Rozdział 4 - Ty draniu!

Zatkało mnie. Z wrażenia aż usiadłam z powrotem na łóżku. Nie świadoma tego że tuż obok siedzi pewien przystojny blądyn...
- Opiekunem. - Powtórzyłam z niedowierzaniem.
- Zgadza się. Nie przesłyszałaś się. - Powiedział, a jego uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył widząc moje załamanie.
- Niestety. - Odparłam cicho. Zakryłam twarz dłońmi.
- Nie będzie tak źle zobaczysz. Sama przyznasz że się zmieniłem. I to na lepsze. - Powiedział otulając mnie ramieniem.
- Próbuj dalej Malfoy, ale mnie do łóżka nie zaciągniesz. - Od razu przejrzałem jego zamiary. Przypominając sobie rozmowę Dracona z Snapem:
- O Draco tu jesteś. Już myślałam że chciałeś się zabawić z naszą koleżanką i przegapić ucztę?
- Spokojnie na to przyjdzie jeszcze czas. (patrz. Rozdział 2 - Hogwart się zmienił.)
Roześmiał się szczerze i przyciągnął do siebie. Odskoczyłam jak poparzona. Co on sobie wyobraża? Że niby jestem rzeczą?
Już chciałam uciekać gdzie pieprz rośnie ale nagle zorientowowałam się że nie wiem gdzie jestem. To dziwne ale to pomieszczenie wydawało mi się znajome...
Jestem w dużym pokoju z kominkiem, dwoma fotelami koło niego i sofą. Po nad to jest tam też regał na książki i mały puszysty dywanik. I jeszcze jedna para drzwi prowadząca do mi do tąd nie znanych pomieszczeń. Można przypuszczać że to coś w rodzaju apartamentu Malfoya, bo większość ścian została pomalowana w kolorze zielonym...
Bez zastanowienia wparowałam do pierwszych lepszych drzwi, chcąc jak naj szybciej pozbyć się towarzystwa uciążliwego ślizgona.
- A mówiłaś że nie chcesz wpakować mi się do łóżka. - Usłyszałam pełeń rozbawienia głos Dracona.
Ku mojemu przerażeniem właśnie weszłam do jego sypialni. O mój Boże! Jak ona pachniała...
Chcąc się jak najszybciej wycofać obróciłam się i wpadłam na nie kogo innego jak na Malfoya!
- Gdzie tak pędzisz? - Usłyszałam szept tuż przy moim uchu.
Zrobiłam krok w tył i z całej pety udeżyłam Malfoy w twarz. Aż zachwiał się i nie omal przewrócił. Nie żebym mocno [jak dla niego] to zrobiła, ale naj widoczniej wcale, a wcale się takiej reakcji z mojej strony nie spodziewał. I dobrze - myślę. Przebiegające zgrabnie na drógi koniec pokoju i otwierają kolejne drzwi.
- Uff! - Odetchnełam z ulgą wiedząc pomieszczenia w którym się znalazłam.
To chyba jest mój pokuj. Oby. Jest taki piękny. W kolorze pudrowego różu z serduszkami na ścianach, które aż mieniły się na mój widok.
Po środku stało ogromne łóżko z koronkową pościelą. Tuż obok stała zgrabna sofa, a tuż obok niej mały prostokątny dywanik. W rogu pokoju stoi duże biurko. Pod jedną z ścian stoją szafa i komoda. A naj lepsze w tym wszystkim było duże okno z szerokim parapetem na którym leżał stos małych poduszeczek w kształcie serca. Opadłam na nie bez zastanowienia. Wiziełam jedną poduszkę do ręki i cisnełam ją przez pokój.
- Tylko spokojnie, to nic takiego. - Mówię sama do siebie. - To tylko Malfoy który żartuje sobie z mnie nic więcej. - I właśnie teraz przypominam sobie scenę jak Draco przyciąga mnie do siebie. - Ach. - Wzdycham z rozkosz. Jaki to było cudowne! On i jego sypialnia pachną piękne...
- Ginny opanuj się! - karce się w myślach.
- Ja wiem że o mnie marzysz... - Dobiegł mnie głos z salonu.
- Yhhhhh. - Warknełam gniewnie.

***

W nocy długo nie umiałam zasnąć. A gdy już mi się to udało nękał mnie straszliwy koszmar:

Sen:
Stałam sama w jakimś pokoju. Nagle poczułam że któś mnie przytula od tyłu. Szybko obróciłam się napotkałam piękne błękitne tęczówki Malfoya.
- Co ty tu robisz? - Spytałam.
- Przyszłem po Ciebie.
- Po mnie? A gdzie chcesz z mną iść?
- Zobaczysz. - Odpowiedział krótko i szybkim ruchem złapał mnie z rękę i teleportowł...
Pojawiliśmy się gdzieś. Tyle tylko zdałam określi po ciemność jaka nas otaczała. Draco puścił moją rękę i poszedł gdzieś w ciemności...
- Zaczekaj! - Mówię rozpoczęcia próbując odszukać go w otchłani cieni.
- Haha... - Słyszę nienawistny śmiec.
Odwracam się i widzę czerwone jak krew oczy Voldemorta. Cofam się w przerażona. Ktoś zachodzi mi drogę i łapie mocno z ręce.
- Teraz Draco! ZRÓB TO! TERAZ! - Mówi Lord Voldemort.
Kolejny raz odwracam się i patrze na zakrwawioną, pełną nienawiści twarz Dracona.
- Nie... Błagam nie rób tego... - Błagam.
- AVADA KEDAVRA! - Strumień zielonego światłam boleśnie rani mnie w pierś...

***

- Aaaaaaaaa! - Budzę się z krzykiem. Siadam na łóżku i zbieram ręką pot z czoła.
- Co się stało? - Draco kopniakiem otwiera drzwi. Trzyma różdżkę w ręce mierząc nią po pokóju.
- Nic, nic to tylko koszmar... - Tak tródno było mi spojrzeć teraz w twarz. Ten sen był tak prawdziwy, tak realistyczny że nie omal wciąż czóje ból w piersi od trafionego zaklęcia.
- Jesteś pewna? - Ton jego głosu trochę zelżał, ale w ciąż można było w nim wyczuć nutę zmartwienia i obawy.
- Tak, tak. - Rzuciłam pośpiesznie.
- Zostać z tobą? - Spytał zatroskany.
- Nie, nie już i tak jestem na siebie zła że cię obudziłam. - Dopiero teraz zdałam sobie sprawę że jest on w samych boksekrach. Zapewne jest już środek nocy.
- Zostanę. - Odpowiedział stanowczo. I bez większych wyjaśnień wskoczył do mojego łóżka kładąc się tuż obok mnie.
- Posuń się. - Powiedził zaskoczony moim zdziwieniem.
- Ale że my razem mamy spać w jednym łóżku?
- A co masz coś przeciwko temu?
- Co? Ja... Bo... N... - Jąkałam się. Nieco zdziwiło mnie jego pytanie.
- Wiedziałem. Żadna mi się nie oprze.- Powiedział z satysfakcją w głosie.
- Wcale nie! - Zaprzeczyłam obużona.
- Malfoy wynocha. - Miało zabrzmieć to jak rozkaz, a wyszło bardziej jak błaganie o to żeby został.
- Nie chce ci przypominać, ale jestm twoim opiekunem i masz robić to co ja ci każe. - Trafił w sedno sprawy. Posunełam się zrezygnowana. W duchu dziękując losowi że właśnie nim jest...

***

Noc z Malfoyem, ku mojemu zdziwieniu nie była aż taka zła. No dobra musze przyznać że bardzo dobrze spało mi się w jego ramionach.

***

Dni mijały szybciej niż można było się tego spodziewać. A nim się nie obejżałam a już była sobota. A co się z tym wiąże? Dzień z Smokiem. Smok - Tak przezywają Malfoya. Muszę przyznać że to przezwisko pasuje do niego. Niby groźny, ziejący ogniem, a tak naprawdę to bardzo miłe i słodkie stworzenie...
Przez ostatnie dni bardzo zbliżyłam się do Dracona. I choć nauczyciele i inny śmierciożercy dają mi w kość to o zawsze mnie pociesza i robawia do łez. Fajnie jest tak beztrosko porozmawiać sobie z odwiecznym wrogiem. Nie zaprzeczam, ale bardzo go polubiłam przez ostatnie czasy. Poza jego nad zwyczaj dobrym chomorem jest on bosko przystojny. Te jego włosy, a oczy... Hmmm aż się czerwienię gdy sobie myślę że jest tak blisko mnie. To niebywałe jak ludzie mogą się zmienić...

***

W sobotę odbywa się spotkanie dróżyny Qudditha Gryffindoru. Ciekawe że w takich czasach jest jesze coś takiego jak dobra zabawa czy zdrowa rywalizacja. Chociaż szczerze wątpię. Zapewne wyniki meczów są już ustawione. Wygra Slytherin. No ale cóż idę, bo może to pomoże mi oderwać się od szarej rzeczywistości...

Stoję teraz na boisku Qudditha. Tyle wspomnień się z nim wiąże... Mój pierwszy mecz, strzelony gol. Albo jak w tamtym roku po wygraniu pucharu Harry pierwszy raz mnie pocałował. Może już nie jesteśmy z razem, ale nigdy tego nie zapomnę...

- Dróżyna zbiórka! - Wykrzyknął Een, to jeden z bliźniaków Cruffedów.
Wszyscy ustawili się w jednej linii i czekali na dalsze rozkazy.
No pięknie! Jak on będzie naszym trenerem to mogę zapomnieć o miejscu w dróżynie...
- Co ty tu robisz Weasley? - Spytał, a ja hardro spojrzałam mu w oczy.
- Przyszłam na trening. - Odpowiadam.
- Ale ty nie masz tu nic do roboty. Zjeżdżaj z tąd póki jeszcze możesz.
- Jestem w dróżynie. - Odparłam puszczając mimo uszy jego wszcześniejszą wypowiedź.
- W dróżynie? To nie możliwe przecież ty nawet nie umisz latać!
- Skąd "Pan" - z ledwością powstrzymałam się od pokazania jakim wielkim uważam go Panem - może wiedzieć, skoro "Pan" nigdy nie wiedził jak latam? - Taa, niech tylko mnie wyrzucić z dróżyny. W tedy to mnie dopiero popamięta...
- Skoro jesteś taka mądra to pokarz na co cię stać. - Powiedział lekceważącym głosem, jagby już z góry znał wynik.
- Z przyjemnością. - Uśmiechnełam się kpiąco. No, no niech zobaczy co potrafię. Z przyjemnością wygram i pokaże temu obrzydliwcowi jak się gra w Qudditha.
- Zasady są proste: ja stoję na bramce a ty strzelasz. Gramy do dziesięciu punktów. - Wyjaśnił zasady. Jeden na jedne wyśmienicie teraz to tym bardziej skopie mu tyłek.

Wsiadam na miotłe i biorę do ręki kafla. Lecę w kierunku jednej z obręczy. Mój przeciwnik jest już gotowy, dlatego przymierzam się do strzału pierwszego gola. Robię pętle obracam się w prawo i strzelam do lewej obręczy.
- Gooll!!! - Krzyczy ktoś z widowni. Patrzę na zrezygnowaną twarz Een. Wytrzeszczyłam zęby w uśmiechu.

Podobna sytuacja powtórzyła się jeszcze dziewięć razy. Pojedynek zakończył się wynikiem 0:10 dla mnie! Po takim nokałcie nie mógł mnie wyrzucić z dróżyny...
Mnie bardzo bawi ta sytuacja.. Bo w końcu jak już chcesz się z kimś z mierzyć to przecież musisz być conajmiej na tym samym poziomie co on. Naj widoczniej Een nie był w przeszłości dobry w Quddithu i teraz ta sytuacja także nie podlega zmianie. Zapewne będe miała jeszcze więcej kłopotów niż dotychczas. Ale jeżeli to miało być ceną z zwycięstwo. To czemu nie.

***

Idę w doskonałym chomorze do naszego apartamentu. Tak na zwałam miejsce w którym teraz mieszkam. Rzeczywiście to jest mieszkanie Malfoya. Ale nie jest tak źle jak można by było przypuszczać. No dobra świetnie jest mieszkać z Smokiem...

Jestem na korytarzu na czwartym piętrze gdy nagle słyszę dziwny dźwięk dobiegający z łazienki chłopców. Ostrożnie uchylam drzwi i widzę... Roześmianego Malfoya trwającego się z śmiechu po mokrej podłodze.
- To ty wydajesz taki dziwny dźwięk. Już myślałam że trol wyciera swój tyłek. - Wchodzę do środka z założonymi rękami na piersiach. Chciałam nabrać kpiący wyraz twarzy, ale sądząc po jego minie nie za bardzo mi się to udało.
- A ty co tu taj robisz? Skopałaś już tyłek Eenowi?
- Słyszałeś ? - Spytałam.
- Taak i widziałem jego minę... - Zniósł się jeszcze głośniejszym śmiechem. Też zaczęłam się śmiać.

Po chwili oboje leżeliśmy na ziemi i tażaliśmy się z śmiechu.
- Dobra dość! - Przerwałam to. Nie umiem już złapać tchu. - Zróbmy coś innego... - Zaproponowała.
- W takim razie co chcesz robić?
- No nie wiem... - Zmieszałam się. - To może ty coś zaproponujesz ?
- No dobra, ale następnym razem twoja kolej. - Odparł znacząco.
- Na początek może wstaniemy. - Zaproponowała skrępowana leżeniem na podłodze.
- A niby dlaczego? - Pochylił się na demną (patrz. Obr. u góry) - Tu mi dobrze... - wymruczał mi do ucha.
Przybliżył się do mnie jeszcze bardziej. Nasze nosy dzieliły minimetry. I wreszcie...
Jego zimne usta dotknęły moich. Złączyły się w delikatnym pocałunku. Och jakie to jest cudowne! Draco całuję... Ah. Odwzajemniam wszystkie jego pocałunki. Całowaliśmy się sama nie wiem ile, ale jak dla mnie to była cała wieczność...

***

W końcu oderwaliśmy się od siebie. Spojrzałam speszona w dół. Draco uniósł mój podbródek zmuszając do podniesienia wzroku. Zawachałam się. Ale tylko przez chwilę by potem znów zanurzyć się w otchłani nieskończonego błękitu.

***

Właśnie kąpie się wspominając wydarzenia z dzisiejszego dnia. To niesamowite że całowałam się z Draco. Nadal czuje smak jego ust. To było... Wręcz nie do opisania. Porównując pocałunek z dzisiaj a te z Harrym. To muszę przyznać że Draco całuję o niebo lepiej...
Wychodzę z pod prysznica i słyszę jakąmś rozmowę dobiegającą z salonu. Szybko ubieram się i ostrożnie uchylam drzwi. Dzięki Bogu nie skrzypiały.
- Co cię trapi Draco? - Słyszę zatroskany głos Blaisa.
- Źle zrobiłem...
- Jak to? Co się stało? - Pyta.
- Bo jaa - jąka się - całowałem się z Ginny...
- Co ty zrobiłeś?! Wiesz jakie mogą być tego konsekwencje? - Zdenerwował się Blais.
- Jaa... A zresztą nie ważne i tak to nie było na serio. - Rzucił lekceważąco.
- JAK MOGŁEŚ!!! TY DRANIU!!! - Nie wytrzymałam i wpadłam do pokoju biorąc pierwszą lepszą poduszkę i zaczęłam ją walić w Malfoya.
- Spokojnie...
- Jak mam być spokojna jak ty... - Nie dał mi dokończyć...
- Niczego sobie nie obiecywaliśmy. PRWDA? - Teraz to on nie wytrzymał i również zaczął krzyczeć.
- Masz rację... - Opuściłam zrezygnowana poduszkę.

Skoro dla nie go to nic nie znaczyło to dobrze. Pokaże mu że również mam go w dupie. Przecież jestem czarodziejką czystej krwi i również mogę się zachować jak zadufany w sobie arystokrata. Niech zobaczy że mogę się zachować jak on kiedyś.
- Odsuń się chce przejść. - Powiedziałam głosem pozbawionym jakiekolwiek emocji. Popatrzył na mnie szczerze zdziwiony. Ale przepuścił mnie. Udałam że nie zauważyłam jego zdziwienia.
- Chcesz wojny, to będziesz ją miał... - Rzuciłam przez ramię zatrzaskując drzwi swojego pokoju.

-*-*-*

Trochę długo mnie nie było, ale z to macie trochę dłuszy rozdział niż zazwyczaj .
Pozdrowienia dla wszystkich którzy to czytają 💙💙💙

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top