Favourite Meeting
Po dwóch godzinach transmutacji, zielarstwie, obronie przed czarną magią i eliksirach naprawdę nie miała już chęci na robienie czegokolwiek innego.
Planowała spędzić ten wieczór pod kocem w dormitorium, popijając kakao na rozgrzanie i robiąc powtórki do egzaminów. Wszak nauczyciele trajkotali o nich na okrągło, wciąż powtarzając o ich trudności i niewielkim czasie do przygotowania.
Uczniowie słyszeli przypomnienia praktycznie codziennie, więc większości z nich ta informacja wbiła się już do głowy. Nie tracili oni więc czasu, lecz popołudniami powtarzali materiał. Do tej grupy należała Ruby, która starała się uczyć każdego wieczoru, choć przez pół godziny. Chciała dobrze wypaść na tych testach.
Tym razem jednak nie mogła w spokoju posiedzieć nad książkami. Slughorn ogłosił kolejne spotkanie Klubu Sztywniaka (ostatnio wymyśliła te nazwę i wydawała jej się ona bardzo adekwatna i trafna).
Wzdychając ciężko, niechętnie wstała z łóżka, gdzie spędziła ostatnie pół godziny, pisząc esej na historię magii. W sumie oderwanie się od zadania z tego dennego przedmiotu całkiem jej pasowało, bo daty kolejnych bitew czarodziejów zaczęły już jej migotać przed oczami.
– Lily, jesteś tu?
Do pomieszczenia wbiegła zdyszana Marlena. Jej ciemne włosy były w totalnym nieładzie, co nie zdarzało się u niej zbyt często.
Nie uzyskując odpowiedzi, McKinnon odwróciła się do Ruby.
– Widziałaś Lily? – zapytała, starając się złapać oddech. Blondynka wzruszyła ramionami.
Dwie sekundy później brunetki nie było już w dormitorium. Zapewne miała do Evans jakąś ważną sprawę, skoro szukała jej z takim przejęciem.
Ruby strzepnęła nieistniejący pyłek z ramienia i obracając w palcach pierścionek zaręczynowy mamy, zbiegła po schodach. Swoją drogą z niecierpliwością czekała na jakąkolwiek wiadomość od rodziców. Po ostatnim liście bardzo się o nich bała.
Postanowiła, że gdy wróci ze spotkania, koniecznie do nich napisze. Ale póki co musiała jakoś przetrwać tą długą godzinę.
▪︎▪︎▪︎
– Przepraszam, ale chyba nie rozumiem.
Gdy Gryfonka dotarła pod salę kilka minut przed czasem, zastała tam ostro dyskutujących Slughorna i czerwoną ze złości Bernadette. Z boku stały Lily, Marlena i Dorcas, dwie z nich nieco zagubione. Jedynie Lily miała założone na piersi ręce i bojową minę nieznoszącą sprzeciwu. Wyglądało na jakąś poważną sprawę.
Ruby dyskretnie przysiadła pod ścianą, nie chcąc przeszkadzać w rozmowie. Jednocześnie bardzo ją ciekawiło, o czym tak zaciekle konwersują.
– Zdaje się, że na początku naszych spotkań wyraziłam się dostatecznie jasno – syknęła Bernadette, mrużąc groźnie oczy – Żadnych. Szlam.
– Może zmienisz zdanie – próbował Horacy – Lily to dobra uczennica, lubiana przez uczniów...
– To nieważne – przerwała mu twardo Bernadette – Nie życzę sobie osób mugolskiego pochodzenia w Klubie. Przykro mi, Lola, ale wylatujesz.
– Mam na imię Lily – warknęła właścicielka imienia, nieco zdenerwowana.
– Przecież mówię. Aha, i zdaje mi się, że muszę cię jakoś ukarać, w końcu okłamałaś mnie i nas wszystkich, nie przyznając się do swoich korzeni. Może jakiś szlabanik w weekend nieco przemówi ci do rozumu?
Na twarzy rudowłosej pojawił się gniew, lecz postanowiła nie dawać mu upustu, w końcu pogorszyłaby tylko swoją sytuację. Odrzuciła włosy do tyłu i z dumą odeszła, nie odwracając się za siebie.
Marlena i Dorcas patrzyły za nią, niepewne co mają zrobić.
– No już, dziewczyny – pogoniła je Devall, wymachując ręką z długaśmymi pazurami, niemal nie wtykając ich w oko Meadowes – Do środka. Chyba że któraś z was też jest szlamą?
Dziewczyny popatrzyły po sobie i posłusznie weszły do sali. Na zewnątrz pozostała Bernadette i Slughorn.
– Ani słowa. – ostrzegła kobieta. Domyślała się, że jej współpracownik zechce wtrącić swoje trzy grosze i nie miała zamiaru mu na to pozwolić. – Gramy na moich zasadach, jasne? Chyba o tym rozmawialiśmy. A może już zapomniałeś?
– Nie, nie – pokręcił głową profesor, nieco zbity z tropu.
Po tych słowach nauczycielka weszła do sali, a tuż za nią podążył mężczyzna.
Blondynka powoli wstała z ziemi, rozprostowując lekko zdrętwiałe kończyny. Rozmowa, której właśnie była świadkiem, była niepokojąca, ale i ciekawa.
A więc jej współlokatorka była szlamą. Nie zmieniało to jej stosunków do niej w żaden sposób, w końcu i tak nie przepadała za rudowłosą, władczą dziewczyną. Nic też dziwnego że nie wiedziała o jej pochodzeniu, mieszkając z nią w jednym pokoju – w końcu Evans nie rozmawiała z takimi wyrzutkami jak ona. Skąd więc mogła wiedzieć?
Natomiast najbardziej interesujący wydał jej się fakt, że Lily wydalono z dużą pompą. Może i ukrywała prawdę, ale należała do aktywnych członków Klubu Ślimaka i udzielała się w nim w każdy możliwy sposób. Strata tak zaangażowanej uczestniczki na pewno odbije się na stowarzyszeniu.
Widząc, że i pozostali zaczęli się schodzić, postanowiła również dołączyć do zebranych. Devall jak zwykle siedziała na honorowym miejscu, a Slughorn już wmieszał się gdzieś w tłum i przeprowadzał kolejne dyskusje o bogatych i wpływowych rodzicach.
Gryfonka z westchnieniem opadła na krzesło. Spotkanie jeszcze się nie zaczęło, a ją już zaczynała boleć głowa.
– Dobrze, a więc zaczynamy! – zarządziła żywo Bernadette.
Drogi Merlinie, zabierz mnie stąd, poprosiła Ruby w myślach.
🌟
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top