44


Pov Adriana

- Żadnego z was nie wybieram, odkąd obaj się pojawiliście to w moim życiu wszystko się pierdoli. Mam was dość! - warknęłam i pobiegłam korytarzem do wyjścia. W duchu cieszyłam się, że chociaż wykrzyczałam odrobinę tego czego miałam im za złe. Liczyłam jedynie na to, że zrozumieją ż jestem także człowiekiem i nie można mnie traktować jak rzecz.

Gdy już byłam przy drzwiach frontowych to ktoś chwycił mnie za ramię i mną szarpnął. Byłam prawie pewna, że to Louis, ale jak się odwróciłam to zobaczyłam Nialla.

- Odwiozę cię - zaproponował mi.

- Nie trzeba - mimo wszystkiego to on był z nimi i nie powinnam obdarzać go zaufaniem.

- Spoko, zawiozę cię do twojej mamy. Przysięgam - nie mam pojęcia czemu, ale jakaś cześć mnie kazała mi mu zaufać. A poza tym to i tak nie miałam innego wyjścia, sama bym się do domu matki nie dostała. I gdybym się tułała po mieście to zwiększyłoby się prawdopodobieństwo, że któryś z nich mnie znajdzie. A tego bardzo nie chciałam.

- Okej - z wachaniem przystałam na jego propozycję.

Poszliśmy razem do jego samochodu. Na szczęście   Harry przyjechał swoim, więc nie było problemu z jego powrotem, bo szczerze wątpię, że chciałby wracać z Louis'em. Prędzej by się pozabijali niż weszli do jednego auta.

- Zgodziłaś się z nim jechać czy cię do tego zmusił? - Spytał, włączając się do ruchu drogowego.

- Oczywiście, że zmusił z własnej woli nie wsiadłabym z nim nawet do auta. Jak wychodziłam z domu mojej koleżanki to unieruchomił mnie i zagroził, że wrzuci mnie do bagażnika. Wolałam już nie stawiać oporu i zrobić to co kazał.

- Bałem się o ciebie, tak samo jak Harry - oznajmił uważnie obserwując drogę. Prowadził dość pewnie i ostrożnie.

- Harry ubzdurał sobie, że mnie kocha i zaczął się zachowywać podobnie jak Louis. Tylko z jedną różnicą, chociaż mnie nigdy nie uderzył - choć tak jakby dobrze się zastanowić to wcale nie było mało. Harry mnie nie przerażał tak jak Louis. A to był już jakiś postęp.

- A ja myślę, że on naprawdę cię kocha. Był przerażony -przewróciłam oczami na jego słowa. Mogłam się domyśleć, że będzie go bronił.

- Ja także się bałam jak mnie porywał, albo oddał Louis'owi, który mnie wtedy zgwałcił.

- Przesadzasz - mruknął i zerknął na telefon, który zawibrował. Następnie włożył go do kieszeni spodni. Później zaczął skręca w las.

- Gdzie jedziemy? - powoli zaczęłam się zastanawiać czy na pewno dobrze zrobiłam wsiadając z nim do samochodu. Przecież on z własnej nieprzymuszonej woli zadawał się z tymi wariatami, więc do końca w porządku z nim być nie mogło.

- Zobaczysz - odpowiedział dość wymijająco, a mi automatycznie w głowie zapaliła się czerwona lampka. Gdyby samochód jechał trochę wolniej to może nawet  zarezykowałabym wyskoczenie z auta.

- A możesz tak konkretniej? - Spytałam już wyraźnie poddenerwowana.

- Za chwilę się przekonasz - oznajmił i się zatrzymał. A na poboczu przed nami był zaparkowany samochód Harry'ego. A on sam opierał się o maskę auta.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top