Rozdział 26 Nie mów tak!
Rokka no Yuusha Opening 1 HD
— Nina —
— Pani, musisz wrócić do sypialni — poinformował mnie, a ja prychnęłam. A on to, co? Głupoty się nażarł?
— Nie! — Wyrwałam się mu. — Nigdzie nie idę, chyba, że tam gdzie jest obecnie Alfa — oznajmiłam hardo, gdy nagle do moich nóg ktoś się przytulił. Spojrzałam w dół i zauważyłam Julie. Jej zielone oczy były mokre od łez.
— Przepriasiam... — wyszeptała, łkając. — Tio moja winia, że wujek ziostiał ranny...
Kucnęłam, a rudowłosa oddaliłam się ode mnie o krok. Płakała, a stojąca obok Natalia nie wiedziała jak ma się zachować. Ja sama miałam mętlik w głowie, lecz wiedziałam, że dla tego dziecka muszę być silna. Nawet nie wiem skąd u mnie ta troska o innych. Nie myśląc dłużej przyciągnęłam do siebie zrozpaczoną dziewczynkę, przytulając ją.
— Nie bój się, Julio — poprosiłam. — Wujkowi nic nie będzie, masz na to moje słowo — obiecałam, a ona spojrzała na mnie niepewnie.
—Wujek ziositiał ranny, ponieważ mnie bronił! Tio ja powinnam umrzeć! — krzyczała, a ja zagryzłam wargę czując nagły przypływ gniewu.
Oddaliłam się od Julii, lecz jej nie puściłam. Spojrzałam w jej zapłakane oczy i oznajmiłam z powagą:
— Nie możesz tak mówić. Alfa zrobił to, bo jesteś dla niego cenna. — Zielonooka przytuliła się do mnie, po raz kolejny zalewając się płaczem. Pogłaskałam ją po główce. — Ci... — szepnęłam czule. — Nie płacz. Twój wujek nie chciałby byś była smutna z jego powodu — oznajmiłam.
To, co jej powiedziałam było kłamstwem. Wiem to doskonale, ale co mogłam jej powiedzieć? Jest tylko dzieckiem, które nigdy nie powinno dowiedzieć się prawdy. Nikt nie zasługuję na poznanie takiej prawdy.
Wstałam z ziemi, biorąc dziewczynkę na ręce. Mój wzrok od razu powędrował do skołowanego Nersa.
— Zaprowadź nas do Alfy — rozkazałam, a on poruszył się niespokojnie.
— Ale, Luno...
— Nie ma żadnego „ale"! — krzyknęłam przerywając mu. — Zaprowadź nas. To rozkaz!
Wilkołak nie wiedział co ma zrobić, słuchać mnie czy wykonywać — prawdopodobnie — wcześniej wydane przez Alfę rozkazy. Po minucie ciszy, wreszcie się odezwał.
— Będę mieć przez to problemy... — mruknął, zapewne chcąc bym tego nie usłyszała, jednak ja wszystko dokładnie słyszałam.
— Zaprowadź nas. Teraz — ponagliłam.
Szarooki westchnął, po czym ukłonił się.
— Jeśli taka jest twoja wola, pani — oznajmił, podchodząc do teleportu.
Wraz z Julią i Natalią pośpieszyłam za nim. Chciałam być już obok Klausa. Zagryzłam wargę. Te sprzeczne uczucia, które obecnie czuję... One mnie dobijają. Dlaczego tak bardzo się zmieniłam? Co zrobił mi ten kretyn, że zaczęłam się martwić o niego i innych? Czyżbym się przeziębiła? Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk uruchomionego urządzenia. Odłożyłam Julię na podłogę, po czym złapałam ją za rączkę i posłałam pokrzepiający uśmiech. Musiałam być silna, dla Julii. Nie mogę sobie pozwolić na płacz czy smutek. Teraz najważniejsze jest by uspokoić Julie i wytłumaczyć jej, że to nie jest jej wina. Kątem oka spojrzałam na Natalię. Mam nadzieję, że mi pomoże, i że nie wywoła żadnej niepotrzebnej kłótni...
Po kilku minutach przed moimi oczami pojawił się nieznany mi dotąd korytarz. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie obecnie jestem, lecz miałam nadzieję, że Ners wykonał mój rozkaz. Zaczęłam się rozglądać, chcąc poznać otoczenie w jakim się znalazłam.
— Nie podniecaj się tak — syknęła niemiło matka Julii.
Spojrzałam na Natalię i zacisnęłam dłonie w pięści. Dlaczego ona nie potrafi zrozumieć, że w obecnej sytuacji nie możemy się z sobą kłócić?
— A co? Zabronisz mi? — zapytałam chamsko.
W oczach kobiety pojawiła się złość, lecz ja miałam to gdzieś. Jak gdyby nigdy nic obróciłam się w kierunku Nersa i podeszłam do niego — puszczając dłoń Julii.
— Gdzie jesteśmy?
— W holu przed salą operacyjną, Luno — rzekł, a mnie coś tknęło.
— Jak to przed salą operacyjną? Co się stało?
Brązowowłosy pochylił jeszcze niżej głowę.
— Strzała, którą trafiono Alfę była zatruta Epichius Niferius*. Mówiąc prościej, trucizną, która zatrzymuję regenerację u wilkołaków, a także powoli, lecz bardzo boleśnie je zabija.
Cofnęłam się od niego o krok. To niemożliwe... Ten kretyn nie może zginąć! Przełknęłam z trudem ślinę. Musze się wziąć w garść! On nie umrze. Nie mógłby mnie zostawić. Mam przynajmniej taką nadzieję...
— Ale — zawahałam się — wyjdzie z tego, prawda? — zapytałam słabym głosem.
Ners kiwnął głową.
— Oczywiście, moja pani. Jednak z diagnozy przekazanej mi przez lekarzy, domyślam się, że Alfa obudzi się dopiero jutro. A później przez najbliższy tydzień powinien leżeć i odpoczywać.
Odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej tyle dobrego. Rozejrzałam się szukając Julii i jej matki. Siedziały przed jakąś salą, na krzesłach. Nie mówić nic wilkołakowi podeszłam do nich i usiadłam na krześle najbliżej drzwi. Mówiąc szczerze zdziwiłam się, że ktoś tak bogaty posiada tak przestarzałe urządzenie jak drzwi. Teraz praktycznie wszędzie są teleporty. Jednak co ja takiego wiedziałam o swoim przeznaczonym? Praktycznie nic. On zapewne już posiada wszystkie informacje na mój temat, a ja z tych prywatnych sprawa wiem jedynie, że był więziony, bity i poniżany przez własnego ojca, a jego matka została zamordowana w dzień porodu. Oparłam głowę o ścianę i zamknęłam oczy. Pragnęłam by to wszystko co się dziś wydarzyło okazało się snem. Chciałam powrócić do momentów naszych kłótni i dalej drażnić i śmiać się z swojego przeznaczonego.
Do momentu, w którym zobaczyłam w jego ciele strzałę myślałam, że go nienawidzę, lecz tak naprawdę czuję do niego coś innego. Jednak sama nie wiem co... Westchnęłam, czekając aż z operacja się zakończy.
***
Minęło parę godzin, a na dworze zrobiło się już ciemno. Julia, Natalia i Ners siedzieli ze mną, lecz co jakiś czas gdzieś wychodzili. Julia już nie płakała. Jej matka wyjaśniła jej zaistniałą sytuację — choć nie dokładnie — i powiedziała, że Alfa wyjdzie z tego. Operacja zakończyło się już dwie godziny temu, lecz nie wolno nam było wejść do sali, w której przebywa ten idiota. Lekarz powiedział, że jak na razie jest w śpiączce i lepiej jak na razie do niego nie wychodzić. Kłóciłam się z tym starym piernikiem, lecz nic to nie dało. Pozostawał nieugięty, a ja postanowiłam, że będę siedzieć przed salą dopóki Alfa się nie obudzi. Julia i Natalia poszły już godzinę temu. Rozumiałam to. Julia jest małym dzieckiem i potrzebuję snu. Ners nakłaniał mnie bym tak jak one wróciła do sypialni, lecz ja nie mogłam. Coś nie pozwalało mi bym go opuściła.
— Luno! — zawołał Ners, a ja spojrzałam na niego. — Proszę idź do sypialni i się połóż — błagał, lecz ja pokręciłam przecząco głową.
— Nie — rzekłam wytrwale. — Zostaję tu i nic tego nie zmieni. — Mój głos był twardy, nieugięty.
Wilkołak westchnął.
— Luno, ale...
— Lepiej idź spać, bo zaczynasz wariować — syknęłam, a on posłusznie się skłonił.
— Tak jest, moja pani... — W chwili kiedy skończył mówić przeniósł się — zapewne — do swojego pokoju.
Westchnęłam, czując jak powieki same mi się zamykają. Nie mogłam jednak spać. Przecież w każdej chwili on może się obudzić. Niespodziewanie światła na korytarzu zaczęły mrugać, a ja rozejrzałam się zaskoczona. Co się dzieję?
— Jest tu ktoś?! — zawołałam, lecz odpowiedziała mi głucha cisza.
Nagle ktoś wyłonił się z ciemności...
*Epichius Niferius — Trucizna wykonana z srebra i soku z czarnego drzewa.
CDN
No i co? Co teraz się stanie? Tylko ja wiem! :) Kolejny już w środę!
(Data opublikowania tego rozdziału: 27.02.17r)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top