5. Uznasz mnie za wariata
Mówiłam, że nie będziecie czekać 3 lata... to tylko niecały rok... Zllitujcie się nade mną, następny będzie szybciej
chyba.
miłego czytania
***
Na zajęcia weszłam mocno spóźniona, bo wróciłam szybko do pokoju się przebrać. Złapałam pierwszą rzecz, jaka tylko wpadła mi w ręce przez co paradowałam teraz po korytarzach uniwersytetu w dużo za dużej koszulce z nadrukiem jakieś kreskówki. Nie tylko ludzie rzucali mi dziwne spojrzenie, ale to które otrzymałam po wejściu na salę od profesora znaczyło jedno— nie rób zamieszania wokół siebie. Naprawdę nie chciałam, ale nie moja wina, że miałam to odziedziczone w genach po Rosie. Bo pomimo tego, że chciałam zająć pierwsze wolne miejsce od razu przy wejściu to niestety potknęłam się również o jeden ze schodków przez co prawie zdarłam kolana na oczach sporej części mojego roku.
Z sali wyszłam w pośpiechu, nawet nie słuchałam Meggie, która niemal biegła za mną, zapewne po to, aby dać mi notatki. Była naprawdę przekochaną osobą, ale jej optymizm i wieczny uśmiech czasami mnie męczył. Dlatego tylko machnęłam na nią ręką, mówiąc że złapiemy się później i pognałam przez zatłoczony korytarz. W między czasie próbowałam jakkolwiek zawiązać swoją przeklętą koszulkę, bo wyglądałam żałośnie. Na lunch umówiona byłam ze swoim bratem i Jessie'm w jednej z pobliskich kawiarnii. Podawali tam przecudowne naleśniki i jedną z lepszych kaw karmelowych, jakie piłam w swoim życiu. Od samego rana marzyłam tylko o tym, żeby w końcu zanurzyć w niej usta i delektować się jej smakiem.
Gdy dotarłam na miejsce, mój bliźniak i jego współlokator już na mnie czekali przy jednym z najbardziej oddalonych i niewidocznych stolików. Szanowałam to, że zawsze starali się wybrać takie miejsca, bo mimo wszystko wciąż byłam cholerną osobą publiczną, a temat mojego odejścia z branży zastanawiał ludzi i media. Dlatego te przeklęte hieny śledziły mnie na każdym kroku, a nawet wypytywali kompletnie randomowe osoby z kampusu o moje życie. Ci z kolei sprzedawali im bajki wyssane z palca, żeby tylko zarobić kilka dodatkowych dolarów. Przywitałam się szybko z chłopcami i po szybkiej rozmowie o tym, jak minął nam dzień, przeszliśmy do zamówienia.
—Ash, twoje oczy dosłownie strzelają piorunami w każdą osobę, która się na nas spojrzy— zaśmiał się krótko Jessie i oczywiście też spojrzałam na niego mordującym wzrokiem
—Miałam gorszy dzień— odpowiedziałam z pełnymi ustami, opychając się pysznymi naleśnikami z czekoladą. Jedzenie i kawa to chyba jedyny powód, dla którego nie siedziałam jeszcze zamknięta w pokoju na cztery spusty.
—Dlatego mam fenomenalny pomysł na to, jak ci go poprawić— spojrzałam na czarnowłosego z uniesionymi brwiami. Max zajęty był jedzeniem i szybką powtórką materiału przed kolejnymi zajęciami, dlatego mało co się odzywał. Z kolei Jessie chyba nie znał znaczenia słowa cisza— Wieczorem robimy wieczór gier i koniecznie musisz wpaść.
Od razu pokręciłam głową. Nie ma opcji. Resztę tego dnia miałam spędzić na wyborze zajęć dodatkowych, szybkich zakupach i oglądaniu serialu. Nie miałam zamiaru wychodzić z pokoju, jeśli nie byłoby to koniecznie, bo każde takie wyjście kończy się w moim przypadku katastrofą, a obiecałam Rosie, że będę grzeczna. Co z tego, że już dawno byłam dorosła. Wściekłość Rosalie Hood budziła strach we wszystkich.
—Nie daj się prosić, aniołeczku— mruknął ponownie chłopak i patrzył ma mnie proszącym wzrokiem. W pewnym momencie nawet złożył ręce do modlitwy.
Jessie nie wiedział o jeszcze jednym, bardzo istotnym szczególe, który w głównej mierze sprawiał, że nie unikałam wizyt w domu mojego brata. Po prostu dziwnie byłoby mi spędzać czas w jednym pomieszczeniu z Matt'em, biorąc pod uwagę naszą przeszłość i to, że żadne z nas nie miało ochoty spędzać wspólnie czas. Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Mieliśmy siedzieć razem na dywanie i grać w planszówkę udawając, że wcale nie mamy ochoty się wzajemnie zamordować?
— Musze się zbierać, bo twoje ciągłe gadanie nie pozwala mi się skupić— przerwał mu mój bliźniak. Był widocznie zestresowany i rozumiałam go, bo wiedziałam, że ma jakieś ciężkie zaliczenie— Przepraszam, że tak mało czasu razem spędziliśmy, ale serio wpadnij wieczorem, Ashy.
Po tych słowach cmoknął mnie jedynie szybko w polik, a następnie wyszedł w pośpiechu. Patrzyłam na oddalającą się sylwetkę brata, przeklinając go w myślach za to, że zostawił mnie z tą gadułą. Moja cierpliwość do tego człowieka nie istniała, a ledwo go znałam.
—Zastanowię się— odparłam w końcu, posyłając mu nawet lekki uśmiech.
Jessie milczał przez całe sześć minut i czterdzieści trzy sekundy. Potem ponownie zaczął prosić mnie, żebym wpadła dzisiaj wieczorem do nich do domu. Stara ja, z wielką niechęcią, bo z natury byłam leniwa, pewnie by się zjawiła, ale ta nowa wersja mnie była o wiele bardziej uparta i nieustępliwa. Czasami ciężko byłoby mi zrozumieć to co robię. Wróciłam tu po to, żeby odzyskać swoje dawne życie i przyjaciół, a od mojego powrotu unikałam ich. Rzadko kiedy opuszczałam pokój, a jeśli już to byłam milcząca i raczej szorstka. Nie taką mnie zapamiętali i ja sama siebie momentami nie potrafiłam poznać. Jednocześnie wiedziałam, że jeśli będę to tak bardzo rozkładać na czynniki pierwsze to skończy się to kolejnym zjazdem psychicznym. A tego wolałabym jednak uniknąć.
—Halo, halo ziemia do Ashley— czarnowłosy pomachał mi dłonie przed oczami, przez ci powróciłam na ziemię. Zamrugałam szybko, bo zdałam sobie sprawę z tego, że kompletnie odpłynęłam— Mówię do ciebie od kilku minut, ale kompletnie się zamyśliłaś
—Przepraszam— mruknęłam, zakładając włosy za ucho. Przez to jak krótkie były ciągle wpadały mi do oczu— Co mówiłeś?
—Że zabieram cię w pewne miejsce
***
Słońce już powoli chowało się za horyzontem, gdy na trzęsących się nogach opuściłam samochód przyjaciela mojego brata. Nie miałam siły nawet dobrze zamknąć drzwi i słyszałam, jak Jessie krzyczy coś za mną, ale musiałam uciec. On nie mógł mnie zobaczyć w takim stanie. Nikt nie mógł. Dlatego wbiegłam po schodach na odpowiednie piętro kilkurkotnie potykając się o własne nogi. Świat rozmazywał mi się przed oczami, a słone łzy spływały po moich policzkach, rozmazując makijaż. W pewnym momencie musiałam przystanąć i mocniej złapać się ściany, bo świat zawirował. Coraz trudniej było mi też złapać oddech. Próbowałam oddychać głęboko, ale czułam jak ciężko brać mi każdy kolejny oddech. Moje ciało nie chciało ze mną współpracować. Gdy dotarłam pod właściwe drzwi, nie mogłam poradzić sobie nawet z ich otworzeniem.
Nie, nie, nie.
Otworzyłam drzwi z impetem, a następnie osunęłam się po drewnie wybuchając przeraźliwym płaczem. Nie dbałam o to, że nie zamknęłam ich na klucz za sobą. Każdy kolejny oddech przynosił coraz większą trudność. Płakałam głośno, nie mogąc się uspokoić, gdy coraz gorsze obrazy zaczęły docierać do mojej głowy. Wszystkie wspomnienia uderzyły we mnie niczym grom. A uderzenie to było tak potężne, że moje ciało nie mogło sobie z tym poradzić. Nie miałam siły wstać, żeby dojść do mojego łóżka, dlatego podjęłam próbę doczołgania się tam. Świat wirował. Drżącą ręką sięgnęłam do swojej szafki nocnej, w której trzymałam plastikowy pojemniczek z odpowiednimi lekami. Leżałam na podłodze, cała zalana potem i łzami, walcząc o to, by złapać kolejny oddech. Cudem udało mi się otworzyć plastikowe opakowanie i wysypać na drżącą dłoń dwie małe tabletki. Od razu przełknęłam je czując ich gorzki posmak. A następnie nastała ciemność.
I spokój.
***
Jessie po kilkunastominutowej podróży zatrzymał swoje auto w jednej z leśnych dróg, oddalonych od centrum miasta. Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami, bo odkąd wsiedliśmy do auta był dziwnie milczący. Próbowałam nawet jakoś zacząć temat, ale odpowiadał mi krótko, dlatego szybko zrezygnowałam. Wysiadłam z samochodu, gdy chłopak również to uczynił. Szłam tuż za nim wąską leśną ścieżką.
—Wiedziałam, że chcesz mnie zabić— mruknęłam, patrząc uważnie pod nogi, bo wiedziałam, że znając moje szczęście zaraz potknę się o jakiś patyk i w najlepszym wypadku porządnie się obije.— Chociaż daj znać mojemu bratu, bo na takim odludziu mnie nie znajdą.
Chłopak nawet nie odwrócił się, by na mnie spojrzeć. Szedł przed siebie, w skupieniu odgarniając wszystkie gałęzie z mojej drogi. Być może trochę zaczął mnie przerażać, a mój cholerny telefon został w aucie. Zaczęłam nawet się zastanawiać nad tym jakie jest prawdopodobieństwo tego, że ktoś mnie tu znajdzie. Szliśmy pod górę kilka dobrych minut. Pot spływał już po moich plecach, bo było dzisiaj cholernie gorąco. Zdjęłam z nadgarstka gumkę do włosów, którą zawsze tam miałam i związałam swoje krótkie kosmyki w zabawną kiteczkę. Robiłam to całkowicie na ślepo, ciągle patrząc pod nogi, bo było tam mnóstwo wystających kamieni, dlatego wpadłam na plecy Jessie'go, który nagle zakończył swój marsz. Wyjrzałam ponad jego ramieniem, a przede mną znajdowała się jedna z dzikich plaż osadzona na niewielkim urwisku. Od razu wyminęłam chłopaka podchodząc bliżej i napawając oczy tym pięknym widokiem. Przed nami widoczna była błękitna tafla wody, na której w oddali widać było pojedyncze niewielkie łódki. Pod nami fale rozbijały się o wysoki brzeg, co było jedynym dźwiękiem, przerywającym ciszę.
—Pięknie tu— wyszeptałam zachwycona i w tym momencie naprawdę żałowałam, że nie mam przy sobie telefonu, aby móc uwiecznić ten cudowny widok.
—Przyjeżdżam tu zawsze, żeby pomyśleć— powiedział Jessie, odzywając się pierwszy raz od dłuższego czasu, nieco zachrypniętym głosem— Myślę, że tobie też jest to potrzebne.
Spojrzałam na czarnowłosego ze zmarszczonymi brwiami. Usiadł na rozpadającej się ławce pod jednym z drzew i podklepał miejsce obok siebie. Podeszłam do niego na drżących nogach i z szybko bijącym sercem. Ostrożnie zajęłam miejsce tuż obok niego przez co stykaliśmy się teraz ramionami. Pomiędzy nami ponownie zapadła cisza. Oboje wpatrywaliśmy się w otaczającą nas przyrodę, nie chcąc tego przerywać. Ja przede wszystkim ze strachu, a chłopak prawdopodobnie zbierał myśli. Czas mijał, słońce coraz bardziej chyliło się ku zachodowi, co dawało jeszcze piękniejszy efekt. Żyjąc w zatłoczonych miastach, naprawdę brakowało mi takich spokojnych miejsc, gdzie mogłam spędzić czas sama ze sobą z dala od miejskiego zgiełku.
—Może uznasz mnie za wariata, ale chyba wiem, co się dzieje— zaczął powoli Jessie, patrząc w moje oczy, jakby starał się zobaczyć moją reakcję— Może nie wyglądam na takiego, ale naprawdę chciałbym ci powiedzieć, co się działo kiedy cię tu nie było. Wszyscy siadaliśmy na kanapie w salonie, żeby oglądać każdy twój pokaz czy wywiad. Wszyscy, co do jednego, razem z Matt'em. Max zawsze przechwalał się, jaką super ma bliźniaczkę, a ja żartowałem o tym, że kiedyś będziemy szwagrami za co Matt zawsze mordował mnie wzrokiem. Betty zawsze cieszyła się, jak głupia i zaczynała opowiadać, jakieś historyjki z waszego dzieciństwa. A ty wróciłaś i kompletnie nie przypominasz tej Ashy, która znałem z opowieści... Co takiego przed nami ukrywasz, Ashley? Jak możemy ci pomóc?
Moje serce biło nienaturalnie szybko, a dłonie pociły się przez co wycierałam je o materiał ubrań. Nie sądziłam, że ktoś zacznie drążyć ten temat. Piekielnie drażliwy i ten, do którego przenigdy nie chciałam wracać nawet myślami. A teraz kolejne obrazy przewijały mi się przed oczami. Jeden za drugim, każdy gorszy od poprzedniego.
Ja na wybiegu, ciesząc się z tego co robię.
Ja udzielając wywiadu z fałszywym uśmiechem na twarzy.
Ja z Danielem, udawając fałszywą parę.
Ja kłocąca się z moim menadżerem.
Kolejna dieta i katorga na siłowni, żeby wpasować się w ideały.
Kolejne groźby.
Kolejna kłótnia.
Jego dłoń na moim policzku.
Ja kompletnie pijana na kolejnych imprezach.
Kolejne artykuły, niszczące moją reputację.
Próba rozmów z siostrami.
Kolejne groźby.
Aż w końcu ja w jego łóżku, kompletnie złamana.
A potem...
Potem była już tylko nicość.
***
Zawiało grozą:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top