Everyday Life

Na lekcjach bez przerwy kręciło jej się w głowie. 

Oparta na ręce zerkała na zewnątrz, podziwiając skąpane w słońcu błonia. Wiosna dawała się już mocno we znaki. Jasne promienie odbijały się od tafli jeziora, jakby chcąc dosięgnąć jego dna, i nawet w dusznej sali eliksirów dało się słyszeć śpiew ptaków. Nawet Zakazany Las wyglądał jakoś przyjemniej.

Normalnie taka pogoda wywołałaby u niej entuzjazm, ale nie dziś. Dzisiaj miała ochotę położyć się na łóżku i nigdy nie wstawać.

– Moi drodzy, sugeruję aby teraz szczególnie przyłożyć się do nauki. Już w przyszłym miesiącu czekają was egzaminy. – trajkotał Slughorn, chodząc bez sensu po pomieszczeniu. Od przeszło dwudziestu minut gadał o tym samym, doprowadzając niektórych na skraj wytrzymałości.

Niektórym nauczycielom chyba wydawało się, że ciągle przypominając o egzaminach sprawią, że uczniowie się z tym oswoją i będą mniej się się stresować. Otóż byli w błędzie.

– Dasz wiarę że to już w przyszłym miesiącu? – szepnął do blondynki Snape. – Dopiero zaczął się rok szkolny, a już mamy kwiecień.

Faktycznie miał rację. Czas leciał nieubłaganie szybko, nie szczędząc nikogo, w tym zagubionej Ruby. Jednoczesne wkuwanie do SUM-ów i staranie się nie oszaleć w tej szkole okazało się bardzo trudne.

Na mugoloznawstwie siedziała sama na końcu sali, więc pozwoliła sobie na wyciągnięcie swojego czarnego notesu o Huncwotach. Choć zawsze miała go przy sobie, ostatnio rzadko do niego zaglądała. A że ani trochę nie interesował ją omawiany właśnie temat, więc postanowiła spożytkować czas w inny sposób.

• Dwie zagadki zostały rozwiązane. Po pierwsze dziwne zachowanie Marleny. Zależało jej tylko na poznaniu sekretu Remusa. Którym okazała się likantropia. Nie wiem co mam o tym myśleć. Znam go już pół roku i nic nie zauważyłam...

Od razu po napisaniu tych słów do głowy wpadło jej kilka sytuacji.

Początek roku. Remus czytał w bibliotece książkę o magicznych stworzeniach, mimo że nie omawiali tego jeszcze na lekcjach. Zapewne więc chciał dowiedzieć się więcej o samym sobie... poznać siebie lepiej.

Wrzesień. Rozmowa Jamesa, Petera i Syriusza na korytarzu o jakimś poważnym problemie ich przyjaciela. Chcieli mu jakoś pomóc. I zostali animagami, zapewne aby podnieść go na duchu! Tak, to miało sens. Teraz doszukiwane się drugie dno w nabyciu tej umiejętności przez Huncwotów wreszcie wyszło na jaw.

Wymykanie się chłopaka z zamku chwilę przed pełnią. Jak mogła być tak ślepa i sama tego nie dostrzec? Remus był wilkołakiem... a jej nawet nie przeszło to przez myśl. Chyba powinna częściej skupiać się na innych, wtedy może potrafiłaby dostrzec takie rzeczy...

• Teraz wszystko się klei. Jedyne, co mnie niepokoi to fakt, że to Marlena powiedziała mi prawdę. Dlaczego miałaby to robić? Myślałam, że lubi Remusa, a to było bardzo nie fair w stosunku do niego. Jakby się poczuła gdyby sama znalazła się w takiej sytuacji? Postąpiła bardzo egoistycznie...

• Dlatego właśnie mam zamiar dotrzymać tajemnicy. Remus nawet nie dowie się, że ja wiem. Między nami nic się nie zmienia. Jest wspaniałą osobą, nieważne czy też przy okazji wilkołakiem, syreną czy jednorożcem. Dla mnie pozostaje taki sam.

Ruby naprawdę tak myślała. Sama była odmienna od reszty, nielubiana i wytykana palcami od dzieciństwa. Wiedziała jak to jest być innym od pozostałych, więc nie zamierzała patrzeć na Remusa tylko dlatego, że cierpiał na niezależną od siebie przypadłość.

▪︎▪︎▪︎

Śmierć Henry'ego sprawiła, że praktycznie wszyscy zapomnieli o meczu Gryffindoru z Ravenclaw na horyzoncie. Po długich rozmowach w gronie nauczycielskim uznano, że mimo wszystko mecz się odbędzie, tak jak planowano.

Ruby siedziała w szatni grubo przed czasem, przyciagając nogi do klatki piersiowej. Sądziła, że przebywanie w tym miejscu będzie dla niej niekomfortowe, w końcu to tutaj został znaleziony jej kolega, ale wręcz przeciwnie. Siedząc na ziemi miała niemal czuła, że Henry jest tutaj z nią, siedzi obok. Niemal słyszała jego serdeczny śmiech i widziała przed oczami jego jasne, roztrzepane włosy.

Z torby wygrzebała kopertę, która, zaadresowana do niej, przyszła dzisiaj rano przez sowią pocztę. Zgodnie z napisem na odwrocie przysłali ją jej rodzice.

Droga Ruby!

Twój list nas zaniepokoił. Jeśli masz problem z jakimś nauczycielem, jak najszybciej poinformuj profesora Dumbledora. On się tym zajmie. Wszystko będzie dobrze.

U nas nie jest najlepiej. Czarny Pan dopiero zaczyna poszukiwania sojuszników i bardzo możliwe, że powróci w nasze okolice. Nie martw się tym jednak. Będziemy pisać. Wybacz, że dzisiaj tak krótko.
Przesyłamy buziaki.

Rodzice

Ten list zdecydowanie nie zawierał tego, na co liczyła w tamtym momencie, i w dodatku był taki krótki.

Rodzice nie pytali już o jej prześladowczynię, pewnie mieli więc coś ważniejszego na głowie. Czy chodziło więc o Czarnego Pana?

– Cześć.

Usłyszała krótkie przywitanie i ktoś przysiadł koło niej na ziemi. Szybko schowała list do kieszeni.

– Dobrze jest być z powrotem, bardzo się stęskniłem za quidditchem. Jestem pewnien, że Henry dobrze was przygotował do tego starcia z Krukonami. W końcu od tego zależą nasze szanse na Puchar Quidditcha.

James uśmiechnął się pod nosem.

Ruby mogła dostrzec radość w jego oczach. Ten sport należał do najważniejszych rzeczy w jego życiu i nawet ślepy by to zauważył.

Dziewczyna podniosła dłoń i przyjaźnie ścisnęła lekko jego ramię. Ten nie przestawał się uśmiechać.

– Damy dzisiaj czadu. Musimy. Dla Henry'ego. – powiedział z dumą Potter.

Nie mogła się z nim nie zgodzić.

▪︎▪︎▪︎

Przeszywająco głośny dźwięk gwizdka ogłosił koniec meczu.

– O tak, jesteśmy najlepsi! Wymiatamy! – wiwatował Syriusz, wydzierając się wniebogłosy.

Udało im się. Choć po stracie kapitana zawodnicy byli nieco rozdarci i zdezorientowani, w pełni zaufali Jamesowi. Ten oczywiście spisał się doskonale, jak za nie tak dawnych czasów. Nie grał w quidditcha przez kilka miesięcy, ale nie można było tego dostrzec po jego formie.

Za to blondynka również poradziła sobie całkiem nieźle. Obroniła kilkanaście piłek pod rząd, przepuszczając tylko dwie. Chyba mogła to uznać za swój osobisty rekord.

Potter wydał z siebie okrzyk radości.

– Merlinie, jak dobrze jest być w powrotem!

Przybił piątkę po kolei każdemu z drużyny. Zasmuconym Krukonom jedynie pomachał na pożegnanie.

Adios! – zawołał za nimi Syriusz, gdy ci schodzili z boiska.

Sędzia tego stracia przywołała do siebie tryumfujących Gryfonów w doskonałych nastrojach.

– Gratuluję wygranej. Jestem pewna, że Henry Britt patrzy nas was teraz z uśmiechem. – powiedziała. – No dobra, zmykajcie już. Nacieszcie się, póki jesteście młodzi.

🌟


co porabiacie dzisiaj?

ostatnio zapomniałam się zapytać o nową okładkę. jak wam się podoba? ♡

do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top