Hell(o) Hogwarts
Ruby niepewnym wzrokiem wodziła po dzieciach z rodzicami stojących na stacji King's Cross. Jej gałki oczne rozszerzyły się do rozmiarów talerzy kiedy zobaczyła, jak jakiś chłopak wbiega w mur, po czym w tajemniczy sposób znika.
Tata chyba zauważył przerażenie na jej twarzy, bo przyjaźnie poklepał ją po plecach, dodając jej otuchy.
– Nie bój się – uśmiechnął się delikatnie – Pan Dumbledore przekazał nam wszystkie nowości, które cię spotkają podczas nauki w Hogwarcie. Oto jedna z nich: za tym murem znajduje się peron 9 i ¾. Stamtąd odjeżdża pociąg, który zawiezie cię do szkoły.
Mimo tych pokrzepiających słów dziewczyna potrafiła jedynie stać i wpatrywać się, jak kolejni uczniowie przechodzą przez ścianę. Pomyślała, że to czyste szaleństwo.
– Spokojnie, skarbie – mama dotknęła jej ramienia. – Jesteśmy z tobą. Gotowa?
Pokręciła przecząco głową, ale rodzice już zdążyli wepchnąć ją na mur. Poczuła dziwny dreszcz, po czym znalazła się na innym peronie, nad którym górowała tabliczka z numerem 9 ¾. Stał tam pociąg gwiżdżący już do odjazdu obarczony wielkim, dumnym napisem Hogwart Express.
Zaraz obok znaleźli się rodzice blondynki. Tata wcisnął jej walizkę do ręki.
– Pospiesz się, bo ci odjedzie! – zaśmiał się, wskazując najbliższe drzwi. Ruby w mozolnym tempie podeszła do nich, z wahaniem odwracając się ku rodzicom.
– Wskakuj, kochanie! Powodzenia! – wyczytała z ruchu warg mamy, której cichutki głosik zgubił się wśród panującego wokół gwaru.
Powoli weszła do środka pociągu, ciągnąc za sobą swój kufer. Przeszła długim korytarzem, szukając wolnego przedziału – jakoś nie miała zbytnio na zawieranie nowych znajomości. A także na chodzenie do tej przeklętej szkoły.
Na szczęście udało jej się znaleźć pusty przedział, więc bezsilnie opadła na siedzenie. Odłożyła swój bagaż na bok i przyglądała się, jak pociąg rusza ze stacji. Widziała tłumy płaczących rodzin, machające swoim pociechom na pożegnanie. Ale pośród tych wszystkich ludzi nie zobaczyła państwa Wetherby. Jako dosyć niskie osoby nie byli już zauważalni, wciśnięci między jakichś blond dryblasów. Zasmuciło ją to, bo chciała po raz ostatni pożegnać się z nimi przed długą rozłąką.
Moment później stacja nie była już widoczna. Pociąg ruszył z kopyta, gwiżdżąc jak szalony. Ruby oparła się na dłoniach, przytrzymując się oparcia. Nigdy wcześniej nie jechała tym środkiem transportu, a to ciągłe podskakiwanie nieco ją stresowało.
Po kilku minutach uspokoiła się, skupiając się na mijanych widokach. Widoczne przez okna góry i lasy zapierały dech w piersiach. Wkrótce piękne krajobrazy zaczęły jej się zamazywać, zlewając się w jedną całość...
▪▪▪
Obudziły ją wrzaski i huki dochodzące ze wszystkich stron. Leniwie przetarła oczy, rozglądając się wokoło. Jakież było jej zdziwnienie, kiedy zauważyła, że jej przedział jest cały wypełniony balonikami z napisem Witamy w Hogwarcie! Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, jak wydostać się z tego gąszczu. Wyjęła z włosów wsuwkę i przekuła kilka balonów. Odszukała swój kufer, na którym hasło wymalowane farbą głosiło To nie ja!. Ruby nie przejęła się tym zbytnio, powoli sunąc w stronę wyjścia z przedziału. Balony skutecznie jej to utrudniały.
Kiedy już zdyszana wydostała się z pociągu, zdziwiona zauważyła, że wokół nie ma żadnej żywej duszy. Była ona jednak osobą bardzo spokojną i opanowaną – nie wpadła więc w panikę, tylko poszła przed siebie.
Po chwili marszu natrafiła na profesora Dumbledora, którego zapamiętała z tamtej pamiętnej rozmowy w domu, oraz na tęgą, młodą kobietę z włosami upiętymi w ciasny kok.
– W końcu! – dyrektor ją dostrzegł i złapał ją za ramię. – Wreszcie jesteś, szukaliśmy cię! Nie wiem dlaczego tak dużo czasu zajęło ci wychodzenie, ale nie będę wnikał w szczegóły. Dobrze, że tu trafiłaś. Jako że przysięgłem twoim rodzicom cię pilnować, muszę mieć na ciebie oko. A teraz chodź, musimy dostać się do zamku. Zaraz zacznie się Ceremonia Przydziału.
– Albusie? – odezwała się profesorka. – A może się deportujemy? Będzie szybciej.
– Wyborny pomysł, Minerwo – przyznał mężczyzna, łapiąc obie swoje towarzyszki mocno za ramiona.
Wyszeptał coś pod nosem, po czym cała trójka poczuła mocne szarpnięcie i ból głowy. Kiedy jednak otworzyli oczy, wszyscy stali już pod potężnym gmachem zamku Hogwart. Był imponujących rozmiarów, a liczne wieżyczki dodawały uroku i tajemniczości. Ruby wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia – widok był niesamowity, ale z drugiej strony sprawiał wrażenie ponurego i ciemnego. Miała mieszane uczucia, w końcu nie należy oceniać książki po okładce. Ale wiadomo również, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze.
Blondynka podążyła śladem Dumbledora i McGonagall, którzy szybkim krokiem skierowali się do wejścia. Nieco dziwiła ją ta niecodzinna eskorta.
Budowla od środka wyglądała równie ciekawie – wszędzie stały jakieś dziwaczne przedmioty, a na ścianach wisiały ruszające się portrety. Ruby miała wrażenie, że do niej machają, ale szybko odgoniła od siebie tę myśl. Była pewna, że to halucynacje, w końcu nie wiedziała zbyt wiele o magicznych przedmiotach.
Wielka Sala ją zaskoczyła. Faktycznie, była monstrualnych rozmiarów, za to sufit wyglądał jak nocne niebo. Przy czterecg wielkich stołach siedzieli wesoło gawędzący ze sobą uczniowie. Nigdy nie widziała tak wielu osób w jednym miejscu.
Kiedy zauważyli ją idącą niepewnie za dyrektorem i profesorką, podnosili wzrok i szeptali coś między sobą. Ruby poczerwieniała i spuściła głowę. Nie lubiła być w centrum uwagi.
McGonagall kazała jej ustawić się pośród pierwszorocznych, którzy właśnie byli przydzielani do domów. Ruby nie rozumiała, o co chodzi z tą śmieszną gadającą czapką, ale kobieta szybko jej wytłumaczyła.
– W Hogwarcie są cztery domy: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Za chwilę zostaniesz przydzielona do jednego z nich na podstawie twojego charakteru i zachowania.
Minerwa usiadła na swoim miejscu przy stole dla nauczycieli, tuż obok Dumbledora, który przyglądał się przerażonej dziewczynie. Czuła się bardzo dziwnie pośród tych wszystkich ludzi – było ich bardzo dużo, a to jej się wcale nie podobało.
– Ruby Wetherby, która zacznie piąty rok... z pewnych powodów – wyczytała z wahaniem grubsza nauczycielka.
Właścicielka imienia powoli podeszła do krzesła, próbując opanować trzęsienie nóg. Usiadła, a na jej głowę została brutalnie wciśnięta Tiara Przydziału. Ruby wzdrygnęła się, widząc przed sobą cały Hogwart. Teraz mogła zobaczyć tych wszystkich wpatrzonych w nią ludzi jak na dłoni.
– Ojej – westchnęła Tiara – Widzę że tutaj mamy ciężki przypadek. Pesymistyczna introwertyczka, wciąż otaczana rodzicielską opieką pomimo nastoletniego wieku. Twoi rodzice wiele ryzykowali, przysyłając cię tutaj. Gdzieżby cię tu przydzielić...
Uczniowie i nauczyciele wlepili wzrok w przerażoną, siedzącą jak na szpilkach blondynkę. Tiara wahała się długo, co nie było zbyt często spotykane.
– Jesteś sprytna i inteligentna jak Krukonka, przebiegła i chytra jak Ślizgonka, wrażliwa jak Puchonka i wreszcie wytrwała i szlachetna jak Gryfonka. To naprawdę ciężki wybór. – mruczała Tiara, podczas gdy Ruby miała ochotę zapaść się pod ziemię.
– Sądzę jednak, że warto zaufać twojemu walecznemu sercu. Niech więc będzie GRYFFINDOR!!! – ryknęła czapka, a Ruby zaczerwieniła się jak piwonia. Dało się słyszeć nieco niemrawe oklaski.
Nauczycielka wskazała jej stolik Gryffindoru, do którego Ruby podeszła z opuszczoną głową. Nie cierpiała, gdy uwaga wszystkich skupiała się na niej. A w tamtym momencie patrzyło na nią kilkaset par czujnych oczu, które zapamiętywały każdy jej najmniejszy ruch.
Usiadła z boku stołu obok jakiejś miło wyglądającej dziewczyny. Ta uśmiechnęła się do niej, więc Ruby odwzajemniła uśmiech.
– Witamy w Gryffindorze! – wrzasnął przystojny okularnik, machając ręką jak katarynka. Wyglądał na oko na piętnaście lat. – Jestem James Potter! – przedstawił się.
Ruby mrugnęła kilka razy, zastanawiając się, czy te słowa skierowane były do niej. Nie miała styczności z chłopcami w jej wieku, więc nie wiedziała zbytnio, jak się zachować. Na szczęście z opresji wybawił ją profesor Dumbledore, który właśnie skończył gadkę o zakazanych rzeczach i rozpoczął ucztę.
Magicznie na stołach pojawiły się półmiski pełne przeróżnych potraw. Większość uczniów bezwstydnie rzuciła się do jedzenia. Ruby także postanowiła nie próżnować: nałożyła sobie kilka pachnących dań, których nie potrafiła nawet określić z nazwy. Nie było to jednak ważne – istotną rzeczą był smak nierównający się z żadnym innym (Ruby ośmieliła się pomyśleć nawet, że ten obiad jest lepszy od tych przyrządzanych przez jej mamę).
Kiedy już wszyscy byli najedzeni oraz uśmiechnięci, Dumbledore zarządził rozejście się do dormitoriów. Ta nazwa brzmiała dziwnie, lecz Ruby posłusznie podążyła za tłumem ludzi z jej domu (jak wywnioskowała po herbach na szatach). Szła z grobową miną, rozglądając się wokoło. Większość nastolatków rozmawiało ze sobą o minionych wakacjach. Jedni przekrzykiwali drugich, dyskutując o rozgrywkach quidditcha (cóż to takiego może być?!, pomyślała Ruby). Na przodzie całego pochodu kroczyła czwórka postawnych chłopaków, których nie dało się nie zauważyć. Liderem był James Potter, żywo opowiadający o czymś kolegom. Równie gadatliwy i towarzyski był czarnowłosy o podłużnej twarzy, nie odstępujący Jamesa na krok. Obok nich nieco ociężale stąpał niższy blondyn o niewyraźnych rysach. Tuż za nimi szedł zamyślony szatyn, trzymający pod pachą kilka książek. Ruby szybko odgadła, że są oni szkolnymi gagatkami: to wręcz rzucało się w oczy. Postanowiła trzymać się od nich z daleka – w końcu nie takich ludzi chciała tutaj spotkać. Ale co z tego wyniknie... nie wiadomo.
🌟
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top