Rozdział 25 - Gdy światła w tunelu nie widzisz...
~Ginny~
Nagle poczułam coś. Nie był to fizyczny ból, tylko jakiś inny jego rodzaj. Moja podświadomość podpowiadała mi, że stało się coś strasznego.
Rozejrzałam się po pustym skrzydle szpitalnym. Meg i Draco rozmawiali cicho w kącie pokoju. Moja siostra czuła się już lepiej, znacznie lepije. Leki, które znaleźliśmy podziałały. Ale nie istnieje takie zaklęcie, które mogłby cofnąć ukąszenie wilkołaka.
Coś było nie tak. Czułam to wyraźnie w kościach.
- Idę coś sprawdzić. - powiedziałam i nie czekając na odpowiedź pobiegłam do drzwi.
- Czekaj! - na korytarzu usłyszałam wołanie Draco. Zatrzymałam się. - Idę z tobą. - oznajmił głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Draco posłuchaj... Ktoś musi zostać z Meg. Chcę tylko coś sprawdzić i zaraz wrócę.
- Nałożyłem zaklęcia ochronne. Nic jej nie będzie... Coś się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Nie wiem... - odparłam szczerze - Czuję jakby... Czegoś mi brakowało... Coś jest nie tak. - bardzo trudno było opisać to niebywałe uczucie.
- W takim razie idę z tobą.
Nie chciałam już się z nim dłużej spierać i tracić cenny czas.
Biegłam korytarzami Hogwartu, a wydawało mi się, że jestem zupełnie w innym miejscu. Wszystko wydawało mi się jednocześnie znajome i obce. Ciała walały się po podłodze, a krew malowała swoim intensywnym kolorem ściany na czerwono. Widok był wręcz przerażający. Nie mogłam na to patrzeć.
Nie wiedziałam dokładnie dokąd zmierzam. Nogi same prowadziły mnie do celu.
Wbiegłam na dziedziniec i zobaczyłam tłum piętrzących się ocalałych czarodziejów. Śmierciożerców nigdzie nie było widać. Zwyciężyliśmy? Możliwe... Ale w takim razie gdzie jest Harry? Zaczęłam przeciskać się przez tłum. Nie było to wielkim wyczynem, bo ludzie na mój widok rozsuwali się i robili mi przejście. To jeszcze bardziej zpotęgowało mój niepokój.
Ktoś leżał na ziemi. Podbiegłam do ciała, a gdy zobaczyłam kto to jest zaniosłam się donośnym szlochem. Harry, mój Harry leżał na ziemi martwy. Łzy spływały strumieniami po moich policzkach. Nic mnie nie obchodziło, że ludzie na mnie patrzą, współczucie malujące się w ich oczach było nie do wytrzymania. Przytuliłam do siebie marte ciało. Jeśli kiedykolwiek myslałam, że wiem co to strata, to bardzo się myliłam. Nigdy tak nie cierpiałam, czułam jak ulatnia się ze mnie całe dotychczasowe szczęście, jak za dotykiem dementora...
***---***---***
Godziny mijały w zabujczym tempie. Nawet nie pamiętam kto odciągnął mnie od ciała. To było zbyt wstrząsające, że pamiętać coś oprócz tej straszliwej prawdy. Czułam się stasznie, płakałam ciągle, a łzy leciały spokojnym nieprzerwanym rytmem, bez końca. Ktoś tulił mnie w swoich ramionach - nie pamiętam kto. Otulał mnie szczelnie swoimi umięśnionymi ramionami, mówił czułe pocieszające słowa i pozwolił się wypłakać. Nie miałam nawet siły go objąć, byłam zbyt wyczerpana.
Gdy minęły minuty, godziny a może lata ten ktoś położył mnie do łóżka, otulił szczelnie kocem i dał jakiś napoj do wypicia. Nie protestowałam, wypiłam wszystko co mi podano i jakby sama, bez władzy swojego ciała zamknęłam oczy. Zapadłam w sen, bez snów, bez koszmarów...
***---***---***
Z każdym dniem dzień pogrzeby był coraz bliżej. Miała być to uroczystość upamiętniająca wszystkich zmarłych w bitwie. Harry, jako "zbawaca" świata miał być pochowany w osobnym grobie na cmentarzu w Dolinie Godryka. Oprócz pogrzebu Harry'ego miała być pochowana jeszcze Hermiona. Nie starczyło mi już łez, by ją opłakiwać... Reszta ciał została spalona i złożona do pomnika upamiętniającego Bitwę o Hogwart. Nie poszłam na pogrzeb. Myślę, że po tym co się stało stałam się taka obojętna, nieczuła. Liczył się dla mnie tylko mój własny ból, moja codzienna udręka.
Suknię miałam czarną, oczy podkrążone - wyglądałam jak upiur wyjęty prosto z horroru. Nie przejmowałam się tym zbytnio. Ktoś trzymał mnie za rękę i prowadził do miejsca spoczynku. Ceremonia pogrzebowa miała się odbyć już za chwilę. Zajęłam "honorowe" miejsce w pierwszym rzędzie krzeseł. Koło mnie usiadł Ron, on również nie wyglądał zbyt dobrze. Meg również przyszła na pogrzeb, siadziała koło Rona i raz po raz zekrała w moją stronę. Ani razu nie odzajemniłam jej spojrzenia, wpatrywałam się tępo przed siebie.
- Drodzy zebrani! - głos zabrał nowy Minister Magi, którego imienia nie zapamiętałam. - Zebraliśmy się tutaj, aby uczcić śmierć zbawcy naszego świata Harry Pottera. Odwaga pana Pottera jest godna podziwu. Poświęcił on swoje życie, aby uratować nasz świat przed zagładą. Zabił najpotężniejszego czarodzieja na świecie Lorda Voldemorta. - gdy wypowiadał jego imie i nazwisko przez jego twarz przeszedł grymas strachu i niezadowloeniam. - Zapewniam, że jego zwolenicy zostaną w niedalekiej przyszłości złapani i odesłani na dożywotnią karę pozbawienia wolności do Azkabanu. Nie miej jednak zebraliśmy się tu, aby na zawsz porzegnać naszego przyjaciela, ucznia, chłopaka... - przy tym ostatnim spojrzał na mnie i posłał mi współczujące spojrzenie, pośpiesznie odwróciłam wzrok. - Żegnaj Harry Potterze zbawco tego świata, Złoty Chłopcu. Jesteś naszym bohaterem i nasza pamięć o tobie będzie trwać na wieki...
Dał znak ręką i trumna powoli zaczęła spadać do ówcześniej wykopanej dziury. Nie potrafiłam oderwać od nie wroku. Wpatrywałam się w nią jak zahipnotyzowana. I patrzyłam długo po zakopaniu rowy. Siedziałam nadal na swoim miejsu nawet kiedy wszyscy inni odeszli. Trwałam przy grobie, bo czułam, że w środku zostało pochowane także moje złamane serce...
###
Dzisiaj trochę krótszy, ale mam nadzieję, że się spodoba. :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top