26
Pov Adriana
Jak się obudziłam to od razu zorientowałam się, że ktoś przy mnie siedzi. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że to nie Louis tylko Harry.
- Mam te tabletki dla ciebie, a i przyszedłem ci dotrzymać towarzystwa - nawet się trochę ucieszyłam. Z dwojga złego wolałam Harry'ego. Był dużo spokojniejszy od Louisa i bardziej opanowany.
- Jesteś na mnie zły? - nawet bym się zbytnio nie zdziwiła gdyby odpowiedział twierdząco. W końcu to jego zaufanie zawiodłam.
- Na początku byłem i to bardzo, ale później uświadomiłem sobie, że na twoim miejscu też bym tak postąpił. Louis mocno przegina.
- Wypuściłbyś mnie?
- Ta, ale nie ukrywam, że nadal bym chciał utrzymywać z tobą kontakt. Jak już wcześniej ci mówiłem, bardzo mi się podobasz - uśmiechnął się i złapał mnie za rękę. - Pomyślałem sobie, że dobrze by było gdybyś się do mnie na kilka dni. Sądzę, że tak byłoby lepiej.
To naprawdę nie był taki najgorszy pomysł. Louis wzbudza we mnie lęk. I strasznie bym się męczyła śpiąc z nim w jedyny pokoju i łóżku. Byłoby bardzo krępujące.
- Okej - miałam jeszcze coś powiedzieć, ale drzwi się otworzyły i wszedł przez nie Louis.
- Co ty tu robisz? - Spytał z niezbyt zadowoloną miną. Widać było, że nie cieszy go obecność Harry'ego.
- Siedzę z Adrianą, nie chciałem by czuła się samotna.
- No to możesz już sobie pójść. Już jestem.
- Myślę, że lepiej będzie jak Adriana pójdzie ze mną. Nie chcemy przecież byś znowu zrobił jej jaką krzywdę - miałam takie dziwne wrażenie, że Harry swym sposobem mówienia prowokuje Louisa. Bałam się jedynie tego, że mogę to ja za to oberwać.
- Nie martw się, zamierzam teraz o nią dbać. Jak o największy skarb - Harry podniósł się z pozycji siedzącej i ustał naprzeciwko Louisa. Aż z daleka było widać, że emocje z ich obojga bujają. Musiałam jakoś zareagować, bo jakbym nic nie zrobiła to doszłoby do jakiejś katastrofy.
- Źle się czuję - i właśnie te wypowiedziane przeze mnie słowa sprawiły, że przestali na siebie patrzeć i swoje oczy skierowali wprost na mnie.
- Potrzebujesz czegoś? - Spytał Louis.
- Tak, spokoju - tylko Harry zrozumiał aluzję, bo opuścił pomieszczenie, za to Louis przysiadł obok mnie.
- Dobrze, że nareszcie sobie poszedł. Mamy możliwość spokojnego porozmawiania - nic mu nie odpowiedziałam tylko czekałam na wykład. - Możesz być pewna, że już cię nie uderzę, ani nie skrzywdzę, ale także nie mogę pozwolić na to żebyś odeszła. Wcześniej chciałem ci dać wybór, ale z niego nie skorzystałaś, więc niestety, ale będziesz zmuszona tu zostać na zawsze.
Jeszcze zobaczymy.
Następny w piątek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top