Interesting Discovery

Tego ranka dziewczyny zachowywały się wyjątkowo cicho, przez co Ruby nie obudziła się wraz z nimi – zaspała po raz pierwszy w życiu. Zapewne było to spowodowane nadmiarem emocji poprzedniego dnia.

Nie przejmując się zbytnio późną godziną, powoli się ubrała. Korzystając z nieobecności współlokatorek spędziła więcej czasu na porannej rutynie. Bez pośpiechu umyła zęby, rozczesała włosy i związała je na czubku głowy, a nawet nałożyła na spierzchnięte usta trochę truskawkowego błyszczyka Marleny. Poprawiła herb Gryffindoru na szacie, po czym opuściła dormitorium.

Przemierzała korytarze z nóżki na nóżkę. Była spóźniona dziesięć minut, co nie było jakąś straszną tragedią, nie miała co się przejmować.

Niedługo potem stanęła przed drzwiami sali eliksirów, wchodząc bez pukania. Wszystkie oczy zwróciły się w jej kierunku, a Slughorn coś do niej powiedział, ale niezbyt ją to obchodziło.

Pewnie przeszła przez pomieszczenie, nie racząc zdziwionego profesora nawet spojrzeniem. Usiadła na swoim stałym miejscu obok zadowolonego z siebie Snape'a.

– Hej – przywitał się, ukazując krzywe zęby. Zignorowała go zupełnie, po czym wyciągnęła brudnopis i zaczęła rysować w nim różnorakie esy–floresy.

Slughorn zaczął nawijać o eliksirze słodkiego snu. Owy wywar z pewnością nie byłby potrzebny, aby przysnąć z nudów na jego lekcji.

Dopiero po chwili zauważyła, że bazgra w zeszycie znalezionym w bibliotece. Przerwała, wstrzymując oddech.

Chyba ci się nudzi. Co masz teraz?

Eliksiry. Slughorn strasznie przynudza.

To nic nowego. On tak zawsze.

– Panienko Wetherby, co tam panienka wypisuje? Sądzę, że to nie notatki na temat eliksiru słodkiego snu! – wydarł się profesor, wznosząc ręce ku górze. – Cóż to za zachowanie? Taka dobra uczennica, a nie uważa na lekcji!

W czasie jego bezsensownego kazania Ruby zdążyła jeszcze napisać jedną wiadomość.

Nie pisz.

Nudziarz ględził jeszcze przez chwilę, po czym podszedł do jej stolika. W tym czasie napisane przez blondynkę słowa zdążyły już zupełnie zniknąć.

Nauczyciel zabrał notes i zaczął go kartkować. Miał zabawną minę – nic dziwnego, przecież strony były kompletnie puste. Spojrzał na dziewczynę karcąco, po czym bez słowa wrócił do lekcji.


▪▪▪

Nie uwierzysz. Wykiwałam Slughorna.

Jak to się stało? Czy to miało związek z tym, że kazałaś mi milczeć, wtedy, na eliksirach?

Dokładnie tak. Zwrócił mi uwagę, że piszę coś zamiast słuchać. Chciałbyś widzieć jego minę, gdy przeglądał zupełnie pusty zeszyt.

To musiało być spektakularne!

Zagryzła pióro i przyglądała się, jak zdania powoli znikają, jedno za drugim. To zajęcie ją relaksowało.

– Wetherby? – niespodziewanie zza kanapy wyłonił się Syriusz. – Co ty tutaj jeszcze robisz? Mamy trening!

Niechętnie wstała z fotela. Oczywiście, znów wyleciało jej to z głowy. Albo po prostu miała nadzieję, że dzisiaj jej odpuszczą.

– Pewnie James zapomniał ci powiedzieć. Dobra, mniejsza z tym, po prostu się pośpiesz. Za dwie minuty masz być na dole.

Pokiwała głową na zgodę i pobiegła do dormitorium zostawić notes.

▪▪▪

– Wetherby! Jesteś wreszcie! – powitał ją przejęty kapitan. – Cała drużyna czeka!

Istotnie, wszyscy byli już w gotowości do rozpoczęcia treningu. Speszona Ruby szybko zajęła miejsce w szeregu, próbując ukryć zarumienione policzki.

– To nasz ostatni trening przed meczem z Puchonami. Liczę na was.

James jednym ruchem otworzył pudło z piłkami. Jak na zawołanie wszystkie wyleciały w powietrze.

– Nie śpij, Wetherby! – pogonił ją Syriusz, posyłając kafla w stronę obręczy. Rzuciła się w tamtym kierunku i szczęśliwie udało jej się wybić piłkę.

– Nieźle – skomentował Black, przeczesując włosy – Graj tak na meczu, to wygraną mamy w kieszeni.

Ten komplement bardzo jej schlebiał, ale nie dała tego po sobie poznać. Gra dopiero się rozpoczynała.

Po prostu skupiła się na kaflu, który co rusz leciał w jej stronę. Tym razem James i Syriusz grali przeciwko niej, więc nie miała lekko. Mimo tego radziła sobie całkiem dobrze. Rozgrywka zakończyła się remisem.

– Dzięki! Byliście super! – James przybijał piątki każdemu po kolei. – Tak trzymać!

Wszyscy powoli zmierzali do szatni, aby się przebrać. Ruby jak zawsze szła na końcu. Jakoś nie lubiła oglądać kolegów i koleżanki z drużyny bez górnej części ubioru czy wąchać spoconych ciuchów.

Powłóczyła nogami, przyglądając się zachmurzonemu niebu. Po chwili zamyślenia pomaszerowała do opustoszałej już szatni. Przebrała się w luźne ubranie, delektując się ciszą.

Zapadał zmrok, ale nie śpieszyło jej się do dormitorium, w którym Lily i jej gadatliwe przyjaciółki zapewne świetnie się bawią bez niej.

Chodziła więc bez sensu między szafkami i wieszakami. Gdzieniegdzie leżały porozrzucane skarpetki bez pary czy jakieś śmieci, a większość szafek nie była nawet zamknięta.

Przypadek chciał, że zatrzymała się przy szafce Jamesa Pottera. Ostrożnie uchyliła niedomknięte drzwiczki z ozdobnym napisem Kapitan i jakimiś hasłami napisanymi markerem.

W środku dostrzegła zeszyt, pióro, różdżkę, stertę papierków, jakieś ciuchy na górnej półce – nic ciekawego. Za to na samym dole leżała jakaś dziwna płachta w jasnobrązowym kolorze. Ruby wyciągnęła ją z wahaniem.

Dopiero po chwili zorientowała się, co trzyma w dłoniach. To była słynna peleryna–niewidka, o której rozmawiali James i Remus jakieś kilkanaście dni wcześniej. Obiekt, w którego istnienie nie wierzyła właśnie spoczywał na jej rękach.

Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Potter naprawdę nie popisał się sprytem, zostawiając tak ważny przedmiot w dosyć oczywistym miejscu. Teraz będzie tego żałował.

Zarzuciła na siebie miękką pelerynę i chyłkiem wróciła do zamku. Wiedziała, że ten sprytny wynalazek pomoże jej w odpowiedzi na dręczące pytania o Huncwotach. Zapowiadało się ciekawie.


🌟

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top