich wiadomość, tak jasną, ale jednak wcześniej jej nie dostrzegła, choć tkwiła tam cały czas.

Cały ten czas. Bezpośrednia lub pośrednia życzliwość Marleny w stosunku do koleżanki miała dużo głębsze dno, niż ta potrafiła dostrzec. Troska o nią, zarówno osobista, jak i pod maską Regulusa, miała uzasadnienie. Ruby się jej podobała.

– Przepraszam, naprawdę – zasmuciła się – Robiłam wszystko z troski o ciebie, nigdy nie chciałam ci zaszkodzić. Wiem, że jest ci tutaj ciężko, pragnęłam nieco osłodzić twój pobyt w Hogwarcie. Nie zawsze mi się to udawało.

Dziwne, że Gryfonka nigdy nie odgadła uczuć współlokatorki, teraz zastanawiała się jakim cudem się nie domyśliła. Wspominając ostatnie miesiące zdała sobie sprawę, że McKinnon zawsze była tam dla niej, kiedy to Lily nie potrafiła powiedzieć jej ani jednego miłego słowa.

Na obliczu Marleny malowała się obojętność. Doskonale wiedziała, że obiekt jej westchnień ma kogoś innego na oku i to już od dawna. Uczucia Ruby do Remusa były silniejsze niż cokolwiek innego. Właściwie nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego podobała jej się blondynka – chyba ta na pozór słaba i nieciekawa osóbka miała w sobie coś hipnotyzującego. Od samego początku nie miała u niej szans, musiała odsunąć zauroczenie na bok. Z przegranej pozycji mogła jedynie być dobrą przyjaciółką.

Wieczorem w czasie uczty blondynka rozmyślała o tym, co się stało. Praktycznie co chwilę dowiadywała się czegoś, co ją zaskakiwało. Nigdy nie domyśliłaby się prawdziwej tożsamości Regulusa. Elementy układanki powoli tworzyły jedną całość. Jednak te pojedyncze puzzle, które składała już od jakiegoś czasu, nie były takie, jak się spodziewała. Chociaż właściwie nigdy nie mogła być niczego pewna, nauczyła się tego w tej szkole.

– Cześć. Masz chwilę?

Odwróciła się, biorąc łyk soku dyniowego. Zobaczyła Severusa ze skruszonym wyrazem twarzy. On ledwo się do niej odzywał, oprócz tego, że ściągał od niej na eliksirach, prawie nic ich nie łączyło, dlatego zdziwiła ją jego obecność. Obok niej i tak nikt nie siedział. Odsunęła się trochę i zrobiła mu miejsce. Ciekawość wygrała nad niechęcią do chłopaka i jego tłustych włosów.

– Koniecznie muszę ci coś wyznać, nie potrafię już tego dłużej ukrywać. Tylko błagam, nie mów jej że ci powiedziałem, bo mnie zabije. – westchnął, nie patrząc na swoją rozmówczynię. – Zaczęło się kilka miesięcy temu.

Zmarszczyła brwi. Nie miała pojęcia o czym mowa, ale coś czuła, że niezbyt jej się to spodoba.

Gdy więc Snape szeptem wymówił nazwisko, którego z pewnością nie chciała słyszeć w tamtym momencie, cała się spięła.

– Zapisałem się do Klubu Ślimaka dla respektu. Nie sądziłem, że zostanę wciągnięty w polowanie na uczniów.

McGonagall wstała ze swojego krzesła i zaczęła jakąś przemowę. Ruby jednak za bardzo zaniepokoiły słowa Severusa, by słuchać gadki nauczycielki. Przybliżyła się do chłopaka.

– Bernadette najpierw kazała mi zrobić listę uczniów, słabych ogniw, ale z potencjałem. Miałem zebrać dane, przekazać jej do oceny, po czym ukryć w pudełku szachów w bibliotece, tak aby nikt ich nie znalazł.

Doskonale pamiętała, gdy podczas gry w szachy z Remusem odnaleźli kartkę z jej nazwiskiem oznaczoną jako cel numer 1. A więc to była sprawka Bernadette. Zanim się na nią uwzięła, zebrała o niej informacje i dobrze ukryła.

– Nie powinienem był kiedykolwiek o tobie wspominać. Nie pomyślałbym, że ona to wszystko weźmie tak bardzo na poważnie. Zdaję sobie sprawę, że uprzykrza ci życie. To moja wina. Dlatego teraz ci to mówię. Tylko ty możesz ją powstrzymać, ta kobieta jest nie tylko obłąkana, ale i pod wpływem. Kazała mi ciebie śledzić i zdawać raporty na temat tego, co robisz. Kiedyś mnie przyłapałaś, pamiętasz, wtedy znalazłaś lustro Ain Eingarp? Wysłała mnie za tobą. Niekiedy osobiście za tobą podążała. Na twoje nieszczęście upatrzyła sobie ciebie.

Czy Snape właśnie przyznawał się do wplątania jej w śmiertelną pajęczynę Devall? Nie mogła w to uwierzyć. A więc powodem jej długotrwałych cierpień fizycznych i psychicznych zadawanych jej przez Bernadette był jej kolega z ławki?

– To nie wszystko. Kazała mi wskazać więcej nazwisk. Nie miałem wyjścia, ona potrafi manipulować, groziła mi. Tak samo zrobiła ze Slughornem. Biedaczek nieświadomie wpakował się w bagno. Pamiętasz jego ''wypadek'' w grudniu? Został potraktowany sectumsemprą, moim autorskim zaklęciem. Zaprezentowałem je w Klubie na początku roku, ale to nie ja je rzuciłem na biednego Horacego. To był ktoś z zewnątrz, dostał się do zamku. Nie był do końca posłuszny i dlatego oberwał. Tak samo Henry Britt. Ona uznała go za zagrożenie, ludzie by go posłuchali, mógłby zacząć bunt. Dlatego się go pozbyła, jego krew jest na jej rękach. To nie jest tylko Bernadette i niewinni uczniowie. Devall jest tylko pionkiem w grze, w której celem jest pranie mózgów czarodziejom i zmuszanie ich do wyznawania konkretnych poglądów. Poglądów Czarnego Pana.

Na samą myśl przeszły ją ciarki. A więc niepozorny klub towarzyski Slughorna stał się pretekstem do werbowania nastolatków do zwolenników Czarnego Pana. Było mroczniej, o wiele mroczniej.

Ta cała mowa nienawiści wobec dzieci mugoli uczących się w szkole na spotkaniach Klubu i opowiadanie o ideologii jednego potężnego czarodzieja sprowadzały się do wspólnego mianownika. Bernadette chciała wpłynąć na naiwną młodzież, by wreszcie zaprosić ich do dołączenia ich do śmierciożerców. Póki co jeszcze tego nie osiągnęła, bo ostatnio rzadko wychodziła ze swojego gabinetu, nadal spowita wstydem, którego się najadła po żarcie wywiniętym przez Ruby i Remusa. Gdyby nie to, spotkania pewnie teraz odbywały się regularnie i może dopięłaby swego. To wszystko działo się pod nosem Dumbledore'a, McGonagall i innych pedagogów, którzy jakimś cudem nie zauważyli, że coś jest nie tak.

Snape patrzył na nią wyczekująco. Jej dłonie zaciśnięte na szklance z sokiem zaczęły lekko dygotać.

– Tak więc nie trzymam was już dłużej w niepewności – wreszcie dotarły do niej słowa McGonagall, która przemawiała już od dobrych kilku minut. – Tegorocznym zwycięzcą Pucharu Quidditcha zostaje... Gryffindor! Gratulacje! Najwięcej wygranych meczy i najlepsza mobilizacja ze wszystkich domów.

Ze strony stołu Domu Lwa rozległ się okrzyk radości. James skandował głośno, a zawodnicy klaskali w dłonie z całej siły. Tak, to było zdecydowanie za dużo niespodzianek na jeden dzień. 

🌟

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top