19
Pov Adriana
Siedziałam na kanapie oglądając telewizje. Nie myślałam już o ucieczce, bo skoro za miesiąc mieli mnie wypuścić to, to nie miałoby już sensu. A mogłoby ich tylko to zdenerwować.
Nagle ktoś zakrył mi oczy ręką, a drugą usta. Zaczęłam się trząść ze strachu, bo przez myśl mi przeszło, że ktoś napadł na ich dom.
- Tak za tobą tęskniłem kochanie - przez ten strach nie potrafiłam rozpoznać kto to powiedział Harry czy Louis.
Powoli ten ktoś zaczął zabierać rękę, a ja zobaczyłam przy sobie niebieskookiego szatyna.
- Oszalałeś! Prawie dostałam przez ciebie zawału - od razu na niego naskoczyłam. Byłam wprost wściekła.
- Nie denerwuj się tak kochanie. I najlepiej daj mi buziaka - nim zderzyłam jakoś zareagować to jego usta już znalazły się na moich. Przez to, że trzymał moją głowę to nie mogłam się odsunąć.
- Czemu to zrobiłeś? - Nie byłam jego dziewczyną, więc nie powinien mnie tak po prostu całować.
- Jesteśmy parą, więc to normalne ślicznotko - przysiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
- Właśnie, że nie jesteśmy. Nie zgodziłam się na nic takiego. Za miesiąc zamierzam się stąd wyprowadzić.
- To jest dopiero wstępne postanowienie, zawsze mogę je zmienić - zagroził.
- Nie tak, żeśmy się umawiali - przypomniałam mu. Nie zamierzałam spędzić w tym miejscu więcej niż te obowiązkowe trzydzieści dni.
- A ja uświadomiłem sobie, że za bardzo mi się podobasz bym tak po prostu z ciebie zrezygnował - odsunęłam się od niego na drugi koniec kanapy.
- A ja zaczynam cię mieć coraz bardziej dość - warknęłam w jego stronę. Nie zamierzałam kryć swojego zirytowania.
Co chyba go mocno zdenerwowało, bo chwycił moją rękę i przyciągnął mnie do siebie tak, że nasze nosy prawie, że się stykały. Jego wyraz twarzy także nie był zbyt wesoły.
- Powoli zaczynasz się zapominać. Ja ze chcę to będę cię na zawsze już tu trzymał. Bardzo mi się podobasz, ale moja cierpliwość także ma swoje granice i uwierz mi nie chcesz ich przekroczyć - jego palce prawie, że miażdżyły mój nadgarstek, byłam pewna, że pozostaną mi po tym wyraźnie zasinienia.
***
Siedziałam w swoim pokoju, mój humor był naprawdę okropny. Moja sytuacja jest teraz nie do po zazdroszczenia. Brakuje mi teraz tylko tego by Harry zaczął mnie czymś szantażować, wtedy to już by mi tylko zostało strzelić sobie w łeb.
Wstałam i przeszłam się po pomieszczeniu. Musiałam jak najszybciej wymyśleć jakiś plan żeby się uwolnić od nich wszystkich.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, pozwoliłam tej osobie wejść.
Po chwili moim oczom ukazał się Harry. Nawet mnie to zbytnio nie zdziwiło.
- Pomyślałem sobie, że jakbyś zechciała to mogę cię zabrać do kina, albo do kawiarni - zaproponował.
- Jasne, z chęcią - najwidoczniej uda się się od nich uciec jeszcze szybciej niż na początku sądziłam.
Następny w piątek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top