55
Pov Adriana
- Daj mi jeszcze jedną szansę, a objecuję iż zrobię wszystko co tylko jest w mojej mocy by nam się ułożyło - niezbyt chciało mi się wierzyć w jego słowa. Już tyle razy mnie zawiódł i, że ogromną głupotą byłoby kolejny raz mu zaufać. Pokazałabym mu wtedy, że może on sobie ze mnie kpić ile tylko ze chce, a ja dalej będę mu przebaczać.
- Nie, wyczerpałeś już swój limit szans, więcej nie dostaniesz - oznajmiłam. Nie patrząc mu w oczy. Bałam się, że kolejny raz mu ulegnę.
- Przysięgam, że już więcej razy cię nie zawiodę - dotknął mojego ramienia. Przez moje ciało przeleciał pewnego rodzaju dreszcz. Nie potrafiłam tego opisać słowami, lecz doskonale wiedziałam iż przy nikim innym poza Louis'em czegoś takiego nie czułam.
- Już ci nie wierzę.
***
Nigdy nie znosiłam tego jak leżałam na łóżku przekręcając się z boku na bok próbując zasnąć. Wtedy do głowy przychodziły mi te wszystkie myśli, które w ciągu dnia skutecznie od siebie odrzucałam, niestety w tym momencie nijak mi to nie wychodziło. Cały czas zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam tak od razu odrzucając Louisa. Przecież jakby tak się dokładnie zastanowić to nikt poza nim nie wzbudzał we mnie tak skrajnych emocji. Nie mam pojęcia czy kiedyś go kochałam albo kocham, lecz jestem pewna iż żaden inny chłopak nie wzbudzał we mnie tylu uczuć co on.
Harry był od niego zupełnie różny. Bardziej opanowany, ale także potrafił być okrutny. W końcu to przez niego prawie umarł mój brat. A to nie działało na jego korzyść, a można powiedzieć, że wręcz przeciwnie. To bardzo mnie odstraszało.
***
Mało co w nocy spałam, a z samego rana obudził mnie telefon od mojej mamy, która to zadzwoniła do mnie z pretensjami czemu to ja do niej nadal nie przyjechałam. Byłam zaspana, więc jedynie do głowy przyszło mi to, że miałam dużo sprawdzianów w szkole i to takich, których pod żadnym pozorem nie mogłam ominąć. Niestety zbytnio mi nie uwierzyła i stwierdziła, że zapomniałam o własnej matce i się rozłączyła. Ta rozmowa tak mnie roztroiła, że pomimo tego iż była sobota i ledwo po siódmej rano to ja zdecydowałam wstać.
Poszłam, więc do kuchni i postanowiłam zrobić sobie śniadanie, które składało się z tostów i soku jabłkowego.
Gdy dojadałam swoje śniadanie to ktoś wszedł do mojego domu, a ja w myślach skarciłam się za to iż nie zamknęłam drzwi na klucz.
Na szczęście tym razem był to Dylan.
- Bardzo trudno cię zastać w twoim domu - zakomunikował do mnie z pretensją. No ostatnio naprawdę często wychodziłam.
- Miałam parę spraw do załatwienia.
- A nie mogłaś do mnie chociaż zadzwonić?
- Zapomniałam - starałam się zrobić dość niewinną minę. Zawsze mi w takiej sytuacji wybaczał.
- Okej, i tak nie umiem się na ciebie gniewać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top