45
Pov Adriana
Byłam wręcz wściekła na Nialla. I w ogóle to nie mogłam uwierzyć, że on mi zrobił coś takiego wiedząc, że nie chce oglądać Harry'ego. A tym bardziej z nim rozmawiać.
- I po co to wszystko? - Spytałam z jadem w głosie. Nie zamierzałam być dla niego miła po tym jak perfidnie mnie oszukał.
- Musicie poważnie porozmawiać, on naprawdę cię kocha i nie chce twojej krzywdy - zakomunikował mi, a ja jedynie prychnęłam.
- Nie chce - odpowiedziałam krótko. Uznałam, że nie było sensu tłumaczyć mu swoich powodów, bo on i tak pewnie by ich nie zrozumiał. A ja jedynie bym nadwyrężyła sobie gardło.
- Nie zachowuj się jak dziecko - pouczył mnie.
- A wy ciągle traktujecie mnie jak dziecko i nie pozwalacie mi podejmować samej decyzji - odrzekłam z wyczuwalną pretensją. Miałam nadzieję, że weźmie sobie te słowa do serca.
- Nie przesadzaj.
Opuścił samochód i zostawił mnie w nim samą, niestety długo to się nie nacieszyłam samotnością, bo po chwili na miejsce pasażera usiadł Harry.
Gdy tylko chciałam opuścić auto to on szybko i sprawie zamknął zamek.
- Przestań mnie ignorować - powiedział i położył dłoń na moim kolanie. Od razu ją straciłam.
- Jedyne co mogę ci powiedzieć to, to byś odwoził mnie do domu i raz na zawsze o mnie zapomniał.
- Przykro mi, ale nie mogę tego zrobić.
- To co, teraz to ty będziesz mnie więził? - Byłam zła, a nawet można by powiedzieć, że wściekła. Ciągle gada, że mnie kocha, a wcale nie liczy się z moim zdaniem.
- Jasne, że nie. Chce żebyś była ze mną z własnej woli, a nie dlatego, że ja ci każe. Nie jestem Louis'em i nie zamierzam cię bić ani krzywdzić. Chcę żeby była szczęśliwa - kątem oka na niego spojrzałam. Oczywiście nie zamierzałam tak łatwo dać się przekonać jego słowom. Przecież nie miałam żadnej gwarancji, że on tego wszystkiego dotrzyma. Równie dobrze mógł to zmyśleć na poczekaniu.
- A czego dokładnie ode mnie oczekujesz? - Zapytałam. Posłuchać nigdy nie zaszkodzi, a ja nie mam obowiązku się na to zgadzać.
- Że dasz mi szansę. Narazie wystarczy mi to, że będziemy się spotykać. Chciałbym jedynie byś traktowała mnie poważnie - złapał mnie za rękę i splótł nasze palce. Tym razem jednak nie wyrwałam dłoni.
- Nie wiem czy to się uda, bo ja wracam do matki.
- Zostań jeszcze trochę. Narazie nie mogę wyjechać, ale jak tylko sytuacja się zmieni to przysięgam, że wrócisz do swojej mamy. A ja wynajmę jakiś dom obok ciebie - tak naprawdę to jego propozycja średnio mi się podobała. Pragnęłam jak najszybciej się tylko da opuścisz to miejsce, którym nic dobrego mnie nie spotkało.
Lecz sądzę, że moja odmowa i tak nic by nie wskórała, więc niechętnie przyjęłam jego propozycję.
- Dobrze, zgadzam się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top