Rozdział 53 Dlaczego akurat ja?

  اغنيه angel of Darkness مترجمه  

Wybaczcie, że rozdział ma tyle błędów. Nie mam czasu żeby go poprawić - choć trochę. Ogólnie miał się pojawić później, ale wiem, że wiele osób na niego czeka, także publikuj go w takim stanie.

EDIT: Błędy poprawione ;)

— Nina —

Jeszcze przez moment wpatrywałam się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał Less. Wewnątrz mnie toczyła się prawdziwa wojna. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Pójść i dowiedzieć się prawdy czy też odrzucić jego propozycję. Westchnęłam. Dlaczego życie musi być tak trudne?

Uniosłam głowę do góry, wiedząc, że od tego jaką decyzję podejmę będzie zależeć moja przyszłość. Szlag! Nawet nie wiem czy ty wszystko nie jest tylko głupią grą! Może to podstęp, mający na celu sprowadzenie mnie do siedziby buntowników? Nie... Wydaję mi się, że nie ryzykowaliby tak wiele dla jednej ludzkiej dziewczyny. Z drugiej strony, nie potrafię znaleźć powodu, dla którego powiedzenie mi prawdy miałoby przynieść im jakiekolwiek korzyści. Cholera! Boże, jeśli istniejesz to powiedź mi, jaką decyzję powinnam podjąć? Pójść tam i zaryzykować, czy też olać to wszystko i czekać na Klausa. Zagryzłam wargę. Jeśli odrzucę tę propozycję, będę tego żałować do końca swojego istnienia, ale jeśli na nią przystanę, to... Skutki mojej decyzji mogą być opłakane. Less może mnie porwać lub zabić — choć to mało prawdopodobne. Obiecałam Aleksandrze, że zostanę tu do chwili aż moje serce nie przestanie bić. Idąc do niego, mogę złamać tę obietnice. Jednak chcę wiedzieć, jaka jest prawda. Pragnę wiedzy, którą tylko on może mi przekazać. Uśmiechnęłam się bez cienia wesołości. Gdyby Klaus mnie nie okłamał, taka sytuacja nie miałaby miejsca, jednakże zrobił to. Ukrył przede mną prawdę. Jeśli coś mi się stanie to tylko on będzie temu winny. Poznam prawdę nie ważne jak straszna by była.

Będąc pewna swojej decyzji zaczęłam iść w kierunku balkonu. Czas bym poznała, czym jest ten cały „Vég". Dotknęłam dłonią miejsca, w którym miałam serce. Dlaczego to tak boli? Ten ból sprawia, że chcę mi się płakać. Proszę, niech ktoś zabierze tę niepewności i cierpienie. Błagam cię, wytworze ludzkiej wyobraźni — twórco tego świata — powiedź mi, jak powinnam się zachować? Czy moja decyzja jest słuszna? Czy też przyczyni się do mojego upadku? Pokręciłam głową, pchając szklaną drzwi. Nie mogę się już wycofać. Decyzja została podjęta i nic tego nie zmieni.

Kiedy znalazłam się na dworze, poczułam jak chłodny wiatr targa moje jasne włosy, a z policzka spada jedna łza. W tę maleńką łezkę, przelałam wszystkie swoje uczucia. Smutek, gniew i niepewność. Przychodząc tu, zaryzykowałam wszystkim... Swoim życiem i istnieniem całej watahy. Jednak nie żałowałam. Może to ludzki egoizm, lecz cieszyłam się, że podjęłam właśnie taką decyzję.

Uniosłam wyżej głowę, a na mojej twarzy widniała determinacja.

— A więc przyszłaś... — wyszeptał ktoś znajdujący się za moim plecami. Od razu odwróciłam się w kierunku, z którego dochodził głos.

Byłam tam. Uśmiechnięty jakby wygrał życie.

— Tak, przyszłam — potwierdziłam, zaciskając dłonie w pięści. — A teraz powiedź mi wszystko, co wiesz — zażądałam.

Less zaśmiał się, opierając łokcie o kamienną barierkę.

— A więc przejdźmy od razu do konkretów. — Obrócił się w moją stronę. — Co wiesz na temat Vég?

Wzruszyłam ramionami.

— Nic, gdyby było inaczej nie przyszłabym tu — oświadczyłam z stoickim spokojem. Nie dam się mu wyprowadzić z równowagi. Muszę być spokojna i dotrwać do końca.

— Ach... Masz rację, głupie pytanie — podsumował, a ja kiwnęłam potwierdzająco głową.

— Tak, trochę... — mruknęłam, zakładając niesforny kosmyk swych włosów za ucho. Less wpatrywał się we mnie, a w jego oczach błyszczały iskierki szczęścia. Najwyraźniej mój widok radował go. To dziwne... — Mógłbyś zacząć mówić? — spytałam, speszona jego natarczywym spojrzeniem.

Less zamrugał parę razy, jakby chciał ocucić się z jakiegoś transu.

— Tak, oczywiście, Nino... — mruknął, wyciągając z kieszeni jakiś list. — Opowiem ci o tym wszystkim w skrócie. Szczegółów dowiesz się, kiedy przeczytasz list — wyjaśnił, a ja kiwnęłam głową, dając mu znak, że zrozumiałam. Zabrałam od niego kopertę . — Vég jest bronią stworzoną w celu zabicia wilkołaków. — Moje źrenice się rozszerzyły. Że co? — Ty natomiast, — przybliżył się do mnie — a dokładnie twoja krew jest wstanie aktywować tę broń.

Cofnęłam się o krok. Nie dowierzałam w to, co powiedział. Jak to możliwe, bym mogła to zrobić? Przecież, jestem zwykłym człowiekiem!

— Jak to możliwe? — spytałam słabym głosem. — Jestem, przecież człowiekiem.

Wampir kiwnął potwierdzająco głową.

— Tak, masz rację, jednak, kiedy miałaś trzy miesiące twoi rodzice wstrzyknęli ci coś — nikt oprócz nich nie wie, co to było. Na wskutek zastrzyku w twojej krwi obudziły się specjalne właściwości, które do tamtej chwili pozostawały uśpione. Szefowie dowiedzieli się o tym całkiem przez przypadek. Podobno, kiedy byłaś mała raz przebywałaś kwaterze i zraniłaś się. Kropla twej krwi wystarczyłaby uruchomić maszynerię na pół godziny. Całe to zdarzenie przyczyniło się do śmierci dwóch tysięcy wilkołaków — oznajmił, spoglądając w moje oczy.

Moje serce biło coraz szybciej. To muszą być jakieś bzdur!

— Czekaj! — krzyknęłam, unosząc dłoń do góry. — Czy Vég nie został stworzony niedawno? — zapytałam, a on zaśmiał się.

— Stworzono go jeszcze nim się narodziłem, a możesz mi wierzyć, lub nie, że było to dawno temu — odrzekł rozbawiony. — Mówiąc szczerze nikt, kto obecnie żyję nie wie, kiedy dokładnie powstał. Wiedza na temat Véga jest bardzo ograniczona.

Zamrugałam zaskoczona.

— Mówiłeś, że to broń służąca do unicestwienia wilkołaków, więc jak to możliwe, że jest tak stara? Z tego co wiem, pierwszy wilkołak urodził się jakieś tysiąc lat temu — rzekłam zauważając, że to, co mówi nie trzyma się w żaden sposób kupy.

— Fakt, Vég powstał o wiele, wiele wcześniej niż wilkołaki, jednak... — zamyślił się. — Jakby to powiedzieć...? — zapytał sam siebie. — Podobno parę tysięcy lat temu, poza ludźmi i wampirami żyli jeszcze Medici. Rasa, podobna do ludzi. Jedyne, co ich od nich różniło to krew — a dokładniej jej skład — i zdolność do przewidywania przyszłości. To oni przepowiedzieli, że na ziemi pojawi się jeszcze jedna rasa. To Medici stworzyli Vég. Według ich zapisków, — nie wiem czy są poprawnie przetłumaczone — utworzyli tę broń w celu uchronienia świata, przed wilkołakami. — Less przełknął z trudem ślinę. — To, co teraz powiem, może sprawić, że jeszcze bardziej znienawidzisz swoich rodziców, jednak... Chcę byś to usłyszała — oświadczył, spoglądając wprost w moje oczy. — Medici przed swoim wyginięciem, przepowiedzieli jeszcze jedną rzecz... Według nich, jeśli kiedyś te „dziwne, wilkopodobne" stworzenia zaczną niszczyć ten świat, narodzi się dziecko z mocą zdolną aktywować „Veg". — Less położył swoją dłoń na moim ramieniu. — Nino, ty jesteś tym dzieckiem. Jesteś tą, która narodziła się tylko w jednym celu — po to by wypełnić ostateczną przepowiednie. W twych żyłach płynie krew Meditów, jesteś ostatnią z tego rodzaju, nazywaną przez nich „Wyrokiem Ostatecznym".

Zaczęłam się trząść. Czułam się tak jakby cały świat mi się zawalił. Dlaczego właśnie mnie to spotkało? Co takiego zrobiłam, że tak mnie ukarano? Całe moje istnienie jest bezsensowne?! Jestem tylko aktywatorem jakiejś durnej broni?! Nie, nie zgadzam się na to! Less musi kłamać, nie ma innego wyjścia!

CDN

Kolejny w poniedziałek! Jeszcze raz przepraszam i obiecuję go poprawi jak tylko wrócę z szkoły.

 EDIT: Rozdział został poprawiony. 

(Data opublikowania tego rozdziału: 28.04.17r)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top