12

Pov Adriana

- Próbowałem ich namówić by tego nie robili, lecz nie słuchali - czyli to jednak byli oni. Nie to, że mnie uprowadzili to jeszcze zamordowali mi brata, pewnie teraz mnie także zabiją. Nie jestem im już do niczego potrzebna.

- Jak to się stało?

- Dostał kulę w głowę, nie cierpiał - to było liche pocieszenie, lecz chociaż takie.

- Chcę go zobaczyć. Zabierz mnie do Chrisa - poprosiłam go. Pragnęłam ostatni raz się z nim pożegnać.
  
- Niestety to jest niemożliwe. Jego ciało zostało od razu wrzucone do rzeki - jak to usłyszałam to wybuchłam głośnym płaczem.

Teraz to nie będę już mogła nawet go ostatni raz przytulić, ani zobaczyć jego twarzy. Nie nakrzyczy już na mnie, że znowu nie wróciłam na czas. Nie odwiezie mnie już do szkoły, nie odegna ode mnie żadnego chłopaka.

Straciłam mojego braciszka na zawsze.

- Przestań płakać - kciukami otarł moje łzy. Następnie mnie objął, uspokajająco głaskał mnie po plecach. Niestety w ogóle to nie działało. - No już śliczna, nie chcesz się chyba rozchorować - szczerze to było mi wszystko jedno. Nie miałam już prawie nikogo no poza rodzicami, a tak naprawdę to tylko matkę mój  biologiczny ojciec umarł jak miałam pięć lat. Drugi mąż mojej mamy nie jest jakiś najgorszy lecz to już nie to samo.

- Mój brat umarł, a teraz pewnie i ja zginę. Jak mam się uspokoić?

- Nic ci się nie stanie skarbie. Nie pozwolę im cię skrzywdzić - mocnej mnie do siebie przyciągnął. Oparłam swoją głowę o jego klatkę piersiową.

- Nie będą cię słuchać, on mnie najpierw zgwałci, a potem zabije - byłam prawie, że pewna iż za tym wszystkim stoi Louis, który to nadal jest na mnie zły.

Złapał moją twarz w swoje dłonie tak, że byłam zmuszona mu spojrzeć w oczy.

- Nikt cię już więcej nie zgwałci, mogę ci to przysiądź - coś w środku podpowiadało mi, że mówi prawdę. Nie mam pojęcia co sprawiało iż zaczęłam obdarzać go zaufaniem.

- Zabierz mnie stąd - poprosiłam go. Nie potrafiłabym na nich patrzeć, przypominaliby mi oni o śmierci moje brata. I o tym jak go zamordowali.

- Narazie nie mogę, ale obiecuję, że w najbliższym czasie postaram się byśmy się stąd wyprowadzili. Późnej zamieszkamy sami - wszystko było lepsze od przebywanie z tymi mordercami.

***
Leżałam na łóżku przytulając poduszkę w pokoju Harry'ego. Zrezygnowałam z przyniesieniem się do innego pomieszczenia. W tej sytuacji wolałam zostać z Harry'm, z nim czułam się w miarę bezpiecznie.

Nagle usłyszałam jak drzwi się otwierają. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Nialla. Może i wcześniej ucieszyłabym się na jego widok, ale teraz tak nie było.

- Rozumiem, że jest ci smutno, więc przyszedłem cię pocieszyć.

- Wyjdź stąd - odwróciłam od niego wzrok. Nie chciałam jego towarzystwa.

- Czemu? - Zamiast opuścić pokój to się jeszcze do mnie zbliżył.

- Bo nie chcę nawet na ciebie patrzeć, więc zostaw mnie w spokoju - powiedziałam to tak dosadnie, że zrozumiał i sobie poszedł.

A ja wróciłam do dalszego opłakiwania mojego brata.


Było by miło gdybyście wyrażali swoją opinię na temat rozdziałów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top